Najdłuższe oczekiwanie na majówkę w moim życiu.
Zamówiona, długo oczekiwana wędka, w końcu jest w moich rękach kilka dni po rozpoczęciu sezonu. Nazwa, miałem nadzieję że tak będzie, miała odzwierciedlać to co będzie wyprawiać w nadchodzącym sezonie.
Majowe wędrówki brzegiem Odry
nie przyniosły oczekiwanych boleniowych okazów, i tak, na prawdziwy chrzest kijka trzeba było zaczekać do czerwca, ale o tym za chwilę…
Duża niżówka na rzece już w maju, storpedowała wędkarskie plany na dobry początek sezonu i wymusiła zmianę łowiska na zbiornik powstały w wyrobisku żwirowni.
Demotywowany wynikami jak i zastojem w pracy (tzw. COVID XD) coraz trudniej było mi się zebrać na rybki. Ten dziwny stan dopadł również znajomych, co kończyło się tym, że najczęściej musiałem jechać sam.
Pod koniec miesiąca coś drgnęło, pojawiły się pojedyncze rapy
i szczupaczki,
nadzieja wróciła.
I nadszedł czerwiec.
W 2019r na tym zbiorniku podniosłem sobie poprzeczkę życiówką szczupaka ze 100cm na 115cm…
Ależ to było piękne popołudnie, wyproszony u żony wypad na godzinkę po pracyi tłumaczenie jej że zawsze warto, choć na chwilę, i że ona tego nigdy nie zrozumie. Udało się udowodnić że tak jest.
Mnóstwo czynników ma wpływ na nasz sukces, nawet tych poza sprzętowych czy pogodowych…
Czasem jest tak że zaśpisz i trafisz na tą właściwą porę albo właściwe miejsce.
11 czerwca godzina 5:00 – budzik – wyłączam, umówiony z sąsiadem, czekam czy zadzwoni, nie chce mi się… (kto tak nie miał – ręka w górę – nikt? Tak myślałem xd).
Leżę , przewracam się z boku na bok, coś mi mówi - jedź bo będziesz żałował. Wstaję około 6:00, kawa, ale jakoś nie mogę się zebrać, w końcu około 7:30 – jadę.
Nad wodą standardowo zaczynam od niebieskiego sliderka 7cm który dał mi sporo fajnych bolków i szczupaków. Godzina i nic, nawet wyjścia… Wzmaga się niekorzystny do rzutów wiatr. Grzebię w pudle i znajduję Jerka na którego nic nie złowiłem od nowości, ponad rok.
Adam Szwanka – pozdrawiam.
Postanowione, przełamuję wyrobiony brak zaufania do przynęty.
Pięknie leci pod wiatr, rzut daleki, tam gdzie siedzą Bolki. Dwa obroty korbką i stop, oczywiście wcina…
Zaczep? Docięcie, i zaczyna się jazda…
10 minut walki w zielsku, z trzęsącymi nogami, rękoma, chyba tylko włosy mi nie drżały (czapka).
Wiązanka wyzwisk w kierunku śpiącego sąsiada, kto TO podbierze, podbierak za mały, chwytaka nie mam… Ale kij w gumowiec i udało się, widzę że blisko życiówki ale się mylę, 108cm, euforia, dla takich chwil jestem wędkarzem.
Zdjęcie robione na statywie z patyka XD, akcja reanimacja, rybka spokojnie odpływa.
Jadę do domu, wystarczy atrakcji na jeden dzień.
Nazajutrz nie ma kiedy, ale kolejny dzień wstaję o 5:00, sąsiad oczywiście znów śpi, telefonu pod oknem nie słyszę, trudno, lecę sam.
Piękny, bezwietrzny poranek, zaczynam od mojego nowego, ulubionego Jerka XD.
30 minut dreptania brzegiem zatoczki, rzut w środek pod kępkę ziela, musi tam siedzieć.
No i siedział, Boże, ten musi być większy, ale czy dobrze zażarł, czy kotwy, węzły, wytrzymają… Odpowiednia wiązanka do śpiącego sąsiada… 10 min i ląduje pod nogami, jest moc:
Nowe PB 116cm, przepiękna ryba, przepiękna walka, praca zestawu nienaganna, rybka zmęczona, ale daje radę… Wrócę po nią jeszcze nie raz.
Przez kolejny tydzień nie było kiedy, powrót do pracy, tzw. odmrażanie, ale 21 czerwca, sobota, wolne, no to siup. Pudło, rano nic, ale postanowiłem, że po południu podjadę na godzinkę. Po 16-tej melduję się nad wodą, drugi rzut, wobek wpada do wody i następuje najbardziej widowiskowe branie jakiego byłem świadkiem, szczupak uderza natychmiast i wyskakuje z nim z wody, spanikowany wybieram luz i zacinam rybę praktycznie w locie, ale jazda, czuję że jest mniejszy ale nadrabia walecznością. Kijek pięknie męczy i rybka po jednym odjeździe daje się podebrać.
Grube 96cm zębatego szczęścia:
Szybkie foto na patyku i rybka majestatycznie odpływa.
Niedziela następnego dnia kończy się nauczką. Po tak dobrych rybach warto zmieniać kotwiczki, ale jaki ten musiał być skoro przy próbie zatrzymania zrobił takie coś???
Gdyby ktoś mi powiedział, że w połowie czerwca będę wędkarsko spełniony, to popukałbym się w czoło. Ale czy nie to w naszej pasji jest najlepsze? Nie znasz dnia ani godziny, nie ma złej pory ani złej pogody, wystarczy aby się chciało ruszyć zadek i wyjść poza YT, Netflixa.
Życzę każdemu aby na dzikiej, niekomercyjnej wodzie, konsekwencją i uporem udowadniał innym, że się da, i że warto te rybki wypuszczać, a one nam odpłacą emocjami i niezapomnianymi chwilami w otoczeniu piękna naszej polskiej natury.
Połamania.
papkin444
Wędzisko : Lamiglas SI1122 – „Hubrods”
Kołowrotek : Shimano Twin Power 4000HG
Plecionka: Momoi Ryujin 0.12
Wobler od Adama Szwanki : Crucian 9cm.
Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń"
Click here to view the artykuł