Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Sumy Rio Ebro 2006


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 01 październik 2012 - 12:47

 

Mroźna tegoroczna wiosna pokrzyżowała nam plany wypadu na przedłużony, wczesno-majowy weekend do Szwecji. Przypuszczalnie lody ze szwedzkich jezior zeszły mniej więcej w czasie naszego, planowanego tam pobytu. Nie ryzykując więc niepewnego w skutkach, łowienia w zimnej wodzie, zaplanowaliśmy jeszcze bardziej zwariowaną eskapadę. Postanowiliśmy sprawdzić, co tam słychać nad wiosenną Ebro. Skład osobowy był podobny, jak ostatnim razem, czyli rezydujący w Barcelonie Guzu, Kuba, Gumofilc i dołączył do eskapady Legolas. Obiektem „badań” miały być oczywiście nie szczupaki, jak pierwotnie zakładaliśmy, lecz sumy, a w drugiej kolejności sandacze. W takiej sytuacji koniecznym stało się zweryfikowanie arsenału zabieranych przynęt i sposobów łowienia.

Barcelona powitała nas dwudziestostopniową temperaturą i prawie dojrzałymi czereśniami w sadach, co było dość dużym kontrastem, zważywszy, że w Warszawie tydzień wcześniej stopniał śnieg. W Mequinenzie zastaliśmy wszystko po staremu, a i łódki w ordynku przy pomoście. Nie wnikając więc zbytnio w szczegóły, następnego dnia ostrzał rozpoczęto...

 


Połączone nurty Ebro i Segre parę kilometrów w dół od rozlewiska

 

Omijając Rio Segre, której kolor przypomina Królową Polskich Rzek, popłynęliśmy na jej połączenie z Rio Ebro.

 


Brudna woda niesiona przez nurty Rio Segre

 


Smuga to woda z Segre. Widok na rozlewisko....

 

Obserwacje odczytów sondy dały nam do myślenia, okazało się, że w korycie występuje bardzo mało ryb, nie mówiąc już o tych charakterystycznych łukach, świadczących o obecności dużych sumów. Postanowiliśmy sprawdzić, co dzieje się w okolicy brzegów. Nie dawała nam bowiem spokoju chlapanina, zaobserwowana w kilku miejscach. Okazało się, że były tam karpie oraz sandacze, które zżerały miliony centymetrowej długości rybek niezidentyfikowanego gatunku. Najciekawsze miejsca były w koronach zatopionych drzew (im gęściej gałęzi tym lepiej) oraz w miejscach z dużą ilością roślinności.

 


Po opadnięciu wody nam też co nieco opadło. Tutaj poprzedniego dnia trollowaliśmy.

 

Obserwacje żywcarzy mówiły o tym, że okresowo i sumki odwiedzają te miejsca. W tej sytuacji zagadką było dla nas lokowanie niektórych zestawów daleko od brzegu, niejednokrotnie na głębokości 16m (!!!?). Specjalnością niektórych było wywożenie zestawów tak dalekie, że były wątpliwości, z której strony rzeki wędki są zarzucone.

 


W takich właśnie miejscach (brzegowych) złowiliśmy również te najdłuższe sandacze, Kuby 85cm ...

 


i Gumofilca 80cm

 

Krótszych było dużo więcej, ale zaznaczyć należy, że średnia waga łowionych ryb była na zadowalającym poziomie (mało było tak popularnych w naszych wodach mikrosandaczy).

 


Takich było najwięcej...

 


Takich było mniej...

 

Zastanowiło nas po pierwszym dniu, że nie było zupełnie widać suma. W ośrodku mówiło się, że akurat trwa tarło. Może i tak było rzeczywiście? Nie znaleźliśmy jednoznacznych na to dowodów. Dodatkowo sytuacje komplikował fakt żerowania ryb na wylęgu, a ponadto nieustannie zmieniał się poziom wody. Jednego dnia ubyło jej nawet około 1 metra (!).

Innego dnia, kiedy na skutek udrożnienia systemu, nastąpił wyraźny uciąg wody, uaktywniło to niesamowitą wręcz ilość karpi, których wcześniej nie było zupełnie widać. Sum jednak nie ruszył za nimi na żer – sprawdzono. Wszystkie, z jakimi mieliśmy kontakt przebywały przy brzegu bądź były dosłownie weń „wbite”.

Chyba mnie pierwszemu uwiesił się sum przy okazji kuszenia sandaczy. Po rzucie 0,5m od brzegu (woda około 1m), przynęta została pochwycona tak jakoś pewniej. Woda zakotłowała się, po czym ryba ruszyła na hamulcu ustawionym na 0,75 wzdłuż brzegu. Zestaw był przygotowany na taką niespodziankę (wędka 25LBS, plecionka 30LBS), pomimo tego hol trwał krótko. Jak się okazało nazajutrz, gdy woda opadła, miejscówka była najeżona, sterczącymi jak sztachety, ostrymi kamieniami. Szanse na udany hol w takim miejscu nie były duże.

 


Tam, gdzie stoi łódka wziął sum. W miejscu pstryknięcia zdjęcia głębokość wynosi 10m, wszędzie pod wodą, wzdłuż całego brzegu stoi las zatopionych drzew

 

Następnym, który zawarł znajomość z sumem był Legolas. Ryba wzięła mu w podobnym miejscu, brzeg dodatkowo porastała trzcina a dna nie pokrywały kamienie. W odległości 30m wyrastał prawdziwy las podwodny (wszelkie próby przedarcia się tam w trollingu kończyły się walką o wyciągnięcie woblera z gęstwiny). Tym razem jednak zawiódł sprzęt, hak rippera okazał się zbyt....sandaczowy.

Mnie na początku zabawy udało się skusić na trolling kilkudziesięciocentymetrowe sumowe dziecko, które choć podczas holu bardzo bojowe, nijak wygląda przy okazach tego gatunku.

 


 

Codziennie penetrowaliśmy coraz większy odcinek rzeki Ebro, coraz dalej od naszej siedziby. Sumy było sporadycznie widać tu i ówdzie, jak się spławiały, brać jednak nie chciały.

Gnębiliśmy więc sandacze (największe sukcesy ilościowe zanotował Legolas), poznawaliśmy nowe, potencjalne łowiska i podziwialiśmy widoki. Sukcesy odniósł również Guzu, który jak dotąd, nie miał szczęścia do Ebro. W tylko jednym dniu, kiedy pływaliśmy razem na łódce, wyholował z kilkanaście sandaczy.

W poszukiwaniu sumowych miejsc trochę popływaliśmy. Oceniam, że oddalaliśmy się na jakieś 15km od obozowiska. Był więc również czas na uwiecznienie kilku charakterystycznych miejsc.

 


Małysz już tu był...

 


Takie zagajniki to był chleb powszedni (zarówno „nawodne”, jak i „podwodne”)

 

Te podwodne były niezłym weryfikatorem odpowiedniej głębokości pracy woblera...:) Kawałek po kawałku dopłynęliśmy do kolejnego zlewiska rzek. Może uda się to prześledzić na mapce....

 


 

Nasza trasa rozpoczynała się od połączenia rzek, widocznego na mapie u góry. Kończyła mniej więcej na rozwidleniu (wpada tu z lewej do Ebro rzeka Maraňa), widocznym na mapie u dołu. Po prawej widać kolejną zaporę. Głębokość jest tutaj większa, udało się nam zaobserwować maksymalnie 23m. Wpływ na to z pewnością ma obecność, kilka kilometrów w dole rzek, spiętrzenia, w postaci zapory. Z uwagi na duże oddalenie od brudnej Segre, woda jest tu bardzo wyklarowana. Aktywność ryb była tu większa, z pewnością rozległa, rozlana szeroko woda odpowiada sumom.

Tego samego zdania był ten sumek, którego trzymam na poniższych fotkach.

 


Mierzył około 160cm długości, oceniliśmy go na 30kg.

 


 

Wziął z trolla, blisko brzegu, opodal skalnego cypla. W miejscu, gdzie był cypel, ściany schodziły niemal pionowo w dół, tak że głębokość od razu przy brzegu wynosiła około 6m.

Na sondzie widoczna była chmura drobnicy, pod którą sumek z pewnością podchodził, zanim spotkała go niespodzianka. Był bardzo żwawy, podczas holu nieustannie robił odjazdy, ale ciężki sprzęt (wędka 25LBS dobrej klasy i plecionka 50LBS) zrobił swoje. Ebro na wspomnianym odcinku bardzo mi się spodobała.

Najbardziej podoba mi się to, że nie można tam łowić z brzegu na zasiadkę, co eliminuje lawirowanie pomiędzy zarzuconymi zestawami. Skały opadają miejscami bardzo stromo, gdzieniegdzie woda wyżłobiła w nich półki.

 


 

Na poniższym zdjęciu widać skałę, na której gniazdowały orły przednie. Wynieśliśmy się stamtąd, żeby nie denerwować potężnych ptaków, które wykazywały zaniepokojenie naszą obecnością, szybując nad łódką.

 


 

Nie mam pojęcia, jak zachowują się sumy na wspomnianym odcinku, gdy głębokość może sięgać 50m pod tamą (tyle wynosi głębokość na podobnym zbiorniku Caspe, który piętrzy samą tylko Ebro). Myślę, że spenetrujemy to następną razem.

Wyjazd można moim zdaniem zaliczyć do udanych, było sporo ryb, aktywny wypoczynek z wędką w ręku, niespotykana dla nas na co dzień przyroda. Do tego dobre, odpowiednio wędkarsko „ukierunkowane” towarzystwo. Wszystkim uczestnikom składam podziękowania za wspólnie spędzony czas.

Sumy nie dopisały tak, jak sobie tego życzyliśmy, jednak jak dla mnie najbardziej istotna jest pewność, że nie pływam po pustej, wyeksploatowanej wodzie, co daje, nieustającą podczas takiego wypadu, szansę na złowienie ryby. W przypadku Ebro są to ponadto często ryby życia, co dodatkowo podnosi adrenalinę.. To powoduje, że tydzień mija tak jak 1 dzień i choć, jak stwierdził Legolas, po takim wyjeździe wypada potem odpocząć ze 3 dni,  to i tak ciągnie ponownie.

 


Czas wracać do domu....:(

 

 

Gumofilc, 2006

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Click here to view the artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych