Bliskie spotkania trzeciego stopnia - nasze przegrane i inne historie
#261 OFFLINE
Napisano 07 wrzesień 2015 - 10:45
#262 OFFLINE
Napisano 07 wrzesień 2015 - 14:02
Na betonowej drodze pod elektrociepłownią żerańską doszło kiedyś do podobnego wypadku. Podobna sytuacja; wieczór, jedzie auto, a na drogę, zamiast łosia, wypada zdezorientowany światłami dzik. Wypada i stoi. Tutaj kierowca popełnił błąd, bo zatrąbił, co sprawiło, że odyńcowi stan zaskoczenia przeszedł w popłoch i ruszył, jak stał, przed siebie. W sumie nic się nie stało, ale mijając auto trochę o nie zawadził i kasę na blacharza trzeba było wyłożyć.
miałem to szczęście że zabrakło mi czasu na klakson.. ale mądry łoś zatrzymał się i mnie przepuścił, w końcu byłem z prawej strony..
edit:
wiem ja wygląda spotkanie auta z łosiem.. podcinam mu nogi i zwierzak ląduje na przednim siedzeniu -kumpel tak miał..
Użytkownik tibhar edytował ten post 07 wrzesień 2015 - 18:01
#263 OFFLINE
Napisano 23 styczeń 2016 - 23:58
Nie wiem czy kwalifikuje się do naszych przegranych ale…
W poprzednią sobotę trochę wolnego więc grzechem byłoby nie pojechać na ryby. Na Inie zawody więc będzie tłok, a na to nie mam ochoty. Wręcz przeciwnie, chcę odpocząć i się odprężyć, mam ochotę pojechać na ryby sam i połowić w spokoju. Wybór pada zatem na pstrągową rzeczkę. Nie za specjalnie chciało mi się wcześnie wstawać , szczególnie że cały tydzień wstawałem o 5:00 do pracy, a dodatkowo wieczorkiem miałem ochotę na szklaneczkę „rudej” z colą. Budzik nastawiam na 7:30.
O 6:50 nad uchem słyszę :
- Tato mogę bajkeeeę?
Jak to jest, że w tygodniu zwlec ich z łóżka nie można, ale za to w weekend skoro świt już na nogach?
Wiedziałem, że już nici ze spania więc nad wodą byłem trochę wcześniej niż planowałem.
Niestety okazało się, że nad rzeką nie byłem sam a do tego prócz jednego wyjścia nic ciekawego się nie działo. Postanowiłem zmienić odcinek, co okazało się kiepskim pomysłem, ponieważ praktycznie cała rzeczka na tym odcinku była skuta lodem i tylko w nielicznych miejscach dało się poprowadzić przynętę. Postanowiłem zakończyć łowienie i zająć się przetestowaniem i ustawieniem kilkunastu zaległych woblerów.
Wybrałem sobie w miarę dobre miejsce i zacząłem ustawianie. Zdążyłem ustawić ok 6-7 sztuk. Kolejna do wody ląduje pstrągowa 7. Gdy wobler jest na środku rzeki znikąd pojawia się za nim metrowe cielsko. Powoli płynie za woblerem. Wobler coraz bliżej brzegu, w duchu klnę, że znowu nic z tego. Około pół metra od brzegu widzę że cielsko przyśpiesza ale jakoś tak dziwnie … i w ogóle co to ku….wa … W ostatniej chwili udaje mi się wyrwać woblera z wody tuż z przed otwartego pyska … wydry.
Ręce mi się trzęsą, nogi jak z waty, gdybym nie rzucił palenia to pewnie bym usiadł i zajarał.
Pozostaje pytanie. Wobler taki dobry czy w rzece tak mało ryb zostało, że wydry się na sztuczne rzucają.
- sacha, joker, analityk i 30 innych osób lubią to
#264 OFFLINE
Napisano 24 styczeń 2016 - 01:34
- TOFIX99 lubi to
#265 OFFLINE
Napisano 24 styczeń 2016 - 07:07
- Maciek Rożniata lubi to
#266 OFFLINE
Napisano 24 styczeń 2016 - 13:48
Zdarzyło i mnie się bardzo bliskie spotkanie z czymś włochatym. Jestem sam na pstrągach w samym środku lasu. Słychać tylko szum wody i ptaków śpiew. Pełen relaks. Schodzę w dół rzeki więc skupiony jestem na wyszukiwaniu kolejnych miejscówek do podania przynęty - oczy skierowane na wodę, wypatrują kolejnych podwodnych przeszkód. Gdy idę krawędzią ok metrowej burty nagle tuż spod moich stóp poniżej do wody wskazuje wielkie cielsko bobra robiąc przy tym bardzo dużo hałasu. To cud, że nie dostałem tam zawału. Nie wiem do jakiego poziomu mi skoczyło tętno ale musiałem z pięć minut dochodzić do siebie. Też żałowałem żem nie palący :-)
Też kiedyś bóbr na małej rzeczce mnie tak zaskoczył. Adrenalina na maksa.
- Maciek Rożniata i hm62 lubią to
#267 OFFLINE
Napisano 24 styczeń 2016 - 19:02
Czlowiek sie stara,uwaza na kazdy kamyczek a tu nagle JEEEBBBB ogonem o tafle wody!!!!!!!
No serce w przelyku i tetno ponad 200,az siadlem zeby zapalic i sie uspokoic.
#268 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 00:36
taaa... każdy z nas to chyba przechodził... ogonem jeb w wodę i po łowieniu w promieniu 300m
#269 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 08:20
Kilka lat wstecz miałem ciekawą przygodą Stoję nad pewną rzeczką i łowie klenie. Było to miejsce w którym koryto tej rzeki dość mocno się zwężało, szum płynącej wody sprawił, że kompletnie nie kontrolowałem co się dzieje za mną. W pewnym momencie poczułem jakby ktoś mnie popchnął ręką ... Powoli się odwracam, a tu ZONK. Wielki Krowi łeb 10 cm od moje głowy (WTF)., przyznam, że się trochę zesrałem Od tamtej pory kumple mają ze mnie polewkę... Omijam krowy szerokim łukiem. Dla mnie było to bliskie spotkanie trzeciego stopnia
- Artech, Milan, Negra i 3 innych osób lubią to
#270 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 08:49
taaa... każdy z nas to chyba przechodził... ogonem jeb w wodę i po łowieniu w promieniu 300m
Nie zawsze. Na mojej Wiśle gęsto od bobrów. Czasami tylko sobie któryś przypłynie, popatrzy i odpłynie a czasami napierdzielają ogonami jeden przed drugim. Chyba dla jaj. Oczywiście wolę jak jest cicho. Ale zdarzały się dni, że pomimo bobrowych łomotów coś tam brało. Największy stresor był o to, żeby któregoś przypadkiem nie zakolczykować. Szkoda zwierzaka, że o woblerku nie wspomnę.
#271 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 09:27
Takie spotkania z nadwodnymi "potworami" miałem już kilkanaście razy. Takich, które zapadają w pamięć bardziej też kilka, np. boberek nad Odrą, który jebnąć się z impetem do wody pod moimi nogami postanowił dopiero po około minucie od mojego pojawienia się. Zdążyłem już sobie nawet rzut wykonać i zacząłem prowadzić woblera a ten się nagle obudził... wtedy to zszedłem. Innym razem stojąc po pas w wodzie miałem wątpliwą przyjemność bliskiego spotkania z jakimiś dużymi gryzoniami, które w liczbie trzech sztuk (od kiedy one stadami pływają???) postanowiły popływać sobie koło mnie. Jeden przede mną, więc ja do brzegu chcę się wycofać ... a tam, k...a, jeszcze dwa
Ale najlepsze było nad pstrągową rzeczką, tą samą zresztą co przy wygłodniałej wydrze. Ranek, cisza, mgła się powoli podnosi, ptaki drą ryje, spokojnie podchodzę do stanowiska. Rozglądam się i widzę, że ze 100 metrów ode mnie, na skraju pola przy krzaczorach, jakiś słupek z żarówiasto zielonym czubkiem postawili.Odwróciłem się z powrotem do wody i łowię sobie spokojnie dalej, zastanawiając się co znowu będą to robić ..... Nagle huk, strzał, wybuch .. ch...j wie właściwie co. Padłem na glebę z rozłożonymi rękoma i nogami i tak z dobre 5 sekund leżałem zanim łeb do góry podniosłem. Słupek ożył i się na mnie patrzy... Polowanie na lisy sobie urządzili. A ja już miałem po łowieniu
Użytkownik Artech edytował ten post 26 styczeń 2016 - 09:28
- malinabar i JanuszD lubią to
#272 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 09:45
#273 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 10:03
- Artech lubi to
#274 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 11:50
Dwa lata temu gramoląc się po stromej skarpie, mijałem bobrową jamę. Z jej czeluści wypadły dwa małe bobry, sturlały się piachu, odbiły od moich nóg, wpadły do wody i odpłynęły. Dobrze, że to były brzdące, a nie ich mamuśka
#275 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 13:20
- Fishhunter, Dawido, lotalota i 2 innych osób lubią to
#276 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 13:33
- Negra lubi to
#277 OFFLINE
Napisano 26 styczeń 2016 - 20:13
Wpakować się w bobrową norę o świcie,po same jajka-bezcenne.
Ja wpadłem głową Potknąłem się o krawędź jednej i wpadłem w drugą Zatrzymałem się na wyprostowanych rękach. Kto wie jak wygląda dno takich studni ten wie, że szczęścia miałem mnóstwo... Najlepsze jest to, że wędkę w locie odrzuciłem i przeżyła!
A propos bobrów. Wieczór już mocno ciemny, Wisła w środkowym biegu. Stoję na piaszczystej łasze i spinninguję. Nagle widzę że coś płynie do brzegu. Duże, trochę wystaje, fala spora. Myślę - bóbr. No więc wędkę wyciągam z wody i obserwuję. Nagle, kiedy już oczami wyobraźni widzę jak rzeczony bóbr dopływa do łachy i już ma wyjść z wody, bóbr staje się wielkim sumem, który zagarnia drobnicę z wielkim chlupotem. A ja stoję z otwartym dziobem. Wszak do bobra się nie rzuca...
- wildriver i eRKa lubią to
#278 OFFLINE
Napisano 27 styczeń 2016 - 18:51
Mała, pstrągowa rzeczka, styczeń - mróz i wiatr. Normalni ludzie, w taką pogodę - siedzą wtedy w domu lub w kapciach jedzą śniadanie.
Ale niestety, z racji mej nienormalności, melduję się nad wodą. Łowię jakiś czas, ryby nie biorą kompletnie. Jakby się zapadły pod ziemię...
Myślę sobie - co jest ?
Aż tu na mnie sunie lekka fala (chciałbym, żeby mi takie ryby wychodziły do przynęt ) Wiadomo, wydra albo bóbr. Ale kręci w wodzie, znakiem wydra !
Stoję nieruchomo, przyklejony do drzewa ... wydra, hyc na brzeg pod moimi nogami. Coś widzę jarzy, że dziwne to drzewo z patykiem w łapie... ale po chwili zluzowała, na dwie sekundy
Bach ! Druga wydra na nią i gonitwa w wodzie. Kilka młynków i znowu fala wody w drugą stronę rzeki. Tyle je widziałem. Fak ! Niby fajnie spotkać takie zwierzaki i taką sytuację. Kocham przyrodę itd...Ale drogi nadrobić muszę bo mi pewnie z buszowały spory odcinek rzeki. Minąłem kilka bliskich miejscówek. Myślę, będzie ok.
Łowię z dwie godziny, bez brania. Znużony już tym trochę, czuję znajome "puk" w na wędce Nareszcie, przejaw życia jakowegoś...
Powtórka, woblerek wychodzi z rynienki i znowu "puk" tylko. Łot, trzeba zmienić przynętę bo się znudzi Może jiga, pijaweczkę... mooooże. Znowu ta fala płynie!
Ale tym razem bóbr Ten sunie jak torpeda. Prosto, pewnie i brzuchem po dnie Bo mało wody jest w tym roku. Wyschły mi rzeki, jak stare gwiazdorki
Przepłynął szybko i daleeeko. Godzina 15- ta. Szybko ciemno, zanim znowu coś obejdę to zmierzch. Echh, zwykle przegrywamy z rybą, czasem (ostatecznie) z pogodą. A tu zwierzaki Taki ot wypad się trafił
- Artech i malinabar lubią to
#279 OFFLINE
Napisano 27 styczeń 2016 - 19:27
Omijam krowy szerokim łukiem. Dla mnie było to bliskie spotkanie trzeciego stopnia
Rok 2014 ogrodzone elektrycznym pastuchem hektary łąki i 1ha starorzecza z tabliczkami "zakaz wędkowania" ale pozwoleństwo mam to idę. Na drugim końcu łąki stado rogacizny ale nie uwiązane tylko łazi sobie luzem. No ale co taka krowa mi może? Rozkładam graty, przynoszę z auta wiadro z rozrobioną zanętą, nęcę, zarzucam, siadam i łowię , znaczy próbuję. Bydlątka sobie chodzą, po kilku godzinach są blisko mnie. I jak wszystkie omijają mnie łukiem tak jedna nie ma zamiaru. Ale przecież mnie paszczą nie zaatakuje więc siedzę a ta cholera ........... pysk do zanęty i żre Dragona czy innego Robinsona . Jak złapałem wiadro i przestawiłem to razem z krową bo nie chciała pyska z wiadra wyjąć. Zastanawiałem się czy mleko będzie lekko karmelem jechało . Rok 2015, na Bugu nic nie bierze więc decyzja że z glizdami na starorzeczu posiedzę. Podjechalem, sprzęt rozłożyłem, wiadro przyniosłem. Krowy 300-400m od stanowiska ale ........... jedna opuszcza stado i świńskim truchtem leci do mnie . Tą sprzed 7 czy 8 miesięcy zapamiętałem bo miała 3 skarpetki białe a tylko prawy przód cały czarny a ta miała tak samo . Czy rogacizna może mieć taką pamięć? Jak do mnie dobiegłą natychmiast pysk włożyła w wiadro i żarła zanętę, ona żarła a ja na szybko lepiłem kule i wrzucałem do wody.
- Artech, analityk, Pumba i 6 innych osób lubią to
#280 OFFLINE
Napisano 28 styczeń 2016 - 10:10
- analityk i n15 lubią to
Użytkownicy przeglądający ten temat: 2
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych