Czołem,
jako organizator Waszego wyjazdu pozwolę sobie wtrącić własne 3 grosze. Po pierwsze cieszę się, że większość uczestników jest zadowolona i dziękuję za miłe słowa pod naszym adresem. Co do wyników wędkarskich to ilościowo było nieźle, jakościowo dość przeciętnie. Zabrakło większych ryb. Ale zaręczam, że one na Juttern są, bo nasi Klienci je łowią. Niestety, mówiąc zupełnie szczerze i brutalnie to trzeba mieć do nich szczęście i po prostu wiedzieć jak. Będąc nad Juttern po raz pierwszy zazwyczaj dostaje się lekcje pokory jeśli chodzi o duże sandacze. Zresztą tak samo jak na wielu innych jeziorach sandaczowych w Szwecji - dla przykładu Storsjon czy Mjorn. I składając dla forum propozycję wyjazdu na Juttern wyraźnie informowaliśmy, że ta woda jest rybna, ale trudna jeśli chodzi o duże ryby. Trzeba ją dobrze rozpracować.
Po drugie chciałbym uzmysłowić niektórym z szanownych forumowiczów, że wyjazd dla grupy Jerkbait musi charakteryzować się pewnymi cechami. I dlatego wybór miejsc, które Eventur może Wam zaproponować jest mocno ograniczony. Po pierwsze liczebność grupy. Z reguły jest od Was 9-15 osób. Czyli potrzebne co najmniej 2-3 domki (dobre) i kilka porządnych łodzi. Po drugie cena - sprawa kluczowa. Wyjazdy dla portalu robimy praktycznie bezzarobkowo, traktujemy to jako promocję biura. Bardzo staramy się aby ceny dla Was były naprawdę niskie i mam nadzieję, że to widać. A więc mamy już łowisko gdzie muszą być rzecz jasna ryby, porządny socjal dla większej grupy i musi być jeszcze dość tanie. I dobrze by było aby na miejscu był jeszcze sensowny gospodarz, który "ogarnia". Uwierzcie proszę, że nie jest łatwo połączyć te wszystkie puzzle i dlatego jest raptem kilka miejsc w Szwecji, które z czystym sumieniem mogę Wam zaproponować. Jeśli grupy były by mniejsze - 4,6, 8 osób to ilość dobrych miejsc znacząco rośnie. Możemy o tym pomyśleć na przyszłość - np. organizować 2 turnusy jeden po drugim dla grup 4-6 osobowych. Jednak jak rozumiem chodzi też o integrację uczestników portalu więc patrząc pod tym względem duża grupa jest sensowniejsza. Błędne koło...
I na koniec już chciałem napisać o kwestii, o której trąbię od lat, czyli oczekiwania vs rzeczywistość jeśli chodzi o ryby za granicą. Mam nieodparte wrażenie, że wiele osób myśli, że wyjazd do Szwecji to gwarancja dobrych wyników. To bzdura. Ryby w Szwecji są tak samo trudne jak w Polsce. Mogą nie brać lub można sobie po prostu z nimi nie poradzić, nie znaleźć na nie sposobu. Pisze o tym od dawna. Po co więc tam jeździć? Chodzi o prawdopodobieństwo moim zdaniem. Ryb w Szwecji jest po prostu 1000 razy więcej niż w Polsce i dlatego nasze szanse na udane połowy są wiele, wiele razy większe. Ale czasami ryby tam po prostu zwyczajnie nie biorą i kropka. Zresztą to się tyczy nie tylko Szwecji. Odbyłem ponad 80 wypraw wędkarskich po całym świecie. Z wędką zaliczyłem wszystkie kontynenty poza Antarktydą. Niektóre z wypraw trwały po kilka tygodni i kosztowały tyle co roczna średnia krajowa. I co? I czasami była po prostu DUPA :-), choć łowiliśmy w miejscach uznawanych za najlepsze na świecie. Ostatni przykład to Argentyna i golden dorado. Moja ryba marzenie. Wyjazd planowany przez rok za kilkanaście tysięcy PLN. Najlepsi miejscowi przewodnicy. Łowiliśmy na Paranie - rzeka legenda jeśli chodzi o dorado. Ale niestety - akurat jak przyjechaliśmy to woda mocno skoczyła i dorado potrzebowało tygodnia aby się przestawić na nowe warunki. Zaczęło brać ostatniego dnia. Mój efekt to jedna wyciągnięta sztuka wielkości większego karasia i kilka urwanych. A przez 5 dni byłem na ZERO. Choć leciałem samolotem na Paranę z Warszawy 30 godzin, a kasę za wyprawę oddaję do dzisiaj...
Tak więc to co mogę doradzić to pokora i jeszcze raz pokora. Wędkarstwo jest wtedy łatwiejsze do zniesienia. Pozdrówki :-)