Detale :
Wstałem o 3 rano, nad wodą byłem o 4.
Złapałem 2 krótkie na obrotówkę i miałem potężne branie sporego potoka ale nie udało mi się zaciąć.
Około 6 dotarłem do takiego dołu na zakręcie rzeki, co to zawsze człowiek sobie wyobraża, że właśnie w takich miejscach musi siedzieć kaban.
Na zakręcie w nurcie znajduje się potężne zatopione drzewo.
Obławiałem od dołu rzeki ale nic się nie działo.
Podszedłem więc cicho od góry zakrętu i wypuściłem woblerka (własnej roboty) takiego 4cm, z nurtem rzeki.
Poszedł zaraz pod wodę ... i na napiętej żyłce rozpoczęłem grę
tuż przed zatopionym na zakręcie rzeki drzewem.
Chwilkę nim poszarpałem i nagle się okazuje, że coś mi siadało.
Z początku sądziłem, że to szczupak, ale po chwili wiedziałem, że to ładny potok, zrobił taki kocioł na powierzchni wody, że pewnie było go słychać z daleka.
Stosunkowo szybko skapitulował, bo do połowy długości okręcił, się żyłką.
Był zapięty od zewnątrz pyska, więc wygląda na to, że tylko chciał odpędzić intruza.
Wobler po spotkaniu z tym kabanem jest bez steru.
Długo już łapię pstrągi, dużo ładnych straciłem w walce, ale dopiero 1,5 tygodnia temu udało mi się przeskoczyć stary rekord, wyjąłem tego 44,5 cm.
Ten rekordzik utrzymał się tylko jakieś 10 dni.
I oto nowy, dzisiejszy : 53 cm. Co najważniejsze przekroczone te magiczne 50.
Dodam, że wyniki są tylko wczesnym rankiem,
bo później już za bardzo nie ma co liczyć na coś większego.
Od długiego czasu nie było porządnego deszczu.
Stan naszych rzek jest bardzo niski.
Chodząc o świcie, mam pewność, że nikogo przede mną nie było,
a na dowód tego, większość pstrągów łapię na napływach miejscówek.
Pozdrawiam
Rafał
Ps.
@Luko, ten rekord jest polski, i lepiej smakuje
Ten na obczyźnie też cieszył (58cm), ale w kraju trzeba mocno się sprężyć i poprostu chyba wychodzić takiego kabana.