W zeszly weekend znowu atakuje. U nas jest to Memorial day, czyli dlugi weekend a co za tym idzie na pewno wieksza presja. Cisnie mnie zeby zmierzyc sie z prawdziwym kabanem, wiec uderzam na herbacianke. Na tej rzeczce nie ma co liczyc na ilosciowe rekordy ale za to jes najwieksza szansa na pstragowego potwora. Parkuje na najnizszym mostku I zaczynam od oblowienia starych palikow tuz ponizej. Tam jest ladny dol I zawsze ma dyzurnego kropka ktory o ile nie zagryzie to zawsze sie pokarze. Niestety tym razem 0 . Lekko zawiedziony laduje sie do wody I brodze pod prad oblawiajac co sie da. Po 20 min niestety dalej cisza na frocie. Zmieniam executorka na Cwikoweczkie I rzut pod korzonek ktory juz oblowilem, tak dla “zasady”. No I dla “zasady” mam walniecie kabana. Pstragal w sekundzie robi 3 salta jak steelhead I sie wypina . Wszystko sie stalo tak szybko ze wygladalo jakby nagle woda w strumnienu sie zagotowala. Dla pomiaru przykladam wedke do korzonka spod ktorego wyszedl I na oko wyglada ze na pewno mial 50+. Gdy mija mi szok lowie dalej ale niestety cisza. W piasku widze wyrazne slady butow, wiec napewno ktos juz przedemna lowil (moze Jerry? Jacura?). Dopiero powyzej mostku u baby yagi znowu zaczynaj brac, niestety sam fikoty. W jednym dolku 3 razy wychodzi do blachy ladny 40stak. W trzeciej probie zagryza pod samymi nogami ale znowu spinka. Koncze na mostku u Waltera. Czas konczyc, caly mokry I wykonczony brodzeniem pod prad I przez las. Za to komary mialy uczte, podejrzewam ze klescze tez . Jednak tradycyjnie postanawiam oddac ostatni rzut. Staje na mostku I rzucam najdalej pod prad w rynne. Nagle mam tepy zaczep ktory ozywa I wedeczka sie gnie, pstag kreci mlyny I muruje do dna ale w koncu go dostaje. Ma 47 chociaz po sile jaka dysponowal ocenialem go na wiecej. Jest spasiony jak serdelek I srebrny prawie jakby byl trocia no I w doskonalej kondycji. Nie wiem co jest w tej rzeczce ale rosna tam jak na sterydach. Po wypuszczeniu pstraga poprawiam jescze raz w to samo miejsce I znowu branie ale tym razem mniejszy, tylko 36. Robi sie juz ciemno ale cos mnie kusi zeby znowu oblowic paliki. Tym razem zakladam wiekszego flickershada I zapuszczam bez przekonania w kolek. Chyba za trzecim rzutem z zadumy wyrywa mnie “skubniecie” po ktorym malo z mostecku nie zlecialem. Widze blysk grubej ryby pod woda I po chwili dopiero wiedze ze to nie krop tylko bass malogebowy. Miarka pokazuje 43.5 ale spasiony tak samo jak pstragi. Tym razem to naprawde koniec (tak mi sie wydaje ). Postanawiam spedzic noc w samochodzie na parkingu pod zapora na wielkiej rzece. Gdy otwieram bagaznik odkrywam ze mam casting I kilka przynet muskowych. Chcialem raz pocwiczyc rzuty na jeziorku po pracy I nie chcialo I mi sie zanosic do domu. Postanawiam ze tym razem naprawde tylko 5 rzutow “dla zasady” I naprawde ide spac. Ide na miejscowke I widze ze juz obstawiona gruntowcami, wiekszosc to “nasi”. Kilku obok gruntowek ma casting I pudlo z przynetami muskowymi. Od slowa do slowa I zaczynaja sie “nocne Polakow rozmowy” podlane troszke woda ognista. Zmeczenie przechodzi, jeden z kolegow ma chrapke na Slidera koloru szalona papuga co mi wisi na wedce. Machniom? Machniom, szalona papuga zmienia wlasciciela a ja staje sie posiadaczem “nadgryzionego” hellhounda. Dobrze, bo wiem ze byl skuteczny. Na poczatku zastanawiam sie czy dobrze wybralem, jerk z wygladu przypomina nieociosany klocek pomalowany na schizowate kolory. Za to w wodzie ma bajeczna prace, piekne dlugie zakosy. No ale ja jak jak niewierny Tomasz musze dotknac zeby uwierzyc. No I “dotykam”, juz po trzecim rzucie mam “cykniecie” po ktorym malo co z woderow nie wyskoczylem . Potem gejzer wody jakby granat explodowal no I to cudowne uczucie gdy czujecie ze cos chce was wciagnac do wody. Dokrecam hamulec I laduje wyslizgiem na plaze. To musky, moj pierwszy w tym sezonie, tylko 36 cali ale spasiony jak prosiaczek. Wszystko stalo sie tak szybko ze do piero po chwili dotarlo do mnie co sie stalo. Zmeczenie no I bylem juz troszke na lekkim gazie. Na drugi dzien z rana melduje sie na tej samiej miescowce z moim fartownym hellhoundem. Co najmniej juz 3 muskowcow mluci wode. Po 10 min znowu mam walniecie ale tym razem to tylko sczupak ok 3 kilo ktory wymyka mi sie z reki przy odchaczaniu. Rzucam jeszcze troche ale nad woda robi sie tloczno. W drodze powrotnej oblawiem muchaweczka jescze jeden strumien ale mam tylko same suckery no I zaczyna powaznie lac. Zwijam sie I w dluga droge spowrotem do Chicago, byle do nastepnej wyprawy…