To przekładanie wędki
Eh
Przekracza moje zrozumienie
To może kilka słów a'propos przekładania.
Otóż zasada ta faktycznie wywodzi się z czasów ciężkich wędzisk i ciężkich multiplikatorow stosowanych do połowu dużych ryb.Produkowano wyłącznie RH nawet tego oczywiście nie opisujac co zmusiło mnie do takich właśnie początków multiplikatorowania (Daiwa)
Rzut prawą ręką i ściąganie, hol lewą równoważyly ich obciążenie, pozwalały na uniknięcie zmęczenia.
Pomyślicie może , że to problem wydumany, i ja tak myślałem do czasu wyjazdu nad rzekę Kalix i parodobowej pogoni za lososiami.Ogromna rzeka, silny nurt, obecność wielkich ryb spowodowaly, że za poradą miejscowych wędkarzy uzbroiłem się w sklepie w 330 cm wędzisko o dużej mocy, przymocowałem swój największy -już sprytnie -wybrany LH multiplikator (Ambass seri 5501 c3), nawinąłem na niego plecionkę strasznie grubą i przez całą prawie dobę (w nocy jasno ) posyłałem w nurt 40-60 gramowe blachy.Było to kilkanaście lat temu, fotografie jeszcze analogowe, tak więc dokumentacja niepełna
Po 2 dobach miałem dość, prawica obolała, prawy nadgarstek opuchniety - wtedy wlasnie patrząc na "przekładających" skandynawów pomyślałem, ze coś w tym jest, że warto weryfikować utarte opinie.
Czasy jednak się zmienily, casting jest wykorzystywany także do leciutkiego lowienia i w tym przypadku modele LH są ułatwieniem szczególnie dla wędkarzy posługujących się także kołowrotkiem stałoszpulowym.
Tak więc znając genezą tego przekładańca -polecam uwagi kolegi Peresady- łatwiej to przyzwyczajenie zrozumiemy - tradycje castingowe w Polsce są doprawdy dość mlode...