No cześć,
Święta, Sylwester etc. sprzyja wyjazdom do rodziny, w moim przypadku rodziny Lubej. Roztocze co prawda obfitują w urokliwe rzeczki wijące się przez pola, łąki i lasy, więc muchówka pojechała ze mną, ale nie udało się uświadczyć okazji do jej rozłożenia. Czas dzieliłem więc pomiędzy ludzi, a zabrany ze sobą sprzęt do krętaczenia (a właściwie nauki robienia much i microjigów) oraz łażenie po lesie. W lesie jak to w lesie, zwierzyna przemieszana z drzewami, zielskiem i grzybami. No to co robić? Chodziłem, szukałem zrzutów jeleni. Upatrzyłem sobie szlak jednej, niezbyt licznej chmary, jej miejsce postoju (chyba nocnego? Dużo wyleżanej trawy, odchody, zgryzione brzózki) i czasem tam zachodziłem. W tzw międzyczasie szukałem (to właściwe słowo, bo zbierać mi się nie chciało...co ja bym tutaj z takimi grzybami zrobił? I tak jedzenia starczy dla pułku wojska) uszaków bzowych, czyli grzybków mun. Kilka kolonii znalazłem, niewiele ale zawsze. Miły dodatek, nadający spacerom po lesie jakąś celowość, tak samo jak tropienie zwierzyny.
Ciekawostka z dzisiaj - cytrynek. Leżał na ściółce, na zeschniętych liściach bukowych. O dziwo żywy. Zabrany do domu odzyskał nieco animuszu, więc za radą gospodarzy wyniesiony został do piwnicy gdzie wypatrzyłem kilka zimujących "pawich oczek".
Ciekawe skąd tam się wziął...być może ma to związek z pościnanymi w okolicy sosnami.
A Wy? Spacerujecie trochę?
pozdrawiam,
Paweł