To teraz tylko uważajcie na promie ... na kołysanie
Było grzecznie i dobrze, bo rano w auto i standardowo - dmuchanko po zjeździe z promu.
Do sedna.
Trafiliśmy na paskudną pogodę, woda niecałe 10 stopni. Ryba - niemrawa, w trzcinie i to bardzo lub na głębokiej 6-8 metrów wodzie.
Brania od godziny 11 do 20 - wcześniej nic się nie działo.
Kotlety w ogóle nie chodziły, tak jak pisałem wcześniej. Przerzuciłem ze swoich skrzynek wszystko - blachy duże i małe, wirówki duże i małe, kotlety, jerki i nne.
A ryby swoje i gryzły na 3 calowe Mannsy I kolega na muchę tarmosił nie najgorzej, bo takie anemiczne podrygiwanie tej jego muchy motywowało ryby do brania.
Ogólnie, jak na panujące warunki udało nam się połowić naprawdę przyzwoicie.
Metra nie dziabnęliśmy, ale były 3 szt powyżej 90 i naprawdę sporo ryby pomiędzy 80 a 90 cm.
Okonie nas olały i w zasadzie większy nić 38,5 cm nie raczył zakąsić. Te paskudy akurat żarły po męsku i to bardziej niż szczupaki, bo dopiero 6 cali je lekko odstraszało
Ekipa w porządku, ubawiłem się setnie.
Co mi wyszło, a czego byłem prawie pewien - ja już nie lubię łowić szczupaków i dlatego na jesieni cyknę wyjazd na sandacze.
Dla tych co teraz jadą - macie fajnie Przyroda się rozkręciła i ryby zaczęły naprawdę fajnie współpracować - połamania koledzy