Każdy sam sobie powinien wytyczyć tą granice w ,,%".
Jednak wg mnie propagowanie, wyznawanie i stosowanie zasady C&R nie powinno być dzielone na zabrane-wypuszczone.
Albo grubo, albo wcale. Sama nazwa to mówi...
Wszystko co dzięki umiejętnościom i szczęściu skusi się na naszą marną imitacje rybki powinno wrócić do wody.
Może padnie pytanie... Dlaczego?!?! O tym za chwile.
Z własnego doświadczenia wiem, że do przekonania się do wypuszczania ryb w 100% wcale nie trzeba ogromu czasu...
Był czas, 12-13 lat temu gdy łowiąc na spławik, zabierałem rybki, plocie, leszcze, czasem okoń.
Brałem wszystkie, choć połowy nie były obfite, raptem kilka sztuk. Może to też dlatego, by rodzice pozwalali mi na wyjazdy nad wodę...
Z czasem obowiązki w domu, rozpoczęcie pracy nie pozwalało na wyprawy z lekką spławikówką. Na spinning nie było mnie stać, uważałem, że to pasja dla zamożniejszych, bardziej doświadczonych i obytych z wodą...
Nastała przerwa, z tego co pamiętam 6-7 letnia. Przez ten czas nie łowiłem, choć zawsze ciągnęło nad rzeke...
Po tym czasie wróciłem do wędkarstwa.
Tylko spinning, finanse w końcu na to pozwoliły.
W tamtym czasie było już głośno o wypuszczaniu ryb, alarmowano, że populacja drapieżników nie napawa optymizmem...
Ruszając na pierwszą wyprawę miąłem już w głowie zakodowane- NIE BIORĘ ŻADNEGO DRAPIEŻNIKA!!!
Fakt, ciężko na początku było wypuszczać jakąkolwiek rybę. Wyrzuty, bo ktoś inny ją złowi, co powiedzą koledzy itp...
Po kilku złowionych rybach, już o tym nie myślałem. Z uśmiechem na ryju każda rybka wracała do wody.
Rodzice dziwili się , że tak często bywałem nad wodą, a nic do domu nie przynoszę.
Zdobywając się na odwagę któregoś pięknego dnia podczas obiadu, na pytanie- CZY PRZYNIESIESZ WRESZCIE COŚ DZIŚ DO DOMU???
Nie wytrzymałem i odpaliłem- ryby to są w rybnym. Jak macie takiego smaka na rybie mięsko, to zaraz wsiadam w autko i Wam kupię co i ile potrzeba...
Poza tym, jeśli krowa daje mleko takim nakładem pracy, to po co walić ją w łeb?
Od tamtego obiadu- cisza w temacie. Nie ma już retorycznego pytania...
Podobnie ma się sytuacja z naszymi wodnymi ulubieńcami...
Wydajemy krocie na sprzęt. Tyle czasu spędzone nad wodą, tyle kombinacji, wysiłku... (oczywiście nie zrozumcie tak, że nasza pasja to mordęga, bo jak wiadomo to nas kręci i motywuje) Tylko po to by po całym tym ceremoniale dać rybce w czapke?
Czasy gdy naród nękał głód i zastraszenie minęły, miejmy nadzieję, bezpowrotnie. Socjal się poprawił.
Moim zdaniem, rybka kupiona w sklepie- panga, miruna, czy też inne dziwactwa, smakują o niebo lepiej niż szczupaczek mrożony miesiącami by zawitał na stole przy jakiejś dobrej okazji...
Koniec wywodu.
To tylko i wyłącznie moje przemyślenia...
Krótko, zwięźle i na temat... Każdy Przeciwnik którego udało mi się oszukać wraca do wody w jak najlepsiejszej kondycji.
Użytkownik Arek X edytował ten post 01 lipiec 2014 - 06:44