No i wrocilim a bylo tak ....W piatek rano o 7 budzi mnie telefon od Tadka ...mam godzine na podjecie decyzji o wyprawie nad Vermilion Lake do Minnesoty . Okazja wyjatkowa bo lodz Darka , spanie w namiocie a wiec najdrozsze rzeczy za darmo ...pozostaje jedynie sciepka na paliwo i jadlo czyli okolo 250$ . Nagorsze prze de mna czyli negociejszyn z Agniecha ktora spi
...No i z zaskoczenia udaje sie ...pewnie myslala ze to sen . Oddzwaniam do Tadka ze jade . Mam czas do 12 w poludnie na spakowanie sie i zrobienie minimum zakupow . Tadek przyjezdrza o 13.30 przepakowuje sie do jego samochodu i mkniemy do Darka . U Darka znowu przepakowujemy sie ale juz na lodz , podstawowe rzeczy do samochodu , zabezpieczamy wszystko przed dluga podroza i ruszamy w droge ...jest 14.00 w poludnie . Przed nami okolo 10 godzin jazdy na polnoc do Minnesoty . Planujemy ze dotrzemy na 12 w nocy , liczac ze nie bedzie trafic bo przeciez to dzien przed 4 July . Pogoda jest piekna , sloneczko i baranki . Raz tylko wjezdrzamy w chmure i moczy nas maly deszczyk . Oni maja juz licencje Minnesoty , ja musze wyrobic i na stacji benzynowej juz w Minnesocie w 5 minut wyrabiam licencje caloroczna za 40$ ...licze po cichu ze jeszcze w tym roku tu wroce
. Okolo 23 dojezdrzamy do Tower do stacji benzynowej , tu Remek kupil koszulke z muskiem rok temu i ogladal zywce sucera w wannach . Nastepnie skrecamy w droge ktora zaprowadzi nas do Mocasin Point , po drodze juz wzdluz jeziora mijamy lodge w ktorej w zeszlym roku mieszkalismy z Jacura i Remkiem . Na 24.00 docieramy do przystani w ktorej opuscimy rano lodz a samochod zostanie na parkingu . Teraz pozostaje nam jakos przenocowac do rana . Tadek rozklada kalimate na lodzi i wskakuje w spiwor , Darek zajmuje miejsce w samochodzie na tylnym siedzeniu gdzie mozna wygodnie jednemu sie wyciagnac , a ja rozkladam kalimate na pace Chewy Silwerado i tez wskakuje do spiwora . Spimy wiec z Tadkiem pod golym niebem . Ono nie jest gole ...pamietasz Remku ile tam swieci gwiazd ? . Jest 50 Farenhaita czyli idealnie . Leze i jem powietrze , obok pachnie Vermilion , komary symbolicznie przylatuje na drinka ..licze glosy nurow i zasypiam . O 5 rano budzi nas rosa . Na jeziorze mgla . Przed nami opuszczenie lodzi i poszukiwanie miejsca na oboz . Gdy opuszczamy lodz i zaczynamy plynac , tylko my nie ma nikogo , na wodzie zaczyna sie zerowanie ryb . Leza cale polacie jetek ktore sa zbierane przez ryby ...obserwujemy to cicho plynac...jetki maja okolo 4-5 cm . Podplywamy do pierwszego miejsca gdzie Tadek z Darkiem juz obozowali ...niestety jest juz zajete . Troche obawialismy sie takich sytuacji bo przeciez zaczal sie sezon wakacyjny . Szukamy wiec dalej . Drugie miejsca po drodze zastajemy wolne i tu wyladowujemy caly ekwipunek . Rozkladamy namiot , zabezpieczamy jedzenie . Miejsce to nie jest najlepsze bo nie ma kibelka , stolu i skrzyni gdzie mozna by jadlo schowac przed zwierzyna . Ale nie chcemy tracic czasu na poszukiwania tylko lowic do bolu jak najszybciej . Powoli zaczyna wychodzic slonce , nie musze mowic ze cala procedura wyladunku i rozkladania to daje popalic . Jak sie widzi cel to robi sie to w transie i dopiero jak sie juz plynie w pelnym rynsztunku na lowy odczuwa sie spokoj . Spokoj pozorny bo wszystkie zmysly wchlaniaja kazdy slad na wodzie i domysly co pod nia . Ja jezora szczegolnie jeszcze nie znam mimo ze bylem tu rok temu przez 6 dni . Tadeusz z Darkiem byli juz kilkanascie razy .Wiem ze Tadek bedzie odwiedzal wszystkie miejsca gdzie polowil lub mial kontakt z muskie . Jestem wiec spokojny i licze na jego znajomosc wody . Zaczynamy powoli oblawiac miejscowki , niektore poznaje z przed roku . Po tym rannym zerowaniu na jetce juz nie ma sladu , zadnych koleczek czy wyskokow ryb . Slonce coraz lepiej zaczyna przygrzewac i pojawiaja sie pierwsi wedkarze na lodziach . Wiekszosc z nastawienem na walleya , spotykamy nawet kilka lodek obok siebie . Nieliczne teamy widac ze rzucaja za muskie . Nie mamy bran , zmieniamy przynety , nic sie nie dzieje . W koncu Darkowi zaczepia sie maly szczupak ktory jednak spada przy lodzi . Potem Tadeusz ma szczupaka i w koncu i mi sie trafia na Meppsa long ktorego rok temu tu wylowilem . Do poznego popoludna mamy po dwa szczupaki ktore sa w granicach 50-70 cm . Tadek postanawia wplynac w Zatoke Siwego tak nazwal zatoke w ktorej Bob Meshikomer lowi muskie i kreci filmy . W zatoce jest mniej roslinnosci niz rok temu i dobrze bo jest latwiej niz rok temu . Rok temu wegetacja roslin byla juz bardzo intensywnie rozwinieta i ciezko sie rzucalo bo non stop zaczep . I tu nam wychodzi dwa razy musie ponizej metra , bez ochoty do walki , tylko odprowadzil przynety ktore mielismy po kolei w wodzie . W zatoce Siwego zawsze [chyba] wieje wiatr wiec najlepiej sie tak ustawic zeby dryfowac cicho i splywac , im wiatr jest slabszy tym lepiej bo mozna dokladnie oblowic pas okolo tych 40 metrow . Gdy wiatr jest silny trzeba sobie pomagac elektrykiem bo nie zdazy sie zwinac przynety i juz sie troluje
. Tu za Tadkowym baitem wychodzi potezny muskie , ale tylko plynie , Tadek go pokazuje ale ja go nie widze , raz ze woda lekko pomarszczona , dwa ze slonce mi tlumi odblaskiem . gdy juz nas znioslo z tego miejsca znowu sie ustawiamy z poczatku zatoki zeby powtorzyc i znowu naplywamy TO miejsce . Tym razem widze jak na dloni muskiego okolo 50 cali minimum ktory stoi pomiedzy roslinami i wachluje ogonem . Ja nie rzucam , obserwuje zjawisko , Tadek go widzi ale akurat sciaga przynete z innego kierunku . Darek akurat ma przynete do rzutu i rzuca mu przed paszcze ...muskie delikatnie odbija i powolutku tracimy go z oczu . Nie trafilismy na moment zerowania i nasze proby nic nie daja ...no na pewno chwile zwatpienia . Jest grubo po poludniu Darek przymeczony chce aby go odwiezc do obozu , ma zamiar usmazyc dwa szczupaki ktore wzielismy zeby zrobic shore lunch . Odstawiamy wiec Darka w obozie i plyniemy z Tadkiem nadal probowac ...moze sie zacznie zerowanie . Do wieczora mamy z trzy godziny . Niestety mimo odwiedzenia kilku miejscowek nie mamy zadnego wyjscia . Gdy postanawiamy ze konczymy spotyka nas niespodzianka ...silnik nie chce odpalic . Lodz ma rok dopiero i takie cos nie powinno sie zdazyc . Silnik Merkury 115KM nie odpala . Podejmujemy szybka decyzje doplyniecia na elektryku do pobliskiej lodgy ktora widac na brzegu . Tadek mowi ze ja zna bo tam tankowali czasami paliwo do lodzi . Mamy tez tyle szczescia ze jest spokojny wieczor , gdyby byl wiatr bylo by niewesolo . Dobijamy do lodgy na resztkach akumulatora i tu prosimy o pomoc . Otrzymujemy ja bardzo szybko , gosc ktory tam urzeduje poznaje Tadka i mimo ze dukamy slabo po angielsku dochodzimy do sedna sprawy . Sadzimy ze akumulator mogl nam sie rozladowac i dlatego nie mozemy odpalic . Gdy proba z chargerem nic nie daje jestesmy uziemieni . Okazuje sie po zdieciu pokrywy ze system rozruchu nie robi tego co powinien . Lodz jest wiec uziemiona i my razem z nia . Pozostaje nam poprosic o lodz aluminiowa z lodgy ...musimy przeciez na wyspe do Darka wrocic . Dostajemy taka bez problemu i juz prawie o zmroku plyniemy przez cale jeziora do obozu . Caly ekwipunek , wedki przynety i co tam mielismy na lodzi zostawiamy w przystani Lodgy troche ze strachem czy rano zastaniemy to w calosci . Gdy docieramy do obozu Darek juz spi ...pobudka jest okrotna bo glosi zla nowine , nie musze mowic ze jestesmy przygnebieni cala a sytuacja . Kladziemy sie wiec spac dlugo jeszcze rozwazajac o usterce i co dalej robic . W namiocie jest cieplo i moskitera nas chroni przed komarami ktore slychac a ktore nie moga sie nami juz nacieszyc . Rano wstajemy nie za wczesnie bo nie ma takiej potrzeby . Tadek robi jajecznice na boczku , ja biore Advil bo boli mnie glowa , okazuje sie ze wszyscy jestesmy przypieczeni od slonca , dopiero dzis to widac . Pomalutku mi przechodzi i nabieram ochoty do zycia i jajecznicy . W poblizu naszego obozu znajdujemy szkielet muskiego , robimy mu zdiecia i zastanawiamy sie jak zakonczyl swoj zywot . No i tak pomalu Tadek z Darkiem plyna do lodgy zbadac definitywnie czy z lodza kaput a ja pomalu zwijam nasze obozowisko i robie porzadki . Tadeusz przyplywa po godzinie i oznajmia ze lodzi sie nie da uruchomic i zawiozl juz Darka do przystani gdzie stoi samochod . Darek objedzie pol jeziora zeby zawitac w lodgy a my mamy spakowac wszystko na aluminiaka i tam doplynac . I tak robimy . Gdy docieramy do Lodgy i przybijamy obok naszej lodzi Darek akurat dojezdrza . Podpina lodz i wyjedrza na brzeg . Teraz wszystkie bety spowrotem z aluminiaka przepakowujemy na samochod i lodz tak aby byc gotowi do drogi powrotnej . W lodgy dziekujemy za pomoc i placimy za pozyczenie aluminiaka 75 $ . Ruszamy w droge powrotna . Darka czeka wizyta w Cabelasie i zgloszenie reklamacji . Na pewno szkoda tych jeszcze dwoch dni ktore zamierzalismy tu pobyc ale roznie w zyciu sie uklada i wazne zeby z tego umiec wyjsc i przede wszystkim zeby nikomu nic sie nie stalo . Jest 14.00 w poludnie , przed nami znowu 10 godzin jazdy do Chicago . My juz myslimy kiedy tu wrocic ...ja mysle ze na poczatku wrzesnia i tak mi dopomoz Bog