Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Wiosenne Jazie I Klenie – Czyli Nauki Pod Okiem Mistrza


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 01 październik 2012 - 23:04

Kto z nas nie czeka na pierwsze promyki wiosennego słońca? Tylko najbardziej wytrwali przedzierają się przez śnieżne zaspy w pogoni za kropkowanymi salmonidami. Cała reszta spinningowej braci czeka na marzec - na pierwszą poważną odwilż, przebiśniegi, pierwsze krokusy, choćby te na miejskim chodniku, bazie... W tym artykule znajdziecie zestaw moich obserwacji i wspólnych doświadczeń z Andrzejem Lipińskim w połowie wiosennych jazi i kleni. Ryb, które na przedwiośniu doskonale wypełniają lukę po coraz bardziej ubogich w pstrągi wodach Dolnego Śląska.


Zapraszamy do trzeciego artykułu z cyklu "Łowcy prezentują...", w którym Baloo oraz Andrzej Lipiński opiszą swoje sposoby łowienia kleniojazi na woblery autorstwa Andrzeja. Artykuł ten jest specjalny z kilku powodów: po pierwsze, Andrzej Lipiński, jeśli ktoś jeszcze tego nie wie, to wieloletni członek kadry spinningowej Polski, z licznymi sukcesami w zawodach w Polsce i za granicą. Po drugie, Mateusz i Andrzej od paru lat są regularnie jednymi z najaktywniejszych forumowych łowców kleniojazi, szczególnie właśnie na przedwiośniu. Po trzecie, zawsze ich zgłoszenia okraszone są pięknymi zdjęciami – czego również nie zabraknie w tym artykule. Po lekturze, tradycyjnie, zapraszamy do dyskusji, związanej z tematyką artykułu, na naszym Forum.

Wstęp, czyli nie tylko salmonidy wiosnę czynią…

Kto z nas nie czeka na pierwsze promyki wiosennego słońca? Tylko najbardziej wytrwali przedzierają się przez śnieżne zaspy w pogoni za pierwszymi rybami nowego roku. Kropkowane szaleństwo trwa na łasce aury i zimowych temperatur, a niestety coraz częściej również na łasce… gospodarzy wód. Bo tam gdzie ludzie zadbali o ulubione wody tam szlachetnych pstrągów nie brakuje, a tam gdzie zabrakło chętnych do pracy, tam rzeki żyją… coraz bardziej odległą legendą. Mimo że mocno wycieńczone późno jesiennym tarłem i skąpą w pokarm zimą, te piękne szlachetne ryby pozwalają przetrwać pierwsze miesiące osobom nie znajdującym spełnienia w kilkunasto-centymetrowym otworze w lodzie. Kto ma więcej szczęścia, ma szanse na spotkanie z trocią i łososiem.


Cała reszta spinningowej braci czeka na marzec. Na pierwszą poważną odwilż, przebiśniegi, pierwsze krokusy, choćby te na miejskim chodniku, bazie... Ktoś powie: zaraz, przecież klenie można skutecznie łowić zimą. Oczywiście, że można i nie jest tajemnicą, że właśnie zimą można skusić te największe osobniki. Tym niemniej jest to osobny temat, a ja chciałbym się skupić na wiośnie.


Przedwiośnie na nizinnych wodach też darzy – tu kleniem dla Andrzeja.



Nie ukrywam, że wiosenne arkana sztuki wędkarskiej otworzył przede mną Andrzej. Od kilku lat skrupulatnie wykorzystuję ten okres, aby wymieniać z nim doświadczenia, zanim pochłoną go letnie cykle zawodniczej gonitwy. Tak więc znajdziecie tutaj zestaw moich obserwacji i wspólnych doświadczeń w połowie wiosennych jazi i kleni. Ryb, które na przedwiośniu doskonale wypełniają lukę po coraz bardziej ubogich w pstrągi wodach Dolnego Śląska.



Wiosenny jaź Mateusza i…


Wiosenny klonek Andrzeja.



Kogo? - czyli jaziokleń tkwi w szczegółach…

Obie wspomniane w temacie ryby są w gruncie rzeczy do siebie bardzo podobne. Zamieszkują podobne wody, choć preferują odmienne stanowiska. Na tarło wybierają podobne żwirowo-piaszczyste podłoże, choć jazie zaczynają zaloty zdecydowanie wcześniej i właśnie dzięki temu nazywane są marcowymi rybami. Oba gatunki są niemal wszystkożerne, mimo to w menu jazi drobne ryby stanowią zdecydowanie mniejszy odsetek. Nawet rosną do podobnych rozmiarów - w obu przypadkach literatura zatrzymuje się na ponad 70cm i około 6-8 kilo wagi (też jestem w szoku, ale tyle podają mądre książki).


Idąc dalej śladem podobieństw, wypada wspomnieć o wyglądzie, który stwarza wiele problemów niedoświadczonym łowcom. Oba gatunki są często mylone, wplątując w całe zamieszanie jeszcze płoć i jelca, a nierzadko młodsze osobniki bolenia. Jak najprościej je odróżnić? Otóż przede wszystkim kleń ma dużo większą łuskę i ogromny pysk. Do wielkości pyska będzie jeszcze okazja powrócić. Warto natomiast przypomnieć wygląd płetwy odbytowej. U klenia jest wyraźnie wypukłą, a u jazia wklęsła. Pamiętając o tym, nie powinno być problemu z odróżnieniem. Jazia od płoci, nawet u małych osobników, najprościej rozpoznać po kolorze oczu. Ileż to rekordów płoci zgłoszono przedstawiając fotografie jazi. Płoć ma oko czerwone, jaź co najwyżej żółtawe.


Jaź na górze, płotka na dole – żółtawe oko u jazia, czerwone u płoci.


Duży tępo zakończony pysk, torpedowaty kształt, większa łuska niż u jazia i płoci, wypukła płetwa odbytowa – klenia trudno pomylić w rzece z inną rybą


Gdzie? - czyli wszystko (choć nie tak samo) płynie…

Skoro wiemy już o czym mowa, zajmijmy się łowieniem. Przede wszystkim należy ryby znaleźć. W tej kwestii bardzo pomocna będzie informacja o wędrówkach tarłowych, które oba gatunki bardzo chętnie podejmują. Dlatego też wczesną wiosną celowo wybieram wszelkie dopływy większych rzek.

Komentarz Andrzeja: Najlepsze są przyujściowe odcinki mniejszych rzek. Teraz ryby gromadzą się i przygotowują do migracji. Woda najszybciej nagrzewa się od słońca w takim dopływie i tu też najszybciej budzą się do życia wszelkie stworzenia i rośliny. Ryby to wykorzystują i właśnie w takich miejscach są chętniejsze do współpracy. Wystarczy kilka cieplejszych, słonecznych dni.



Skąpani w… słońcu – „wystarczy kilka cieplejszych, słonecznych dni…”




Po pierwsze, po zejściu wód pośniegowych szybciej w mniejszych rzekach stabilizuje się poziom wód; woda klaruje się i nagrzewa, a wygląda na to, że rybom więcej do szczęścia zwyczajnie nie potrzeba. Po drugie, mała rzeka o tej porze roku jest zdecydowanie bardziej czytelna, dzięki czemu możemy szybciej namierzyć przemieszczające się ryby. Na duże rzeki przyjdzie jeszcze czas, choć jeśli w okolicy znajdują się jazy i tamy, to zapewne tu skończy się tarłowa wędrówka naszych ulubieńców i właśnie w ich okolicy warto poszukać wiosennego szczęścia. Pamiętajmy tylko o regulaminowych odległościach od wszelkich konstrukcji piętrzących. Jeśli znaleźliśmy rzeczkę, o której wiemy że wchodzą do niej ryby na tarło lub są jej stałymi mieszkańcami, to osiągnęliśmy właśnie 30% sukcesu.

Ponieważ mimo cieplejszych dni, temperatura wody pozostaje nadal stosunkowo niska, szukam ryb we wszelkich spowolnieniach nurtu, w brzegowych podmyciach, pod nawisami roślinności wynurzonej i zanurzonej. Przy ostrym wiosennym słońcu i braku liści na nadbrzeżnych drzewach woda jest mocno prześwietlona, więc płochliwe ryby chowają się pod wszelkimi krzakami i przeszkodami. O tej porze roku, często w tych samych miejscach złowimy jazia i klenia, a może trafić się niespodzianka w postaci bolenia czy wszędobylskiego szczupaka.



Boleniowa niespodzianka na jaziokleniach.


Piękna świnka jako jaziokleniowy przyłów.



Im później, tym różnice w zajmowanych stanowiskach będą wyraźniejsze. Klenie wybiorą nieco szybsze partie rzek, nie stroniąc od całkiem szybkich napływów na rozmaite przeszkody, a jazie konsekwentnie pozostaną w nurtowych spowolnieniach za przeszkodami, ukryte w konarach podwodnych korzeni lub zakamarkach umocnień brzegowych i kamieni. Warto też pamiętać, że ryby to zmiennocieplne stwory i z pewnością wykorzystają szansę do rozgrzania ości w spokojnych nasłonecznionych zatokach. Często obserwuję wodę, gdyż przemieszczające się ryby potrafią zdradzić swoją obecność spławami, spłoszeniem lub pogonieniem drobnicy czy ruchami roślin wodnych.


Hol wygrzewającego się jazia z traw..





Zauważyłem też, że jeśli mamy pewność, że nikt nie „depcze” naszego łowiska, lepsze są popołudnia. Mam wrażenie, że cały dzień na słoneczku uaktywnia ryby, temperatura wody minimalnie się podnosi i nasi tytułowi bohaterowie są bardziej skorzy do współpracy. Oczywiście jeśli mamy pecha łowić na obleganym odcinku rzeki, to nie ma co czekać, gdyż raz przepłoszone, mogą zaniechać żerowania do końca dnia. Mogą też wrócić na swoje stanowiska i po godzinie dać się ponownie łowić, ale lepiej mieć więcej pewności .


Na co? – czyli małe jest piękne (i skuteczne)…

Moją ulubioną wiosenną przynętą jest mały woblerek o równej, drobnej, ale wyraźnie wyczuwalnej akcji. Taki, którego trzymając w samym nurcie wyraźnie czuję na wędce, a szybkie migotanie utrzymuje dreszcz emocji. We Wrocławiu niedoścignionym mistrzostwem są wyroby Andrzeja Lipińskiego. Po wpuszczeniu do wody 3 cm uklejki, włoski na rękach same stają dęba.


Jeden z rodzajów woblerków na jazie i klenie z oferty Andrzeja Lipińskiego.


Pełną ofertę woblerów produkcji Andrzeja Lipińskiego można obejrzeć (w tym filmy prezentujące łowienie na nie) i zamówić na stronie www.wobler.com.pl


Oczywiście ryby są łowione na różne modele, więc żeby wskazać seryjny punkt odniesienia, posłużę się 2,5-centymetrowym hornecikiem Salmo. Kolor ma raczej mniejsze znaczenie, tym niemniej unikam agresywnych kolorów i większość czasu poświęcam naturalnym barwom (jasny bok i ciemny grzbiecik), czasem urozmaicony prążkami lub innymi ciapkami. W słoneczne dni warto sięgnąć po ciemne kolory jak choćby 'Salmowy' Black Tiger.


Wspominałem o wielkim pysku klenia. Nie bójmy się stosować dużych kotwic. Kotwiczka w rozmiarze 6 wcale nie jest zbyt wielka. Wręcz przeciwnie, w wielu sytuacjach pozwoli zapiąć ostrożnie biorącą rybę.


Mały woblerek spod ręki Andrzeja Lipińskiego – „naturalne” boki i ciemny grzbiecik to recepta na ostrożnego klenia.


Komentarz Andrzeja: Warto założyć większą i ostrzejszą tylną kotwiczkę. Szczególnie jazie lubią pukać w przynętę, a często chwilę po zacięciu wypinają się gdyż są zacięte tuż obok pyszczka. Większa kotwiczka czasem da nam szansę na wyholowanie takiego niezdecydowanego jazia.

Im zimniej, tym większa przynęta - choć raczej nie przekraczam 4-5cm. Wczesną wiosną staram się dobrać woblera tak, aby pracował w dolnych partiach wody. Im cieplej tym łowię płycej, a od połowy maja w zasadzie całkowicie przechodzę na przynęty powierzchniowe. Nie dlatego, że jest to zawsze najskuteczniejszy sposób, ale dlatego, że z całą pewnością jest najbardziej emocjonujący i widowiskowy. Więc jeśli mam do wyboru łowić klenie lub jazie woblerem i powierzchniowcem, zawsze wybiorę imitację chrabąszcza lub typowego smużaka. Fajnym wabikiem jest też pływający Salmo Tiny. Dzięki możliwości podgięcia steru, co nie wpływa znacząco na jego pracę, mogę uzyskać pożądaną głębokość pracy, a nawet delikatnie smużyć wysoko podnosząc wędkę.


Gdy zrobi się ciepło, przechodzę na powierzchniowce.






Chciałbym też dodać, że w oferta wyrobów Andrzeja stale się powiększa i już w tym roku będą dostępne znakomite juniorki i kilka rozmiarów znanych już uklejek. Podczas tegorocznych testów wczesnowiosenne ryby nie potrafiły się im oprzeć, a jestem przekonany, że prawdziwe chwile chwały przyjdą latem.


Jeszcze jeden klonek złowiony na wobler własnej produkcji przez Andrzeja.



Komentarz Andrzeja: Wczesną wiosną ważnym szczegółem jest by przynęta, nawet ta mała, pracowała jak najbliżej dna. Ryby nie chcą jeszcze podnosić się wyżej. Czasem ten szczegół jest decydujący zwłaszcza przy jaziach. Warto zmieniać wobki, by dobrać akurat odpowiedni do danego miejsca.


Marcowy jazik Andrzeja – nie ma większej satysfakcji niż złowić rybę na własnoręcznie wykonany wobler…


Oprócz woblerów z całą pewnością sprawdzą się obrotówki, małe gumeczki i pijawko podobne jigi, ale osobiście wolę woblerki, więc pozostawię miejsce dla doświadczeń innych.

Jak? – czyli spiesz się powoli (albo wcale)…

Skoro wybraliśmy odpowiedni wabik, to łącznie z wyborem łowiska posiedliśmy 50% szans na sukces. To co uważam za najważniejsze, za pozostałe 50% sukcesu o tej porze roku, to sposób prowadzenia i prezentacji przynęty. Przede wszystkim wolno. Bardzo wolno lub wcale. Przyroda też budzi się ospale i ryby nie będą ganiać uciekających kąsków.

Przytoczę tu pewną historyjkę. Swego czasu od przeszło tygodnia łowiliśmy z Andrzejem wiosenne jazie i klenie. Oczywiście wieść się szybko rozeszła i codziennie odbieraliśmy po kilka telefonów na co i gdzie? Jednak mało kto pytał jak? Pewnego dnia jeden z naszych przyjaciół dzwoni, że jest nad rzeczką i nie może nic złapać, choć jest pewien, że w łowisku ma ryby bo je zwyczajnie widzi. Po jednej wskazówce, co kilkanaście minut odbieraliśmy kolejne telefony od kolegi informujące o kolejnych sukcesach.

Wskazówka była bardzo prosta – nie zwijaj woblera. Otóż mój sposób łowienia polega na zarzuceniu woblerka z nurtem pod przeciwległy brzeg. Ponieważ ryby bardzo często stoją na granicy roślinności lub zwisających nad wodę gałęzi krzaków, ważne jest dość precyzyjne podanie przynęty. Zamykam kabłąk kołowrotka i pozwalam nurtowi napiąć żyłkę. Bez ruchu korbką woblerek powoli schodzi pod nasz brzeg, tu odczekuję jeszcze chwilkę i zaczynam bardzo powolne ściąganie, przerywane dłuższymi postojami w ciekawszych rewirach łowiska. Brania najczęściej następują tuż po pierwszych ruchach przynęty, gdy mija zatopioną roślinność lub w momencie kiedy wychodzi z łuku i ustawia się na „ostatniej prostej”. Gdy nie mam brań pod przeciwległym brzegiem obławiam wszelkie przeszkody po mojej stronie. Wpuszczam przynętę pod krzaki, w rozmyte burty, pod nawisy traw. Trzymam woblera w takich miejscach bez zwijania żyłki nawet przez minutę i nierzadko branie następuje po dłuższej chwili. Branie to typowe pstryknięcia, choć bywają dni, że nawet 40-sto centymetrowe ryby potrafią niemal wyrwać kij z ręki.



Ładny wiosenny jaź „z traw” – połączenie ostrożnego podejścia, dobranej przynęty i właściwego jej prowadzenia.





Warto pamiętać o maskowaniu i cichym poruszaniu się po brzegu. W końcu to małe rzeczki i każdy trzask łamanej gałązki, głośne stąpniecie nad burtą brzegową, poruszony kamień, może płoszyć ostrożne ryby. Słońce jest jeszcze nisko i warto zwrócić uwagę na rzucany cień zbliżając się do łowiska. Za to obrywałem najwięcej od Andrzeja, ale skoro jeździ ze mną dalej, to znaczy, że chyba zrobiłem postęp i w tym elemencie.



Komentarz Andrzeja: Często widziałem, jak od błysku kija czy refleksu z kołowrotka ryby uciekały w panice... Niestety producenci sprzętu nie dbają o te szczegóły. Dlatego podchodząc do łowiska staram się trzymać i wykonywać rzuty jak najniżej lustra wody. Drzewa nie maja jeszcze swojej bogatej szaty i wszelkie nienaturalne zachowania są odbierane przez ryby tylko w jeden sposób - ucieczką i ustaniem żerowania.


Odziejmy się w stonowane barwy – różowy dres przyda się na inne okazje …




Bardzo ważne przy takich wiosennych podchodach są też polaroidy. W czystej wodzie często widać przemieszczające się bądź uciekające ryby i nieraz warto po chwili wrócić do miejscówki gdzie ryby już się uspokoiły. Jazie dość szybko zapominają o niebezpieczeństwie i z jednego miejsca możemy ich złowić kilka sztuk.


Czym? – czyli miękko ale zdecydowanie…

Wypada też wspomnieć o używanym sprzęcie. Moim wczesno-wiosennym kijkiem jest niemal 3 metrowy „Łowca duchów” zbudowany na bazie blanku St.Croix. Jest to dość miękki kij, który jednak posiada na tyle mocny dolnik, aby w silnym nurcie podwyższonej roztopami rzeki zatrzymać całkiem sporą rybę. Takie kije przestały być popularne, na rzecz szybkich wędek o wyraźnie szczytowej pracy. Moje doświadczenia wskazują jednak, że na przedwiośniu ryby potrafią być zapięte za przysłowiową skórkę.


Dzięki miękkiemu kijowi możemy bez obaw przełożyć go za głowę w końcowej fazie holu i na miękkiej, amortyzującej zrywy szczytówce, prowadzić jazia do ręki.


Często mimo mocnego brania, jazie wypinają się po kilku sekundach holu. Innym razem ryba się tylko bujnie na wędce i zanim pomyślimy o holu już jej nie ma. Ta miękkość mojego kija, pozwala mi o ułamek sekundy wydłużyć pierwszy kontakt ryby z zestawem, co podnosi nieco skuteczność zacięcia, a w czasie holu nie pozwala zgubić delikatnie zapiętej zdobyczy.


Miękki kij jest niezastąpiony, szczególnie w tak ekscytującym momencie jak końcówka holu i doprowadzenie ryby do podebrania.


Gdy robi się cieplej i w łowisku zaczynają przeważać klenie, sięgam po 2,75m Avida St.Croix do 5/8 oz. Jest znacznie sztywniejszy, ale wciąż na tyle delikatny aby radzić sobie z ostrożnymi jaziami.



Ostatni zryw klenia na miękkim wiosennym kiju i drobnym kołowrotku o wyregulowanym hamulcu.



Kołowrotek natomiast powinien charakteryzować się płynnie działającym hamulcem i stosunkowo niewielkim rozmiarem, w przedziale 2000-3000. Na małych rzeczkach pewnie można zejść jeszcze niżej z rozmiarem młynka. 100 metrów nowej, świeżej żyłki, o średnicy 0.16 – 0,22mm powinno w zupełności wystarczyć. Jej grubość uzależniam od trudności łowiska. Jeśli to prosty „kanał” bez zaczepów łowię cienko, gdy szukam ryb pomiędzy krzakami, kamieniami czy innymi przeszkodami, nie boję się używać grubszej linki.

Komentarz Andrzeja: Dobrze mieć dłuższy kij. Ja używam 3m Talona do 14g wyrzutu zbrojonego przez Pawła Olszewskiego. To kij o dość miękkiej akcji ale ma mocny dolnik co pozwala wyholować szybko nawet dość duże ryby. Wiosną zakładam też grubsze żyłki. Ryby nie zwracają uwagi na ten element, a ja jestem spokojniejszy przy holu czasem większych ryb i podczas prób uwolnienia wobków z gnijących roślin. Jej średnica waha się od 0,18-0,20mm. Kołowrotek powinien dość miękko pracować i musi mieć precyzyjny hamulec.


Przy nerwowo chlapiących jaziach i walecznych kleniach miękki kij „z rezerwą mocy” i płynny hamulec to konieczność.


Podsumowanie – czyli jutro też jest dzień …

Kończąc, uprzedzam przed kaprysami wiosny. To wciąż bardzo zmienna pora roku i trzeba wykazać sporo cierpliwości. Jednego dnia ryby mogą brać znakomicie, by drugiego całkowicie zapaść się pod ziemie (lub, jak ktoś woli, całkowicie się potopić). Namawiam też do rozsądnego korzystania z darów wodnego świata. Wiem, że wszyscy są mocno wyposzczeni i ciężko sobie odmówić wielu holi, ale pamiętajcie, że te jazie i klenie właśnie szykują się do tarła. Obchodźmy się z nimi bardzo ostrożnie i jeśli trafimy na stado pochłonięte miłosnymi harcami, uszanujmy ten piękny festiwal życia i przyrody.


Jazie i klenie to piękne i waleczne ryby – zwróćmy im wolność, bo w pełni na to zasługują.


Tekst: Mateusz Baran „Baloo”
Komentarze: Andrzej Lipiński
Zdjęcia: Andrzej Lipiński i Mateusz Baran „Baloo”
Kwiecień 2010

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum


<script type="text/javascript">
</script>
<script type="text/javascript"
src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
</script>

 


Click here to view the artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych