Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

A jednak...

Napisane przez thymalus , 06 kwiecień 2016 · 3123 Wyświetleń

Po przeżyciach na Wkrze jakoś odechciało mi się łowienia na muchę. Ze spinningiem uganiałem się po rzeczkach pstrągowych, potem trociowych. Do muchy już nie wrócę - mówiłem sobie. Jakże się myliłem i jaka cudowna to była pomyłka.
Był ostatni albo jeden z ostatnich dni roku szkolnego i zastanawialiśmy się gdzie jechać. Maniks namawiał mnie na San. Broniłem się mówiąc, że sprzedałem swoją muchówkę i to był mój koronny argument. Maniks z kolei nie dawał za wygraną i tłumaczył, że mogę łazić ze spinningiem. Wracając ze szkoły weszliśmy do Ośrodka Kultury Czeskiej. Bywało tam sporo sprzętu wędkarskiego w tym poszukiwane teleskopy Sona, kołowrotki TOKOZ itd. Jak się udało kupić jakiś poszukiwany teleskopik na giełdę na Skrze się go brało i sprzedawało z kilkukrotnym zyskiem. Dziś to przedsiębiorczość, wtedy to była spekulacja i było karane.

 

Wchodzimy, a tam leżą muchówki szklane robione podobno na licencji Szekspira. (piszę fonetycznie) Błysk w oku Maniksa, a ja wiedziałem, że nie mam wyjścia. Stałem się znów posiadaczem muchówki i zapadła decyzja - jedziemy nad San. Kilka telefonów do znajomych po resztę sprzętu - sznur, kołowrotek (muchy Maniks kręcił już całkiem znośne).
Na chwilę zatrzymam się przy muchówce. Była to "piątka" 2,7 m. Akcja krowi ogon, rękojeść z jakiejś mielonej korkogumy strasznie wąska. Po dniu łowienia miałem na łapie regularne odciski. Ale był San i mogłem łowić nawet batem.
Nad Sanem jesteśmy wczesnym popołudniem. Z mostu widzimy oczywiście stojące przy pierwszym filarze kabany, które przez cały okres pobytu (miesiąc) nie udaje się nam złowić. Szukamy najpierw noclegu. Tak trafiamy do "dziadka" w Huzelach, z którym zaprzyjaźniamy się i mieszkamy już stale. Nad wodą jesteśmy około 17. Zaczynają się wyjścia. Woda się gotuje, ci którzy w tym czasie łowili wiedzą o czym mówię. My mając doświadczenia z rzek nizinnych tak oceniliśmy - małe oczka, uklejka, większe jelce i klenie, a największe lipienie i pstrągi. Kurcze, to były same lipienie i pstrągi... Moja muchówka jest diablo miękka. Do tego zupełny brak doświadczenia. W efekcie koszmarna ilość ryb odpływa z muszkami w pysku. Na szczęście "u królowej" zatrzymują się koledzy z Bzdykfusa. Rafał Cissowski, Zbyszek Baciński zaczynają mozolną naukę. W przypon wmontowują mi nawet gumowy amortyzator i zaczyna być coraz lepiej.

 

San 1986 lub 5 pamięć zawodzi to cudowne wspomnienia. Coś czego nie da się zapomnieć jeśli chodzi o ryby. Lipienie są wszędzie. To jest tak, jakby dzisiejszy OS rozciągnąć na całą rzekę i podnieść (nie wiem do jakiej potęgi). Pomiędzy pierwszym i drugim zakrętem w dół od mostu w Lesku mniej więcej w połowie pod brzegiem od strony leska pas podwodnego zielska i pływające obok tego tysiące kleni. Nieco niżej, bliżej drugiego zakrętu bród. W pewnym momencie dostrzegamy wpływającą na niego potężną szarą plamę. Płynie bliżej i zaczynamy dostrzegać błyski. To stado świnek. Nie wiem ile mogło liczyć. Rynna na drugim zakręcie cudne brzany. Pstrągi, lipienie podnoszące się regularnie. Płań w Hoczwi, miejsce magiczne z potężnymi lipieniami i potokami. Wszędzie ryby łowi się na suchą. Umiejący posługiwać się długą nimfą mają jeszcze lepsze wyniki ale mało kto tak łowi. Na dolną nimfę nie widziałem w tym czasie nikogo łowiącego.

 

Jest niestety i druga strona. Stojąc na moście w lesku widać linię wędkarzy. W Łączkach obozowisko z przyczepami. Obozowisko przy "szachownicy" (łąka przed pierwszym zakrętem w dół od mostu). Dymiące się wędzarenki, koszyk na każdym ramieniu. W koszyku komplet 5 sztuk. Na brzeg, wysypanie "towaru" żona albo dyżurny kumpel zajmuje się rybką, a wędkarz po drugi, trzeci itd komplet. Ile się da.
Na pierwszym zakręcie poniżej mostu, "pod skałką" rynna. Na brzegu trzech panów niczym trójka murarska. I też trzepią 1000 procent normy. Jeden rzuca niewielką kulkę zanętową. Ten w środku ma w łapach Germinę 8 m wprowadza w smugę zanęty i świnka już wygina kijek. Sprowadza ją z prądem gdzie trzeci z kolegów długim podbierakiem ją wyciąga. To są świnki medalowych rozmiarów. Po kilku rybach następuje zmiana przy wędce. Ręce muszą odpocząć od ciężkiej wędki. Widziałem jak po dniu łowienia panowie wynosili plastikowy wór po nawozach ryb. Kilkadziesiąt kilo ryby.
W 1987 roku pojawiają się pierwsze rejestry połowu. Trzeba mieć pry sobie rejestr i każdą zabraną rybę wpisać od razu w wodzie w kartę. Są kontrole, W promieniu 100 km nie można kupić ścieralnego długopisu....
W 1988 roku można złowić ryby albo ledwie miarowe albo niedobitki dużych. Wszystko co po środku jest już zjedzone.
W 1988 roku zakochuję się w dorzeczu Gwdy.
cdn






"Smutny jak San" :(
    • Friko lubi to

Aż mi ciężko uwierzyć, że w wodzie mogło być tyle ryb, no ale cóż... w 1986 to ja się dopiero rodziłem ;)

Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
07 kwi 2016 17:26

Tak rybnie było nie tylko na Sanie..:(

To fakt... Wiem że troszkę to niepolityczne co napisałem. Bo Sanu nie wybili rybacy, ścieki, kormorany, kłusownicy...W sumie jednak kłusownicy ale elitarni bo z suchą na końcu...

    • Friko i Sławek Oppeln Bronikowski lubią to

Mój śp. dziadek mi opowiadał jak to kiedyś było...

Warta, brał babmusa, pojemnik pęczaku i szedł.

Siadał byle gdzie, machnął garścią pęczaku i łowił...

W godzinę nałowił tyle, że sześcioosobową rodzinę by wyżywił.

Wtedy, dla mnie, to co opowiadał, było "wędkarskim gadaniem"

Teraz wiem, że mówił prawdę.

Łowię prawie trzydzieści lat i widzę co się dzieje :(

A co było przede mną? Co będzie dalej???

Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
08 kwi 2016 11:55

Dalej będzie lepiej.. Ockniemy się z letargu i wewnętrznej emigracji..

    • robert.bednarczyk lubi to
Zdjęcie
Paweł Bugajski
09 kwi 2016 11:14

Zgrabnie to ująłeś, pod powiekami te same widoki.

Mieszkałeś pod Gruszką w Łączkach?Taki stary zajazd.My z Szymskim raz czy 2, potem u Andrzeja rzeźbiarza w Hoczwi, tam już wielokrotnie.

Nad rzeką było własnie tak, wieczorne zerowanie na płyciznach, pod brzegami, potokowce, chrusciki...wielkie lipienie na głębokich płaniach, woda prawie stojaca, setki rzutow,w końcu branie.Magia.

pozdrawiam, pisz.

Mieszkałem u "dziadka" w Huzelach, drugi dom za mostem w dół rzeki. Pod Gruszką nigdy nie mieszkałem. Czasem u "królowej". Wojtek Szymski pamiętam też często mieszkał u któlowej. Pamiętam jak akurat wrócił ze stanów i przywiózł Winstona. 2,4 #3 Szokujące było wziąć go do ręki, Nie wiem czy nie miałeś potem tego kijka. 

    • Paweł Bugajski lubi to
Zdjęcie
Paweł Bugajski
09 kwi 2016 19:15

Mam ten kij..To 5 wt, 8 stóp 6 cali 3 częsci , spigoty..Odlot.Ducha ma i nadal ciety!

Głowę bym dał, że to była "trójka". Zważywszy, że Szymek trochę kijków miał to możemy mówić jednak o dwóch różnych wędkach :)

Kwiecień 2024

P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
222324 25 262728
2930     

Ostatnie wpisy

Ostatnie komentarze