Napisano 21 grudzień 2018 - 14:49
Pisałem o tym już nie raz, ale powtórzę. Prawie wszystkie wahadłówki są skuteczne. Problem w tym, że duża część wahadełek jest skuteczna powiedzmy w 80 procentach sytuacji nad wodą bez specjalnego wkładu z naszej strony. Ot "wystarczy" dobrać rozmiar i tempo prowadzenia do głębokości łowiska i łowić. Stałe choć nie byle jakie zwijanie zazwyczaj wystarcza. W wodzie stojącej będzie to klasyka z grubsza typu Gnom, Alga czy Mors (choć nie mniej skuteczne są Kalewy, Kraby, Karaluchy, Cefale czy inne mniej popularne modele) natomiast w rzekach dochodzą trociowe wariatki (głęboko krępowane, ciężkie, wpadające w ruch wirowy, świetne np. na granicznym Bugu do obławiania krótkich miejscówek między zwaliskami pod drugim brzegiem), oraz wąskie blaszki np. typu ABU Toby. To tylko mocne uogólnienie, bo brawie każdą wahadłówkę można skutecznie poprowadzić w prawie każdej wodzie, tylko czasem będzie to utrudnianie sobie życia.
W pozostałych przypadkach, no dobra w 80 procentach pozostałych przypadków takie "normalne" wahadłówki działają średnio.
Wówczas jako ostatnią deskę ratunku zakładam przynęty o pracy nietuzinkowej.
W związku z tym, że zazwyczaj łowię na wodzie płytszej niż 2m. są to błystki z dość cienkiej blachy i dla odmiany albo mocno krępowane -jak "Rybka" Jacka - albo właśnie niemal nie krępowane, z minimalnym przetłoczeniem - jak moja stara algopodobna killerka nieznanego z imienia autora.
Mocniej krępowana pozwala na mega wolne prowadzenie, urozmaicane opadem podczas którego tańczy lambadę nęcąco kręcąc tyłeczkiem. Płaska zaś w opadzie też dobrze działa, choć bardziej są to lekkie ślizgi na boki połączone z wahnięciami, czasem obrotem, natomiast swoją siłę pokazuje gdy chcąc dać jej coś od siebie szarpniemy szczytówką, nie aż tak jak przy jerkach, bo przynęta mniejsza, lżejsza i stawiająca mniejszy opór, ale potrafi odjechać na przemian w bok niczym prawdziwy glider. Kilkukrotnie zdarzyło mi się że spotkani nad wodą spinningiści łowiący na gumy, obrotówki, czasem woblery i jerki a nawet żywczarze narzekali na całkowity brak brań podczas gdy mi udawało się kilka szczupaków na takową wahadłówkę w ten sposób prowadzoną złowić.
Łowiąc w moich ulubionych starorzeczach gumą, zwykle 3 calową typu "kopyto", zakładam główkę 4-8 g. Zazwyczaj głębokość sięga nie więcej niż 1,5m. Im płycej tym rzecz jasna lżej, ciężej gdy trzeba dalej sięgnąć wabikiem.
Problem w tym, że chcąc zastosować opad lekka główka ściąga gumę zbyt wolno by ogonek dobrze pracował a cięższa robi to na tyle szybko że ten zakręci się raz i drugi i koniec. Lekka wahadłówka tymczasem na metrze wody potrafi opadać kilka sekund cały czas pracując, kręcąc się, ślizgając i błyszcząc bokami. Ten sposób nie jeden raz otwierał mi wodę, do tej pory martwą. Nie jest to łatwe łowienie, bo każda dlaszka jest inna i każdą trzeba poznać i się nauczyć, ale warto.