1
Zlot w Irlandii, dzień 4 - łodziami, fotorelacja
Napisane przez
Kuba Standera
,
29 czerwiec 2013
·
1888 Wyświetleń
A jednak słońce, nie deszcz, przywitało nas rano. Prognozy prognozami, wicher tez jakby wydawał sie umiarkowany - padła decyzja - płyniemy na pollocki.
Chwilę zajęlo nam zrzucenie łodzi i przygotowanie się do wyjścia na wodę. W bojowych nastrojach ruszylismy.
Tuż po wyjściu "zza winkla" przywitała nas dość spora, ponad metrowa fala oceaniczna. Miejsca rybodajne niedostępne, na nich fala rolowała się niczym na Hawajach, i z rykiem rozbijała o skały.
Mocny wiatr, spora fala i 4 łupinki na łasce żywiołu.
Do przepłynięcia w takich warunkach tylko kawałek i szybko skryliśmy się na spokojnej wodzie za klifem
Mimo zaklęć wiatr wzmagał się z każdą chwilą i zakręcał na południe, przez co nasza osłonięta klifem nisza była wystawiona na coraz mocniejsze podmuchy i wyższą falę. Zielone miny kilku kolegów plus mleczna od zmącenia woda plus brak ryb - jeden pollock pod 60 ułowiony przez niżej podpisanego i szybka decyzja - ratuj się kto może, zwiewamy (dosłownie) na zatokę.
Na zatoce wichura az głowy urywa, w połączeniu z dość ostrą falą spowodowana przez wlewający się pod wiatr jeden z najwyższych w roku pływów, plus nurt jak na Dunajcu i zupa z glona - oj, nie było nam do śmiechu.
Dzielnie walczyliśmy az do początku odpływu, i zwitka, jedziemy coś przekąsić, osuszyć się choć trochę i odpocząć, szczególnie kajakarze podpierali się nosami.
Jak się okazalo, to była całkiem niezła pogoda, trzeba było walczyć, nie wymiękać, nastepnego dnia dopiero były baty
Chwilę zajęlo nam zrzucenie łodzi i przygotowanie się do wyjścia na wodę. W bojowych nastrojach ruszylismy.
Tuż po wyjściu "zza winkla" przywitała nas dość spora, ponad metrowa fala oceaniczna. Miejsca rybodajne niedostępne, na nich fala rolowała się niczym na Hawajach, i z rykiem rozbijała o skały.
Mocny wiatr, spora fala i 4 łupinki na łasce żywiołu.
Do przepłynięcia w takich warunkach tylko kawałek i szybko skryliśmy się na spokojnej wodzie za klifem
Mimo zaklęć wiatr wzmagał się z każdą chwilą i zakręcał na południe, przez co nasza osłonięta klifem nisza była wystawiona na coraz mocniejsze podmuchy i wyższą falę. Zielone miny kilku kolegów plus mleczna od zmącenia woda plus brak ryb - jeden pollock pod 60 ułowiony przez niżej podpisanego i szybka decyzja - ratuj się kto może, zwiewamy (dosłownie) na zatokę.
Na zatoce wichura az głowy urywa, w połączeniu z dość ostrą falą spowodowana przez wlewający się pod wiatr jeden z najwyższych w roku pływów, plus nurt jak na Dunajcu i zupa z glona - oj, nie było nam do śmiechu.
Dzielnie walczyliśmy az do początku odpływu, i zwitka, jedziemy coś przekąsić, osuszyć się choć trochę i odpocząć, szczególnie kajakarze podpierali się nosami.
Jak się okazalo, to była całkiem niezła pogoda, trzeba było walczyć, nie wymiękać, nastepnego dnia dopiero były baty
- Tomek.M lubi to
dzieki za relacje i za zdjecia kuba, niektore sa bezcenne