Aero, większość określa normę, ale przecież nie normalność, tak na marginesie.
Po co kupujemy wędziska specjalnie zdobione, z pięknymi insertami, omotkami, z wyplatanymi kolorowymi nićmi dolnikami, płacąc za to często spore pieniądze? Skuteczność połowu raczej nie wzrośnie, prawda?
A jednak chcemy posługiwać się przedmiotami pięknymi, jak na hobbystów przystało.
Wydałem na kręciołki Hardy'ego sumy czterocyfrowe, choć wystarczyłby kołowrotek za 50 złotych. Podobnie wędki muchowe.
Czy mam zacząć niepokoić się o stan swojego umysłu, a może skorzystać z porady lekarza w "Hjuston" ( dla nie-krakusów: taką nazwę
popularnie nosi szpital dla, hm, nerwowo chorych w Kobierzynie, coś jak Tworki dla Warszawiaków).
Przybory łowieckie od niepamiętnych czasów bywały pięknie zdobione, często przez znakomitych artystów.
Weźmy na warsztat broń myśliwską: przepiękne ryty na baskili, kolby z egzotycznego drewna, lufy z damastu skuwanego.
Przeciwieństwem jest broń o charakterze wojskowym - tania w produkcji, surowa w wyglądzie, często mało precyzyjna ( nie dotyczy to,
rzecz jasna, specjalistycznych strzeladeł zaprojektowanych do niszczenia celów na dużych dystansach).
Przed upowszechnieniem się broni palnej podobnie zdobiono myśliwską broń cięciwową.
Z powyższego wynika eo ipso, że przybory wędkarskie także chcemy mieć piękne. Przyjemniej wziąć do ręki wędkę wykonaną z pietyzmem.
Czy jednak można sobie poradzić w naszym muszkowaniu tanim sprzętem? Zapewne tak.
Jestem przekonany, że świetnie bym sobie poradził dowolną muchówką, wziętą w ciemno ze stojaka w sklepie.
Ale skoro mogę kręcić Hardym, to dlaczego miałbym z tego nie korzystać. Zresztą, eleganckie przedmioty mają w sobie to "coś", trudne do zdefiniowania,
jednak wywołujące pewne emocje.
Jasne, nie wszyscy podlegają tej hipnozie, można być minimalistą, ale w moim przekonaniu traci się pewne doznania...
Byłem dzisiaj na rybach, niestety, efektami nie mogę się pochwalić, spotkałem za to Kolegę forumowego i ucięliśmy sobie miłą pogawędkę