Full HD, bierz ile chcesz
Wyraźne tąpnięcie, niższe temperatury, wczesny zmrok i eksplozja życia późnego lata. Pod każdym kamieniem kraby, krewetki, woda gotuje się od rybek.wystarczy majtnąć podbierakiem i możemy podziwiać krewetki, małe wargacze, jakieś szprotkokształne sreberka i kraby. Miejscami krewetki śmigają spod nóg w ilości podobnej do drobnicy. Gdy tylko woda zaczyna opadać cały brzeg jest usłany tymi, którzy mieli mniej szczęścia i raczej nie zobaczą kolejnego wschodu słońca. Setki, jeśli nie tysiące maleńkich rybek, skaczących pcheł morskich, krabów i krewetek. To wszystko czyszczą ptaki - są miejsca, gdzie plaża wygląda jakby spadł na nią śnieg, bielą się pióra setek mew, między nimi na ciemno i czerwono błyskają ostrygojady.
Jednak, nieodmiennie - najwspanialszym spektaklem pozostaje wejście na płyciznę stada makreli, podążającego za drobnicą.
Bywa, że wodę gotują po kilka minut, bywa, że tylko kilkunasto sekundowy atak przechodzi po powierzchni. Czasem jest to totalny amok - ryby fruwają w powietrzu, drobnica, makrele, w to wszystko z góry, jak wściekłe, z wrzaskiem pikują ptaki. Bywają jednak też i subtelniejsze akcje, gdy kilka-kilkanaście metrów wody zaczyna się gotować, jakby ktoś siał żwirem o powierzchni wody.
Jeśli ma się fuksa i trafi na czystą wodę, to można obserwować przelatujące jak niebieskie błyskawice makrele - prędkości osiągane przez te ryby zdumiewają mnie za każdym razem. W zasięgu wzroku kilkanaście niebieskawych cieni pędzi przez wodę, gwałtownie zakręca, wiedzione instynktem mordu i pożerania. Przerażone małe rybki masakrowane dniem i nocą szukają schronienia na płytkiej wodzie, na wodzie po kostki. Makrelom to nie przeszkadza, z płycizn rybki zganiane są przez ptaki, prosto w ich pyski.
I w tej gorączce na płyciznach, siadam sobie czasami i oglądam co się dzieje. Chłodna woda koi nerwy, leczy depresję, czuję jak powoli wyciąga ze mnie napięcie i przeróżne smutki. Aż zostaje pusta głowa i nadzieja, że ta chwila będzie trwała jeszcze dłużej.
Czasem pojawią się foki, a czasem coś innego goni po płyciznach makrele i sandeele.
Ruszam po takich przerwach jakby bardziej ociężale, z jednej strony - jakby z pleców ściągnięty wielki, ciężki plecak, z drugiej - trochę jak ryba w akwarium, wszystkie "sprawy świata" są za szybką, a ja sobie bezpiecznie w swoim bąbelku sunę po plaży.
Ogólnie wyniki w tym sezonie w moim rejonie nie powalają - z kim bym nie rozmawiał jęczy i biadoli jak łajza, zły rok, było w zeszłym lepiej, w przyszłym to dopiero itd.
Ja sie nie wypowiadam, dla mnie pierwszy sezon z bassami jeszcze trwa. Miejsca poznaję coraz to nowe, mielę w wodzie na różnych pływach i o różnych porach.
Zwykle nie łowię nic, rwę jakieś tony much i przynęt rozpoznając nowe miejscówki.
Ale - czasem, bardzo rzadko - uda się zgrać pierdyliard czynników i wesoło buja kijem bass.
Jakoś tak lękam się łowić samotnie ryby nocą.
Tyle niebezpieczeństw czeka na młodego człowieka – żydzi, UFO, szatan, Jurek Owsiak (choć ten to w sumie jest połączeniem wszystkich poprzednich). Nic to, ze mój futrzany AWACS krążąc wokół zabezpiecza perymetr obwąchując każdy kamień – nadal jakoś tak dziwnie nieswojo.
Przez to skazany jestem na łowienie za dnia, ale, że lato wreszcie poszło w cholerę i nadchodzi jesień – i ryby jakoś bardziej skłonne do współpracy. Bywają, jak mogę łowić na dobrych pływach, bo np ostatnie 3 dni tylko podskubywania, podszczypywania, brania bez zacięcia i taka dziwna zabawa....
W każdym razie - już za rogiem jesień i wreszcie powinno się zacząć na całego - łowienie w dzień, na wysokiej wodzie, grubsze ryby. Czekam niecierpliwie
- pitt, MaleX, Dagon i 6 innych osób lubią to
o cyganach i rumunach zapomniales ... ostatnio sa modni wsrod co poniektorych ... ze tak powiem