No może.... I żeby nie było, to wcale nie twierdzę, że moja racja jest najmojsza i jedyna ale "nocnikowanie wiślane" uprawiam ze dwadzieścia parę lat i podstawowe wnioski już jakieś mam...
Sandały wiślane też przez ten okres jakby się zmieniły. Jak jeszcze z 15-20 lat temu było tego na gęsto, to widać było dosłownie wszędzie jak klasycznie, wachlarzykami rozpryskiwała się drobnica (takie "jakby kto żwirkiem wzdłuż brzegów rzucał") gdy stadkami ganiały żarcie. I "do nocy" siedziało się nad wodą żeby nie łowić takich skoczków "kilo-dwa", tylko poczekać na "te grubsze". Ryby brały na gumki, wirówki, woblery, praktycznie bez różnicy... A dzisiaj jest we Wisełce "sandaczyków jak na lekarstwo", w dodatku zrobiły się jakieś takie przebieglaczki, nie ganiają strasznie, a bardziej podkradają się powolutku i spokojnie zasysają wybraną, "niespłoszoną" ofiarkę (może dlatego, że snują się "bardziej pojedynczo", szczególnie "te duże", a dzisiaj duże, to ze dwa-trzy kilo).
Czyli jak rybki spowolnione, to i rybołap nie musi być szybki jak John Wayne...
W dodatku aktywny, nocny sandacz "jest na żarciu" więc nie ma strasznej obawy, że tylko wąchnie, trąci czy tam otrze się o przynętę. On przypłynął aby naszego woblera po prostu zeżreć gdy tylko parę razy dygnie mu przed nosem...
Użytkownik zorro edytował ten post 09 czerwiec 2014 - 09:00