Kategorie Wszystkie →
Szukaj w artykułach
Reklama
Ostatnie na blogu
-
Omlet ok..
Sławek Oppeln Bronikowski - 20 lis 2024 22:30
-
Koniec... i wędkarskie życie po nim
Guzu - 29 paź 2024 12:00
-
sztuka łowienia
Sławek Oppeln Bronikowski - 07 paź 2024 20:22
-
i tak dalej
Sławek Oppeln Bronikowski - 17 wrz 2024 20:04
-
Nudy
Sławek Oppeln Bronikowski - 05 sie 2024 10:00
Ostatnie komentarze
-
jerkówka ATC MU 606 vs.....???
BOB - dziś, 09:12
-
Najlepsze wędzisko muchowe-subiektywny ranking użytkowników
jabadaonbis - wczoraj, 20:49
-
Znaczki i odznaki ryb łososiowatych
S. Cios - wczoraj, 16:29
-
Nasze muchy
Adrian Tałocha - wczoraj, 15:56
-
Łowienie białorybu na spinning
wilczybilet - wczoraj, 08:40
-
Aliexpress - sprzęt muchowy, materiały, narzędzia
Richi55 - 21 lis 2024 09:25
Tagi
- ogłoszenie
- wędki
- przelotki
- inne
- kołowrotki
- konkurs
- wodery
- śpiochy
- rodbuilding
- kołowrotek
- video
- dolnik
- catch and release
- pracownia
- fly fishing
- naprawa
- motorowodne
- catch&release
- odzież
- spacing
- blank
- phenix
- uchwyt
- spinning
- artykuł
- #pstragi
- szczupak
- rękojeść
- woblery
- serwis
- okoń
- pstrąg
- step-by-step
- sandacz
- tech
- autorski
- miasto
- street fishing
- c&r
- autorski-rb
- tech-rb
- #refleksje
- fuji
- buty do brodzenia
- mhx
- kleń
- glass
- tuning
- przynęty
- blanki
1183 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)
grisha, GINPK, Kamil_D, Bing, Konan, kogut1982, gregor76, mayou, MIGOTKA, Krzysztof Inny, BOB, Google, TeDDyBoY, martek, ŁukaszK, kacperek993, slawek_2348, Jacek01, ehhooo, Ardoro, seba666, Durzy, MWILCZ, star, keiko, md30, dante, gringo, hasior, bartekmaj, JDM fan, gacupisz, freshwater, TOFIX99, ZanderMajster, Konstanty, pablo40404, Fatso, popper, wizard, Facebook, DonF, Mjynsiorz, LASOTA1974, Richi55, darek3523, darsio, polak9, master, mariusz!, asp, Andrzej Stanek, trissot, niko333, michal078, Luciano, Sławek77, Banjo, Noro85, Bolen30, Valo, PiotrekF, Gad1979, Tomek Wielgus, Lukas 24, lamiglas, ZielonyBanita, bony20, blacky24, Pankracy, PePe., carlus75, Sandi, DAMIR, przemofight, giniu666, lotalota, damianowy, Jarek M, Cargados1985, jaras67, kmiasko, nuka, cyprys19, Acho, DzikiBill, Michal20
Słowika z wędką przez świat
Miło mi zaprosić Was do cykl artykułów, który nazwałem "Z wędką przez świat". A w nich o pasji podróżowania, odkrywania niezwykłych miejsc, niekiedy niedostępnych. O przygodzie, emocjach oraz doświadczeniach. Do wywiadów zaprosiłem Rafała Słowikowskiego (Słowika), Mariusz Aleksandrowicza (Alex'a), Marcina Sułkowskiego (Bigos'a), Bartka Mikulskiego (BartSiedlce), Jarosława Płatka (Muskie - Prezes), Krzyśka Zielińskiego, Piotra Motykę, Maćka Rogowieckiego oraz ...
Dzisiaj zapraszam Was do wywiadu z Słowikiem. O tym, którą rybę uważa za najbardziej przebiegłą, jak to było na początku, gdzie jeszcze pojedzie oraz co jest najważniejsze na takich wyprawach.
_________________________
Jest tyle rożnych hobby na świecie a Ty bierzesz ze sobą wędkę i podróżujesz po całym świecie - dlaczego?
Przed urodzeniem 9 miesięcy spędziłem w wodzie, wodą byłem chrzczony, całe dzieciństwo spędziłem w towarzystwie 500-litrowego akwarium, wędkowało oboje moich rodziców, obaj dziadkowie, bez wyjątku wszyscy wujkowie, do tego 300 metrów od mojego rodzinnego domu płynęła pstrągowa struga – na wędkowanie zatem, czy mi się to podobało czy nie byłem skazany. A że sam do tego „co miałem we krwi” dołożyłem podróżowanie i fotografię…
I wtedy ta pstrągowa struga była tym miejscem, w którym złowiłeś pierwszą rybę?
Nie, nie było aż tak różowo. Tata chodził tam na pstrągi, sporadycznie zabierając mnie trzy- czy czterolatka. Pamiętam jak przedzieraliśmy się przez pokrzywy. Ja na barana, dumnie trzymający wędkę, o pociągnięciu ryby mogłem jednak tylko pomarzyć (spinning albo bym poplątał albo zerwałbym jakże cenne na początku lat 80-tych Meppsy). Ojciec wiedział co robił. Ja i tak nigdy się nie nudziłem i byłem zafascynowany łowieniem w tunelach z łopianowych liści, które były wyższe ode mnie. Kropki pstrągów mnie hipnotyzowały, mogłem przyglądać się im godzinami (C&R raczej nie był wtedy modny).
Pierwszą złowioną przeze mnie rybą był 45-centymetrowy okoń złowiony z gruntu na jeziorze Żarnowieckim. Mama trzymała mnie za kapotę a ja darłem się na łodzi, że ryba chce mnie wciągnąć. Dziadek nie mógł się nadziwić a po pomyślnym wyholowaniu pasiastego stwora, przesadził mnie na drugą stronę ławki w łodzi sam zarzucając w moje miejsce! Już wtedy wpadłem jak śliwka w kompot.
Jak wyglądał początek Twojego podróżowania? Pierwsza wyprawa, skąd pomysł, jak było? A może jakaś inspiracja z zewnątrz?
W 2001 roku Bolek Uryn wydał swój „Survival z ludzką twarzą” zajmujący się wędkarskimi podróżami w Mongolii. Zwariowałem! Po przeczytaniu tej książki chyba 3 razy pod rząd, wiedziałem że kiedyś będę musiał tam pojechać. Należałem wtedy do szanowanego, gdańskiego klubu „Pstrąg”, z którego koledzy zasmakowali już podróży z wędką w państwie stepów i tajgi. Miałem zatem z kim ruszyć i właściwie zdałem się na ich doświadczenie. Jako biedny student zasuwałem ostro by poza nauką dorobić trochę kasy, ale nie ukrywam że gdyby nie hojny gest taty, który zafundował wtedy dla mnie kosmicznie drogi bilet lotniczy długo by się to nie udało. Podczas tej pierwszej podróży urodziłem się na nowo. Kompletnie zmieniły mi się wtedy priorytety i pomysł na życie.
Co to znaczy urodzić się na nowo?
Miałem to szczęście, że podróżować z wędką zacząłem stosunkowo szybko. Przed wyjazdem byłem metalem, który niedawno odkrył uroki dyskotek i otwartość tamtejszych dziewczyn (te z koncertów z ciężkimi brzmieniami nie mogły się równać). Pierwsze auto (Cinquecento), wzmacniacz w bagażniku, koleżanki i tym podobne głupoty poza rybami były całym moim światem. Gdy przyjechałem z wyprawy przedstawiłem ówczesnej dziewczynie harmonogram moich kolejnych wojaży na chyba najbliższe 10 lat i to na kolacji z okazji mojego powrotu. Zastrzeliła mnie pytaniem „A kiedy masz zamiar się ze mną ożenić?!” Nie wiem czemu już wtedy nie wyciągnąłem wniosku, że była psycholką! Oczywiście nigdy nie została moją żoną a o realizacji planu jako student mogłem tylko pomarzyć. Przestałem jednak skupiać się na głupotach a ciężko pracować, odkładać każdy grosz - powoli, powoli się rozpędziłem. Odtąd żyłem z pomysłem na życie. Choć niestety z jeszcze nie jedną psycholką miałem mieć do czynienia.
Powróćmy do Twojej ostatniej wyprawy. Gdzie byłeś? Skąd pomysł na taką podróż?
We wrześniu było mi dane wylądować w Kraju Chabarowskim na dalekim wschodzie Rosji. Pomysł właściwie kwitł w głowie mojej i przyjaciół z BAYAN-GOŁ od wielu lat, gdy tylko pojawiły się w internecie pierwsze zdjęcia z rzeki Tugur. Spasione, przypominające tuczniki tajmienie z wylewającymi się brzuchami na rękach czerwonych z wysiłku (albo wódki) Rosjan. Potworne rybska!
Czym różni się to miejsce od innych?
Miejsce nie jest jakoś wybitnie piękne. Zdecydowanie ładniejsza i ciekawsza potrafi być północna Mongolia. Jednak dostęp do licencji wędkarskich, koszt ich nabycia oraz przyjazne, komunikatywne nastawienie Rosjan to wynagradzają. Do tego dalekowschodnie tajmienie żywią się nie tylko ikrą ale i samymi łososiami pacyficznymi a to niesłychanie wpływa na kondycję ryb i trafia do mojej wyobraźni. Bo czyż fenomenem nie jest każdego roku odbywająca się migracja olbrzymich tajmieni z Amuru albo morza (tak, tak – morskie tajmienie)za łososiami ciągnącymi na tarło by je po prostu pożerać?! W dużym skrócie – ryb jest tam więcej i średnia ich wielkość jest znacznie większa od tych łowionych przeze mnie wcześniej w Mongolii.
Jak często jeździsz po świecie? Co na to Twoja rodzina? Jak dzielisz czas między obowiązki zawodowe, rodzinne a podróżowanie?
Każdego roku wyjeżdżam 3-5 razy. Są to jednak często wyjazdy dłuższe zatem na wyprawach (sam się teraz zdziwiłem jak to podsumowałem) spędzam około 8 – 12 tygodni. Oczywiście jest to sytuacja dla wielu z nas abstrakcyjna ale jak to się mówi „jesteśmy kowalami swojego losu” i to my układamy tą swoją rzeczywistość. Nierzadko kosztem rodziny i układów w firmie. W moim przypadku ociera się właściwie tylko o rodzinę, jako że wraz z rodzicami i siostrą z jej mężem prowadzimy firmę rodzinną. Są plusy i minusy takiego układu – zasadniczym plusem jest jednak nieco więcej urlopu (niestety nie bez ograniczeń ale zdaje się narzekać nie powinienem) i to że firma przetrwa moje długie nieobecności. Co do obowiązków rodzinnych – była żona „wyleczyła” mnie z myślenia o głupotach. Na szczęście mam 7-letniego syna, który na ryby jest równie zgrzany jak jego stary. Jeszcze parę lat i może i ja się czegoś od niego na wyprawach nauczę.
Na nasze imprezy Street Fishingowe zapraszamy całe rodziny. Dla dzieci w Warszawie przygotowaliśmy nagrody. Coraz częściej na forum widzimy zdjęcia z dziećmi z wędką w rękach. Co chciałbyś przekazać innym rodzicom?
Najpierw robak, nie za długo, nie zmuszać i łowiska wybierać tak by się działo. Chyba nic tak nie zniechęca dzieci jak długie, nudne godziny gapienia w spławik, bez rezultatu.
Czy jest miejsce, do którego chciałbyś szczególnie pojechać? Życiowy cel?
Bez marzeń i życiowych celów człowiek nie miałby po co żyć. Od wielu lat wybieram się i dotrzeć nie mogę na południową wyspę Nowej Zelandii. W moich myślach osiągnęła już status jednorożca, aż boję się zabrać za ten wyjazd, tak mam rozbujane oczekiwania. A to raczej niedobrze. Kiedyś…
A co zrobisz kiedy już ją osiągniesz?
Jak to co? Pojawi się nowa destynacja! Świat jest zbyt ciekawy i zbyt wielki bym w końcu kiedyś stwierdził że zobaczyłem wszystko albo już mnie to nie kręci.
Trzy pozycje na liście? Takie, do których powinien pojechać każdy wędkarz, miłośnik podróżowania?
Moja Święta Trójca:
- Mongolia – po prawdziwą, męską, niezwykłą przygodę i jeszcze obcą kulturę – koniecznie na koniu; trzeba się jednak spieszyć.
- Kamczatka – zobaczyć misterium ciągu łososi pacyficznych, szczęśliwe z tegoż powodu niedźwiedzie i ordynarnie, nałowić się do bólu na dzikiej, nieskażonej cywilizacją rzece.
- Patagonia – bo jest najlepsza! Czas stojący w miejscu, przepiękne pstrągi, kondory, dzikie mustangi, off-road, wyborne wino, gauchos i wiatr pachnący końcem świata.
Podróż, o której wolałbyś zapomnieć ... to ... wyprawa dokąd?
Załamałbym się jakby ktoś skasował mi pamięć z choćby jednej wyprawy! Miejsce, do którego jednak nie musiałbym nigdy wrócić i łzy bym z tego powodu nie uronił to… ktoś popuka się w czoło – Lago Strobel aka Jurassic Lake. Za dużo ryb, za mało ducha! Nie sądzę bym coś więcej dostał od tego miejsca niż to co już tam doświadczyłem. Posmakować jednak tego co Strobel ma do zaoferowania jest cholernie warto.
A jaki smak ma Strobel?
Jaki smak? Mocno rybny! Smak pełnego nasycenia ogromnymi pstrągami tęczowymi. Nasycenia do tego stopnia, że w końcu już żadna złowiona kolejna ryba na tym łowisku nie była mnie w stanie zaskoczyć. Po prostu kaban za kabanem. Myślałem, że coś takiego nie jest w stanie się mi znudzić. Tam jednak się tak stało.
Co radziłbyś osobom, które chciałyby, ale brak im odwagi by wystartować? Dla tych, którzy mówią, nie teraz, później, jak będę miał, zrobię, osiągnę ... a czas przecież leci.
Nie pieśćmy się ze sobą. Ów firma rodzinna, o której wspominałem to firma pogrzebowa. Zbyt często słyszę ile to ktoś miał jeszcze planów, jak ktoś żył swymi marzeniami, że życie poświęcił pracy, rodzinie... Na co dzień też spotykam się z „nie teraz, później, jak będę miał, zrobię, osiągnę” a to „później” może nigdy nie nadejść! Ktoś kto myśli, że poświęcając się do końca rodzinie jest „debeściakiem” też jest w błędzie. Każdy potrzebuje własnej przestrzeni a z takich podróży wraca się lepszym człowiekiem - ciekawszym, mężniejszym, mniej nerwowym, również pokorniejszym ale i wzbudzającym podziw. A czyż nie lepiej by żony były zauroczone mężami a dzieci dumne z ojców? Pałkiewicz nieco buńczucznie ale jakże trafnie i prawdziwie napisał: „Życie daje każdemu tyle ile sam ma odwagę sobie wziąć, a ja nie zamierzam zrezygnować z niczego co mi się należy.” Nie bądźmy zatem frajerami.
Podczas swoich podróży pewnie spotykałeś się z różnymi niecodziennymi sytuacjami - jaką uważasz za najbardziej niezwykłą?
I tu wyjdzie cała niezwykłość Mongolii, skąd podobnych historii przytoczyć mógłbym wiele. Były to czasy gdy szło się na ryby i jednego poranka czy wieczora łowiło się w pojedynkę oczko – czyli 21 tajmieni. Podczas obozowania w środku tajgi, nad przełomem rzeki Szyszchid między jeziorami, wcześniej od kolegów skończyłem wyśmienite łowy. Szczęśliwy ale i zmęczony jak diabli wróciłem ciemną nocą do namiotowego obozu, gdzie przy ognisku siedział Suche – nasz mongolski kierowca, brat wysoko postawionego, wpływowego polityka, mieszkający w stolicy i przesiąknięty jej wpływami ale i kochający naturę, polowanie i ogniska.
Jeszcze stawiając czajnik pełen wody z rzeki na ogniu usłyszałem za plecami, po drugiej stronie rzeki nienaturalny hałas. Jakby toczący się po tamtejszym, zadrzewionym stoku góry kamlot i w końcu łamane duże drzewo. Trzask potworny. Obróciłem się ale nawet świecąc latarką nie miałem szans dojrzeć co też tam mogło się stać.
Suche wstał i poszedł do auta po swojego wiernego kałasznikowa, z którym wrócił do ogniska i na siedząco zaczął go czyścić.
Zalałem w końcu herbatę ale nim posmakowałem jej przydymionego smaku z kubkiem w dłoni usłyszałem znów łamane drzewo po drugiej stronie rzeki. Suche patrząc w ciemność na mych oczach pobladł.
- Co myślisz? Co to takiego? – zapytałem.
Nie odpowiedział tylko wyciągnął magazynek z broni i po upewnieniu się, że pełen zatrzasnął go z powrotem. Dolna warga wręcz drżała u tego naprawdę zahartowanego mongolskiego twardziela.
Po drugiej stronie znowu jakiś harmider. Coś dużego wyraźnie się przedzierało przez gęstwinę lasu. Aż dziw, że na tą odległość tak wyraźnie słyszeliśmy te dźwięki.
-Niedźwiedź? Łoś? – nienażarty zdenerwowany i niecierpliwy jak dziecko domagałem się odpowiedzi.
Suche wstał, strzyknął śliną w ogień aż zasyczało i odrzekł:
- Ałmas
Po czym przeładował broń i poszedł do namiotu.
Ałmas to mongolski Yeti.
Spotkanie z jaką rybą uważasz za największe wyzwanie? Przeciwnik godny spotkania? Jak ją przechytrzyłeś - pamiętasz tą pierwszą i tą najtrudniejszą do złowienia? Co w niej jest takiego ekscytującego?
Najbardziej lubię łowić pstrągi potokowe. Za najtrudniejsze uważam złote dorado i tiger-fish’e. Najbardziej jednak na wyprawie skórę złupiły mi rzeczne tarpony w Nikaragui. Zatem to bardzo różne dla mnie zagadnienia. Jaka ryba jednak najbardziej mnie ekscytuje i jest najgodniejsza spotkania? To akurat dla mnie proste – jest to święta ryba dla wielu syberyjskich plemion, które znajdują w styku dwóch płetw ogonowych tych olbrzymich ryb przejście w zaświaty. Wracam myślami znów do tajmienia. Ale dużego tajmienia – mierzącego przynajmniej 120cm. Taka ryba do już doświadczony zwierz i bardzo wymagający wędkarski przeciwnik. Pierwszą jaką złowiłem miała równy metr, pochodziła z rzeki Chuluut-goł i była szóstą tamtego dnia. Wszystkie wcześniejsze straciłem także byłem kompletnie rozbity i cały rozedrgany. Co więcej, chwilę wcześniej byłem świadkiem jak ogromny tajmień gonił sześćdziesięciocentymetrowe lenoki, które wyskakiwały w popłochu w powietrze. W końcu olbrzymi łeb z jednym z tych lenoków przełamał powierzchnię rzeki i łomocząc to w lewo to w prawo o powierzchnię wody wydawał się ogłuszać ofiarę. Nie wierzyłem własnym oczom, a scena godna filmu „Szczęki” tak jak się gwałtownie rozegrała tak nagle rozpłynęła w się nurcie rzeki. 10 minut później złowiłem tego swojego metrusa, który z całą pewnością nie był tą rybą widzianą wcześniej. Nawet „do pięt jej nie dorastał” ale byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Najtrudniejszym i jednocześnie moim największym tajmieniem była ryba z Szyszchid-goł, po którą leciałem 2 dni (z przesiadkami), jechałem UAZem 3 dni i kolejne 3 dni w siodle po 11 godzin dziennie! Wraz z dwoma kompanami w końcu zmęczeni dotarliśmy do ujścia pewnej rzeczki do Szyszchidu. Powyżej jej ujścia cały dzień żerowały lenoki, które też z powodzeniem przerzucaliśmy na muchę. Z nastaniem wieczoru zaczęła się pora na potwora i z solidnym sprzętem czesaliśmy okolicę ujścia dopływu. Znów miałem stracić 5 ryb (tym razem wszystkie ponad metr) by w końcu mój głowacicowy wobler (trójłamaniec) zatrzymał się na modrzewiowej gałązce idealnie nad miejscem, w którym spodziewałem się ryby. Właściwie przerzuciłem tą gałązkę a przynęta owinęła się wokół niej trzy razy. Wystarczył lekki ruch wędziskiem by wobler jak w zwolnionym tempie odwinął się raz, drugi i trzeci po czym capnął o powierzchnię wody. Zrobił się wielki lej, który jak dzieciak ze spłoszonym sercem zaciąłem w ciemno. Nic – pusto. Wielka ryba musiała się spłoszyć o czym świadczyły czterdziestocentymetrowe lipienie wyskakujące z wody wszędzie tam gdzie tajmień uciekał.
Podłamany i bez nadziei wykonałem kolejny rzut i ściągając przynętę obserwowałem jak lipienie wyskakują wystraszone jej wyglądem. Jakże się zdziwiłem gdy usłyszałem puknięcie przynęty o moją szczytówkę a lipienie ciągle uciekały kilka metrów ode mnie. Szybko zrozumiałem, że coś tam większego pływa. Krótki rzut i… Siedzi!!!
Po serii amatorskich błędów i nerwowych ruchów, które powinny zgubić tą rybę „mojego króla” podebrał mi Ś.P. Krzysiu Szerszenowicz. Miarka wskazała 130cm. Nigdy nie zapomnę tej radości dzielonej z Przyjacielem(godzinę wcześniej złowił tej samej długości, jednak grubszego tajmienia). Wiem też, że żaden, choćby większy tajmień nie ucieszy mnie bardziej.
Co według Ciebie jest najważniejsze na wyprawie, a co tylko ważne?
Najważniejsza jest charyzma uczestników wyprawy. Nawet najpiękniejsze i najrybniejsze miejsca zbrzydną, gdy nie można dzielić radości z kimś kto ją zrozumie. A gdy morale spadną, bo w ryby przestanie się wierzyć albo leje deszcz cały tydzień, pozytywne nastawienie u innych potrafi naprawdę za uszy z dołka wyciągnąć.
Poza tym ważne jest przygotowanie przedwyprawowe (mam na myśli wysprzętowienie i przygotowanie teoretyczne). Trzeba też umieć się bawić, nie tylko łowić ryby jak „z karabinu”.
Jaki sprzęt wędkarski zabierasz ze sobą zazwyczaj na wyprawy? Ile wędek, kołowrotków ile i jakich przynęt ? Jak radzisz sobie logistycznie?
Wszystko zależy od charakteru wyprawy i ryb jakie mają być łowione. Wędek spinningowych zabieram dwie (podstawową + zapas) do każdego gatunku, bądź wielkości spodziewanych się ryb. Muchówkę biorę jedną. Chyba że to Płw. Kolski, gdzie jadą ze mną dwie muchówki DH i dwie SH. Kołowrotki po jednym, jeśli wiem że będzie zapas w grupie; jeśli nie, sam biorę zapas, który może posłużyć i innym. Co do przynęt to wszystko zależy od docelowego gatunku. Do Kanady na palie jeziorowe, Nikaragui na tarpony czy gdziekolwiek na tajmienie jedzie ze mną 7kg przynęt wraz z pudełkami. Plus namioty, śpiwory, wędki, kołowrotki, spodniobuty, buty, ciuchy, czasem belly boat’y i płetwy - właściwie niemożliwe by zmieścić się w dozwolonym limicie bagażu samolotowego 23kg. Dlatego zawsze lecę jak wielbłąd – dziwoląg, wzbudzając sensację na lotniskach. W końcu to co się ma na sobie (również w kamizelce wędkarskiej) nie jest liczone do wagi bagażu. W dobrą kamizelkę upychałem już 13 kilogramów!
Jaką rzecz powinien mieć ze sobą każdy podróżnik?
Zależy od charakteru wyprawy. Najczęściej jednak poza technicznym ubiorem potrzebny jest sensowny nóż i zabezpieczone dobrze zapałki i sól.
Wspomniałeś o fotografii – a sprzęt foto, video?
Po kilku próbach filmowania skupiam się tylko na fotografii. Chcąc jeszcze kręcić film musiałbym zrezygnować z łowienia całkowicie a i umiejętności żadne. W fotografii czuję się znacznie pewniej ale też z wyjazdu na wyjazd ciągle się uczę i pewnie jeszcze dużo nauki przede mną. To dobre - dobrze się rozwijać. Po wielu latach focenia lustrzankami analogowymi w końcu rozgościłem się w systemie cyfrowym Nikona i to jest to w czym się dobrze czuję. Każdemu wędkarzowi, chcącemu cieszyć się dobrej jakości zdjęciami polecam fotografię lustrzankami cyfrowymi. Jakość zdjęć pochodzących z mniej wymagających sprzętów nie może się równać z lustrzankami. Te jednak zajmują wiele miejsca, są stosunkowo kosztowne (szczególnie jasne obiektywy). Priorytetem na wyprawach jest ochrona sprzętu przed wilgocią i pyłem – dużo z tym zabawy, straty nierzadkie ale zbyt dużo satysfakcji z efektów.
Przyjeżdżasz nad nieznaną wodę - od czego zaczynasz łowienie? Czym się kierujesz typując miejscówki ? Czy korzystasz z usług miejscowych przewodników?
Generalnie staram się wcześniej mocno przygotować teoretycznie. Wiadomości w intrenecie pozwalają mieć choć cień wiedzy na co i jak należy łowić. Spinning wydaje się szybszy i łatwiejszy w poznawaniu wody od muchy. Obecność ryb szybko weryfikują tak ważne przynęty jak Mepps Aglia TW (rozmiaru stosownego do spodziewanych ryb), Salmo Executor, Wahadłowy Gnom czy popper Live Traget albo Arbogast.
Zdarza mi się korzystać również z usług przewodników. Ba – na niektórych łowiskach poruszanie się bez nich nie jest możliwe! Jeśli dysponuje się zapasem czasu warto dojść do wszystkiego samemu. Kiedy jednak planowany czas na łowisku jest mocno okrojony, pomoc przewodników może być niezbędna. To że im dalej na wschód, przewodnicy są skuteczniejsi i serdeczniejsi to reguła, podobnie jak ta że im dalej na zachód, są drożsi i bardziej aroganccy. Na południu, tam gdzie słońce przypieka styki – nie ma reguł. Można trafić doskonałego albo fatalnego przewodnika.
@Slowik, 2015
Wywiad przeprowadził: @Remek
- Guzu, wujek, Artech i 34 innych osób lubią to
35 Komentarze
Bajka
To jest Ż Y C I E E E .
Pięknie opisana realizacja pasji życiowej.
Człowiek spełniony...
Rewelacja ! Trzeba mieć dużo odwagi , żeby tak zorganizować sobie życie . I być po prostu podróżnikiem .
Bardzo fajnie , super ile radości możne przynieść życie .
Niebo na ziemi .....
Ech........to sie nazywa żyć pełnią życia...
Ekstra sprawa. Opisy wypraw na Bayan Goł czytam na bierząco i tęsknie do moich wypadów na pstrągowe rzeczki, gdzie liczy się kiełbaska, ognisko, ryby i przyroda. I nic więcej....
Ale mimo wszystko lazłbym szukać tego saskłacza Mongolskiego.
Sprawdzaliście coś rano?
Podziwiam szczerze konsekwencję oraz wytrwałość w samorealizacji, bo jest naprawdę wysokiej próby.. Najdalsze, najbardziej egzotyczne światy - to jednak wciąż za mało, żeby się w pasji bez reszty zatracić, albo całkiem w niej rozpłynąć albowiem sztuka łowienia ryb wciąż jest kompromisem, ciągłym układaniem się z rzeczywistością..I to jest nieznośne..
Super sprawa. Czytam wszystko na Bayan Goł i teraz tak mi wpadło do głowy kiedy "Słowik" te wszystkie swoje teksty i zdjęcia zbierze do kupy i wyda książkę :-)
Super! O takich wyprawach to można tylko pomarzyć.
Zbanować , ocenzurować, wypalić żywym ogniem, spalić przed przeczytaniem !!!!
Jak można w tak bezczelny sposób uświadomić mi że przesr....łem życie
A to dopiero początek Twojej frustracji
To tak jak Sławek pisze, zbanować Słowika a na dodatek połamać mu wędki i utopić aparat .
A Ty Słowik zastanów się nad moim wcześniejszym postem . Sam kupię i ustawię się w kolejce po autograf
W wywiadzie pada wiele ciekawych zdań. Zacytuję to tylko jedno, bo w pełni się z nim utożsamiam "Załamałbym się jakby ktoś skasował mi pamięć z choćby jednej wyprawy!
Taaaak. A niektórym, na krajowe zloty, ciężko ruszyć 4 litery.
A ja pamiętam Slowika jeszcze z tych "metalowych" czasów i nic nie zapowiadało ze się tak rozkręci. Rafał ma jeszcze jeden talent którego Mu zazdroszczę to tak zwana "lekkość pióra" .....niesamowicie składa swoje opowieści. Wielka wiedza historyczna, merytoryczne treści,niezwykle zdjęcia plus nieprawdopodobny humor. Kiedy zaczynam czytać tekst na bayangol po dwóch pierwszych zdaniach rozpoznaje czy to tekst Rafała. Szacun.....
Szkoda,że starczyło czasu, miejsca tylko na wywiadzik.... Zresztą ja czekam na książkę Rafała bo przecież musi to kiedyś nastąpić
Hmmm. Jedna książka już napisana, choć nie Słowik ją popełnił. Niestety w naszych czasach ciężko coś wydać. "Z wędką przez 6 kontynentów".
Żeby nie było wątpliwości, nie jestem autorem, tylko lobbuję na rzecz wydania tej wyjątkowej opowieści. Marna stówa załatwi problem. Sponsorów/udziałowców zapraszam do kontaktu.