W wypowiedzi Sławka jest zasadniczy błąd logiczny - słowo "suweren".
Taki suweren to sobie może co najwyżej groźnie pokiwać palcem w bucie, bo na PZW i na gospodarkę wodą i rybami ma taki sam wpływ, jak np. na system podatkowy czy normy emisji spalin.
Gdybym mieszkał np. w Austrii i widzę, że pan Herman Brunner źle dba o rzekę, wyniki są coraz gorsze, to następnym razem jadę nad rzekę Hansa Klossa, który lepiej zarządza, zarybia, chroni, etc. i jemu zapłacę za łowienie.
Mieszkając w Polsce mam tylko alternatywę - łowić, albo nie łowić. A jak chcę łowić, to nie mam wyjścia - jestem zmuszony zapłacić haracz do PZW, który zostanie skonsumowany przez jamochłony zwane "działaczami", a w zamian mogą mi co najwyżej pokazać środkowy palec. Płać i płacz, albo spierdalaj na drzewo - oto polityka PZW.
Przypomnę, że jeszcze nie tak dawno twierdzono, że np. gastronomia może być tylko państwowa (i ministerstwo ustalało jadłospis oraz skład potraw dla baru w Koluszkach), że ludzi autobusami może wozić wyłącznie PeKaeS i tak dalej. Ciekawe, że dzisiaj bary i restauracje są prywatne, a mimo to jakimś cudem działają, a Polacy nie wymarli z głodu. No i ludzi wożą busy/autobusy prywatne. Niebywałe!
A dzisiaj nadal wędkarzom próbuje się wmawiać, że tylko i wyłącznie socjalistyczne państwo i Stalinowski Związek Wędkarski może gospodarować wodami i jakby nie PZW, to rzeki wsiąkłyby w ziemię, a jeziora wyparowały. I wciąż pół miliona wędkarzy przymyka oczy, żeby nie widzieć wystawionego ku nim środkowego palca i z pokorą zanosi swój kawałek haraczu do potomków Feliksa Dzierżyńskiego.