Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1456 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1292 gości, 6 anonimowych

Maciek_7, T.L., Google, Bing, suszek, elmo, robertp, Michał_puck, bullet81, tpe, mmgg, jachu, pablo23004, AustinSELF, damien79, popper, wojciech1919, ŁukaszGD, TeDDyBoY, cyprys19, Kolorowy, Olsztynteam, kris73, Wojtasz, Skalmar76, Krzysztof Jeżyna, zas210981, PrzemekL, cabage, PePe., Halucynogeniusz, Wojciech_P, polny, perching, PaPaDaNcE, Marcin Rafalski, sumo, siarq, Kingfish, saitt, fireblood, Oplo1234, ObraFM, Przemek_M, Artek, karbusd, ugly-hml, martek, Szogo636, maggot, didiunik, unnamed, Kiełbik055, Jacek01, Riverhunter, Woblery hand-made G.K., Lukasch44, Piotrek6767, Cezary.Łoskot, Andrzej Stanek, jamapa, cobrax, scOOtt, Sebulba, DarekM, krzysztof1983, dino9, markir, xnt@, VIT, Elendil, Mjynsiorz, Pauli32, princeof, Guzu, MARIO87, SPINKAMION, jasiek-morze, LASOTA1974, SzymonP, kmiasko, DumFish, Kowal_wns, Tomsi, Wesol, Maniek600, Czoper, lax, sumy i sandacze, wolta, Dokuś, Marek88_2005, Michał., bob74, afro555, karpiu08, gruzin06, Lucas, piotrmar70, Bartol, as1111, robal28, Gadget, Marcinw84, niko333, qaya, GarowyJK, Bulter, DAMIR, ozzy321, tibhar, troutmaniacs, Adi123, Umbra, Tommek, kruchy15, Matss87, DAN666, hose4ras, selk, Mawer, Sławek77, hasior, jacekp29, Tim, Damian Knieja, highvoltage, jacob1993, Pescador de caña, siacho73, Robert22, roberto_s, pmiszk1, Tokarz 2000, Streetart90, andrzejsum1, ubot, pfk666, Noryb2013, gringo, najtek556, rower26, Mundurowy, sebam3, mar, Radek1, xjakub, Felcyś, skius, malinabar, Łukasz W, sebik, AliH, rafalsky, Sławomir, GrzesM, tomspinn, maciekg, Voiteh, steniu7


* * * * *

Catch and Release - 10 powodów dla których powinniśmy uwalniać złowione ryby?


Długo się zastanawiałem jak innymi słowami opisać powody, dla których powinniśmy zwracać wolność większości złowionych ryb. Argumenty, do których przekonuję kolegów „po kiju” od kilku lat, które starałem się opisać w książeczce Złów i Wypuść, a także na łamach prasy i licznych forach internetowych. Które z nich uznać za najważniejsze, w jaki jeszcze sposób mogę zachęcić do umiaru? Tak, chciałbym na wstępie zaznaczyć, że nie staram się przekonać do całkowitego zakazu zabierania ryb, choć zdaje sobie sprawę, że dla wielu łowisk byłaby to może ostatnia szansa na powrócenie do swojej dawnej świetności i bogactwa populacji ryb. Chciałbym was namówić do zachowania zdrowego rozsądku, do świadomego poczucia odpowiedzialności za nasze ulubione łowiska.


Dlatego dziś postaram się przybliżyć jak najwięcej argumentów, dla których osobiście zwracam wolność moim okazom. Wierzę, że nawet jeśli spośród nich nie uda wam się znaleźć takiego, który by was 100% przekonał, to przynajmniej pozwoli wam wypracować własne powody do stosowania zasady Złów i Wypuść.



Dołączona grafika



Powód 1 – FATALNY STAN NASZYCH ŁOWISK. Spadające pogłowie ryb nie jest już dziś żadną tajemnicą ani wielkim odkryciem. Udało się przełowić ławice ryb morskich, więc jeszcze dobitniej rozprawiliśmy się z populacjami ryb na śródlądziu. W akwenach, których skala, a zatem i linia stabilności ekosystemu jest nieporównywalnie mniejsza. Mimo, że prasowe parady rekordów wciąż powalają wielkością łowionych ryb, to chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że złowienie medalowego okazu z roku na rok staje się coraz trudniejsze. Oczywiście te największe osobniki danego gatunku trafiają się równie rzadko, ale już duże ryby ze strefy medalowej, nad którymi dziś się zachwycamy, kilkadziesiąt lat temu nie robiłyby większego wrażenia. Czytając literaturę opisującą dawne połowy wędkarskie na Mazurach, Wiśle i jej dopływach, aż trudno uwierzyć, że jeszcze nasi ojcowie i dziadkowie mieli szanse i szczęście łowić w niezwykle rybnych łowiskach, gdzie spotkanie z metrowym szczupakiem, ogromnym sumem czy wielkim złotym leszczem było codziennością. W potokach, w których wytropienie wielkiego potokowca było tylko kwestią cierpliwości i czasu. Dziś pozostały wspomnienia, a w poszukiwaniu ryby życia przebieramy w ofertach biur turystycznych, oferujących wyjazdy na najlepsze światowe łowiska, w których…. – najczęściej obowiązuje zasada całkowitego zakazu zabierania złowionych ryb.


Powód 2 – WPŁYW WĘDKARZY. Za nasze coraz gorsze wyniki obwiniamy kłusowników, niewystarczające zarybienia, rybaków, kormorany, bobry, norki, zapory, ścieki, pełnię księżyca… Innymi słowy doszukujemy się winy wszędzie, byle z dala od siebie. Zgodzę się, że naturalny ekosystem to bardzo skomplikowany twór natury i często nie można wskazać tylko jednego czynnika mającego negatywne skutki. Jednak wracając do naszych realiów, jest wiele łowisk, które były poddane tylko presji wędkarskiej. Nie ma na nich odłowów rybackich, po upadku przemysłu znacznie poprawiła się jakość wody, poziom zarybień pozostał zbliżony, a ryb jakby nie przybyło. Wręcz odwrotnie. Od kiedy na zbiorniku z kilku łódek, zrobiło się kilkadziesiąt, złowienie ciekawej ryby staje się nie lada wyzwaniem, a jeszcze kilkanaście lat temu… Powinniśmy sobie zatem uświadomić, że dysponując nowoczesnym sprzętem, doskonałymi przynętami, techniką satelitarną, echosondami, w czasach gdy dotarcie do najodleglejszych zakątków nie stanowi większego problemu, staliśmy się bardzo wprawnymi myśliwymi, mogącymi skutecznie konkurować nawet z brygadami rybackimi. Informacja o skupiskach ryb i ich dobrym żerowaniu rozchodzi się błyskawicznie, a w ślad za tym w ciągu krótkiego czasu grupa wędkarzy, ba w małej rzeczce nawet jeden wędkarz, może skutecznie wyłowić całe stado ryb.


Powód 3 – NAUKA. Z naukowego punktu widzenia największe osobniki danego gatunku to bezcenne nośniki genów. Przez lata wmawiano nam, że tarło ryb mniejszych jest dużo bardziej skuteczne, że największe drapieżniki to szkodniki, które więcej jedzą niż rosną, generalnie że z dużymi rybami jest więcej kłopotu niż pożytku. Nie będę zagłębiał się w analizę badań naukowych i zanudzał wybranymi wynikami. Tam gdzie prowadzi się profesjonalne badania ekosystemów wodnych stwierdzono, że zabijanie okazów przynosi opłakane skutki dla całych populacji. Okazało się, że regularne wyławianie największych osobników zmniejsza średni wymiar ryb nie na przestrzeni dziesiątek lat, ale w znacznie krótszym okresie czasu. Jednak każdy ekolog potwierdzi jedną prawdę. W naturze nie ma miejsca na przypadki. Jeśli przez tysiące lat ekosystem doprowadził do wykształcenia się półtorametrowych szczupaków, to był ku temu powód. Tak przebiegała ewolucja i naturalna selekcja. Jeśli w rzekach żyły 100 kilogramowe sumy to znaczy, że ich tarło musiało być równie skuteczne co tych mniejszych osobników. Jeśli potoki zamieszkiwały 80cm pstrągi potokowe, to znaczy że miały ku temu warunki i z naturalnych powodów ich stały wzrost był cechą preferowaną.


Powód 4 – EKONOMIA. Doświadczenie mówi, że nic tak nie przemawia do rozsądku jak pieniądze. Zadziwia mnie fakt, że nasi lokalni włodarze, gospodarze wód, rząd i ministrowie, nie dostrzegli jeszcze jak olbrzymie pieniądze można zarobić na wędkarzach. Pasjonaci naszego hobby, gnani wizją spotkania z taaaką rybą, są często skłonni zapłacić olbrzymie pieniądze, za samą możliwość łowienia w łowisku, w którym można spodziewać się wielkich ryb. Przecież nikt nie daje gwarancji, że jadąc do Hiszpanii złowimy 2 metrowego suma, że każdy wyjazd do Szwecji skończy się spotkaniem z metrówką lub 10 kilowym łososiem. Mimo to, płacimy za promy, samoloty, paliwo. Kupujemy łodzie, licencje, najnowszy sprzęt, zanęty. Dźwigamy kilogramy przynęt, elektroniki, aparaty fotograficzne itp. Jest tylko jeden warunek – w łowisku muszą być ryby, duże ryby. W przeciwnym razie pozostanie nam łowienie płotek, co owszem może być równie piękne, ale raczej nigdy nie będzie motorem napędowym gałęzi przemysłu jakim stało się wędkarstwo i raczej nie przyciągnie młodzieży, która w dobie wirtualnej rzeczywistości i sportów ekstremalnych szuka „mocnych” wrażeń.


Powód 5 – NASZE REKORDY. Będąc dzieckiem, pamiętam wakacje i godziny spędzone na wpatrywaniu się w spławik mego dziadka. Mimo, że sam czas spędzany nad wodą był atrakcyjny, to emocje towarzyszące chwilom, gdy kołyszące się na falach piórko znikało pod wodą, były ogromne. Już wtedy w głowie kołatały się myśli czy kolejne branie zakończy się spotkaniem z większą rybą od poprzedniej. U podstaw każdej kolejnej wyprawy leżało przesłanie, aby tym razem przechytrzyć większą i jeszcze większą rybę. Tak jest do dziś. Wydaje mi się również, że to jest podstawa całego wędkarstwa. Łowienie ryb samo w sobie może być pasjonujące, ale gdzieś głęboko zawsze wierzymy, że kolejne branie przyniesie nam rybę życia. Zabijając naszą rekordową rybę, sami odbieramy sobie szansę na spotkanie z jeszcze większym przedstawicielem wodnego świata. A jeśli złowiony metrowy szczupak był ostatnim tak dużym szczupakiem w naszym łowisku? Na kolejnego przyjdzie nam długo czekać.


Powód 6 – BEZCENNE INFORMACJE. W krajach, w których zasady Złów i Wypuść są zakorzenione równie mocno co podstawowe węzły, udowodniono że uwalniane ryby łowi się wielokrotnie w ciągu tego samego sezonu. Po pierwsze za każdym razem ryba jest nieco większa. Po drugie przynosi niezapomniane emocje kolejnym łowcom, po trzecie dostarcza bezcennych informacji o zwyczajach, tempie wzrostu, migracjach i innych zjawiskach towarzyszących podczas jej życia. Takie informacje w odpowiednich rękach mogą przyczynić się do dalszej skutecznej ochrony i poprawy stanu naszych łowisk. Na koniec taka ryba jest gwarancją, że nasze dzieci będą rozumiały, dlaczego bez względu na porę dnia, pogodę i inne okoliczności znikamy na całe dnie, pozostawiając wszystkie problemy szarej codzienności.


Powód 7 – PRÓŻNOŚĆ. W dzisiejszych czasach uwiecznienie największych emocji nie stanowi najmniejszego problemu. Nasze telefony komórkowe dysponują aparatami wykonującymi zbliżone jakościowo zdjęcia do najprostszych kompaktów. Rozpiętość cenowa cyfrowych aparatów mieszczących się w kieszeni kamizelki jest tak ogromna, że chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Czy faktycznie rzucona na kuchenny stół ogromna ryba zrobi większe wrażenie, niż fotografia przedstawiająca szczęśliwego łowcę? Czy nasza ciocia, sąsiad, kolega choć trochę się wzruszy na wieść, że oto zabiliśmy może ostatnią dużą rybę w jeziorze? Czy nie macie wrażenia, że pora sobie uświadomić, iż te wszystkie trofea, suszone głowy bardziej straszą niż zdobią nasze ściany?


Powód 8 – NIE BĄDŹMY PAZERNI. Czy faktycznie żyjemy jeszcze w czasach głodu? Czy większą wartością jest dla nas dobry smak czy po prostu „zapchanie” żołądka? Jak można kulinarnie porównywać starego, suchego, rozmrożonego sandacza od świeżego i soczystego mięska świeżo złowionej kilowej rybki? Ile jesteśmy w stanie zjeść na jedną kolację? Czy można porównywać smak bolenia, klenia, jazia do łososia, mintaja, pangi? Jaki jest dla nas koszt złowienia dużej ryby, a jaki zakupu mięsa w sklepie? Bo jeśli jeździmy na ryby tylko po to, aby zapchać lodówkę to proponuję wziąć kalkulator i przeliczyć, czy przypadkiem zakupy w hipermarkecie nie wyjdą taniej. Niestety będąc nad wodą, odnoszę wrażenie, że wielu kolegów traktuje nasze piękne hobby jak sposób na zdobycie białka. Dziwi mnie to tym bardziej, gdy widzę biznesmenów, ludzi ubranych jak z katalogu, przyjeżdżających znakomitymi samochodami i pakujących każdego okonka, któremu ledwo głowa odrosła od ogona do plastikowego worka.


Powód 9 – SZACUNEK. Skoro spotkanie z dużą rybą daje nam tyle radości, wyzwala tyle emocji, to czy naszemu ulubieńcowi nie należy się odrobina szacunku? Dlaczego szanujemy stu letnie dęby, zabytki, dzieła sztuki, krajobrazy, a nie szanujemy 2 metrowych sumów, metrowych szczupaków, 60cm pstrągów i półmetrowych lipieni? Czy takie ryby, które w życiu pokonały wiele przeszkód, nie powinny także nosić miana pomnika przyrody?


Powód 10 – NIEDOSKONAŁOŚĆ PRAWA. Zdaje sobie sprawę, że w idealnym świecie, każde łowisko podlegałoby osobnemu monitoringowi. Regularne badania prowadziłyby do ustanawiania zależnych od danych warunków limitów, okresów i wymiarów ochronnych. Prawda jest jednak taka, że tylko kilka łowisk na świecie posiada takie zaplecze, a w naszym kraju obowiązujący Regulamin Amatorskiego Połowu Ryb już dawno stracił znamiona aktualnych potrzeb ochrony rybostanów. Skoro rozumiemy, że obowiązujące przepisy są zbyt liberalne, powinniśmy w trosce o nasze łowiska sami ograniczać nasz wpływ. Nawet jeśli nie dla tak górnolotnie brzmiących idei przyszłych pokoleń, to choćby dla nas samych. Byśmy za kilka lat nadal cieszyli się z rybnych rzek i jezior.


Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Najtrudniej jest wypuścić pierwszą rybę. Z każdą kolejną będziemy mieli mniej wątpliwości i będziemy z większym uśmiechem spoglądali rano w lustro. W końcu miło jest mieć pewność, że nie dołożyło się cegiełki do zagłady naszych łowisk. Każdy z nas stosuję zasady Złów i Wypuść. Wszyscy uwalniamy ryby niewymiarowe. Jeśli posiadamy taki nawyk, równie szybko przyzwyczaimy się do radości podczas zwracania wolności okazom.


Mateusz Baran
(Artykuł opublikowano w WW 02/2009)


26 Komentarze

O wszystkich punktach możnaby wiele pisać i dyskutować,wszystkie ważne i warte uwagi.

Dla mnie jednak,największym paradoksem i porażką,w kontekście naszych,krajowych łowisk, są sprawy związane z pkt.2.

Myślę że my,wędkarze, nie umiemy tego zauważyć,może umiemy ale się wstydzimy?Narzekamy,jojczymy,PZW(poniekąd słusznie)odsądzamy od czci i wiary,a nadal nie chcemy przyjąć do wiadomości  faktu jaki ogromny,destrukcyjny wpływ wywieramy na te nasze bezrybne wody.Czasami mam wrażenie że to nieudolne PZW jest dla niektórych takim dyżurnym usprawiedliwieniem i sposobem na zagłuszenie sumienia.Nie tylko PZW, ale przede wszystkim my sami jesteśmy gospodarzami naszych wód,i to w dużej części od nas zależy ile(i czy w ogóle)będzie pływać w wodzie ryb,tych mniejszych i dużych.Czasem,gdy słucham wędkarzy narzekających na brak brań i jednoczesnie pakujących do siatki najmniejsze okonki i ledwo wymiarowe szczupaczki,nasuwa mi się porównanie do hodowcy,na ten przykład krów,który wyrżnął całe stado i nagle ze zdziwieniem,oburzony nie wiadomo na kogo,stwierdza że nie ma mleka :huh: .

Myślę,że jeśli się nie obudzimy,jeśli nie zaczniemy myśleć,jeśli nie zaczniemy wyciągać najprostszych wniosków,to cali zanurzymy się w nocniku,w którym rękę mamy i tak już głęboko.Mając nadzieję że jednak nie jest jeszcze za póżno,uważam że na wszystkie sposoby,każdy we własnym zakresie,powiniśmy promować całkowite C&R.Wśród naszych kolegów wędkarzy,wśród wszystkich którzy pytają.Powinniśmy edukować w tym kierunku nasze dzieci,większość z nas je ma.Jest wiele osób którym należy po prostu pokazać drogę,przekonać,przeciągnąć na właściwą stronę.I to bez półśrodków.Nie promujmy częściowego C&R,nie tolerujmy zabierania "tylko czasem",na specjalną okazję.Okazja,jak uczy doświadczenie,zawsze się znajdzie,zawsze też łatwiej znależć dla siebie usprawiedliwienie niż postąpić właściwie.

Moim zdaniem to bezdyskusyjne,na półśrodki nas już nie stać i nie mamy na nie czasu.

Myślmy,patrzmy w przyszłość i wyciągajmy słuszne wnioski.

 

Pozdrawiam.

    • guciolucky lubi to

mysle dragu, ze to bardzo wygodne jest, kiedy szukamy winy wszedzie i u kazdego ale nie u siebie, to takie proste, nieprawdaz? no i jakie usprawiedliwiajace proznosc :)  przy okazji zacytuje, nieskromie, fragment wlasnego tekstu o C&R, ktory w prosty sposob obrazuje do czego doprowadza nieograniczony apetyt wedkarski

 

 

Prosty przykład. Małe, naturalne łowisko jest obławiane przez dziesięciu wędkarzy. Pięciu z nich poluje na drapieżniki, a reszta lubuje się w połowie białorybu. Każdy z nich łowi intensywnie 20 dni w roku i każdemu z nich wolno zabrać ze sobą trzy złapane drapieżniki. To oznacza 300 ryb drapieżnych na rok i wędkarza. A to oznacza systematyczne wyplewienie pogłowia ryb drapieżnych. Oczywiście zwolennicy białorybu cieszyliby się. Po pewnym czasie eksplozja białoryby ustałaby, a wielkość łapanych ryb byłaby coraz mniejsza. To z kolei oznacza powolną śmierć łowiska.

Powód 8 – NIE BĄDŹMY PAZERNI. Czy faktycznie żyjemy jeszcze w czasach głodu? Czy większą wartością jest dla nas dobry smak czy po prostu „zapchanie” żołądka? Jak można kulinarnie porównywać starego, suchego, rozmrożonego sandacza od świeżego i soczystego mięska świeżo złowionej kilowej rybki? Ile jesteśmy w stanie zjeść na jedną kolację? Czy można porównywać smak bolenia, klenia, jazia do łososia, mintaja, pangi? Jaki jest dla nas koszt złowienia dużej ryby, a jaki zakupu mięsa w sklepie? Bo jeśli jeździmy na ryby tylko po to, aby zapchać lodówkę to proponuję wziąć kalkulator i przeliczyć, czy przypadkiem zakupy w hipermarkecie nie wyjdą taniej. Niestety będąc nad wodą, odnoszę wrażenie, że wielu kolegów traktuje nasze piękne hobby jak sposób na zdobycie białka. Dziwi mnie to tym bardziej, gdy widzę biznesmenów, ludzi ubranych jak z katalogu, przyjeżdżających znakomitymi samochodami i pakujących każdego okonka, któremu ledwo głowa odrosła od ogona do plastikowego worka.

Pozwolę sobie na komentarz do tego punktu.

Od jakiś 20 lat nie zamrażam ryb słodkowodnych bo po rozmrożeniu są zupełnie niepodobne do świeżych.

Zupełnie nie rozumiem tych którzy pakują ryby do zamrażarki czy do octu, czy boleń w occie różni się w smaku od szczupaka w occie? Wątpię, i to i to będzie kwaśne.

Nie wiem jak się ma do rzeczywistości widziane gdzieś w necie opracowanie ile to wędkarze w/g rejestrów zabierają ryb, widziałem gdzieś ze to ponad 15kg/rocznie/1 wędkarz. Wychodzi na to że ze mnie wędkarz jak z koziej dupy trąba :wacko: bo nawet do 1/3 się nie zbliżyłem :( . W ub. roku kilka płotek z wody PZW (Bug), kilka okoni i szczupak z prywatnego starorzecza. Kilka lat temu policzyłem jaki jest koszt 1kg ryby zabranej ale liczyłem też paliwo, noclegi itp. to mi wyszło coś ok. 500plz :rolleyes: , to już taniej by wyszły steki z Kobe :P .

Ale załóżmy że wędkarz i tak jedzie na działkę więc noclegów nie ma co liczyć i paliwa też. Za opłatę przyjmijmy siedleckie i mazowieckie to będzie coś ok. 300plz. Do tego powiedzmy na przynęty i linki niech będzie 200.

I taki wędkarz (powiedzmy że z tą kozia dupą :( ) złowi 2 szczupaki albo sandacze po 1,5kg to mu da 1kg mięsa za JEDYNE 166PLZ :P . To już zdecydowanie taniej kupić na bazarze jednego albo drugiego za 48plz/kg albo w sklepie prowadzonym przez OM PZW w Wierzbicy czy kupno wędzonej tamże jako że w planach jest budowa wędzarni :P . A są miejsca nad Narwią czy Bugiem że jak zagada się pod sklepem we wsi to mu na bank dostarczą pod domek i pewnie taniej niż na bazarze.

Są gatunki których czy to złowionych czy kupionych nie jadam ale są takie które bardzo lubię i co? mam z tych 3kg rocznie zrezygnować? Czy kupić od rybaków albo kłusoli?

Czy ktokolwiek z Was przelicza kilogramy na złotówki? Wątpię.

Jeśli ja bym tak robił to bym się dawno pochlastał :P . Za miesiąc jadę 5x do Norwegii na ryby i po ryby, właśnie tak :P .

Możemy z żoną wywieźć z Norwegii zgodnie z przepisami po 15kg na osobę ale łącznie wieziemy ok. 7-8kg.

Niech tyle samo zjemy przez 2 tygodnie to nam da te 15kg filetów łącznie.

Biorąc pod uwagę koszty urlopu to 1 kilogram fileta wychodzi ok. 500plz :rolleyes: !!! I co? Przecież i tak wiem że za rok czy dwa znowu pojadę B) .

Z Twojego opisu jasno wychodzi, że absolutnie, ale to absolutnie nie opłaca się ryb zabierać, taniej wyjdzie kupić, taniej i zapewne lepiej, bo pewnie za te pieniądze zaopatrzysz kuchnię w gatunki znacznie smaczniejsze od płotek z Bugu, a jedna łowisz je i zabierasz.

Skoro i tak musisz łowić, bo ciągnie Ciebie nad wodę, a wiesz, że Ci się nie zwróci (o zgrozo), bo ładnie wyliczyłeś, to pal licho - wypuszczaj. B)  ;)

Skoro i tak musisz łowić, bo ciągnie Ciebie nad wodę, a wiesz, że Ci się nie zwróci (o zgrozo), bo ładnie wyliczyłeś, to pal licho - wypuszczaj. B)  ;)

No tak, ale w sklepie czy na bazarze nie ma gwarancji świeżości a od kłusownika z zasady nie kupię.

Nie masz gwarancji świeżości żadnego produktu ze sklepu.

Idąc dalej tym tropem należy zbudować sobie mały kurniczek, mini chlewnię i dyskretną stajenkę, by filety z bużańskich płotek nie czuły się osamotnione na suto zastawionym stole. ;)

Po posiłku zaś, najlepiej się zastanowić, czy forum C&R i artykuł o tej tematyce to właściwe miejsce na wyliczanie zwróci się, czy nie i szczegółowe opisy tego ile to się filetów z norweskich szczupaków wywozi i dlaczego tak mało, skoro wolno więcej.

    • robert67 i jbk lubią to

Moim skromnym zdaniem, lepiej jest dawać przykład pokazując coś raz, niż pisać o tym dziesiątki razy.. "Nie słowem, lecz czynem dokonuje się dzieła".. 

Dużo gadania na tym forum, a mało dowodów(zdjęć itp) na poparcie swoich wywodów. Szczerzymy zęby do zdjęcia ściskając zdobycz, szpanujemy ciuchami, sprzętem.. a gdzie odpływające okazy, gdzie te wszystkie ryby uwolnione przez tych "etycznych wędkarzy".. widział je ktoś całe i zdrowe po spotkaniu z wędką? 

 

Temat wart kontynuowania, ale raczej po weekendzie.  ;)

 


Załączone pliki

  • Załączony plik  2.jpg   69,4 KB   4 Ilość pobrań
    • joker i Maciej1979 lubią to

Fajne zdjęcie, też takie lubię, ale to, że ktoś wstawia zdjęcie z rybą trzymaną w rękach nie oznacza wcale, że zaraz po sesji dostała w beret, co do ciuchów i sprzętu, nie gryzie mnie to w oczy.

Jeśli komuś z tego powodu żyłka wyskoczy, jego sprawa.

Rozliczanie użytkowników ze zdjęć w stylu "a czy ta ryba dalej pływa" niczego dobrego nie wniesie, tak samo jak domniemanie ile z pokazanych okazów faktycznie odzyskało wolność.

Z jednym się zgodzę, przykład dawany nad wodą jest bardzo istotny.

    • krystiano1981r lubi to
Zdjęcie
guciolucky
09 maj 2014 22:16

Nie chodzi o dowody uwolnienia ryby, nie chodzi o to kto, gdzie, jaką i kiedy wypuścił, nie chodzi o zdjęcie w kufajce czy śpiochach Simms'a natomiast chodzi o to, żeby każdy wiedział dlaczego tak ważne jest aby uwolnić złowioną rybę i robił to dla siebie i swoich bliskich.

 

Łowiąc rybę cieszę się dwa razy, cieszy mnie złowienie a po zrobieniu zdjęcia uwolnienie ryby, zawsze mam nadzieję, że spotkam się z nią za rok, że uda się jej przetrwać zimę i odbyć skuteczne tarło, że jej wspaniałe geny zostaną przekazane a potomstwo będzie mnie cieszyć jeszcze większą walecznością.

 

Ten kto uwalnia dużego sandacza, okonia czy pstrąga nie jest żadnym bohaterem jest po prostu normalny i świadomy po co wyszedł z domu zabierając przy tym wędkę.

 

C&R jest naturalnym procesem ewolucyjnym, aby jeść świeże ryby potrafimy je hodować. Akwakultura to potężna gałąź przemysłu i wiedzy stworzona na potrzeby specjalizacji ludzkości. Fakt oddzielenia wędkowania od zaspokajania potrzeb żywieniowych nie jest pomysłem osób popierających C&R jest skutkiem dynamiki populacji Homo sapiens.

 

Kupienie świeżej a nawet żywej ryby nie stanowi obecnie żadnego problemu, produkujemy w kraju odpowiednią ilość doskonałych jakościowo ryb, polecam spróbować a pieniądze zaoszczędzone na "wędkowaniu" można przeznaczyć na zarybienie żeby za jakiś czas cieszyło jeszcze bardziej niż dziś.

Po posiłku zaś, najlepiej się zastanowić, czy forum C&R i artykuł o tej tematyce to właściwe miejsce na wyliczanie zwróci się, czy nie i szczegółowe opisy tego ile to się filetów z norweskich szczupaków wywozi i dlaczego tak mało, skoro wolno więcej.

1.W swoim pierwszym poście napisałem że nie mrożę ryb słodkowodnych więc z Norwegii nie wożę szczupaków.

2.Szczupaków generalnie nie jadam, tak jak napisałem zabrałem jednego z prywatnego starorzecza (tego akurat nie pojmuję jak starorzecze Bugu może być prywatne ale tak jest).

3.Przeczytaj uważnie zacytowany w moim poście pkt. 8. To autor zasugerował przeprowadzenie wyliczenia więc się dostosowałem.

4.Dla mnie bardziej uczciwe jest zabranie ryby niż kupienie świeżej od kłusowników.

5.Chyba że przyjmujemy zasadę NIE jadania ryb bo mrożone pangi, mintaje czy inne dostępne różnią się zasadniczo smakiem od ryb świeżych.

Odnośnie świeżych ryb masz odpowiedź powyżej własnego wpisu.

Autor cytowanego przez Ciebie wpisu sugerował porównanie kosztów, zgoda, ale odnosiło się to wyłącznie do ryb, które można kupić, Ty właściwie potwierdziłeś słowa z cytatu, dokonując własnych obliczeń, jednak na rybach, które zabierasz z łowika.

Dla mnie - wybacz, nie jest to nic innego, jak tylko elokwentnie ujęta, znana wszystkim fraza "karta musi się zwrócić" - nawet jeśli tyko troszeczkę, niewiele, a właściwie to bardzo mało, ale musi.

Tak to widzę.

Nie oszukujmy się Sacha, od momentu kiedy przeliczyłeś ile okoni zmieści Ci się na patelni, wykorzystujesz każdą okazję, by wrzucić własne trzy grosze, najczęściej podobnej treści jak powyższe, sprytnie, ale konsekwentnie akcentując wartości, których na tym forum się nie popiera.

 

Teraz pewnie pomyślisz, że jestem Ci wrogiem.

Nic bardziej mylnego, polemizuję jedynie z poglądem, którego nie popieram i postawą, którą uważam za szkodliwą dla wędkarstwa i sprzeczną z ideą forum.

Tym bardziej teraz, gdy formuła, trochę zapomniana, zaczyna łapać nowy oddech i nabierać oficjalnych kształtów.

Kolego @sacha ja za bardzo nie rozumiem po co Ty sie z nami zwolennikami C&R tutaj na forum męczysz. Wypowiadasz się w każdym temacie o wypuszczaniu ryb i za każdym razem musisz dodać, że Ty zabierasz ryby. Wszyscy już to wiedzą nikogo to nie bawi. Sprawdzasz cierpliwość? Za bardzo nie wiem do czego dążysz?

Dlatego powtarzam z uporem maniaka - nic tak nie uczy rozumu jak konkurencja,na zachód czy gdzie indziej jedziemy dlatego,bo możemy coś porządnego złowić. Wystarczyłoby w Polsce parę porządnych łowisk prywatnych z zasadą C&R i problem rozwiązałby się sam. Gwarantuję że duże grono wędkarzy przerzuciłoby się właśnie na takowe łowiska.Nie czarujmy się - większość nas łowi z doskoku po parę razy w roku - wolałbym zapłacić prywatnemu podmiotowi w mojej okolicy i mieć świadomość możliwości złowienia ryby,a tak jestem skazany na archaiczne zasady PZW.

Nie czarujmy się - większość nas łowi z doskoku po parę razy w roku - wolałbym zapłacić prywatnemu podmiotowi w mojej okolicy i mieć świadomość możliwości złowienia ryby,a tak jestem skazany na archaiczne zasady PZW.

Też bym wolał pojechać nad prywatną wodę, i jak miałbym chęć zabrać to płacę i mam. Tyle że jestem uczulony na tłumy i wolę nic nie złowić w ciszy i spokoju niż natrzepać karpi w Halinowie czy na "Okoniu" . Wiem, wiem że na "Okoniu" można i co innego złowić ale ilość wędkarzy nie zachęca do odpoczynku. 

Dlatego powtarzam z uporem maniaka - nic tak nie uczy rozumu jak konkurencja,na zachód czy gdzie indziej jedziemy dlatego,bo możemy coś porządnego złowić. Wystarczyłoby w Polsce parę porządnych łowisk prywatnych z zasadą C&R i problem rozwiązałby się sam. Gwarantuję że duże grono wędkarzy przerzuciłoby się właśnie na takowe łowiska.Nie czarujmy się - większość nas łowi z doskoku po parę razy w roku - wolałbym zapłacić prywatnemu podmiotowi w mojej okolicy i mieć świadomość możliwości złowienia ryby,a tak jestem skazany na archaiczne zasady PZW.

Dobrym przykładem jest łowisko P.Wilka na górnej Wiśle.Dokładnie nie pamiętam ale coś ok.1100zł na rok przy stosowaniu C&R kosztuje zezwolenie.Powiem szczerze jak by powstało coś takiego z możliwością łowienia na spinn/cast.do strzału bym zapłacił.

    • popper i joker lubią to

Też bym wolał pojechać nad prywatną wodę, i jak miałbym chęć zabrać to płacę i mam. Tyle że jestem uczulony na tłumy i wolę nic nie złowić w ciszy i spokoju niż natrzepać karpi w Halinowie czy na "Okoniu" . Wiem, wiem że na "Okoniu" można i co innego złowić ale ilość wędkarzy nie zachęca do odpoczynku. 

Tak po prostu 99% chłopaków z jerkbaita marzy o tym żeby sobie potrzepać karpie na burdelu.

Tak po prostu 99% chłopaków z jerkbaita marzy o tym żeby sobie potrzepać karpie na burdelu.

Jestem między innym na tym portalu dlatego że nie ma słowa o karpiach ;) .

    • mifek i slav lubią to

Tak po prostu 99% chłopaków z jerkbaita marzy o tym żeby sobie potrzepać karpie na burdelu.

 

Tomy a jak z rybą u Wilka ? Bo że klenie gryzą to słyszałem a jak z resztą pogłowia (priv) ?.

Jak dla mnie, każde łowisko w okolicy może być C&R i będę cieszył się ilością wyholowanych i rozmiarowych ryb.

Z wielką przyjemnością powrócę na takie łowisko !

Niestety jest jak jest, co poniektóre wody już powinny mieć nadaną klauzulę - sorry Panowie ale przez 2 lata (przykład) nie zabieramy ryb, aby pogłowie mogło odrodzić się/dojść do siebie.

Współczesne wędkarstwo to hobby a nie sposób na tanie żarcie ładowane do lodówy, a to że niektórzy tkwią nogami  w średniowieczu -_- - no cóż !

    • Krystekwolf i slav lubią to
Zdjęcie
M a n i e k
12 cze 2014 10:28
Nie lubie karpi.W tym roku jeszcze żadnej rybki nie zabrałem.Fotka i do wody :-)

Ja Catch and Release praktykuję jeszcze zanim pojawiły się artykuły w prasie wędkarskiej o C&R. Na szczęście widzę, że co raz więcej młodych ludzi praktykuje tą zasadę, ale niektórym się nie przetłumaczy. Żyją w przekonaniu, że do wódki dobra jest każda ryba przez nich złowiona i wrzucona do zalewy octowej...

Szanujmy przyrodę i myślmy o przyszłości, a naszych rzekach będą pływały piękne okazy ryb.

Zdjęcie
GrzesiuFeeder
17 wrz 2014 19:35

pierwsze pytanie "Powód 1 – FATALNY STAN NASZYCH ŁOWISK. " powiem tak wędkarzy jest masaa ;) ale kolega zadaj sobie pytanie ile kłusoli jest i sieć ;)) ja też jestem  za  Catch and Release ale co z tego ;) nie powiem że czasem jak mam ochotę na rybke to nie zabiorę 1 lub 2 ryby z łowiska ;) ale i tak zimmowo poro jest tone ryby jest zabierane ;) a sieć to już wgl ;D real polish <3 

Zdjęcie
GrzesiuFeeder
17 wrz 2014 19:37

my wędkarze nie wyłowimy tyle co oni na sięć ';D cz na szarpaka -.- ...... kary  dla takich powinny być gigatyczne .... 

my wędkarze nie wyłowimy tyle co oni na sięć ';D cz na szarpaka -.- ...... kary  dla takich powinny być gigatyczne ....


Jeśli sam w sobie nie znajdziesz powodu, dla którego nie będziesz zabierał złowionych ryb, żadna publikacja Cię nie przekona. Wypuścić pierwszą rybę i pójść krok dalej- o tym jest ten artykuł. Wspiąć się na wyżyny i pomimo siat, kłusoli, debetu na karcie(?) zwrócić wolność. To jest idea szlifowania własnego charakteru, na którą jeszcze dziś niewielu stać. Bycie wędkarzem, a wędkarzem świadomym to właśnie ta subtelna różnica.
Tak sądzę...
    • hm62, Dienekes i krystiano1981r lubią to

Taki poradnik powinien być rozdawany zamiast rejestru połowu ryb

    • krystiano1981r lubi to

W przeciągu roku jestem na rybach około 250 razy (na szczęście mogę sobie na to pozwolić), mój "rejestr połowów" (chyba tak się to nazywa? - miejsce  gdzie należy dokonać wpisu) wygląda jak instrukcja obsługi do np. Opla Insignii :P , przeważnie jeżdze na łowiska oddalone ok 20-40km od mojego miejsca zamieszkania, 99,99% ryb które złowie wraca do wody, raz lub dwa razy do roku wezmę szczupaka wielkości 55cm i nie wynika to z głodu. Myślę że takim zachowaniem nie niszczę naszych wód, regularnie odławiam małe szczupaczki z wód które na wiosnę zalały łąki, dołki itp, a w lecie wysychają, wszystko wypuszczam do Rzeki aby nie padło. Jeśli miałbym przeliczać moje zyski z wędkarstwa to zawsze będę na plusie. Bo liczy się to ile daje mi to szczęścia i radości, a nie ile na to wydałem....

 

Peace.