Switch to... switch?
Jakby rzadziej na pajęczej nitce uwiążemy muchę rozmiarów plemnika, wędką którą wzrokiem można wygiąć po rękojeść a kołowrotek po łowieniu spakować w paczkę po fajkach. Rybę, o ile uda się nam coś złowić, też zwykle możemy zaprezentować normalnie, nie musimy na wyciągniętych rękach, trzymając dwoma palcami pod pyskiem i w dwu palcach za ogon. Nie, momentami używa się much większych niż typowe zawodnicze potworki po 18 cm, a moc sprzętu pozwalałaby pewnie na wyrzucenie nie tylko muchy, ale i wędki w tubie
Bardzo często sprawa niestety sprowadza się do zasięgu. O ile jeszcze łowiąc ze skałek, często łowimy prawie pod nogami, to jednak brak zwykle miejsca za plecami na rozwinięcie linki, a jeśli mamy gdzie odrzucić sznur, np na plaży, to zwykle trzeba sięgnąć dość daleko, jak na rzuty muchowe. Do tego wiaterek dający ciągle 20km/h i... I nie ma łatwo. niby wiatr nie za mocny, jednak dostajemy go zwykle w twarz, z pełną siła, nie ułagodzoną na drzewach, pagórkach i zabudowaniach. Niezbyt jest gdzie się przed tym schować i... musimy sobie z tym poradzić.
A wbrew pozorom, nie jest to zbyt łatwe, przynajmniej dla mnie. Pomagają bardzo zintegrowane głowice typu outbound czy 40+.
Problemem jest jednak gdy mamy "w twarz" spora falę, wicherek, brodzimy dość głęboko. Wtedy aż prosi się o trochę dłuższą wędkę.
Kije jednoręczne wyrywają troszkę nadgarstek w cięższych klasach.
A wybór kija dwuręcznego to troszkę skomplikowana sprawa. jak wiadomo z jednego z poprzednich wpisów, nie jest to aż tak strasznie drogie, jednak typowy speyowy kij dwuręczny jest raz że ciężki dwa że dość potężnej mocy, trzy, ze do typowych rzutów z nad głowy, przy ostrym wietrze - nadaje się to bardzo słabo.
Czyli co, koniec pięknej historii i bez certyfikatów rzutowych nie pośmigamy?
Niekoniecznie.
Jest nowa moda w wędkach dwuręcznych - kije switchowe. Stojące w rozkroku miedzy typowymi ciężkimi wędami dwuręcznymi a jednoręcznymi, w teorii mające umożliwić zarówno rzuty DH jak i jednoręczne, np z double haul.
Wszystko pięknie, jednak do wyboru na rynku propozycji jest dość sporo. Jedną z pierwszych rzeczy z jakimi musimy się zmierzyć, jest wybranie "mocy" wędki. Niektórzy producenci, jak np Guideline czy Batson opisują swoje kije switchowe klasami jednoręcznymi, niektórzy, jak np Vision czy TFO - dwuręcznymi. I tak np #7 Guideline obsłuży nam zwykłą linkę WF#7, a do tej samej "klasy" Visiona będziemy potrzebowali linki ważącej 26 gram, czyli coś jak jednoręczna #12? Stąd ważne, by przed zakupem sprawdzić jakie wymagania ma nasz kij i dopasować do tego linki.
Kolejną sprawą jest akcja wędki. Wiele wędzisk switchowych jest robionych raczej pod łowy wędrownych salmonidów niż do śmigania z nad głowy z plaży i jest zdecydowania za wolna/miękka. Pewnie - da się, czemu nie, z tym ze są to narzędzia do trochę innego łowienia niż to czego poszukujemy. Stąd - moim zdaniem najlepiej poszukać trochę po amerykańskich forach wędęk określanych jako "zbyt szybkie". To może być coś czego szukamy
Na koniec dość ważna sprawa - niektóre z tych wędek są dość ciężkie - nie przeszkadza to aż tak bardzo gdy rzucamy jak typowym kijem DH, jednak, skoro ma być switch niech umożliwi też rzuty jednoręczne, bez ryzyka kontuzji.
Jednym słowem - sporo grzebania i lekcji do odrobienia, nim klikniemy "kup teraz" w jakimś sklepie czy na ebayu.
A że producenci poczuli chyba w tym siano, ciężko znaleźć coś w cenie nie zatrzymującej akcji serca. Niestety, ale kasa jaką wołają za niektóre wędziska jest kompletnie z kosmosu.
Stąd moje poszukiwania kija do łowienia w zatoce z brzegu, z możliwością wybrania się z nim jeszcze na łososie, obsługującego linki w okolicy 400grain i nie masakrującego budżetu trwały.. no, trwały dość długo. Jak na mnie to masakrycznie długo, bo zwykle jak mam kasę na sprzęt to pali i kupuję pierwsze co w ręce wpadnie. Kilkukrotnie już byłem gotów, już wybrałem, raz TFO Deer Creek, raz posiadanego już wcześniej switcha od Visiona, jednak za każdym razem cena odstraszał i dawałem sobie na wstrzymanie.
I tak grzebiąc sobie po ebayu, znalazłem kiedyś kije Redingtona, w podejrzanie niskiej cenie. Z jednej strony były po za moimi typami, więc jakoś je omijałem, z drugiej strony jeden kij Redingtona mam i bardzo sobie chwalę, podobnie i kilku kolegów - nigdy nie słyszałem nic złego o tych wędkach. Niby inne serie, inne klasy, a jednak sprawiają zawsze wrażenie niesłychanie solidnych wędzisk.
Zacząłem czytać po necie i opinie dość pozytywne, kilka osób wspominało ze kije są szybsze niż oczekiwały. Dość lekkie, przy tym mają być wytrzymałe, do tego dożywotnia gwarancja producenta. I cena, ja za swój zapłaciłem z wysyłką 235$!
To połączenie spowodowało szybką decyzję o kupnie i dość długie niestety oczekiwanie aż kijek się do mnie z USA dotoczy.
Chwilę zajęło też ściągniecie odpowiednich linek, na jedną wciąż czekam, druga jest i działa nieźle.
Ale - po kolei.
Co kupiłem?
Redington CPX switch 11'3" #7 w 4 kawałkach.
Polecane linki w zależności od źródła miedzy 350 a 400 grain, u mnie przyjdzie mu współpracować z 410grain czyli 40+ double hand beach line intermedate i 400 grainowy Wulff Ambush Taper pływający.
Wędka sprawia dość dobre wrażenie, szczególnie jak na cenę i wykonanie na dalekim wschodzie, w Korei o ile pamiętam?
W kilku miejscach na omotkach znalazłem drobne potknięcia, jednak to czysta estetyka, plus czego oczekiwać tak naprawdę w tej cenie? Z resztą, gorsze potknięcia widziałem we flagowych modelach kilku innych firm, więc... wędki seryjne mają chyba troszkę inne standardy niż te z pracowni.
Rękojeść dość dobrej jakości jak na cenę, choć w kilku miejscach szpachla wypadła pozostawiając małe dziurki. Ale to wszystko mieści się w akceptowalnej jakości.
Kij wykonany dość estetycznie, choć jak wiadomo, to kwestia indywidualnych preferencji i pewnie fani różowej pianki i biało-niebieskiego moro mogą się odbić
I najważniejsze - performersik.
Kij sprawia wrażenie bycia lekkim, ze sporym zapasem mocy. Kilka rwanych zaczepów pokazuje ze będzie czym przytrzymać jeśli Allach da i się coś ładniejszego trafi.
Ale cała poezja to rzucanie.
Rzuty zarówno jedno jak i dwuręczne z nad głowy wyrywają linkę z palców a wędkę z ręki Double haul bez problemu, choć z linką 410 grain mi wygodniej rzuca się oburącz.
Odległość naprawdę potężna. Tak długo jak złośliwy zefirek nie psuje nam szyków to 40+ wypluwa bez większych problemów w okolicy 30m ze smukłą, morską muchą ok 7-9cm w stylu Couser Minnow. Rzecz dość trudna, przynajmniej dla mnie do zrobienia jednoręcznym kijem tutaj okazuje się może nie mega łatwa, ale powtarzalnie - wykonalna. Troszkę trudniej gdy mocniej dmucha, ale wtedy i z jednoręcznym kijem zaczynają się schody.
Ogólne wrażenie po pierwszych ok 2 tygodniach - bardzo pozytywne a reszta, jak zawsze, wyjdzie w praniu.
- Friko, lukomat i Tomek.M lubią to
Jak kolega kijek doradzi to musi robić Ma się tego nochala Jak zawsze fajny tekst Kuba Poćwiczymy w czerwcu.....