Ktokolwiek by nie gospodarował, jeżeli nie wprowadzi limitów typu jeden drapieżnik do gara na tydzień, dwa albo nawet mniej, nie będzie miał ryby w wodzie. Wystarczy porównać biomasę ryb w zbiornikach no kill i tych nie. Różnica jest kolosalna. Weźcie wytłumaczcie to wędkarzom z kartą , legitymacją członkowską i po ,, egzaminach " w PZW. Sam biorę w roku 2 do 5ciu szt. rocznie na patelnię, ale gdyby mnie postawić przed wyborem jeść czy łowić zdecydowanie wolę łowić i nie jeść. Dopóki taki pogląd się nie upowszechni w stopniu znacznym, ryb nie bedzie. I tu dochodzimy do tego, czy polskich wedkarzy stać na tego typu ,,poświęcenie " tytułem odbudowy pogłowia. Śmiem twierdzić, że nie. Wylewanie zali na PZW czy WP nic tu nie da. Przy waleniu w beret czego popadnie, nie będzie nigdy takich środków na zarybienia aby każdy miał zawsze pełną zamrażarkę. Porównując, wprowadzono x lat temu wstrzymanie odstrzału łosi i ochronę wilka, pełno tego teraz wszędzie, słyszał ktoś żeby myśliwi nie wiadomo jak lamentowali? Trochę może tak, w przypadku wilka. Te zakazy wprowadziło państwo z Lasami Państwowymi, PZW w życiu tego nie zrobi bo szkoda pieniążków i stan mamy jaki mamy. Może jak dojdzie do totalnej katastrofy ktoś w końcu pomyśli o rybach jak o gatunkach zagrożonych wyginięciem i zacznie się ochrona.
To jest samonapędzający się mechanizm wiodący ku upadkowi związku.
Ograniczyć limity? No to może ludzie zaczną rezygnować.
Limity zostają - ludzie i tak rezygnują bo ryb w wodzie praktycznie już nie ma.
No to wchodzi do gry nowy gracz WP który proponuje coś równie utopijnego, jak te pół tony szczupaków, ale też coś co pamięta sporo wędkarzy starszego pokolenia - opłata krajowa...
Będzie lepiej? A za .uja nie będzie... ale będzie nowe.
Dobrej nocki życzę