Bassowy ban - rdzawców ciąg dalszy i skaczący wieloryb
Umówieni byliśmy na wczesne popołudnie w piątek i zaraz po 17 rozpakowujemy sprzęt na slipie. Trochę może być problem, fala jest dość spora, mimo że wiatru praktycznie nie ma.
Zrzucam sie dużo szybciej niż chłopaki, im pompowanie pontonu, podpinanie silnika. Wypływam z mini portu i od razu widzę, ze będzie naprawdę trudno. Fala jest dość spora, krótka, agresywna. Do przepłynięcia pod falę dobre 2km...
Chłopaki po chwili dopływają i biorą mnie na hol, rozpoczyna się mozolna wspinaczka na fale, aż do darzącego rybami miejsca, kolo wraku dźwigu.
Zaczynamy łowić i dość szybko, w 1 czy 2gim rzucie mam rybę. Taki średniak, ale cieszy.
Szybko łowię 2 kolejne ryby i zaczynam kombinować z innymi muchami, na pontonie po chwili jakaś akcja, widzę muchówkę Krzyśka wygiętą do wody, usiłuje wybrać linkę na kołowrotek, jednak przy tych rybach, mimo ich waleczności - niezbyt się to sprawdza, trzeba je jak najszybciej oderwać od dna i podnieść, wtedy można próbować z holem z kołowrotka. Dryfuję dość szybko na dryfkotwie, wykonuję kolejne rzuty, ale chyba wypłynąłem z kamieniska, bo brań jakby brak.
Wtem przed nami ma miejsce niesłychany spektakl. W odległości ok 200m z wody wyskakuje, niczym mini łódź podwodna - mały wieloryb. Wyskakuje prawie cały, tylko ogon zostaje w wodzie. Brzuch cały w szaro-białe moro, długie płetwy piersiowe, czy jak to można u wielorybka określić. Na chwilę zawisa w powietrzu, obraca się na bok i ląduję z powrotem we wodzie, z potężnym gejzerem. Widzę że chłopaki na pontonie też zobaczyli całą akcję, machają do mnie. Dobrze że nie bliżej, bo stwór rozmiarów busa... Life of Pi prawie że, nawet i mój tygrys domowy mi rękę w walce o kanapkę poharatał Może mniej fantazyjnie, ale za to Full HD i w 3D, kajak jednak taniej wychodzi niż wypasiona plazma na ścianę
Łowię kolejną rybę, mimo dość sporej fali wyciągam jednak aparat by zrobić kilka zdjęć.
Okazuje się to być jednak sporym błędem, błędnik głupieje zupełnie od huśtania i gapienia w wizjer i czuję jak mi pieczeń ziołowa odzywa się pomrukiem.
Cholerka, chyba po łowieniu.
Zawijam się do chłopaków, mówię jak jest niczym korespondent zza oceanu i powoli wiosłuję do portu, z małą przerwą na puszczenie pawia do dryfkotwy. Cudne urządzenie wielofunkcyjne, pod postacią torby IKEA i tutaj się sprawdza znakomicie.
Na dość drżących nóżkach wyłażę z kajaka, pełen wątpliwości co dalej z weekendem...
W sobotę jednak żądza łowienia zwycięża niemiłe wspomnienia i zdrowy rozsądek i pakuję się z kajakiem do auta, pożarłszy uprzednio aviomarin.
Nad wodą nie jest źle, fala przysiadła trochę, więc pełen nadziei pedałuję wiosełkami ile sił.
Jak zwykle w pierwszym - drugim rzucie ryba i niestety później dość długo nic. Pływam po znajomych miejscach i dopiero zmiana muchy na małego, pomarańczowego "polloczka" przynosi niemrawe brania.
Co jest grane?
Ryby ewidentnie są, co chwilę coś w muchy skubie, trąca, odprowadza pod kajak.
Ale całkowicie olewają moje wysiłki i starania.
Z najwyższym trudem do wieczora łowię około 20 ryb, jednym słowem - klapa zupełna
Choć - co cieszy, pęka okrągła setka złowiona w tym miejscu, w sumie, jakby to zliczyć, to 4 dni łowienia na serio.
Wieczorem, gdy słońce chowa się za klifem - udaje się rozwiązać zagadkę słabych brań. Do powierzchni podnoszą się całe tysiące małych sandeeli, dosłownie 5-7cm rybek grubości wkładu do długopisu. Za nimi podążają się pollocki, przynajmniej kilkadziesiąt ryb w zasięgu wzroku zapamiętale goni rybi drobiazg, trzebiąc go bezlitośnie, czasem w trakcie wyskakując nad wodę i chlupiąc niemiłosiernie.
Wygląda na to, że wspólna uczta doprowadziła ryby do amoku, pływają pod sama powierzchnią zarówno dłoniaki jak i ryby pod 6 dyszek. Woda, mieniąca się w odbitym do chmur świetle zachodzącego słońca w prawdziwą ferią barw raz po raz jest przecinana przez cielska pollocków atakujące sandeelki. Te ostatnie - uciekają wachlarzami po powierzchni, towarzyszy temu odgłos jakby ktoś sypał piaskiem po powierzchni. Wiatr niesie nad wodą zapach spokoju, łąk, odsłanianej plaży, zero dogłosu związanego z obecnością człowieka, a przecież jestem tak blisko domu
Odkładam wędkę i pozwalam, by fala zniosła mnie między żerujące ryby. Zmarnowanie tej krótkiej chwili na łowienie czy zdjecia byłoby jak bluźnierstwo.
- joker, Mariano Mariano, Krzysztof Rydel i 3 innych osób lubią to
Oj, Kuba, przypomniałeś mi mój najlepszy moment kajakowania w Omanie - miałem okazję płynąć z paroma false killer whale dosłownie na wyciągnięcie reki.
Gratuluję pierwszej setki - druga to będzie pikuś