Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

Głowacica wędkarza myślącego...

Napisane przez Paweł Bugajski , 18 listopad 2018 · 4388 Wyświetleń

Cześć!

 

Załączona grafika

 

Piszę do Was po lekturze ciekawej książki, po przestudiowaniu "Głowacicy wędkarza doskonałego" pod redakcją dr Stanisława Ciosa.
Na naszym portalu napisano już niemało na temat tego wydawnictwa, pojawiły się zarówno uwagi krytyczne jak i te doceniające wysiłek autora i zawartość "Głowacicy..."
Powyższe uwagi mogą wydać się subiektywnymi, popełniłem bowiem półtorej strony na temat Gwdy i obecności w niej miedzianej ryby, a Staszek uznał krótką opowiastkę za godną umieszczenia w swej książce.

 

Załączona grafika

 

Jeśli więc uznacie, że "współautorstwo" czyni mnie recenzentem nieobiektywnym zaniechajcie niezwłocznie dalszej lektury. ;)
Jeśli jednak tak nie sądzicie...zapraszam :)

 

Otóż książka jest bardzo ciekawa, nieźle wydana, uzupełniona fotografiami i ma charakter, że tak powiem " mozaikowy"

 

Duża część informacji dotyczy Klubu "Głowatka", interesującą historię grupy przyjaciół opisuje potoczyście Wojciech Łopatka. Poprawna polszczyzna najwyższych lotów, cóż, ten aspekt lektury zawsze był dla mnie istotny. Spotkania klubu, licytacje, wykłady, tradycja...Dobrze, że utrwalone, udokumentowane...

 

Inną nieco wartość niesie relacja Władysława Jandury, surowa w formie, fascynujaca w treści... Słynne 14.10 - Grunwald? :D
Podobnie wspomnienie Zbigniewa Krzepowskiego, historia Jego przeprowadzki nad Dunajec, opis domku w którym miałem przyjemność gościć w końcu lat 70 tych. Wąskie schodki na poddasze, prośba gospodarza by nie tupać zbyt ochoczo, bowiem strop niepewny...ech...

 

Następne relacje, kolejni łowcy i wieńczący tę część materiał Piotra Zieleniaka. Po lekturze tej części książki jeszcze bardziej doceniam obecność wielu z współautorów na naszym forum :)

 

"Rys historyczny połowu głowacicy" to część w mojej ocenie fascynujaca.To właśnie u Staszka, u dr Stanisława Ciosa cenię najbardziej. Przywoływanie dawnych relacji, sięganie do tekstów źródłowych, umieszczanie starych fotografii, cytaty, mozolne wydobywanie faktów z mroków przeszłości...
To oczywiście mozolna praca i niełatwa jej efektów lektura, ale uwierzcie...to pozostanie, i to po jakimś czasie będzie materiałem dla następców...
Tam też na stronie 139 kilka moich, będących odpowiedzią na propozycję autora, zdań.

 

Czy możemy literalnie, z aptekarską wręcz dokładnością traktować dawne zapiski i opowiastki? Polegać na podanych datach, miejscach i centymetrach w sposób bezkrytyczny? Z pewnością nie, co jednak dla każdego badacza zajmującego się przeszłością jest zrozumiałe, a czego świadomymi powinni być także potencjalni czytelnicy. Być blisko prawdy, tak blisko jak to możliwe, zdając sobie jednak sprawę z oczywistych ograniczeń (czas płynie, pamięć eroduje :( )

 

"Rekordowe polskie głowacice" to informacja o największych złowionych rybach, okolicznościach połowów, łowcach i łowiskach...
Ciekawe jak zasada c&r w połączeniu z bardzo kiepską rejestracją połowów ogranicza możliwość oceny rybostanu i wielkości okazów.

 

"Zarybienia i ochrona" - tu omówiono aktualności dotyczące tej kwestii, z przykrością należy zauważyć bezradność i brak spójnej idei łączącej zainteresowanych i decydujących...Piękne rzeki, liczne grono hobbystów, coraz większe pieniądze i ...nadal miedziana populacja będąca na granicy egzystencji...
Gorzki, bolesny problem...

 

"Silva rerum" (zbiór najróżniejszych wiadomości) to kolekcja ciekawostek, dokumentów, obrazów (w tym zdjęcie polskiej głowacicy ważącej 32 kg), z pewnością godnych zainteresowania. Rysunki Jacka Brodowskiego, historia znaczków pocztowych które projektował, jakie nosiły nominały i dlaczego - naprawdę ciekawe. Znajdziemy tu także informacje o pokarmie ryb, tak trudne do zweryfikowania dziś, w dobie no kill, odcinków specjalnych i innych poczynań zgodnych ze zdrowym rozsądkiem. Warto wyciągnąć wnioski z obserwacji poczynionych w innych czasach, w innych uwarunkowaniach.

 

"Polskie relacje o tajmieniach..." Cóż, kolejna perła. Jerzy Putrament, Jarema Stępowski, także współcześni łowcy nadal kultywujący dalekie wyprawy, ale to co urzekło mnie najbardziej to fragmenty prozy Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego.
Naprawdę bluźnierstwem byłoby cytować, streszczać, polecam zatem oryginalny tekst erudyty, patrioty i antykomunisty.

 

https://pl.wikipedia...and_Ossendowski

 

W "Głowacicy wędkarza doskonałego" znajdziecie wskazówki, które z licznych dzieł autora dotyczą przyrody, przygody i naszego hobby.Nie pomińcie tego działu, kończy książkę co prawda, tam już przypisy niedaleko i raczej rysunki niż zdjęcia, ale...warto!

 

"Bibliografia". Około trzynastu stron prezentujących źródła zaświadcza o poważnym podejściu do podjętego wyzwania. Uporządkowane informacje o autorach odpowiednio cytowani twórcy, tu widać, że mamy do czynienia z naukowcem znającym warsztat i zasady posługiwania się użytym piśmiennictwem.

 

Napisałem powyżej, że książka ma charakter "mozaikowy". Tak właśnie jest, bowiem fragmenty beletrystyczne przeplatają się z tzw. twardą nauką tworząc interesującą, będącą rarytasem na naszym księgarskim rynku, całość.

 

Z obowiązku recenzenta (tak jakoś wyszło) pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka wątpliwości.

 

Tabela 5 na stronie 152 - co oznacza "spinning", określenie umieszczone pomiędzy typami przynęt?
Tabela 11 na stronie 189- czy płetwy brzuszne nie zostały nazwane piersiowymi?
Akapit 18 strona 231- czy "hajrus" to kiełbik jak sugeruje tekst (w nawiasie), czy też może lipień( po rosyjsku harius), co nasunelo się mnie? :blink:
Wszak HARIUS to nazwa dobrze znana kupującym polskim muszkarzom... :D

 

Reasumując szczerze polecam lekturę, a informacje widoczne poniżej przybliżą sylwetkę Tego Któremu Się Chciało.

 

 

Załączona grafika

 

pozdrawiam - Paweł






 

Odpowiadając koledze mart123, Darkowi - jak wywnioskowałem z wcześniejszych komentarzy - odpowiem, że chętnie poczytam o koncepcjach ochrony głowacicy. Oczywiście bądźmy na ty mart123(Darku?) i zapraszam do komentowania.

 

Miło mi Pawle.

Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko,  szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio.  Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi.  Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć.  Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku. 

Pozdrawiam

Darek

No i jeszcze pytanie do moderatorów.Dlaczego teksty Sławka podświetlają się na różowo?

 

Ważnie żeby nie na tęczowo.

    • Sławek Oppeln Bronikowski i Paweł Bugajski lubią to
Zdjęcie
robert.bednarczyk
22 lis 2018 21:32

No i jeszcze pytanie do moderatorów.Dlaczego teksty Sławka podświetlają się na różowo? Rozumiem, że dla zwrócenia uwagi na jego inteligentne refleksje.Też tak bym chciał!!!


Pawełku, jako człowiek zawsze pozytywnie myślący, sądzę, że to ukłon w stronę Sławka ze strony moderatorów, a jego celem jest podkreślenie wyrazistości i ogromnej wagi poglądów autora. Też marzę o takim wyróżnieniu .....,jednak widać nie zasłużyłem.
    • Paweł Bugajski lubi to
Zdjęcie
Rheinangler
25 lis 2018 09:37

Miło mi Pawle.

Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko,  szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio.  Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi.  Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć.  Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku. 

Pozdrawiam

Darek

Nie mogę się nie zgodzić z tą Darka analizą...

Przed kilku laty z powodu jakieś tam "zamieszania wokół głowacicy" wypowiedziałem się w podobnym co Ty Darku tonie o aktywności i jakby to nazwać...hmm... "pozycji" w świadomości przecietnego wędkarza Klubu Głowatka....

Nie che mi się szukać w zasobach forum tego "świętego oburzenia", nie chcę wymieniać, choć pamiętam adwersarzy, wolę sobie pomyśleć, ze coś dojrzeli

w skrzypiącej łoscypkiem rzeczywistości...

Do Twojej wypowiedzi dodał bym Darku jeszcze jeden aspekt lokalnych kontroli.

Nigdy i w żadnym aspekcie na Podhalu nie będzie funkcjonowała kontrola, gdzie Jasiek od Gąsieniców będzie kontrolował Józka od Krzeptowskich...

Chyba,- chyba, że będą mieli w tym dobry interes albo będzie to w poprzek ich namacalnym interesom, albo będą skłóceni....

Takie jest Podhale, tacy są w większości górale, co pisze ze smutkiem bo uważam się za jednego z nich, ale to nie jest powodem by być ślepym....  

 

PS

Nazwiska znaczących góralskich rodów użyłem jedynie dla spójności przekazu, dla ceprów,- całkowicie i bez jakiejkolwiek związków z tematem kłusownictwa.

Tę, tylko z pozoru rzadko spotykana solidarność mogą także zobrazować słowa, które przypomniał mi Jan Klata w swojej wypowiedzi dla onetu, po otrzymaniu ostatniej europejskiej nagrody teatralnej " Ibsen pisał ( we "Wrogu ludu" )  że największym wrogiem prawdy jest zwarta większość" 

Swoją drogą warto przeczytać  ;)

    • mart123, Paweł Bugajski i Krzysiek P lubią to
Zdjęcie
Paweł Bugajski
25 lis 2018 19:04

Dziękuję za komentarze, faktycznie dbałość o głowacicę, o jej rozród i spokój domowy, o limity i okres połowu są niezbędne w obliczu niemałej presji.Wiele uwag Darka trafia w punkt, co istotne, są to uwagi które w realizacji pozwoliły by na ochronę także innych cennych gatunków.

Tu muszę wspomnieć o pstrągu potokowym w dorzeczu Gwdy...ta ryba staje się reliktem.

Mój tekst, blogowy wpis ocenia książkę, książkę jako przedmiot lektury, jako świadectwo teraźniejszości i wspomnienie przeszłości.

Moja wysoka ocena jest oczywiście niezmienną, jednak wiele uwag o prozie życia i zagrożeniach dla gatunku będzie  inspiracją dla z nas ( w tym jak sądzę i Autora)do lokalnych nacisków na decydentów i ...tak tak, nawet wieloletnich przyjaciół.

Darku, to mój apel - nie pomijaj okazji do upowszechniania swych poglądów. Książka to nośnik o niebywałej długowieczności.

 

Nigdy i w żadnym aspekcie na Podhalu nie będzie funkcjonowała kontrola, gdzie Jasiek od Gąsieniców będzie kontrolował Józka od Krzeptowskich...

  

 

 

Dokładnie to jest powodem swobodnego funkcjonowania nocnego kłusownictwa w Krościenku - rozmawiałem o tym z mieszkającymi nad rzeką strażnikami działającymi na OS Dunajec, którym absolutnie nie w głowie jest zwalcznie tego procederu. Otwartym pozostaje pytanie, czy takie "ustawienie" to wyłącznie przypadek i niedopatrzenie.  

    • border river lubi to

Kłusownictwo jest problemem społecznym, a nie czysto rybackim. Kwitnie od niepamiętnych czasów (najstarsze znane zapisy są z czasów Kazimierza Wielkiego, o czym pisałem swego czasu). Kolejne wylewanie łez nie ma sensu, bo to i tak nic nie da. To samo jest z niszczeniem środowiska, szybką i po pijanemu jazda samochodem, itd. Społeczeństwo należy edukować. Nie widzę lepszej drogi. Moje działania są podejmowane na rzecz właśnie tego celu. Jeśli ktoś ma jakiś inny, lepszy pomysł, to gorąco zachęcam do jego realizacji. Ja już mam dosyć malkontenctwa i nie chce mi się tym zajmować, bo to jest strata czasu.

Swoją drogą, skoro kłusownictwo kwitnie w najlepsze, to oznacza, że jest dużo ryb, bo kłusownikom się to opłaca. Nie ma kłusowników tylko tam, gdzie nie ma ich ofiar.

Kłusownictwo jest problemem społecznym, a nie czysto rybackim. Kwitnie od niepamiętnych czasów (najstarsze znane zapisy są z czasów Kazimierza Wielkiego, o czym pisałem swego czasu). Kolejne wylewanie łez nie ma sensu, bo to i tak nic nie da. To samo jest z niszczeniem środowiska, szybką i po pijanemu jazda samochodem, itd. Społeczeństwo należy edukować. Nie widzę lepszej drogi. Moje działania są podejmowane na rzecz właśnie tego celu. Jeśli ktoś ma jakiś inny, lepszy pomysł, to gorąco zachęcam do jego realizacji. Ja już mam dosyć malkontenctwa i nie chce mi się tym zajmować, bo to jest strata czasu.

Swoją drogą, skoro kłusownictwo kwitnie w najlepsze, to oznacza, że jest dużo ryb, bo kłusownikom się to opłaca. Nie ma kłusowników tylko tam, gdzie nie ma ich ofiar.

 

Chciałbym przekonać się o efektach tego nauczania - poproszę o jakieś statystyki dot. kłusownictwa sprzed i po wprowadzeniu działań edukacyjnych. Lepsza droga jest: lobbing na rzecz zaostrzenia kar za kłusownictwo, zarówno wewnątrz Związku jak i na zewnątrz, za zrównaniem go w sensie odpowiedzialności prawnej z pospolitą kradzieżą ale to nie ja mam lobbować, bo mnie nikt nie będzie słuchał a Zarządy Okręgów i Główny. Kłusownictwo nie kwitnie a kwitło (cz. przeszły), jak ktoś bywał nad wodą głowacicową odpowiednio często to zna problem. Jeszcze tli się punktowo, tam gdzie ostały się niedobitki tej ryby.

    • Krzysiek P i border river lubią to

Kłusownicy nie czytają książek. Mogę natomiast wskazać na zmiany w świadomości wędkarzy w podejściu do ochrony ryb, np. przez pryzmat redukcji liczby zabijanych ryb, wprowadzenia różnych ograniczeń, itd. Wystarczy spojrzeć, na przepisy wędkarskie i ich ewolucję po 1990 r. Wcale nie twierdzę, że to jest moja zasługą. Daleko mi do tego, ale ziarna nowego podejścia zasiałem m.in. ja.

 

A czy są jakieś są jakieś dane nt. skutków rzeczonego lobbingu? Chętnie bym się z nimi zapoznał. Nie liczyłbym zbytnio na Zarząd Okręgu lub Główny, choć rzeczywiście są predestynowane do tego. Znam osoby w ZG lub w pewnym ZO, które nie tylko nie miały pojęcia o wędkarstwie i ichtiologii, ale także o zarządzaniu i ochronie ryb.

Chwała bohaterom siewu idei C&R! Szczególne podziękowania ślą kłusole znad Dunajca i Popradu, z umorzonymi w związku z niską szkodliwością postępowaniami.
Zdjęcie
Paweł Bugajski
26 lis 2018 18:37

Kłusownictwo jest problemem społecznym, a nie czysto rybackim. Kwitnie od niepamiętnych czasów (najstarsze znane zapisy są z czasów Kazimierza Wielkiego, o czym pisałem swego czasu). Kolejne wylewanie łez nie ma sensu, bo to i tak nic nie da. To samo jest z niszczeniem środowiska, szybką i po pijanemu jazda samochodem, itd. Społeczeństwo należy edukować. Nie widzę lepszej drogi. Moje działania są podejmowane na rzecz właśnie tego celu. Jeśli ktoś ma jakiś inny, lepszy pomysł, to gorąco zachęcam do jego realizacji. Ja już mam dosyć malkontenctwa i nie chce mi się tym zajmować, bo to jest strata czasu.

Swoją drogą, skoro kłusownictwo kwitnie w najlepsze, to oznacza, że jest dużo ryb, bo kłusownikom się to opłaca. Nie ma kłusowników tylko tam, gdzie nie ma ich ofiar.

Tu drogi Stasiu zgody nie ma. Edukacja powinna być wzmocniona rygorystycznym i bolesnym karaniem. Jedno nie wyklucza drugiego, a nawet możemy mówić o synergiźmie. Podobnie mam wątpliwości co do Twej oceny kłusownictwa, może upraszczam, ale Twym zdaniem  "ryby są bo ktoś kłusuje", a może odwrotnie co zresztą nie zmienia sensu przekazu. Otóż ostatni tur padł w 1755 w Prusach Książęcych z rąk kłusownika...ostatni na swiecie, a mimo tego - skłusowany.Tak więc kłusownictwo może przeżyć swe ofiary...

pozdrawiam Cię

    • mart123 i Krzysiek P lubią to
Zdjęcie
border river
26 lis 2018 21:50

Żeby synergizm był kompletny konieczny jest jeszcze jeden czynnik. Tzw nieuchronność kary ( bolesnej oczywiscie ).Czyli przysłowiowy  "Jasiek od Gasienniców"  musi chcieć capnąć kłusownika Józka K.i musi być w tym pieruńsko skuutecny.  A z tym 'chceniem"  -jak wykazano wyżej jest problem. Zatem wracamy do punktu wyjścia. :). Edukacja kłusowników..? mity, fikcja, iluzja. Oni są może i zainteresowani jakąs forma edukacji , ale bardziej w zakresie swojej skuteczności i sprytu,  żeby nie dać sie złapać " Jaaskowi".  Moze tsa wprowadzic hań obcy element cyli ceprów :)

    • mart123 i Krzysiek P lubią to
Zdjęcie
Rheinangler
26 lis 2018 22:03

Trudno się nie zgodzić z tezą Pana Stanisława, że tylko edukacja przynosi trwałe zmiany zachowań, jednak by głowacica nie podzieliła losów Tura o którym Paweł wspomina konieczna jest także doraźna reakcja. Czekanie aż czynnik "ekonomicznego bilansu" wygoni kłusownika znad wody uważam jednak za nie trafiony, dlatego, że dla człowieka ograniczonego do instynktownych zachowań każde dobro pozyskane bez nakładów jest warte zachodu...

Sytuacja jawi mi się jak tak jak powiedzeniu  Churchilla   " z cała pewnością demokracja nie jest najlepszym systemem, ale jak do tej pory nikt nie wymyślił nic lepszego..."

    • Paweł Bugajski lubi to

Podobnie jak pominięty został największy pstrągarz Warmii i Mazur - Piotr Piskorski w książce Roberta Kosteckiego. Tak nie powinno się robić, bo to wywołuje pewne frustracje i rany.

 

Nie został pominięty, po prostu się nie załapał ze względu na wiek. Jest za młody. Książka obejmuje lata 1945-1980.

    • Paweł Bugajski lubi to
Zdjęcie
Paweł Bugajski
13 gru 2018 17:57

Moje roczniki-fajnie usłyszeć, że "za młode"