Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Od Rodmaker Magazine Do Rodexpo - Wywiad Z Tomem Kirkmanem


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 01 październik 2012 - 12:47

 

Wersja angielska wywiadu

 

Tom Kirkman, 48 l., jest ikoną światowego rodbuildingu. Trudno o przesadę w takim stwierdzeniu – znany rodbuilder, wydawca The RodMaker Magazine, właściciel strony internetowej www.rodbuilding.org oraz pomysłodawca RodExpo – Międzynarodowych Targów Rodbuildingowych, które w tym roku odbyły się w dniach 17-18 lutego w USA w miejscowości High Point, NC. Jesteśmy dumni, iż przy tej okazji Tom zgodził się udzielić wywiadu dla czytelników www.jerkbait.pl

 


 

Tom, RodExpo właśnie dobiegło końca. Czy mógłbyś podać kilka liczb, które pozwolą nam wyobrazić sobie skalę tej imprezy: ilu było gości, z ilu krajów, jaka duża była powierzchnia wystawowa, aby pomieścić wszystkie pokazy, jakie rodzaje pokazów/wystaw się odbyły, które firmy związane z przemysłem wędkarskim były obecne na imprezie?

Impreza udała się lepiej niż mogliśmy sobie wymarzyć. Ściągnęliśmy 1500 rodbuilderów ze wszystkich zakątków świata. Więcej niż kilku przyjechało z Europy, Australii czy krajów Orientu. Oczywiście większość z nich stanowili Amerykanie.

Ekspozycje zajęły powierzchnię 40 000 stóp kwadratowych. Około 35 producentów i dystrybutorów wystawiało ofertę swoich produktów i/lub usług na około 65 stoiskach. Wszystkie informacje dotyczące firm, które się wystawiały oraz prezentacji, które się odbyły można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej imprezy www.rodexpo.com

 


 

Czy pamiętasz jak wpadłeś na pomysł zorganizowania targów rodbuildingowych? Kiedy pierwszy raz zorganizowałeś podobną imprezę i jak ona wyglądała w porównaniu z tym co widzimy obecnie? Czy przedtem ktoś organizował w USA podobne targi?

W latach 70-ych Dale Clemens stworzył grupę o nazwie RodCrafters. Grupa ta organizowała seminaria regionalne poświęcone rodbuildingowi w całych Stanach Zjednoczonych przez blisko 30 lat. W większości były to kameralne spotkania poświęcone prezentacji technik i metod stosowanych w rodbuildingu. W roku 1998 Tom Greek poprosił mnie o pomoc w stworzeniu organizacji o nazwie The Custom Rod Builders Guild. Chciał organizować doroczne spotkanie krajowe członków organizacji, co planował nazwać “konklawą”. Przekonałem go, że mamy możliwość zrobić coś więcej niż tylko kolejne seminarium. Uważałem, że moglibyśmy zaprosić również producentów i dystrybutorów tak by uczestnicy mieli na miejscu możliwość zapoznania się z ofertą dla rodbuilderów. Odegrałem kluczową rolę w organizacji pierwszych trzech “konklaw”. Pierwszego roku udało nam się zgromadzić 80 rodbuilderów. Trzeciego roku już prawie 200. Była to wówczas największa impreza rodbuildingowa w historii.

 


 

Ale ja ciągle uważałem, że możemy osiągnąć więcej. Pamiętam iż pewnego roku uczestniczyłem w sympozjum Amerykańskiego Stowarzyszenia Stolarzy w Greensboro, NC, i byłem pod wielkim wrażeniem. Pomyślałem sobie, że nie ma żadnego powodu, dla którego rodbuilding nie mógłby mieć imprezy podobnych rozmiarów i znaczenia. Ale nikt nie wierzył, że to da się stworzyć. Ludzie byli sceptyczni, ponieważ opierali swoją opinię o przeszłe niepowodzenia zamiast czerpać inspirację z dokonań innych rzemieślników-hobbystów.

W roku 2004 spotkałem Barry’ego Serviente, organizatora lokalnych pokazów wędkarstwa muchowego. Jego pokazy nie były w stanie wykorzystać ogromnej powierzchni wystawowej, którą wynajął. Poprosiłem go by pozwolił mi zorganizować imprezę dla rodbuilderów tak by tą powierzchnię jakoś wykorzystać. Jeden i ten sam bilet uprawniał do wstępu na obie imprezy. Czysty interes. Barry był sceptyczny, zwracał mi uwagę, iż ani grupa RodCrafters ani The Custom Rod Builders Guild nie były w stanie ściągnąć wielu rodbuilderów na organizowane przez siebie spotkania.

 


 

Otworzyliśmy drzwi do hali wystawienniczej o godzinie 9 rano, i kiedy o godzinie 10 przyszliśmy zobaczyć, co dzieje się w części poświęconej rodbuildingowi nie mogłem uwierzyć własnym oczom – wszystkie kąty były tak szczelnie zapchane rodbuildrami, że trudno było się przecisnąć! Zgromadziliśmy wówczas około 500 rodbuilderów. Oczywiście Barry z radością pozwolił mi na organizację imprezy na podobnych zasadach w roku 2005 i 2006. W tym trzecim roku byliśmy już w stanie zgromadzić 1400 rodbuilderów z całego świata.

W tym momencie stało się jasne, iż część rodbuildingowa imprezy cieszy się miażdżąco większą popularnością od części poświeconej łowieniu na muchę. Czułem, że dla swoich ludzi mogę uczynić jeszcze więcej, jeżeli przeniosę swoje działania gdzie indzie. Rozstaliśmy się z Barrym po przyjacielsku. Zawsze będę mu wdzięczny za to, że kiedyś pozwolił mi wykorzystać kawał powierzchni na zorganizowanie wystawy rodbuildingowej.

 


 

Co jest w Twojej ocenie największym osiągnięciem tegorocznych targów?

Cóż, szczerze mówiąc mam trochę satysfakcji z tego, że ludzie którzy kiedyś twierdzili, że nie dam rady zorganizować dużej imprezy rodbuildingowej, a którzy później twierdzili że RodExpo nie da rady zaistnieć jako samodzielna, niezwiązana z innym show impreza, dostali nieźle po nosie w ciągu kilku ostatnich lat. Mówiąc jednak poważnie, trzeba przyznać iż jest ogromne zapotrzebowanie na tego typu wystawy tu, w USA. Oczywiście jest też ogrom wysiłku, który trzeba włożyć w organizację. Kilka podobnych imprez organizaowanych przez inne osoby poniosło ostatnio co prawda porażkę, ale moim zdaniem to nie było z powodu braku zainteresowania ze strony rodbuilderów tylko z tego powodu iż organizatorzy tych imprez po prostu w zbyt małym stopniu rozumieli rodbuilding, jego specyfikę i statystyki tego rzemiosła w USA.

 


 

W Stanach Zjednoczonych jest 300 000 ludzi, którzy zrobią wędkę w tym roku. To nie jest tak wielka liczba, jeśli porównać ją z innymi,  i liczebnośc “populacji” rodbuilderów nie jest wysoka w żadnym rejonie geograficznym. Aby zorganizować taką imprezę jak moje RodExpo, musisz zatem być w stanie ściągnąć uczestników z całego kraju. Żadna szczególna lokalizacja sama w sobie nie pociągnie takiej imprezy – nigdy nie przyciągnie wystarczającej liczby rodbuilderów tak, aby producentom i dystrybutorom opłaciło się wyłożyć ogromne pieniądze na ekspozycję i powierzchnię wystawienniczą

Z tego powodu, jest niezwykle ważne, aby wykonać solidną robotę marketingową przed imprezą. Oczywiście, trzeba też mieć co reklamować. To jest jeden z tych przypadków, kiedy człowiek zadaje sobie pytanie, co było pierwsze: jako czy kura. Wystawcy się nie pojawią, jeśli nie możesz im zagwarantować dużej liczby zwiedzających i odwrotnie.

 


 

Czy masz już plany na następne RodExpo? Co byś chciał osiągnąć następnym razem? Myślisz że RodExpo mogłoby odbyć się poza USA?

W przewidywalnej przyszłości planuję, że nie zmienimy lokalizacji RodExpo, będziemy je organizować tu, w High Point, NC. Mamy tu naprawdę wspaniałą lokalizację i przyjazne otoczenie.

Zrobić RodExpo poza USA myślę, że byłoby bardzo trudno, ponieważ populacja rodbuilderów jest mniejsza. Byłyby też dodatkowe koszty wystawy komponentów i producentów tych komponentów, których większość usadowiona jest w USA. Ci wystawcy nie przyjadą w miejsce gdzie nie czują pieniędzy. Można powiedzieć, że najpierw musisz być w stanie zapełnić salę, żeby zachęcić ich do wystawiania się. Myślę, że nawet tu w USA są takie miejsca, gdzie trudno byłoby zorganizować RodExpo. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do zrozumienia statystyk rzemiosła, które zwiemy rodbuildingiem.

Trzeba pamiętać, iż druga pod względem wielkości impreza, dla rodbuilderów gromadzi obecnie ok 100 osób. RodExpo organizowane przeze mnie – ponad 1500. To, co robię to po prostu działanie w zupełnie innej skali niż to co robi ktokolwiek inny.

Z drugiej strony, pomimo skali, nie straciliśmy jak sądzę osobistego, ludzkiego wymiaru, który jest tak ważny dla tego rodzaju wystaw. Mamy najlepsze seminaria i pokazy poświęcone rodbuildingowi jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie. Najlepsi rodbuilderzy biorą udział w RodExpo. I oczywiście ta możliwość, możliwość osobistego spotkania i porozmawiania z tyloma sławnymi ludźmi tworzy tą unikalną atmosferę, duch jakiego nie znajdziesz nigdzie indziej. RodExpo to po prostu impreza jedyna w swoim rodzaju.

 


 

Tom, Twoim pierwszym dzieckiem, jeśli można tak powiedzieć, jest The Rodmaker Magazine. Czy pamiętasz, w jaki sposób doszedłeś do przekonania, że istnieje zapotrzebowanie na regularnie ukazujące się czasopismo dla rodbuilderów? Kiedy to było?

Pomysł przyszedł raczej prosto, po prostu zorientowałem się, że w tym rzemiośle jest wielu uczestników, ale tak naprawdę nie mają możliwości zaprenumerowania pełnowartościowego periodyku poświęconego tematyce, którą się zajmują. Byłem zatem przekonany że to będzie hit. To czego nie wziąłem pod uwagę to trudność dotarcia do rodbuilderów z informacją, że jest taki magazyn. Firmy handlujące komponentami strzegły list swoich klientów, nikt nie zamierzał tak po prostu mi ich udostępnić.

Polegałem, więc głównie na przekazie ustnym, jeden rodbuilder dawał znać innemu. Zajęło około 3 lat aby osiągnąć próg opłacalności tej inwestycji, ale w ciągu 7 lat liczba prenumeratorów zwiększała się po prostu z każdym wydaniem. Wystartowałem z Rodmaker Magazine wiosną 1998 r. W tym roku będziemy obchodzić dziesięciolecie wydawnictwa.

 


 

Ktoś mógłby powiedzieć, że większość wędek wytwarzana jest w bardzo podobny sposób. Nie bałeś się, że po jakimś czasie po prostu skończą się tematy o których można pisać w  Rodmaker Magazine? Czy sądzisz, że we współczesnym rodbuildingu jest jeszcze miejsce na innowacje, że możemy jeszcze coś osiągnąć, odkryć coś nowego w tym obszarze, czy też raczej skłaniasz się ku twierdzeniu, że wszystko zostało już wynalezione?

Cóż, spójrz na to w ten sposób – kiedy zaczynałem z Rodmaker Magazine wielu rodbuilderów tak mi właśnie mówiło. Mówili, że nie ma już o czym pisać i wszystkie tematy zostaną wyczerpane najwyżej w ciągu kilku lat. Okazało się, że nie były to “tęgie głowy”. W każdym rzemiośle, przedsięwzięciu czy technologii występuje podobna sytuacja: są ludzie, dla których wystarczające jest, że robią rzeczy tak jak robiło się “od zawsze”, w sprawdzony, wynaleziony przez kogoś sposób. Ale jest też garstka ludzi, która jest motorem rozwoju i ciągle zastanawia się jak coś można zrobić w inny, lepszy sposób. Tacy właśnie ludzie przecierają szlak dla całej reszty.

W ciągu ostatnich 10 lat Rodmaker Magazine dał rodbuildingowi wiele nowych technik, koncepcji i metod, które nie istniały przed pojawieniem się magazynu. Większość z rzeczy, o których dziś dyskutuje się na różnych forach internetowych miała swój początek na łamach Rodmaker Magazine. Mógłbym przedstawić szczegółową listę wszystkich innowacji jakie daliśmy światu, ale zajęłoby to zbyt wiele stron. 

 


 

Jaki wygląda krąg odbiorców Rodmeker Magazine? Ilu rodbuilderów jest Twoim zdaniem w USA? Ilu użytkowników ma strona internetowa rodbuilding.org, blisko związana z magazynem?

RodMaker osiągnął nakład 12 tys. ezgzemplarzy w szóstym roku publikacji. Z powodu zwiększonych kosztów, zmuszony jednak zostałem do podniesienia ceny o 2 dolary rocznie i w  kolejnym roku liczba prenumeratorów spadła do 7 tys. dosłownie w ciągu kilku miesięcy. Ale potem zaczęła się zwiększać i obecnie wróciliśmy już prawie do poziomu nakładu z szóstego roku. Biorąc pod uwagę fakt, że większość magazynów kiepsko sobie radzi w dzisiejszych czasach, myślę, iż fakt, że RodMaker trzyma się mocno jest więcej niż satysfakcjonujący.

Problemem wszystkich wydawców magazynów fachowych, specjalistycznych w dzisiejszych czasach jest w znacznej mierze to, iż ludzie myślą, że takie same informacje mogą znaleźć w Internecie – a nie mogą. Internet nie tworzy wiedzy, informacji – za jego pośrednictwem dystrybuowana jest tylko informacja, wiedza powstała gdzie indziej, np. właśnie w fachowych czasopismach. Dodatkowo, w przypadku periodyku takiego jak RodMaker, publikacje utalentowanych autorów sprawdzane są pod kątem dokładności oraz jakości przed wydrukowaniem. O taki komfort trudno na ogólnodostępnych forach internetowych. Nie masz pojęcia czy informacja, którą otrzymujesz jest dokładna ani jakie są kwalifikacje osoby, która jej udziela.

 


 

Jak byś mógł zobrazować przyszłość rodbuildingu w USA? Jak oceniasz obecny udział rodbuilderów w rynku wędkarskim? Uważasz, że ten udział będzie rósł, spadał czy też pozostanie w przyszłości na tym samym poziomie i dlaczego?

W USA jest naprawdę wielu rodbuilderów. Jednak, większość z nich buduje wędkę lub dwie a potem daje sobie spokój. Z tego właśnie powodu firmy handlujące komponentami nastawiają się na początkujących producentów wędek – gości którzy dopiero zaczynają tą przygodę.

Problem, który jeszcze się powiększy, jeżeli nic nie zostanie zrobione, to brak jakiegokolwiek izby handlowej, zrzeszenia rodbuilderów. Czegoś, co pomogłoby wypromować ideę rodbuildingu wśród wędkarzy. Bez tego, wielu wędkarzy nigdy nawet nie rozważy zakupu wędki typu custom, a jeszcze mniej wpadnie na pomysł, że wędkę taką mogliby sobie sami zbudować.

Z tego powodu zapoczątkowałem Program Bepłatnej Biblioteki RodMaker Magazine. Polega on na tym, że w bibliotekach publicznych i uniwersyteckich umieszczamy całkiem za darmo książki oraz materiały poświęcone rodbuildingowi. Współpracujemy w ten sposób nawet z kilkoma bibliotekami więziennymi i muszę powiedzieć, że w zeszłym roku dostałem od więźniów wiele miłych listów, w których pisali, iż rodbuilding odmienił ich życie.

 


 

Jaka jest wartość dodana dla klienta, jeśli w ogóle jest taka, wędki typu custom? Czy wędki typu custom uważasz za lepsze od fabrycznych (masowo produkowanych)?

Wszystko zależy od konkretnego rodbuildera. Wiesz, nie wystarczy kupić sobie młotek żeby nazwać się cieślą. Prawie każdy jest w stanie zamontować rękojeść i kilka przelotek na blanku i powiedzieć, że jest rodbuilderem. To wszystko bardzo pięknie, ale jeżeli wędka typu custom ma sprawować się lepiej niż fabryczna to rodbuilder musi posiadać pewien zasób wiedzy, umiejętności i zrozumienia tego jak działa wędka.

Nie chcę się czepiać tych którzy koncentrują się na dekoracyjnych wyplatankach czy innych efektach wizualnych, ale dla mnie forma musi podążać za funkcją  i jeżeli wędka nie staje się dzięki czemuś lepsza pod względem właściwości użytkowych, to po co się trudzić?

Dobry rodbuilder jest w stanie zapewnić wymagającemu wędkarzowi rzeczy, których produkt fabryczny nie zaoferuje. Może stworzyć bardziej ergonomiczną, dostosowaną do indywidualnych cech rękojeść. Wykorzystując swoją wiedzę o właściwościach fizycznych wędki może stworzyć narzędzie lepiej wyważone i szybciej reagujące. Może wreszcie stworzyć wędkę dostosowaną do połowu konkretnych gatunków ryb w określony sposób.

Mając parę szczypiec możesz odkręcić prawie każdą nakrętkę, ale dużo łatwiej zrobić to mając klucz w odpowiednim rozmiarze. To jest właśnie istota rzeczy – wędki fabryczne są wystarczające dla większości ludzi. Ale profesjonaliści potrafią docenić naprawdę dobre narzędzie, bo dzięki niemu mogą być także bardziej skuteczni. Dobrzy rodbuilderzy wyposażają wędkarzy w takie właśnie narzędzia.

 


 

Czy sądzisz, że rodbuilding jest w stanie przetrwać konkurencję z wyrobami masowymi, poradzić sobie bez tych wszystkich pieniędzy na reklamę i marketing? Wielu konsumentów daje się nabierać na reklamy w kolorowych czasopismach i wspiera swoimi pieniędzmi producentów sprzętu niskiej jakości podejmując takie a nie inne decyzje zakupowe – czy widzisz w tym zagrożenie na przyszłość? Jakie są możliwe skutki takiej sytuacji? Czy widzisz jakiś sposób żeby odwrócić taki trend?

Zawsze będzie grupka wymagających wędkarzy, która będzie potrzebowała, oczekiwała czegoś lepszego. I to jest właśnie ta grupa, do której docierać powinni rodbuilderzy. Nie sądzę, że dobry rodbuilder konkuruje z ofertą masową – on raczej adresuje swoje wyroby do innej części rynku, której oczekiwań masówka nie jest w stanie spełnić.

Oczywiście, ciężko jest mierzyć się z dużymi firmami, jeżeli chodzi o inwestycje w reklamę i marketing. Moja strona TackleWorks.org pomaga tu w jakimś sensie oferując wyszukiwarkę rodbuilderów na danym terenie. Ostatnio kolega Joe Douglas założył Rod Builders International. Ma nadzieję, iż uda mu się zebrać środki finansowe od wszystkich członków na wspólne inwestycje reklamowe. Czego nie można osiągnąć samemu, można osiągnąć razem. To ciekawa koncepcja i mam nadzieję, że wypali.

 


 

Tom, porozmawiajmy o Tobie. Pamiętasz, kiedy wykonałeś swoją pierwszą wędkę i co to było? Jak oceniasz teraz, z perspektywy czasu, tamten kij? Czy potrzeba dużo czasu by stać się prawdziwie wykwalifikowanym rodbuilderem?

Pierwszą wędkę, tak naprawdę, zbudowałem przez przypadek. Kupiłem wówczas jedną z nowych wędek grafitowych, reklamowanych jako prawie cud świata. Ale przyjechała ze złamaną szczytówką. Musiałem zamówić poprzez pocztę nową szczytówkę i skoro już miałem to zrobić to zdecydowałem, że zamówię także trochę przelotek, żeby wymienić te zamontowane fabrycznie, które wydawały mi się zbyt ciężkie w stosunku do delikatnego blanku. Przeczytałem książkę “Zrób omotki z Gudebrod”, w zasadzie można powiedzieć, że była to ulotka, i pomyślałem, że sam wymienię te przelotki. Rezultat był tak dobry, a wędka o tyle lepsze w porównaniu do oryginalnej fabrycznej, że zdecydowałem, iż nie będę już wydawał pieniędzy na gotowe kije i odtąd będę budował wędki dla siebie sam.

Moja pierwsza próba udała się całkiem dobrze. Następne były co prawda jeszcze lepsze, ale nawet ta pierwsza była niezła. Nie zaszkodził na pewno fakt, że miałem już wcześniej trochę doświadczenia w stolarce i generalnie w majsterkowaniu. Rodbuilding tak naprawdę nie jest trudny. Prawie każdy obdarzony cierpliwością i zdolnościami manualnymi poradzi sobie. Ale smykałka, dobre oko zwracające uwagę na detale, też nie zawadzi. Mój ojciec wspaniale radził sobie z pracą w drewnie, więc od dziecka wzrastałem w atmosferze prawdziwego rzemiosła – nie takiej zwykłej domowej dłubanki, lecz precyzyjnego fachu. W konsekwencji nabyłem swego rodzaju intuicję i zmysł konstruktorski. 

 


 

Czy Tom Kirkman używa wyłącznie najdroższych komponentów w wędkach które buduje dla siebie (albo dla swoich Klientów) czy również komponentów tzw. “ekonomicznych”? Do jakiego stopnia cena komponentu przekłada się na jakość i właściwości produktu końcowego (wędki) Twoim zdaniem? Co sądzisz o znanych firmach przenoszących produkcję do Azji – czy powinniśmy się spodziewać, że jakość produktów tych form się obniży?

Jak dla mnie, budowa wędki jest czynnością za którą zabieram się ponieważ chcę stworzyć najlepszy możliwy produkt. Nigdy nie byłem zdania, iż opłaca się oszczędzić 10 dolarów na przelotkach czy uchwycie kołowrotka jak budujesz coś co będziesz chciał użytkować przez wiele, wiele lat albo sprzedać za kilkaset dolarów. Dla mnie nie miałoby to sensu. Zawsze staram się używać najlepszych możliwych komponentów. Nie toleruję najmniejszej możliwości awarii sprzętu w warunkach łowiska.  Swego czasu byłem nawet dosyć znany z tego, że kołowrotek za ponad 100 dolarów potrafię wyrzucić do śmieci albo oddać komuś za darmo, jeszcze nad wodą, jeżeli okazywało się, że nie pracował tak jak oczekiwałem. Po prostu, kiedy łowię ryby chcę mieć pewność, że mogę skoncentrować się na łowieniu ryb a nie koncentrować się na sprzęcie.

Moim zdaniem klasa tzw. “ekonomicznych” komponentów znacznie się poprawiła pod względem jakości na przestrzeni ostatnich 10 lat. Ponieważ rynek wędkarski jest bardzo konkurencyjny cenowo, wiedziałem, że jest tylko kwestią czasu, kiedy większość blanków i komponentów będzie produkowana poza USA i Europą. Nasze koszty pracy są po prostu zbyt wysokie, aby pozwolić firmom na konkurencyjność cenową. Nie jestem zdania, iż coś wytwarzane w innej części świata koniecznie oznacza, że produkt jest tani i złej jakości. Dzisiaj wielu producentów dóbr “importowanych” ma możliwości, aby wytwarzać produkty na dowolnym poziomie jakościowym. Zatem, większe znaczenie ma pytanie, za jaki poziom jakości chcą zapłacić dystrybutorzy i importerzy. 

 


 

Tom, jeżeli miałbyś przez resztę swojego życia łowić tylko jedną wędką (zgadzam się, to bardzo nieszczęśliwy scenariusz) to co to by było? Jaki blank byś wybrał, jakie komponenty, jak byś skonstruował kij, prosimy o trochę szczegółów. (wyobraźmy sobie, że w naszym scenariuszu tzw. “normalne zużycie” sprzętu nie istnieje zatem nie musisz z konieczności decydować się na kij z pełnego włókna szklanego, no chyba że chcesz).

Cóż, tutaj przyparłeś mnie trochę do muru, bo jak wiesz sprzedaję przestrzeń reklamową w swoim magazynie różnym firmom. Firmom prowadzonym przez naprawdę dobrych ludzi, którzy robią co mogą aby wspierać rynek rodbuildingowy. Ale, ponieważ odpowiedź i tak będzie bardzo subiektywna, odpowiem. Zakładając, że wędkowałbym tylko w swoich rodzinnych stronach w poszukiwaniu bassa małogębowego, wybrałbym wędkę muchową o klasie linki #5 lub #6. Lubię stary model St.Croix Legend w długości 8’6”.  On miał naprawdę bardzo szybką akcję i spisywał mi się lepiej niż cokolwiek innego. Nie to żebym chciał powiedzieć, że to najlepszy blank muchowy w ogóle, chodzi o to, że najlepiej spełniał moje oczekiwania nad wodą. Ponieważ sam wykonuję uchwyty kołowrotków oraz rękojeści, zastosowałbym właśnie coś takiego, dopasowanego do moich dłoni i sposobu łowienia. Zazwyczaj zbroję kije w przelotki Fuji SIC, nawet kije muchowe. Czasami pożyczam znajomym te kije i zawsze są miło zaskoczeni jak lekkie są to przelotki i jak dobrze się spisują (w kiju muchowym). Ale znowu, to jest bardzo subiektywna ocena. To co mi odpowiada, nie musi odpowiadać komuś innemu.

 


 

Czy masz jeszcze w ogóle czas na łowienie? Jakie ryby lubisz łowić, na jakich wodach, jakim sprzętem?

Miałem to szczęście, że w swoim życiu łowiłem prawie wszystko, od bluegill do marlina błękitnego i mówiąc szczerze, wszystko to bardzo mi się podobało. Jeśli dobierzesz właściwie sprzęt do gatunku, na który się nastawiasz i metody połowu wędkowanie zawsze sprawi ci wiele radości. Coraz częściej, z powodu ograniczeń czasowych, łowię w okolicy, w której mieszkam – bassy w jeziorach, rzekach i strumieniach. Przestałem przejmować się wielkością i ilością łowionych ryb, liczy się po prostu samo łowienie. Kilka lat temu kupiłem specjalny wędkarski kajak i z moimi przyjaciółmi staramy się wędkować z niego raz w tygodniu. Zabieram też dziecko moich znajomych, ponieważ ja sam więcej czasu spędzam poza kajakiem w wodzie niż w samym kajaku. Po prostu, mówiąc szczerze, kocham rzekę i bycie w wodzie. Stoję w chłodnym, czystym strumieniu, czuję pod palcami żwirek a na końcu wędki szaleje bass, to nigdy się nie znudzi. Naprawdę, nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieć kiedyś się tym zmęczyć.

 

Co sądzisz o stronie www.jerkbait.pl? Czy chciałbyś coś przekazać czytelnikom “kącika rodbuildera”?

Macie wspaniałą stronę i mam nadzieję, że Wasi Użytkownicy doceniają ile wysiłku i czasu w nią wkładacie. Internet zmienia rodbuilding i jeśli wykorzystywany jest we właściwy sposób może  przyczynić się do popularyzacji i rozwoju tej idei.

Dziękuję za wywiad.

@friko, 2007

 

©wszelkie zdjęcia zamieszczone w artykule są własnością Toma Kirkmana. Kopiowanie, wykorzystywanie, bez zgody właściciela zabronione.

 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Click here to view the artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych