Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Szczupaki, Pstrągi I Salmo - Wywiad Z Piotrem Piskorskim


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 01 październik 2012 - 20:07

 

Dla większości z nas Piotrek Piskorski (Pepe) to znana osoba. Mieliśmy okazję poznać go podczas wielu zlotów, czy warsztatów, które organizowało dla nas, wędkarzy, Salmo – firma, której Piotrek jest współwłaścicielem. Siedzieliśmy wtedy do białego rana i rozmawialiśmy o wszystkim – rybach, wędkarstwie, przygodach, biznesie i o zwykłym codziennym życiu. Rozmowy trwałyby pewnie bez końca jednak zawsze nadchodził koniec, kiedy trzeba było pojechać do domu do swoich codziennych zajęć. Po powrocie, pojawiały się kolejne pytania, kolejne niewyjaśnione kwestie, o które chciałem zapytać. Teraz ponownie miałem okazję zadać kilka pytań tej niezwykle ciekawej osobie, a wynikami rozmowy chciałem podzielić się z Wami.

Piotrek, słyszałem o Tobie stwierdzenie, które trwale utkwiło w mojej pamięci „łowi jak maszyna, myśli jak szczupak”. Taką odpowiedź otrzymałem na pytanie, dlaczego masz zdecydowanie lepsze rezultaty od innych. Co to znaczy łowić jak „maszyna”, myśleć jak szczupak? Twoje rady by stać się lepszym, bardziej świadomym wędkarzem.

Dzięki za uznanie. Nie jestem pewien, czy „myślenie” jak szczupak to dobry pomysł – pożeranie wszystkiego co się rusza łącznie z nieco mniejszymi kolegami, tarło raz w roku ... nie – dziękuje! ;o)

 


 

Trudno mówić, że szczupak rzeczywiście myśli. Jest to raczej zespół nabytych doświadczeń życiowych, które owocują takimi czy innymi zachowaniami odruchowymi. Tak naprawdę szczupak jest jedną z najwolniej uczących się ryb. Stąd wielu wędkarzy na świecie uważa łowienie szczupaków za niegodne ich talentów zajęcie. Łowienie jednak dużych sztuk i do tego w miarę regularne to nie to samo.  Sukces wędkarski, szczególnie, jeśli chodzi o łowienie okazów (niezależnie od gatunku) jest wypadkową kilku ważnych czynników. Polecam „wzór” na sukces wędkarski omówiony na stronie Salmo. Tak więc jest to wypadkowa – wiedzy o rybach i ich zwyczajach, lokalizacji łowionych ryb oraz prezentacji przynęty (F+L+P). Proste?! W praktyce nie do końca. Kto ma największą szanse zostać królem wyprawy? Ten, kto analizuje swoje i kolegów doświadczenia wędkarskie, wyciąga z nich wnioski a potem bardzo ciężko pracuje na sukces. Niestety trzeba przyznać, że nie ma sprawiedliwości na świecie i w tej dziedzinie! ;o) Każdy z nas był świadkiem sukcesów farciarzy, którzy w żaden sposób nie „zasłużyli” na nie. Statystyka jest jednak nieubłagana. Na dłuższą metę farciarz nie ma szans z dobrym, pracowitym wędkarzem. Rzeczywiście zdarzało mi się parę razy złowić więcej dużych ryb niż inni. Wędkarstwo od wielu lat traktuję bardzo poważnie. Jest ono ściśle związane z moją pracą i zdaję sobie sprawę, że odpowiadając za promocję muszę się bardzo starać i ciężko pracować, aby firma była kojarzona z fachowością i profesjonalizmem. Oczywiście doświadczenia nie da się zdobyć przesiadując nawet 24 godzin na dobę nad jakimś polskim jeziorem. W zdobyciu wiedzy ogólnej bardzo pomogły mi studia rybackie, kiedy to spotkałem wielu mądrych ludzi. Reszta to praktyka, która oczywiście jest ważniejsza od teorii. Miałem, więc możliwość, szczęście i zaszczyt łowić z najlepszymi wędkarzami w Polsce i na świecie. Wiedza praktyczna, którą w ten najprzyjemniejszy sposób zdobyłem jest bezcenna. A co do „łowienia jak maszyna” to wielokrotnie zauważyłem, że z tych, czy innych powodów rzucam często dwa razy więcej od kolegów z łodzi. Czasami jest to kwestia opanowania sprzętu, czasami braku ich zdecydowania co do najwłaściwszej w danych warunkach przynęty a innym razem słabszej kondycji lub zwykłego lenistwa. Pozostaje rzecz jasna niewielki wpływ talentu. Niektórzy do podobnego poziomu dochodzą bardzo szybko a inni muszą pracować latami. To tak jak z muzyką, tańcem czy inną dziedziną sztuki … nigdy jednak nie uważałem siebie za specjalnie utalentowanego. Muszę pracować, aby moja firma nie straciła renomy. Staram się więc i tyle.

 


 

Twoje historie o połowie szczupaków fascynują. Jestem ciekawy czy pamiętasz liczbę ryb ponad metr, które do dnia dzisiejszego złowiłeś? Której złowienie było najtrudniejsze lub odbyło się w ciekawych lub niezwykłych warunkach?

No tak. Wiele razy zastanawiałem się nad prowadzeniem listy dużych szczupaków. Teraz zmusiłeś mnie do chwili zastanowienia. Jeśli mnie pamięć nie myli to jest to 24 lub 25 sztuk. Najwięcej metrówek złowiłem oczywiście w Szwecji, potem Irlandia, Holandia, Kanada i USA. W Polsce niestety nie udało mi się dokonać tej sztuki. Może dlatego, że łowię tu średnio 2-4 dni w roku. Najbardziej emocjonujący był z pewnością hol mojego życiowego okazu – 123 cm. Rybę tą złowiłem w 2001 roku na jez. Wetter w Szwecji na wobler Salmo Whitefish 13JDR na skraju gęstego trzcinowiska o głębokości ok. 1 metr i dość „delikatny” zestaw z plecionką 0,18 mm. Ponieważ zdecydowałem wtedy, żeby kolega z łodzi uwiecznił wszystko na taśmie kamery, musiałem sam radzić sobie z wyprowadzaniem ryby z gęstwiny trzcin bez możliwości manewrowania łodzią. Teraz myślę, że było to bardzo nierozsądne. Walka trwała ponad 15 minut a w jej trakcie parę razy o mało nie dostałem zawału!

Mówiąc o dużych szczupakach warto też wspomnieć o muskie – ich kuzynach zza oceanu i mojej nowej miłości. W trakcie ostatnich dwóch wypraw wyjąłem 4 sztuki ponad metr.

 


 

Szczerze mówiąc, kiedy ktoś mówi: Piotr Piskorski, myślę o dwóch gatunkach ryb: pstrągach i szczupakach. Obalmy ten mit. Które z ryb, poza wyżej wymienionymi, lubisz dodatkowo łowić i dlaczego?

Dobrze, że nie wspomniałeś o muskie! ;o)) Tak więc oczywiście jest jeszcze ten gatunek. Kiedyś, mieszkając w Płocku, gdzie nad Wisłą i okolicznymi jeziorami zdobywałem pierwsze spinnigowe doświadczenia, sporo uganiałem się (bo nie można tego nazwać łowieniem) za boleniami, jaziami i sandaczami. Wtedy, mając całkiem dobre w porównaniu do kolegów wyniki, uważałem się za niezłego fachowca. Teraz, kiedy sobie przypominam te niezdarne próby ogarnia mnie śmiech. Inna sprawa, że i sprzęt był zupełnie nie ten i wiedza teoretyczna nie do zdobycia. Bardzo jednak zazdroszczę kolegom mieszkającym nad dużymi rzekami, bo np. boleń zawsze budził we mnie spore emocje i chętnie by częściej zapolował na okaz tego gatunku.

 


 


Zawartość żołądka powyższego pstrąga - 14 sztuk żab + 4 wypluł w czasie fotografowania (do tego szczątki ryby i mała garść skrzeku)

 

Korzystając z okazji zróbmy reklamę Twoich ulubionych przynęt. Które przynęty Salmo wg Ciebie są najlepsze na poszczególne gatunki ryb: szczupaka, pstrąga, klenia, sandacza oraz … barrakudę?

Właściwie trudno byłoby mi wymienić nawet trzy ulubione nie mówiąc o jednej! W zależności od miejsca i okoliczności używam Slidera i Fatso, ale też Jacka i Whitefisha.

Jeśli już jednak musiałbym wybrać te jedną jedyna to byłby to oczywiście Slider i raczej 12 cm. Co do pstrąga sprawa jest podobna. Łowię ostatnio najwięcej na Executora 7SR, ale zawsze mam w pudełku Bullheada 6SDR i Horneta 4S. Co do barrakudy to niestety nie mam doświadczeń. Jeśli jednak mówimy o uniwersalnej, międzykontynentalnej przynęcie na ryby od 1 do 100 kg to chyba należy wspomnieć o Minnow 9.

 

Skoro Slider jest Twoją ulubioną przynętą na szczupaka podaj proszę nam kilka wskazówek jak się nią/nim posługiwać. Prowadzenie, miejscówki, w których ją stosujesz, idealny sprzęt do jej zastosowań oraz dodatkowe tricki, które pozostają niedostrzegane przez wielu z nas.

Nie wiem czy pisać o Sliderze i technikach łowienia tą przynętą. Napisano i powiedziano już na ten temat bardzo dużo. Jak wiecie można z ta przynętą zrobić prawie wszystko i łowić skutecznie zarówno w gęstych trzcinach jak i na 4-5 metrowym stoku. Podstawa sukcesu to świadomość tego, co dzieje się z przynętą w każdej sekundzie prowadzenia. Jest to zabawka nieprawdopodobnie wręcz plastyczna i wielozadaniowa! Jej największą siłę rynkową jednak stanowi fakt, że praktycznie nie da się nią łowić „źle” ... Dlatego też tak wiele osób na całym świecie pobiło dzięki Sliderowi swoje rekordy życiowe.

 


 

Czy możesz opisać swoje ulubione albo najczęściej stosowane przez Ciebie zestawy: castingowy i spinningowy? Dlaczego używasz akurat takiego sprzętu? Jakie cechy spowodowały jego wybór?

Od dawna stosuję właściwie kije dwóch marek – Rozemeijer i Dragon. Jeśli chodzi o casting to mam zwykle na łodzi 2-3 zestawy dwuczęściowych wędzisk Jerk –2it i Jerk Cast z multiplikatorami Daiwa i Ambassadeur. Testujemy ostatnio z powodzeniem nowe plecionki rozprowadzane przez Dragona i muszę przyznać, że są coraz lepsze.

 


 

Co do sprzętu spinnigowego to właściwie od lat łowię wyłącznie na zestaw wędka Dragon i kołowrotek Daiwa lub ostatnio Okuma, która wprowadza co roku coraz lepsze rozwiazania. Moją ulubioną wędką jest Dragon HM62 Wobbler, bez której czuje się na łodzi jak bez ręki!

 

Pstrąg był, może jest Twoją ulubioną rybą. Zresztą w książce „Sekrety mistrzów spinningu” Darka Duszy zostałeś wybrany jako ekspert w tej dziedzinie. Powiedz mi proszę gdzie tkwi piękno połowu pstrągów. Dlaczego tak wielu decyduje się jedynie na pstrągi latami szlifując technikę, zgłębiając wiedzę i podróżując po całej Polsce?

Tak – pstrągi to moja pierwsza wielka miłość. Szczerze mówiąc trochę czasami żałuję, że nie da się zbudować dużej firmy produkującej wyłącznie przynęty pstrągowe. Są na świecie takie fajne miejsca do testów - USA, Patagonia, Chile, Nowa Zelandia. Do końca źródeł fascynacji pstrągowych fanatyków nie da się wytłumaczyć. Może to zrozumieć tylko ten, kto spróbował sowich sił na niezłej rzece. Najlepiej w towarzystwie dobrego pstrągarza. Skuteczne łowienie dużych ryb tego gatunku to najwyższej klasy wyzwanie dla wędkarza, jego wiedzy o biologii gatunku, umiejętności praktycznych, doskonałego opanowania sprzętu i cierpliwości. Pstrągi jak żaden chyba nasz gatunek potrafią nauczyć pokory. Moim zdaniem każdy, kto potrafi łowić skutecznie potokowce jest w stanie w krótkim czasie nauczyć się łowić dowolny gatunek. Tak więc finezja i najwyższy stopień wtajemniczenia – to kusi i wabi. Poza tym niepowtarzalne sceneria pstrągowych łowisk i piękno samego obiektu połowów! Każdemu radzę spróbować!

 


 


 

We wspomnianej książce Darka Duszy dowiadujemy się, że miałeś niezłą chrapkę na rekord Polski w pstrągu. Sprawa jest cały czas otwarta. Czy myślisz, że jest to jeszcze możliwe zważywszy na spadające pogłowie ryb, rabunkową działalność ludzi oraz Twoje obecne, pochłaniające Ciebie doszczętnie zajęcia?

Tak rekord Polski był kiedyś dla mnie obsesją. Nad rzekami pstrągowymi, głównie nad naszą Pasłęką spędzałem wtedy kilkaset godzin rocznie. Niestety nie miałem wystarczająco dużo wiedzy i szczęścia. Udało mi się złowić sporo okazów, ale oczywiście największe, w tym jeden z pewnością bliski rekordu, spadły. Pocieszam się, że wraz ze mną ta sztuka nie udała się wielu kolegom, od których wszystkiego niemal się o pstrągach dowiedziałem. Wraz z gronem przyjaciół, z którymi w 1989 roku założyliśmy Klub „Passaria” mocno staramy się aby sytuacja tego gatunku polepszyła się na naszej ukochanej Pasłęce. Wiele działań i wysiłków oraz błędów za nami. Ostatnie lata jednak napawają nas jednak nieco większym optymizmem. Tak więc przede wszystkim udało się uzgodnić status i warunki istnienia Klubu i Stowarzyszenia Miłośników Pasłęki z ZO PZW w Olsztynie – jestem pewien, że z korzyścią dla wszystkich. Udało nam się stworzyć w Olsztynie odpowiedni klimat do poszukiwania środków na ochronę i zarybienia. Członkowie Klubu również przeszli swoistą metamorfozę. Kiedy wiele lat temu proponowałem zmniejszenie limitu dziennego i zwiększenie wymiaru ochronnego, dyskusje trwały kilka godzin a zdania do końca były podzielone. Ograniczenia wprowadzamy jednak sukcesywnie a gdy w ub. roku zarząd zaproponował limit dzienny 1 sztuka i wymiar 40 cm decyzja zapadła w 5 minut i była przegłosowana jednomyślnie!

Efekty mamy co sezon w postaci wielu okazów łowionych w Pasłęce. Jestem też pewien w 100%, że w mojej rzece wciąż pływa ten rekordowy okaz.

 


 


 

Wyobraź sobie, że nie musisz już pracować. Wiesz, że pieniądze na koncie zaspokoją potrzeby zarówno Twojej rodziny jak i potomków. Gdzie, konkretnie, w jakiej okolicy, nieopodal, jakiego jeziora, rzeki lub innego typu wody postanowiłbyś się osiedlić i dlaczego?

Trudne pytanie. Nie sądzę jednak abym się chciał gdziekolwiek ruszać z Olsztyna. Właśnie przeprowadziliśmy się do nowego domu więc pewnie chciałbym tu trochę pomieszkać.

A miejsce z marzeń? Może Nowa Zelandia? Świetny klimat no i pstrągi.

 

W swoich wspomnieniach mówisz, że dwie osoby wywarły wpływ na Twój wędkarski świat. Pierwsza, to T.Andrzejczyk, znany każdemu wędkarzowi autor znanej książki „Wędkarstwo jeziorowe”. Druga natomiast, to Berus Rozemeijer. Nazywasz go często mistrzem. W jaki sposób te dwie znajomości zmieniły Twoje podejście do połowu ryb?

Krótko mówiąc było tak, że słynne „Wędkarstwo Jeziorowe” Pana Tadeusza było, jak teraz to oceniam, moim elementarzem. Nadal uważam, że każdy młody adept sztuki spinningowania powinien przeczytać wszystkie rozdziały jej książki i to nie jeden raz. Spotkanie z Bertusem i jego niezapomniane lekcje – zarówno te przy piwie jak i te na wodzie, to jak studia wyższe po podstawówce! Bertus nauczył mnie nowego sposobu patrzenia na łowisko i podejścia do taktyki łowienia szczupaków. Nagle wszystkie pytania i wątpliwości, jakie zrodziły się w mojej głowie podczas lat spinningowania znalazły proste odpowiedzi! W wielu przypadkach przeczucia mnie nie myliły, z czego byłem niezmiernie dumny. W równie wielu Mistrz jednak zmienił mój sposób widzenia problemu o 180 stopni!

 


 

Co to konkretnie znaczy „nowy sposób patrzenia na łowisko i podejście do taktyki łowienia szczupaków”? Jakie konkretnie „proste odpowiedzi” i na jakie pytania udzielił Bertus? Poprosimy o kilka wskazówek jak podnieść swoją efektywność w łowieniu szczupaków.

Trudno będzie to wszystko opisać w kilku słowach. Myślę, że warto byłoby opublikować książkę Bertusa „na szczupaki” . Niestety nie udało mi się przekonać na razie żadnego wydawcy. Podobno nie znajdzie się w Polsce 5000 chętnych do kupienia tego cudownego albumu. Może i tak ...

Chodzi z grubsza o taktykę – ustawianie łodzi w stosunku do kierunku wiatru, głębokości i typu łowiska (pas trzcin, wzniesienie podwodne, rozległa płycizna, itp.) i oświetlenia (kotwiczenie czy dryf). Poza tym „czytanie” brzegu, ilość rzutów, które w danych warunkach warto oddać w danym miejscu, jakie przynęty, kiedy i gdzie stosować, jak często zmieniać przynętę (wersja, kolor). Mnóstwo wskazówek technicznych – od niego nauczyłem się prawie wszystkiego o prowadzeniu jerków (i nadal się uczę). Jasne stało się, dlaczego tyle razy w przeszłości wracałem z wypraw organizowanych głównie pod katem okazów o kiju a łowiłem sporo, ale bardzo małych ryb. Aż mnie skręca na myśl o prostych błędach, jakie wtedy popełniałem odbierając sobie właściwie szansę na porządne branie.

 


 

Sam rozumiesz, że nie da się przy tej okazji omówić tylu zagadnień choćby „po łebkach”. Jeśli dobrze pamiętam zamieściłem sporo „elementarnych” uwag w moim artykule o szczupakach pt. „Z czym do szczupaka” opublikowanym parę lat temu w WW. Właściwie to nie wiem dlaczego nie ma go na naszej stronie. Z racji ograniczonej ilości miejsca (i tak tekst ukazał się nieco okrojony) zająłem się w nim jedynie komentarzem do kilku szczupakowych „mitów”, które mocno utrudniają wędkarzom złowienie upragnionego okazu.

 

O jakich prostych błędach mówisz? Czy możesz podać choć kilka? W jakich miejscach proponowałbyś wykonać więcej rzutów, a z jakie odpuścić (krótka charakterystyka)?

 


 

Trzeba kotwiczyć łódź, bo tylko tak można dokładnie obłowić miejscówkę.

W klasycznych miejscach (pas trzcin lub tzw. "points" ) dużo lepiej jest  dryfować dokonując drobnych korekt silnikiem elektrycznym (może być na rufie chociaż oczywiście lepiej gdy sterujemy z dziobu). Nie tracimy czasu na kotwiczenie, obławiamy miejsce szybciej (dwóch sprawnych wędkarzy robi to naprawdę szybko) sprawdzając czy się coś w tym miejscu dzieje i zdejmując aktywne ryby nie tracimy czasu na mozolne męczenie tych niezdecydowanych. W przypadku zarejestrowania brań wracamy nawet kilka razy wykonując ten sam dryf. Przydaje się marker, którym oznaczamy centrum dobrych brań. Statystyka wskazuje wielokrotnie większą skuteczność takiej taktyki.


Wiatr i słońce.

Wielokrotnie lepsze są brzegi nawietrzne i osłonięte od słońca (łowimy mniej wygodnie ze słońcem "w twarz"). Zwykle instynktownie wybiera się miejsca spokojniejsze, gdzie nie trzeba walczyć z wiatrem i takie gdzie dobrze widać przynętę, czyli mając słońce w plecy.


"Points"

Są to miejsca, którym należy poświęcić na jeziorze nawet nieznanym najwięcej uwagi. Takie typowe to cyple (najlepiej przechodzące w podwody garb), przesmyki między wyspami lub brzegiem i wyspą czy krańce górek podwodnych. Zwykle wędkarze traktują takie miejsca jak każde inne poświęcając im tyle samo czasu co innym. Tymczasem, jeśli są okazy na danym zbiorniku to właśnie w takich miejscach najprędzej znajdziemy aktywne ryby.


Odległość łodzi od brzegu

Większość wędkarzy łowi zbyt blisko brzegu. Ustawiają łódź na odległość rzutu często stają dokładnie nad głową żerującego okazu w praktyce uniemożliwiając sobie jego złowienie. Do "points" podpływa się po uprzednim poznaniu struktury dna na echosondzie i obławia się je wykonując rzuty nawet na wodę pozornie zbyt głęboką - 5 - 8 metrów! Duże szczupaki stoją w takich miejscach "w pół wody" obserwując szczyt stoku, więc nie należy się starać łowić zbyt głęboko. Często najważniejsze są te pierwsze rzuty wykonywane z głębokiej wody. Szczególnie na mocno eksploatowanych zbiornikach.


Głębokość prowadzenia przynęty.

Ciąg dalszy poprzedniego punktu. Nadal pokutuje opcja, że należy łowić nad dnem podczas gdy na 4 metrach w zupełności wystarczy prowadzić przynętę 1,5 - 2 m pod powierzchnią. Dobrze jest wyobrazić sobie metrową rybę, która ogon ma ok. metra nad dnem i "stoi" ukośnie w górę obserwując powierzchnię. Głowa jej znajduje się wówczas około 2 m nad dnem. Mówię oczywiście o "hot Fish", która powinna zainteresować się przynętą. Ten nie żerujące najczęściej leżą  na dnie i mają w .... wszystkie przynęty (nawet Salmo).


Tempo prowadzenia przynęty

Większość wędkarzy ciągle uważa, że im wolniej tym lepiej. Wielokrotnie przekonałem się, że czasem szybkie i bardzo szybkie prowadzenie (które jest konsekwencją szybkiego dryfu) jest o wiele bardziej skuteczne od mozolnego "czesania" wody.


Nie bać się stosować dużych przynęt.

Najczęściej wędkarze szybko rezygnują z dużych przynęt ponieważ nie mają do nich odpowiednich zestawów. Kolegów maniaków jerkowania nie muszę do takiego sprzętu przekonywać, ale wciąż wielu wędkarzy nie rozumie, że w praktyce używanie dłuższych niż 2,1 m kijów wyklucza skuteczne łowienie dużymi przynętami przez wiele godzin dziennie.


Kłania się dobre przygotowanie teoretyczne wyprawy

Plan działania wykonany poprzedniego dnia z mapą - najlepiej batymetryczną zbiornika. Nawet zwykła mapa potrafi wskazać potencjalne stanowiska okazów (patrz "points").


 


 

To tylko podstawowe uwagi, które na gorąco przychodzą mi do głowy. Tak naprawdę należałoby napisać mały podręcznik z ilustracjami. Przyjemne jest jednak również samodzielne odkrywanie pewnych prawd, nieprawdaż ?   ;o)

 

Miałeś okazję poznania wielu światowych wędkarzy. Salmo reklamują najwięksi zarówno w Europie jak i w Stanach. Podróżowałeś niemal po całym świecie widząc różne zwyczaje wędkarskie, techniki jak i nastawienie do naszej pasji. Czym różnią się wędkarze Polscy od np. Amerykanów?

Różni nas od nich przede wszystkim ogromne parcie do sukcesu, wytrwałość i chęć doskonalenia się w sztuce wędkarskiej. Oczywiście wiadomo skąd się to bierze. W większości wód na kontynencie pn. amerykańskim nawet, jeśli jest słaby dzień, to i tak łowi się jakieś ryby. Jeśli zaś biorą to łowi praktycznie każdy – wnuczek, ojciec, babcia i matka.

 


Jim Moynagh i Piotrek Piskorski

 

Tak, więc przeciętny amerykański wędkarz nie ma najmniejszych szans z przeciętnym polskim wędkarzem. Mało tego – wielu utytułowanych zawodników zadziwiłoby was swoją bezradnością w konfrontacji z prostymi wędkarskimi trudnościami. Bierze się to z niesłychanej specjalizacji, z której całe USA słyną. Tak, więc większość zawodników specjalizuje się w połowach tylko jednego gatunku, inne łowiąc zupełnie bez przekonania a więc często po prostu źle. Są oczywiście wyjątki, ale jeśli już poznacie takiego mistrza w USA to jest to naprawdę Super Mistrz! Salmo USA ma dwóch takich w swoich szeregach – Toma Zenanko i Jima Moynagh. Od każdego z nich nauczyłem się bardzo dużo. Tom przed ukończeniem 20 lat wygrał zawody spinningowe w połowie WSZYSTKICH gatunków ryb w Minnesocie i w wieku 21 lat dostał się do Hall of Fame. Od tego czasu rzadko startował poświęcając się raczej biznesowi. Jim natomiast to jeden z najlepszych łowców bassów w USA. Zaczynał jednak od muskie. Nie bez przyczyny jego postać z okazałym muskie zdobi okładkę jednej z popularniejszych książek o tym gatunku. Już pierwsza wyprawa z Jimem była dla mnie niesamowitym przeżyciem. To jest dopiero maszyna do łowienia! Cóż – 250 dni w roku na wodzie robią swoje. Każdy kolejny dzień z nim na wodzie to nowe spostrzeżenia i ciekawe wnioski. No i z najlepszymi się łowi. Właśnie z Jimem złowiłem swojego rekordowego muskie w ub. roku.

 


 

Kiedy nastąpił przełom w działalności firmy Salmo? Moment, w którym stwierdziłeś, że firma ma przed sobą przyszłość.

Może to zabrzmi głupio, ale w historii Salmo były dosłownie chwile, kiedy nieco tylko wątpiłem w przyszłość firmy. Patrząc na słabą wówczas konkurencję i nasze możliwości byłem w pewnym momencie nawet zdziwiony, że idzie tak wolno. Oczywiście lekcji pokory też dostaliśmy wiele, ale w sumie mieliśmy bardzo dużo szczęścia.

 

Czy myślałeś kiedykolwiek, że staniesz się światowym potentatem w produkcji przynęt wędkarskich? Pamiętasz swoje początki, czasy akademickiego strugania woblerów pstrągowych? Kiedy postanowiłeś uruchomić firmę i jak do tego doszło?

Od momentu podjęcia decyzji o powołaniu firmy do życia chciałem, aby kiedyś był to światowy potentat. Pewnie gdybym wiedział choć trochę jakie przed nami trudności, nie byłbym taki pewien. Dobre jest jednak moim zdaniem to, że po 15 latach wciąż jesteśmy w czołówce i nie mamy zamiaru zatrzymać się w rozwoju.

 


 

Do założenia firmy namawiało mnie wielu wędkarzy, którym sprzedawałem, zwykle na zawodach wędkarskich, swoje rękodzieła. Przełom nastąpił jednak kilka lat później, kiedy poznałem Radka, który nawet w Stanach ma pseudonim „McGywer of Poland”. Od początku wiedziałem, że nasz team może zdziałać wiele.

 

W Twojej firmie można zobaczyć replikę rekordowego muskie? Myślisz, że takie esoxy pływają jeszcze na świecie? Jaki był największy okaz, którego miałeś okazję holować lub widzieć?

Muskie, który wisi u mnie to replika mojego rekordowego okazu – tylko 130 cm! Jeśli chodzi o ten gatunek to spora ryba, ale nie żaden super okaz. Co roku w USA i Kanadzie łowi się wiele większych okazów – takich do 57” czyli około 145 cm. Sami tylko goście Pipestone Point Resort gdzie byliśmy w tym roku złowili przed nami 3 większe sztuki! A przecież był to dopiero sierpień. Największy muskie jakiego widziałem wyszedł do Skinnera 20RT naszemu testerowi Garemu Iskierka w 2004 roku tez na Lake of the Woods. Nie podejmuję się oceniać, ale z pewnością miało to koło 1,5 metra! W Ameryce Pn. jest teraz tak dobra atmosfera dla muskie (zarybienia, ochrona i moda na catch&release), że to raczej kwestia czasu, kiedy pobity zostanie rekord świata (161 cm). Jeśli zaś chodzi o szczupaki to już nie jest tak dobrze. Największy, jakiego widziałem wziął Radkowi na Whitefisha 18F Salmo w jednej z zatok koło Vastervik. Myślę, że miał ponad 130 cm. Bertus co jakiś czas donosi o okazach powyżej 130 cm z Holandii. W ubiegłym tylko roku na jez. Volkerak jego znajomi złowili dwie takie ryby (ok. 135 cm!) w tym jedna na gumę a druga na Percha 12F Salmo! Niestety na razie nie udało mi się zdobyć zdjęcia tego potwora. Myślę, że zarówno Szwecja jak i Holandia to potencjalne miejsca złowienia kolejnych superszczupaków.

 


 

Działanie linii produkcyjnej zwykle jest bardzo skrupulatnie skrywane przed światem zewnętrznym. Chciałbym jednak byś uchylił przed nami rąbka tajemnicy i powiedział jak wygląda produkcja wobblera. Czyli od pomysłu do półek sklepowych.

O pomysłach i inspiracjach więcej w kolejnym punkcie. Pierwszym etapem produkcji jest przygotowanie form i drutów z obciążeniem. Takie „stelaże” druciane umiejscawiane są w formach i zalewane pianką poliuretanową. Pianka ta pod wpływem reakcji chemicznej rośnie i wypełnia formę tworząc kształt przynęty. Taka kształtka jest następnie poddana odpowiedniej obróbce, która ma na celu spowodowanie lepszej przyczepności farb. Malowanie odbywa się wielostopniowo przez zanurzenie, natrysk oraz wykańczanie ręczne. Potem nakładane są dekory. Tu również stosujemy kilka technik, w których jest bardzo dużo pracy ręcznej wykwalifikowanych pracownic. Ostatnie stadium to czyszczenie z nadlewek farby i lakieru zewnętrznego, nacinanie „sterowców”, wklejanie sterów i testowanie. WSZYSTKIE przynęty Salmo są indywidualnie testowane w wannach z wodą, które do tego celu zrobiliśmy. W miarę potrzeby przy testowaniu pracuje 4 osoby na dwie zmiany. Potem wystarczy tylko zapakować przynętę i wysłać w odpowiednie miejsce.

 


 

Dla dociekliwych kolegów z wyobraźnią podam jednak jeszcze tylko kilka liczb, które powinny uzmysłowić ile w tym wszystkim ukrytej, ale niesamowitej pracy logistycznej. Otóż każda przynęta składa się z kilkudziesięciu stałych elementów. W czasie produkcji ma ją w rękach nie mniej niż 15 osób. Aktualnie mamy w ofercie, łącznie z kolorami i wersjami „pozakatalogowymi” – produkowanymi w krótkich seriach, ponad 1200 modeli. Przynęty wysyłamy do kilkudziesięciu krajów i czasem w produkcji są zamówienia dla 15 odbiorców jednocześnie.

 

Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia kolejnych przynęt. Czy mógłbyś przy okazji opisać historię powstania mojej ulubionej przynęty slider’a?

Kiedyś pomysły rodziły się w naszych głowach w sposób dość chaotyczny i mało związany z wiedzą na temat rynku. Zamiast zacząć od przynęt szczupakowych zaczęliśmy od pstrągowych. Potem wprowadziliśmy, co prawda przynęty na szczupaki, ale za to od razu na okazy. Błędów było wiele, ale rynek był wtedy tak chłonny, że „łykał” wszystko. Od czasu jednak, kiedy zaczęliśmy się nieco liczyć w Europie musieliśmy zacząć bardzo uważnie słuchać podpowiedzi i sugestii naszych klientów. Tak więc od wielu lat współpracujemy z dystrybutorami w kwestii „potrzeb” i czołowymi wędkarzami w kwestii testowania pomysłów. Projekty powstają w naszej pracowni. Wyjątkiem był jak do tej pory Chubby Darter, którego pomysłodawcą jest Jeff Simpson – doskonały wędkarz i dziennikarz pisma In Fisherman.

Po decyzji o rozpoczęciu produkcji następuje faza druga – projektowanie. Najpierw powstaje superprototyp, który musi spełniać określone funkcje. Jeśli jesteśmy zadowoleni z jego pracy planujemy szczegóły dotyczące wersji i rozmiarów. Na podstawie tych założeń ja wykonuję szkice, nad którymi dyskutujemy z kolegami z produkcji. Potem rzeźbię prototyp w większej skali w celu lepszego oddania szczegółów. Następnie Radek skanuje moje dzieło w skanerze 3D i w jego pracowni, w tajemniczy sposób powstaje preforma. Na temat szczegółów  proszę do niego ... ;o) Z tej preformy rodzą się następnie pierwsze prototypy z pianki na których nasi specjaliści dokonują prób z najlepszym wyważeniem, wielkością i kształtem steru i umiejscowieniem oczek. Prototyp, który przejdzie pierwsze sito jest z grubsza wykańczany i często trafia jeszcze do zainteresowanych – tj, do testerów pracujących dla naszych dystrybutorów, którzy mają podpowiedzieć ew. poprawki. Czasami takie testy trwają kilka lat, czasami sami wiemy, że jest OK. Zwykle pracujemy jednocześnie nad wieloma pomysłami. Jeśli testy przebiegną pomyślnie ja rozpoczynam pracę nad kolorami. Nie ukrywam, że bardzo lubię tę część moich zadań. Kolory również są często poprawiane wiele razy, aż jestem z nich zadowolony. Poza tym konstrukcje, które już istnieją na rynku wiele lat, ciągle ulegają drobnym poprawkom i modyfikacjom. Celem jest oddanie klientowi przynęty, która pracuje poprawnie w każdych warunkach i jest możliwie trwała w swojej klasie. Uważni koledzy z pewnością dostrzegli jakim przemianom uległy takie modele Salmo jak np. Minnow. Dla ułatwienia dodam, że NIE MA we naszej ofercie modelu, który nie zmieniałby się lekko co 2-3 lata.

 


 

Duży przełom w naszej historii stanowiły jerkbaity. Powstały one z inspiracji Bertusa oczywiście. Dwa pierwsze jednak – Fatso i Jacka zrobiłem instynktownie i trafiłem od razu w 10. Był to jednak trochę fart. Kolejnym etapem musiały być glidery. Tu znowu zainspirował nas Bertus. Glidery zrobione przez holenderskich mistrzów, które od niego dostaliśmy wyglądały co prawda okropnie – jak z grubsza ociosane siekierką deski w dziwacznych kolorach. Ich praca jednak po prostu zwała z nóg! Postanowiliśmy wprowadzić do produkcji coś pracującego podobnie, ale ładniejszego. Jak sądzę udało się ale bez wątpienia ukłon i wielkie słowa uznania należą się wielkim mistrzom przynęt na szczupaki z Holandii.

 


 

Piotrze czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć o planach produkcyjnych Salmo na najbliższe sezony? Jakimi nowymi modelami przynęt firma zamierza nas zaskoczyć? Co to będzie - jerki czy może jakieś specjalizowane woblery?

W planach jak pisałem jest wiele konstrukcji. Niedługo zamykamy listę nowości na 2007 rok więc mogę z dość dużym prawdopodobieństwem zdradzić co ma duże szanse się na niej znaleźć. Może to być jeden wobbler boleniowy i jeden jaziowo/kleniowy. Poza tym nowe wersje znanych modeli – Perch 14 cm, Whitefish 18 Jointed i Pike 16 Jointed. Wiosną (w marcu i kwietniu) odbędą się też ostateczne testy nowych przynęt dalekiego zasięgu na bassa morskiego (wobblery z ruchomym obciążeniem), troć morską oraz nowego jerkbaita. W USA trwają testy nowego jiga podlodowego. W najbliższych tygodniach czekają nas wizyty u dystrybutorów w Holandii i Szwecji. Tam zdecydujemy, co wprowadzamy a co „wyprowadzamy”.

 

Zdaję sobie sprawę, że Twoje wyprawy „tylko by połowić” dawno poszły w zapomnienie. Teraz zapewne każda kolejna wyprawa jest okazją do przetestowania czegoś nowego lub podstawą spotkania biznesowego. Czy planujesz w obecnym roku jakąś wyprawę ot, tak by połowić dla przyjemności?

Bardzo chciałbym wrócić raz jeszcze do Mongolii. Kusi Syberia z tajmieniami i szczupakiem amurskim, o którym marzy też mój mistrz, więc może kiedyś razem uda się to zrobić. Fajnie byłoby w końcu skorzystać z zaproszenia naszego dystrybutora w Chile na pstrągi. Niestety raczej nie uda się zrealizować nic z tego w bieżącym roku. Dla przyjemności mam zamiar kilkanaście razy wyskoczyć nad Pasłękę w celu wytropienia tego potokowca na rekord Polski;o)))

 


 

A co z ostatnio coraz bardziej popularnym castingiem? Czy w najbliższym czasie będziecie starali się wykonać jakąś serię niewielkich przynęt specjalizowanych do tej metody?

Myślę o serii małych jerków na pstrągi i okonie, ale to raczej sprawa przyszłości (2008/2009)

 

Porozmawiajmy o Twoim hobby, ale takim, które nie ma podtekstów wędkarskich. Co lubisz robić najbardziej lub co interesuje Ciebie poza wspomnianymi tematami wędkarskimi?

Lubię rysować i malować, ale ciągle brak mi czasu na te przyjemności. Urządzam sobie w nowym domu pracownię więc będę musiał znaleźć chwilę aby powstało tam chociaż jedno ... dzieło ... ;o)

Poza tym staram się poświęcać jak najwięcej czasu rodzinie. Mam dwóch synów i każdy kogo dotknęło podobne szczęście wie ile przy tym roboty.

 

Piotrek, jesteś autorem serii wyśmienitych rysunków satyrycznych poświęconych polskiemu wędkarstwu. Czy zdarza Ci się czasem jeszcze rysować?  Jeśli tak, to czy możemy liczyć na to, że jakieś satyry w Twoim wykonaniu pojawią się na www.jerkbait.pl?

 


 

Niestety jak wspomniałem nie zdarza mi się ostatnio rysować i bardzo nad tym ubolewam. Nie chciałbym składać pustych obietnic, ale jeśli już coś skrobnę do będziecie mogli to do siebie wrzucić.

 

Czy chciałbyś coś przekazać użytkownikom www.jerkbait.pl?

Chciałbym wszystkich kolegów serdecznie pozdrowić. Wiem, że z wieloma z Was spotkaliśmy się tu czy tam nad wodą. Wszystkim życzę zdrowia, pomyślności dla Waszych rodzin i sukcesów wędkarskich. Obyśmy mogli spotkać się nie raz jeszcze nad wodą czystą i pełną ogromnych, omszałych szczupaków.  Niech moc będzie z Wami!!!

Szkoda, że musimy kończyć, ale obawiam się, że nasza sesja pytań i odpowiedzi mogłaby trwać jeszcze bardzo długo a wynik wypełnić niejedną publikację. Piotrek bardzo dziękuję za odpowiedzi i czas, który poświęciłeś. Życzę Tobie wszystkiego dobrego i do zobaczenia nad wodą.

 

Wywiad przeprowadził: Remek, 2006
Zdjęcia: Piotr Piskorski 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Click here to view the artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych