"Wycieczki autokarowe w owym czasie masowo jeździły po wodach P&L, wyruszając głównie ze Śląska. Ale lokalizacja miejsca startu to zapewne przypadek."
Podobnie jak te sklepy dla górników, gdzie niektórzy mogli się zaopatrzyć w niezły jak na tamte czasy sprzęt. Wędzarek było dużo, ale ryb jakoś specjalnie nie ubywało. Doczekaliśmy takich czasów, że niedługo zostaną nieliczni. Ci najbardziej wytrwali. Może wtedy muszkarstwo osiągnie poziom sprzed sklepów górniczych.
Prawdopodobnie od 1945 roku nasza piękna Ojczyzna cierpi na dziwną przypadłość. Popularyzacja wiąże się w niej nieodmiennie z pauperyzacją. I dotyczy to wszelkich dziedzin życia, nie tylko wędkarstwa. Cała nadzieja w nowych pokoleniach. Gdy ugrzęzną w oparach wirtualnych światów rzeki odetchną. A tak poważnie... Wydaje mi się, że za szybko chcemy zmian. Mamy przed oczyma i pożądamy rzeczywistości, która jest udziałem społeczeństw, w których własność prywatna jest święta i była przekazywana z pokolenia na pokolenie przez setki lat. Jednocześnie, jako społeczeństwo, podświadomie nie mamy zaufania do ludzi zamożnych, wybierając na swoich przedstawicieli (w każdej dziedzinie) "gołodupców", którzy zaczynają się następnie "dorabiać" żerując na Nas samych . Chcemy doświadczać wędkarskiego "dobrobytu" podpatrzonego na rzekach Anglii, Irlandii, Patagonii czy Nowej Zelandii, jednocześnie żądając PGR-owskiego dostępu do wód P&L "dla każdego" i w dowolnej ilości. Otóż … tak się nie da. Dopóki system zarządzania wodami P&L, a tym samym ich "posiadacz" się nie zmieni, to będziemy mieć te wody tak "bogate" jak obecnie. Kilkadziesiąt lat zajęło nam doprowadzenie tych wód (również poprzez oddziaływanie na środowisko) na skraj ruiny. Za kilkanaście dorżniemy je do końca przy dźwiękach disco w polu. Może wtedy ostatni PGR w kraju, czyli PZW ustąpi pola lub pojawią się ludzie mający chęci i zasoby by je przejąć ? Kto wie ? Wtedy muszkarstwo będzie miało szansę osiągnąć poziom sprzed sklepów górniczych, bo wody P&L nie będą przyciągały osobników, którzy biorą muchówkę w dłoń tylko po to, by zeżreć świeżego pstrąga, dopchnąć "kiełbom z gryla" i wrzucić filmik "na fejsa". Za drogo ich ten "gryl" na łonie natury wyniesie. Ja ciągle mam nadzieję. Ale na wszelki wypadek, gdyby przyszła mi ochota "pomuchować" przypominam sobie słówka z języka Shakespeare'a.