Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1296 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1256 gości, 2 anonimowych

Bing, kiks1972, Google, Szymon82, rybakaw, rutra, qaya, dragonexp, krez, Mateusz95s, Trociowy, kruz, czarny1, kamilek97, Krzysiek Rogalski, Michał91, Maroxx21, Mumi, kyller, rapek, TomaszSz, morales, arekch1, GroPerch, zzziomix, adis, pioros, FoamFly, Krankfrank, zator, TomaszN., pawelWPR, azhek, Maniew1, Bolesław, highvoltage, toked1971, roobek, montenegro, foxy77


- - - - -

„Kaszubskie marliny”


Na belony ciągnęło mnie od dawna. Dziwnym trafem w ubiegłych latach „jakoś się nie złożyło” więc w tym roku obiecałem sobie, że muszę wreszcie cel osiągnąć. Już w połowie kwietnia zadzwoniłem do forumowego kolegi Gaddy, z konkretnym pytaniem: Darek, jakiego szypra polecasz?. Odpowiedź Darka była równie konkretna: „Najlepszy jest Andrzej Struk”. Sami rozumiecie, że w takiej sytuacji nie miałem wyboru – zadzwoniłem na podany numer telefonu komórkowego i zarezerwowałem wyprawę dla siebie oraz dwóch moich znajomych.

Gadda jest jednym z pierwszych ze znanych mi wędkarzy, którzy zaczęli łowić belony na spinning. Przez kilka lat startował w zawodach łowienia tej ryby organizowanych na Zatoce Puckiej, tzw. „belonadzie” i od niego dowiedziałem się, iż w łowieniu „kaszubskiego marlina”, jak niektórzy nazywają belonę, ważne są dwie rzeczy: pora roku, z reguły przypadająca na okres maj-czerwiec, w którym belona jest w zatoce oraz dobry szyper, który potrafi ją znaleźć.

Z uwagi na długą zimę i zimną wiosnę termin wyprawy na belonę przypadł na koniec maja. Co prawda prognoza pogody wyglądała nieciekawie, ale pocieszaliśmy się obiegową opinią, że „nawet jak wieje, na zatoce da się łowić”.

 


 

Pierwsza miła niespodzianka nastąpiła w piątkowy wieczór. Pensjonat „Admirał” położony w Jastarni dokładnie naprzeciw portu, z którego mieliśmy wypływać, przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Dość powiedzieć, iż zdecydowanie odbiegał od standardu do jakiego przyzwyczajają rozmaite wędkarskie stanice. Wygodne, dobrze urządzone pokoje, lśniące toalety i elegancka restauracja z widokiem na morze zapowiadały dobry początek.

Nasze nastroje nieco ostudził Andrzej Struk, z którym spotkaliśmy się w restauracji w celu omówienia taktyki na dzień następny – w końcu byliśmy belonowymi debiutantami! Andrzej zapowiedział, że pogoda raczej nie ulegnie zmianie i że w związku z tym nie powinniśmy spodziewać się nadzwyczajnych efektów. Krótko porozmawialiśmy także o sprzęcie jakiego powinniśmy używać. Andrzej zasugerował wędki o długości w granicach 240-275cm, o średniej mocy i akcji, pozwalające na operowanie nieco cięższymi przynętami o gramaturze 20-30 gram jakie mieliśmy stosować w związku ze spodziewaną dużą falą. Wybór padł głównie na wahadłówki w kolorze srebrnym, błyszczące, zbrojone z przywieszką. Ponieważ „lusterkowanie” jest zdaniem Andrzeja ważnym czynnikiem skutecznie prowokującym belony, szybko pozbawiliśmy popularne wahadłówki rozmaitych kolorowych folii doprowadzając je do stanu jak na zdjęciu. Do kosza poszyły również czerwone rurki igielitowe na kotwicach, ponieważ belona za tym kolorem podobno nie przepada.

 


 


 

Podziękowaliśmy za cenne rady, po czym zamówiliśmy u sympatycznej Pani Anety, która żelazną ręką prowadzi „Admirała”, śniadanie na wcześniejszą godzinę i poszliśmy spać.

Poranek przywitał nas słońcem i wiatrem mniejszym niż ten, którego żeśmy się spodziewali. To nastrajało optymistycznie, gdyż wiedzieliśmy od Andrzeja, że belona lepiej bierze przy słonecznej pogodzie. Pyszna jajecznica z dodatkami, przygotowana przez Panią Anetę, podniosła nasze nastroje jeszcze bardziej. Nie mówiąc już o obowiązkowym kieliszeczku, w celu lepszego utrzymania równowagi na rozkołysanej łódce. Nic dziwnego, że do zdjęć grupowych wszyscy pozowali w dobrych nastrojach.

 


 


 

Krótka droga do portu i pakujemy się na kuter, tradycyjną łodź rybacką z malutką kabinką. Okazało się, że naszym szyprem będzie Pan Henio, a Andrzej wystąpi w roli przewodnika!

Droga na pierwsze spodziewane łowisko zajmuje nam ok. pół godziny. Musimy nieźle się trzymać, żeby nie zaliczyć pokładu rozkołysanej łajby. Belony szukamy na płytkich łowiskach, o głębokości ok. 1-2m. W tym czasie widzimy w oddali dorszowe, pełnomorskie kutry, o dużym zanurzeniu, które podobno też zabierają wędkarzy na belonę … bez komentarza.

Nie mamy jednak dużo czasu na żałowanie nabitych w butelkę kolegów po kiju, gdyż zaczynają się pierwsze brania. Widać że przewidywania Andrzeja z dnia wczorajszego, dotyczące wyboru przynęty, sprawdzają się w 100%.  Prawdziwym kilerem okazuje się 25 gramowa wahadłówka pokaźnych rozmiarów, prowadzona agresywnie, w szybkim tempie pod powierzchnią fal.

 


 

Branie belony z początku charakteryzuje się tępym oporem, przypominającym zaczep, po czym następuje prawdziwy „koncert” rozmaitych tricków. Ryba wyskakuje nad wodę, co jest chyba najbardziej widowiskowe i rzeczywiście uzasadnia skojarzenia z marlinem, nurkuje pod łódź, walczy oporem swojego ciała, ustawiając się bokiem do fal, kręci rozmaite młynki etc. Niestety, ubocznym efektem tych harców jest często całkowite oplątanie belony w żyłkę, zanim dotrze do łodzi, co skutecznie pozbawia rybę łuski. Nawet szybki i zdecydowany hol, nie pozostawiający rybie jak by się wydawało żadnego „luzu”, nie pomaga w tej sytuacji. Nie lepiej jest po wyjęciu belony w celu odczepienia. Belona to kwintesencja agresji. Wyciągnięta na lince do góry „kąsa” dziobem na lewo i prawo, wije się jak wąż – niestety jeszcze bardziej zazwyczaj zaplątując się w żyłkę. Zdarzyło mi się nawet, iż chociaż belona całkowicie wypięła się z haczyków, to wgryzła mi się dziobem w kurtkę i za nic nie chciała puścić!

 


 

Drobne ząbki belony mogą zresztą doprowadzić po przetarcia/przecięcia żyłki, co osobiście nie zdarzyło mi się przy żyłce 0,30 ale jeden z kolegów na łodzi stracił w ten sposób blachę. Z tego powodu niektórzy stosują zamiast żyłki cienką plecionkę.

Pojedyncze brania nie satysfakcjonują jednak Andrzeja. Szukamy właściwego łowiska dopóty, dopóki nie znajdziemy miejsca, w którym częstotliwość brań osiągalne jest praktycznie w każdym rzucie! Opłaca się przy tym oddawać rzuty jak najdłuższe, z wiatrem, często bowiem w przypadku nieudanego ataku jednej czy drugiej belony, czy nawet spięcia się holowanej ryby, przynętę atakuje i zapina się kolejna belona.

 


 

Oczywiście taka charakterystyka belony, wymusza na wędkarzu bardzo aktywny sposób łowienia. Biorąc pod uwagę pogodę, po kilku godzinach jesteśmy trochę przemęczeni, toteż Andrzej oraz szyper Pan Henio dbają o nasze siły fizyczne i psychiczne częstując nas od czasu do czasu kawałkiem gorzkiej czekolady czy naparstkiem gorzałki. W ten sposób łowiąc do godz. 12:30 ustanawiamy wynik 111 belon na łodzi. Podobno jest to bardzo dobry rezultat. Uznajemy, że jak na debiutantów, poradziliśmy sobie całkiem dzielnie i spływamy do portu. W drodze powrotnej Andrzej opowiada nam wiele ciekawych historii o biologii i zwyczajach belony, o Zatoce Puckiej, o tradycji rybackiej Kaszubów – piękne zwieńczenie udanego wędkarskiego dnia.

Na koniec w porcie zaliczam obowiązkową sesję fotograficzną, uwieczniając na zdjęciach prawdziwych sprawców naszych pomyślnych połowów – Andrzeja Struka oraz Pana Henia.

 


 

a w ogródku „Admirała” równie obowiązkowe mycie sprzętu, który po kilku godzinach wędkowania wyglądał tak

 


 

Kilka belon powierzamy również w ręce Pani Anety, a raczej admirałowskiego kucharza, który podaje nam je naprawdę artystycznie. Smakują wybornie.

 


 

Wyprawę na belony z Andrzejem Strukiem, oraz wizytę w pensjonacie „Admirał” mogę polecić każdemu z czystym sercem. Ponieważ sezon jeszcze się nie skończył, podaję namiary:

 

PENSJONAT „ADMIRAŁ”
Ul. Ks. W.Kossak-Główczewskiego 21
84-140 Jastarnia
Tel. (058) 675 29 04
Tel.kom. 692 913 133

 

ANDRZEJ STRUK
Tel.kom. 603 588 067

 

Ja wrócę za rok na pewno.

@Friko, 2006

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


0 Komentarze