Każde przedsiębiorstwo produkcyjne likwiduje wyroby niezgodne i przynajmniej część prototypów. Sam tak robię mając nieporównanie mniejszą, właściwie mikroskopijną w stosunku do Salmo, produkcję a jest tego pewnie między 5-6 kg rocznie.
Pisząc, że Salmo lepiej by wyszło na puszczeniu tych woblerów jako drugą kategorię albo rozdanie dzieciom, bardzo naiwnie zakładacie, że decyzja nie była poprzedzona kalkulacją ryzyka dla każdego ze scenariuszy. Przyjmijmy, że średnia masa sztuki to 10g, jest na filmie sporo mniejszycch przynęt ale i sporo większych dlatego okrągła dziesiątka będzie ok. Tona to milion gramów więc mamy nasze 250 000 woblerów. Koszt ich wytworzenia, uwzględniając koszty technologiczne (ogrzewanie, elektryczność a z drugiej strony zwrot VAT za materiały itp.) szacowałbym w granichach max 30gr/szt. Czyli cały set 25 ton to koszt rzędu 83 000 zł (1/4 ceny dwupokojowego mieszkania w Warszawie). I teraz przełóżmy to na scenariusze.
1 Sprzedaż jako drugi sort, tutaj zakładam, że ze względu na niższą cenę klienci pozwoliliby sobie na kupno np. 20 woblerów. Finalnie wychodzi 12 500 klientów i powodów do bezsennych nocy. Salmo sprzedało przecież produkt niepełnowartościowy, który rozejdzie się do różnych odbiorców, w tym nieuczciwych hurtowników, którzy będą go chcieli puścić dalej jako woblery pełnowartościowe. Oznaczyć korpusy? To dodatkowy koszt, w firmie produkcyjnej nie robi się wszystkich produktów na raz, jest określony zamówieniami i szeroko pojętymi wymaganiami rynku cykl produkcyjny. Tak samo trzeba by dopasować proces oznaczania do pierdyliarda różnych modeli. Samo posortowanie to już spory ból głowy. W pierwszym scenariuszu, jak widzicie koszt jest ogromny, a dodatkowo do tych 83k dochodzi pewnie ze 160k kosztów zbrojenia, pakowania logistyki itp.
2.Scenariusz drugi jest prostszy, rozdajemy dzieciom po 10 sztuk woblerów. Załóżmy, że minimalizujemy koszty takiej operacji jak się tylko da, czyli stawiam, że finalnie wobler kosztuje już 60gr (166k). Przekazując paczki 25 tysiącom przyszłych klientów, którzy nie do końca rozumieją, że dostają od Salmo szrot, budujemy armię 25 tysięcy młodych wędkarzy, którzy mogą sparzyć się na produktach Salmo, zanim będą je w stanie kupić. Co to znaczy w kraju, gdzie dla wędkarza Salmo to skarb narodowy i powód do dumy chyba nie muszę tłumaczyć.
Na koniec mamy drogę wybraną przez Salmo, filmik na YT bez profesjonalnych aktorów, dogadany z drugim uczestnikiem procesu zapewnie na zasadzie wzajemnej promocji. Wideo niskokosztowe, wzbudzające spore emocje więc z punktu widzenia reklamy bezcenne. Myślę, że firma zrobiła tym samym najlepszy biznes... na swoich śmieciach