Łatwo przyklasnąć temu katowickiemu closed season'owi, gdy samemu łowi się pstrągi na muchę w czerwcu, albo szczupaki na trolla w paździeniku...i to daleko od Śląska Mnie jednak szkoda chłopaków, którzy tak jak ja uwielbiają wczesnowiosenne spacery z wędką...jakoś bez tej wędki nie mam potrzeby włóczenia się po błocie i zimnie, a mój kręgosłup bardzo się o te eskapady upomina. Z własnego podwórka wiem, że w miejsce spinningistów pojawią się znacznie gorsze plagi. Właściwie to nie tyle się pojawią, one koegzystują tak czy inaczej, będą za to bardziej bezczelne. Gdy są wędkarze, kłusownikom zostają noce, a to jednak w znacznym stopniu ogranicza ich skuteczność.
Mam znajomego, który po wprowadzeniu w okresie styczeń-marzec zakazu zabierania ryb na jednym z podbiałostockich odcinków Supraśli stwierdził, że nie ma sensu tam jeździć...no bo jak to, wypuścić tłustego okonia z ikrą? Nonsens Tym prostym sposobem rzeka wciąż jest dostępna, jednocześnie wolna od smakoszy-głodomorów. Nie trzeba wylewać wędkarza z kąpielą...
Wiem, że jest grono estetów, którzy najchętniej wprowadziliby ogólnopolski "zamknięty sezon" do czerwca. Bo zimowy pstrąg jest be, kelty to już w ogóle, szczupak czy boleń w maju to grzech, okoń czy kleń też dopiero do siebie po tarle dochodzą...no a gdy się uwzględni sandacza i suma, właściwie nie ma kiedy etycznie łowić, tym bardziej, że upały sprzyjają mniejszej przeżywalności. Być może temat "closed season" jest do przegadania, ale na pewno nie bez uwzględnienia niepowtarzalnego charakteru każdej wody czy okręgu. Moim zdaniem byłaby to raczej forma naśladownictwa (no bo w "cywilizowanym" świecie takie ograniczenie tu czy tam występuje) oraz, ale to już bardzo teoretycznie, pewnego rodzaju instrument edukacyjno-wychowawczy...możliwe, że w pewnym wymiarze byłoby to zjawisko pozytywne, ja jednak, przyznam ze wstydem, nie dorosłem do takiego poświęcenia, cóż, potrzebuję wędkarskiej wiosny do zachowania psychicznej równowagi
Użytkownik cristovo edytował ten post 10 grudzień 2016 - 17:54