Cóż można napisać. Ciągle to słyszę. Frustracja z braku ryb/nieumiejętności ich złowienia.
Temat chociażby przerabiany w wątku Bugu, gdzie od kilku lat nic nie bierze. Ale też na moim rodzinnym Zalewie Siemiatyckim.
Od wielu lat słyszę tam, ze nic nie ma, tylko "niedające się złowić bolenie". A sam rzadko schodzę bez złowienia szczupaka, a zwykle łowię ich kilka.
Podobnie zresztą z białą rybą, podobno nie bierze, bo została zjedzona przez wydrę i sumy giganty, a w zeszłym roku zanotowałem 3dniową sesję, podczas której złowiłem 22 leszcze 49-66cm i ponad 20 karpi (głównie 55-70cm) i kilka lekko słabszych. Jakby to przeliczyć na kilogramy, to nie dałbym rady taczką
Ale nawet zakładając, że tych ryb za bardzo nie ma. Bo fakt, na Bugu jest ich relatywnie mało. Nasza pasja to też wyciszenie, obcowanie z naturą. Branie okazu jest wisienką na torcie.
A co do skuteczności metod.
Wszystko zależy od sytuacji. Na rzece feeder raczej nie pokona zestawu skróconego. Ta pierwsza metoda ma większą powtarzalność. Ale na płytkim zalewie, gdzie większe ryby są na dużej odległości, łowienie płoci i podleszczaków byłoby syzyfową pracą.
Na małych zarośniętych zbiornikach spinning nie pobije żywca przy łowieniu szczupaków. Ale na łowisku sandaczowym może być już różnie, zwłaszcza podczas dobrych brań. Na takim kwietniowym Ebro szkoda by było czasu na pozyskiwanie i zakładanie żywca (pomijając, że ta metoda jest niedozwolona).
Na jednej z warszawskich raf muszkarze mieli w sierpniu znacznie więcej brań, ale moje rybki były większe. Co lepsze? Sam nie wiem. Zależy od indywidualnych preferencji.
Użytkownik korol edytował ten post 03 październik 2015 - 20:39