U mnie się to..." wzięło znikąd".
Ja taki się urodziłem.
Moja przypadłość jest zaraźliwa.
Zainfekowałem już kilkunastu kumpli.
Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.
Napisano 25 luty 2016 - 14:07
U mnie się to..." wzięło znikąd".
Ja taki się urodziłem.
Moja przypadłość jest zaraźliwa.
Zainfekowałem już kilkunastu kumpli.
Napisano 25 luty 2016 - 17:30
Na początku było …...... Qrcze, tak dawno temu, że słabo pamiętam.
Niestety, w tym nie pamiętam nie było ani wędkującego ojca, brata, ni wędkujących kolegów.
Za to, odkąd pamiętam, ciągnęło mnie nad wodę.
Rynsztok po burzy, kałuża, basen, ciurek pod szpitalem miejskim i większy, który mylnie zwaliśmy Lubawką.
I byli wędkujący ojcowie kolegów.
No i najważniejsze w tej historii: „przepaść” i wyrobisko.
Przepaść, to dziura/lej w bazaltowym wzgórzu, wypełniony wodą niewiadomego pochodzenia a wyrobisko, to pozostałości po niemieckich kamieniołomach.
Od zawsze lubiłem kieszenie w portkach.
Im więcej, tym lepiej .
Jako, że w sklepach sportowych była mizeria a ja wciąż jeszcze, o pieniądzach jedynie śniłem, to w tych kieszeniach trzymałem swe skarby.
Latem były to najczęściej: scyzoryk, kawałki grubego drutu miedzianego, kilka nakrętek o masie zbliżonej do współczesnych oliwek i nieodzowna taśma izolacyjna.
To wszystko było mi potrzebne, z powodu zakazu Mamy.
Otóż Mama nie pozwalała mi na samotne wyprawy nad „przepaść”. Na samo hasło „przepaść” dostawała nerwicy.
A przecież tam były słonecznice (zwane wówczas uklejkami), kiełbiki, karaski i najpiękniejsze liny. Takie, może piętnastocentymetrowe ale dla mnie ogromne.
Rybki były tam, jak sądzę z zarybień indywidualnych wędkarzy. Niejednokrotnie widywałem, jak wypuszczali rybki złowione w innych wodach, do tej właśnie.
Skarby z kieszeni służyły mi do budowy wedki. Za każdym razem była to nówka, nie śmigana. Sporządzana własnoręcznie, nad wodą, z patyków wyciętych w nadbrzeżnym gąszczu.
Poważnym problemem była żyłka i haki.
Tę pierwszą sępiłem od pracujących w Czechach kobiet.
Tam była w użyciu, taka płaska nylonowa nić-wąziutka taśma, służąca do zszywania czegoś tam, w czeskich zakładach.
Haki..
Tu było trudniej. Szpilki były tępe i zwykle za duże, toporne. Ale kto mówił, że będzie łatwo? Ostrzyłem te szpilki i doginałem kombinerkami wujka, pod wymiar.
Dawały radę.
Spławik wystrugany, obowiązkowo z kory, pomalowanej matczynym lakierem do pazurków.
Węzły......
Tu dopiero miałem pole do własnej twórczości. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że mój najlepszy węzeł wcale nie jest taki mój .
No i pierwsze rybki. Były. Jasne, że były. Brały najczęściej na gnieciucha z kawałka chleba lub bułki.
Trwało to trochę.
Aż do momentu, gdy w prezencie dostałem trzymetrowy kij z prawdziwego bambusa. W trójskładzie i z kołowrotkiem oraz zestawem na zwijadełku. Całość kosztowała coś około ówczesnych 70 zł. No ale to już inna opowieść.
Opowieść o wyrobisku .
Napisano 25 luty 2016 - 17:46
Mnie zaraził ojciec.
Miałem może 4 lata,kiedy pierwszy raz mnie wziął na wyprawę.Pamiętam,jak jechaliśmy pociągiem do Pietrzykowic na jez.Żywieckie a potem mnie niósł na barana przez rozlewiska,żeby wkońcu dotrzeć do miejscówki.Ryb nie było...ale ten klimat,wczesna pobudka,właściwie to wstawałem przed budzikiem,podróż pociągiem.przyroda i sam żywioł...czyli woda.Jako,że w całej rodzinie tylko ojciec łowił a ja będąc np. u którejś babci bez niego musiałem znaleźć wodę sprawdzić czy w niej coś pływa,znależć w lesie patyk,urwać trochę dratwy dziadkowi z warsztatu,zagiąć gwoździa i zaraz po śniadaniu lecieć z kuzynostwem pod las gdzie był kanał...oczywiście bez ryb ale wyobrażnia dziecka jest tak silna,że te ryby tam musiały być.
Jak już byłem ciut starszy to nie myślałem o rybach tylko o dupie Marynie a ściślej o dupach ( przepraszam panie).Tak to trwało ładnych lat kilka,czsem z ojcem wyskoczyłem za leszczkiem.Przyszedł czas,że założyłem rodzinę więc już o rybach całkiem zapomniałem...ale tylko na chwilę bo szczęśliwie się rozwiodłem a za jakiś czas zmarł mój kochany dziadek.Tak zacząłem myśleć o ojcu i co zrobić żeby z nim spędzać więcej czasu...zrobiłem...kartę lat mając 26.
Interesował mnie tylko spinning i chęć spotkania się z sumem,gdyż jako dziecko przeglądając stare WW popadłem w fascynację tym drapieżnikiem...był i sum i sumów kilka było też ale nie zapomnę złowienia 1 większego szczupaka na jesieni...byłem tak wzruszon,że wracając do domu łzy lały mi się po japie...dorosły facet ...szczupak do wody nie wrócił,wrócił ze mną do domu.Nikt mi nigdy nie mówił o tym,że każdej złowionej ryby nie trzeba zabierać,nie miałem przykładu...Sam do tego dorastałem z czasem i dzięki ludziom TU poznanym.Teraz mam 34 lata i 4 miesięcznego synka,który jak tylko zacznie ze mną jeździć to na pewno nauczę go szacunku natury.
Napisano 25 luty 2016 - 18:26
Wagary i zawsze kierunek rzeka,fascynacja wodą pozostała do dzisiaj.
Napisano 25 luty 2016 - 21:18
U mnie koledzy wędkowali, ale mnie to nie kręciło, za to często na xboxie grałem . W końcu obecnie żona, wcześniej dziewczyna zaczęła męczyć mnie żebym sprzedał konsolę i kupił wędki żeby w chacie nie siedzieć. Jak rzekła tak zrobiłem, do dziś żonka żałuję tego pomysłu. A jak coś mruczy że znowu na ryby jedziesz to zawsze jej odpowiadam że sama mnie namówiłaś na to wędkarstwo
Napisano 25 luty 2016 - 21:56
U mnie zaczęło się chyba z nudów na wakacjach w 2004 roku ,korzystając łatwego dostępu do Odry mając do dyspozycji stare Germiny i Rexy od Dziadka ,który sam mało wszak łowił ale skąś to skombinował...poznawałem sam krok po kroku jak to smakuje wkręcając sie coraz bardziej i bardziej ,potem pierwsze Okonie ,na spławiczek i na robaka z ziemi.... Pierwszy spinning to Czerwona Germina do 50 gr z Rexem i zyłką 0,35 i okonki i pierwszy ! JAK DO TĄD NIE POBITY SZCZUPAK ! (medalowy) na Meppsa #1 :)potem jakies sumy ,bolenie ...Sporo czytałem wtedy Książkę Tadeusza Barowicza pt Na Ryby...starałem sie przekładac wiedze na czyny i cos tam sie udało łowic
Jednym słowem piękne czasy to były
Napisano 26 luty 2016 - 13:53
U mnie koledzy wędkowali, ale mnie to nie kręciło, za to często na xboxie grałem . W końcu obecnie żona, wcześniej dziewczyna zaczęła męczyć mnie żebym sprzedał konsolę i kupił wędki żeby w chacie nie siedzieć. Jak rzekła tak zrobiłem, do dziś żonka żałuję tego pomysłu. A jak coś mruczy że znowu na ryby jedziesz to zawsze jej odpowiadam że sama mnie namówiłaś na to wędkarstwo
hahahah to mnie rozbawiles Dobry numer
Napisano 27 luty 2016 - 09:57
No to ja pojechałem z kumplami na ryby ale jako obsługa grilla.
Bo nie widziało mi się wędkarstwo, nie rozumiałem wędkarzy
Lecz w końcu wszyscy byli najedzeni
Zacząłem się nudzić i zmontowali mi zestaw ( kijek z wierzby, trochę żyłki, spławik z zapałki i oczywiście haczyk )
Robaka białego nabijałem po długości
po około 15min złapałem okonia 20cm, jak dla mnie w tamtej chwili był wielki.
No i popłynąłem: Po powrocie do Wa-wy pojechałem na stadion i kupiłem pierwszego kija
Pamiętam jak dziś ( teleskop 270 + plastikowy kołowrotek + żyłka seledynowa jak dla murarza )
tak to właśnie się to zaczeło
Użytkownik szczurek1 edytował ten post 27 luty 2016 - 09:59
Napisano 28 luty 2016 - 10:06
Napisano 28 luty 2016 - 14:00
Zapewne z tym się urodziłem. Co prawda wokoło mnie każdy łowił ryby, ale znam takich gdzie w domu, w całej rodzinie łowią, a on nie. Pierwsze połowy z wędką to około 4-5 roku życia. Wędka to był kij wycięty przez ojca, do tego kija dowiązał prosty zestaw spławikowy. Pierwsza wędka też od taty, pod choinką znalazłem babus z czerwonymi omotkami i gumowymi oringami jako uchwyt pod kołowrotek, spałem z nią pierwszej nocy
Ryby to moje życie, reszta jest uzupełnieniem
Napisano 28 luty 2016 - 16:13
Witam u mnie to rodzinne ! Bodźcem do rozpoczęcia wędkowania była plotka o wielkim sumie który wszystkim zrywa zestawy .Do warty mam 50m więc postanowiłem się razem z kumplami na niego zasadzić.Pożyczyłem od wójka szklany kij i zapytałem go na co mogę złowić suma .Powiedział że na obrotówke lub rasówke wiec zrobiłem "kanapkę " i na kotwiczke obrotówki nadziałem rasówkę po czym umieściłem zestaw w łowisku.Czekałem na branie cały dzień ale nic nie brało do dziś nie wiem czemu
Napisano 04 marzec 2016 - 20:54
A zastanawialiście się jeżeli nie wędkarstwo, to jakie hobby zbieranie znaczków ?
Napisano 04 marzec 2016 - 22:14
A zastanawialiście się jeżeli nie wędkarstwo, to jakie hobby zbieranie znaczków ?
Pewnie grał bym więcej na gitarze albo paintball
Napisano 04 marzec 2016 - 22:26
W związku z gitarą miałem kilkunastoletnią przerwę z wędkąPewnie grał bym więcej na gitarze albo paintball
Napisano 04 marzec 2016 - 22:31
Napisano 04 marzec 2016 - 22:32
Ja na odwrót.
Napisano 04 marzec 2016 - 23:04
taaaa na wódkę i panienki byśmy wszyscy chodzili
Napisano 04 marzec 2016 - 23:52
Trzy wiosła jeszcze mi zostały z ramienia nostalgii.. kto daje łódkę?!?taaaa na wódkę i panienki byśmy wszyscy chodzili
Napisano 05 marzec 2016 - 00:43
A zastanawialiście się jeżeli nie wędkarstwo, to jakie hobby zbieranie znaczków ?
Aparat fotograficzny (obiektywy, lampy, statywy, softboxy itp.) był przed wędką. Fotografia to kosztowne hobby ale spinning i cały anturaż z nim związany jest równie wciągający co i kosztowny...
Napisano 06 marzec 2016 - 22:34
U mnie zadziałały bogate tradycje rodzinne. Pierwszą wędkę miałem z leszczyny (może z 7 lat miałem), zrobioną przez tatę. Co najlepsze, swoją pierwszą rybę złowiłem na odmianę spinningu - ukleja połakomiła się na pusty haczyk ciągnięty, po płyciźnie, pół metra od brzegu.
A jak nie wędkarstwo to - modelarstwo (teraz nie mam czasu), akwarystyka (miałem roślinne w stylu naturalnym i morskie ale już mi się znudziły), terrarystyka (rozwojowe bo nie angażuje czasowo, aktualnie wąż i pająk), rowery (chociaż i tak mam niezgorszą szosę i xc), muzyka (dodatkowo w winyle bym się pobawił), fotografia.
Użytkownik pablo edytował ten post 06 marzec 2016 - 22:35
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych