1
Wichrowe wzgórza, bez nadziei...
Napisane przez
Kuba Standera
,
27 listopad 2012
·
1476 Wyświetleń
Och, jak miło bylo siedzieć w domu. Prawie cały weekend, nie licząc wypadu sobotniego, który po krótkiej, nie równej walce musiał skończyć się jak się skończył - powrotem do domu, z ogonem miedzy nogami...
Z niepokojem spoglądam na prognozy, deszcz ma wreszcie przysiąść, ale - co ja pacze? Ponad 40km/h z północy... Żegnajcie rybeczki.
Ale przecież w domu nie wysiedzę. Pakuję sprzęty w auto, szczegółowa mapa okolicy i ruszam w drogę, pobadać nowe miejsca. Dość często uskuteczniam takie wypady, miesięcznie wyjeżdżam sporo kilometrów kręcąc się po kozich ścieżkach, prowadzących zwykle do czyjegoś domu, na farmę czy do zapomnianych ruin, opuszczonych domów, smutnych koni, pogodzonych ze swoim kiepskim losem osiołków na pastwiskach czy raźno truchtających, nie świadomych mojego apetytu na steki byczków.
Ale, czasem udaje się znaleźć zapomnianą przez ludzi i userów większości forów miejscówkę Ot -albo sterta kamieni na plaży, wokół której aż gęsto od ptaków, mini zatoczka z kręcącymi się rybami. Oznaczam sobie wtedy to miejsce na mapie, by pamiętać o powrocie, gdy ryby wrócą do brzegów. Będzie sporo miejsc do rozpracowania latem. Tym razem wybrałem się na trochę dłuższą wycieczkę. Mimo wiatru miotającego moim wspaniałym wehikułem po drodze dzielnie pędziłem 40/h małymi dróżkami, pozdrawiany przez rozliczne trolokształtne istoty, tuszę, że tubylców ...
Autko dzielnie wspina się serpentynami, okolica dech zapiera, szczególnie szczyty pobliskich gór, całe białe - nieczęsty widok w Irlandii.
Dobre 3h wjeżdżania w każdą dróżkę prowadzącą w stronę brzegu, łażenia po krzakach, by dotrzeć w końcu do zagadkowego miasteczka Jo-al, dla zmyłki opisywanego na mapach jako Youghal.
Miejsce wymieniane w każdym opisie morskich łowów południowego wybrzeża, ilość miejscówek na nim jest przeolbrzymia. Ja kieruję się na ujście rzeki Black Water - jednej z największych i najlepszych/najsłynniejszych rzek łososiowych na wyspie. Rokrocznie jest tu łowione mnóstwo łososi, niektóre górne beaty wymagają sporej kasy, znajomości i czasem rezerwacji ze sporym wyprzedzeniem, ceny ponad 100e za dzień łowienia. Są też tańsze opcje, ale o tym kiedy indziej.
Całe wybrzeże jest tu usiane miejscami wyglądającymi jak bardzo dobre miejscówki. Myślę, ze latem będzie ciężko zdecydować, gdzie się wybrać, w którym miejscu skupić uwagę. Wiele słynnych miejsc jest obleganych, są słynne bo łowi się tam sporo ryb, do są słynne i łowi tam wielu ludzi. Zamknięte koło, pytanie czy kilometr - dwa dalej, miejsce wyglądające równie kusząco jest puste, czy też omijane przez poruszających się jak po szynach wędkarzy?
Z niepokojem spoglądam na prognozy, deszcz ma wreszcie przysiąść, ale - co ja pacze? Ponad 40km/h z północy... Żegnajcie rybeczki.
Ale przecież w domu nie wysiedzę. Pakuję sprzęty w auto, szczegółowa mapa okolicy i ruszam w drogę, pobadać nowe miejsca. Dość często uskuteczniam takie wypady, miesięcznie wyjeżdżam sporo kilometrów kręcąc się po kozich ścieżkach, prowadzących zwykle do czyjegoś domu, na farmę czy do zapomnianych ruin, opuszczonych domów, smutnych koni, pogodzonych ze swoim kiepskim losem osiołków na pastwiskach czy raźno truchtających, nie świadomych mojego apetytu na steki byczków.
Ale, czasem udaje się znaleźć zapomnianą przez ludzi i userów większości forów miejscówkę Ot -albo sterta kamieni na plaży, wokół której aż gęsto od ptaków, mini zatoczka z kręcącymi się rybami. Oznaczam sobie wtedy to miejsce na mapie, by pamiętać o powrocie, gdy ryby wrócą do brzegów. Będzie sporo miejsc do rozpracowania latem. Tym razem wybrałem się na trochę dłuższą wycieczkę. Mimo wiatru miotającego moim wspaniałym wehikułem po drodze dzielnie pędziłem 40/h małymi dróżkami, pozdrawiany przez rozliczne trolokształtne istoty, tuszę, że tubylców ...
Autko dzielnie wspina się serpentynami, okolica dech zapiera, szczególnie szczyty pobliskich gór, całe białe - nieczęsty widok w Irlandii.
Dobre 3h wjeżdżania w każdą dróżkę prowadzącą w stronę brzegu, łażenia po krzakach, by dotrzeć w końcu do zagadkowego miasteczka Jo-al, dla zmyłki opisywanego na mapach jako Youghal.
Miejsce wymieniane w każdym opisie morskich łowów południowego wybrzeża, ilość miejscówek na nim jest przeolbrzymia. Ja kieruję się na ujście rzeki Black Water - jednej z największych i najlepszych/najsłynniejszych rzek łososiowych na wyspie. Rokrocznie jest tu łowione mnóstwo łososi, niektóre górne beaty wymagają sporej kasy, znajomości i czasem rezerwacji ze sporym wyprzedzeniem, ceny ponad 100e za dzień łowienia. Są też tańsze opcje, ale o tym kiedy indziej.
Całe wybrzeże jest tu usiane miejscami wyglądającymi jak bardzo dobre miejscówki. Myślę, ze latem będzie ciężko zdecydować, gdzie się wybrać, w którym miejscu skupić uwagę. Wiele słynnych miejsc jest obleganych, są słynne bo łowi się tam sporo ryb, do są słynne i łowi tam wielu ludzi. Zamknięte koło, pytanie czy kilometr - dwa dalej, miejsce wyglądające równie kusząco jest puste, czy też omijane przez poruszających się jak po szynach wędkarzy?
Sztuka łowienia musaiła być z Krakowa )