Nie wiem, czy to wina silników, czy oszczędności na elektronice, ładowania w czapkę wszystkiego, byle taniej. Prosty przykład- bezpieczniki w silnikach Haibo- mniejsze niż maksymalny pobór prądu przez nie. Rezultat= sensacje na wodzie i niezadowolenie klientów. Nie bez powodu maxymizer minnkoty kosztuje w USA ok 150USD, a same silniki cieszą swych użytkowników.
Działanie zakłócające silnika jest constans( w sytuacji optymalnej- bez awarii szczotek w szczotkowym), a problemów należy szukać w pozostałych elementach elektronicznych.Owszem, są zdarzenia losowe, jakieś niedoróbki, ale spasowanie ze sobą elementów sterujących w spawie zakłóceń jest w mojej opinii ważniejsze niż sam pędnik.
Zobaczcie, najnowsze dziobowce głównych brandów są bezszczotkowe. Co więcej- oferują montaże przetworników na pędniku lub mają zintegrowany ducer na nim.
Niestety, te silniki są bardzo drogie jak na nasze warunki- 3k$, potrzebują 24/36V, ale są zrobione pod względem elektroniki na pewno właściwie.
Ja mam starą MK- na przełącznikach, Osapiana z "maxi" oraz od niedawna Xi3 na dziób. Elektronika sterująca w tym ostatnim jest na wyższym poziomie, bo przyspiesza okrutnie, czasami rzuca pontonem 3.3m dość mocno i wszystko to w bardzo krótkim czasie przyspieszenia( w płynięciu do zadanego waypointa)- to mi akurat przeszkadza, bo trzeba się trzymać fotelika- a nie znalazłem regulacji.
Czyli jakość musi kosztować(choć nie da się uniknąć rozczarowań) i tyczy się to samego pędnika ale najbardziej zawiadującej nim elektroniki.
Oczywiście, są warunki do spełnienia na pokładzie- kable od zasilania jak najdalej od kabli echa, oddzielne akumulatory, porządne zaciski/wtyczki a nawet samo umiejscowienie elektroniki na pokładzie.
Ja na ten przykład w piątek krążyłem wokół dętki na przyczepce, ubranej w uruchomione silniki - z kompasem magnetycznym, by znaleźć optymalne miejsce dla wrażliwego na zakłócenia kompasu Point-1.
Żyjemy w świecie kabli, wifi ale niezmiennie trzeba zachować tzw. warunki brzegowe, by to wszystko się kupy trzymało.
Pozostałe problemy wynikają albo z uszkodzonego egzemplarza danego urządzenia, albo z jego jakości i związanych z tym interakcji z inną elektronika na pokładzie.
Moja konkluzja po doświadczeniach z Osapianem i MK w kontekście interakcji z elektroniką/ odczytami echa: lepsza stara Minn Kota na przełącznikach niż najwyższy model Osapiana z maxymizerem składanym u nas.
Oszczędność prądu w aku przy maxymizerach- to w realu bardziej marketingowy chwyt, bo po piewsze nie każdy z nas trolluje do upadłego na wodzie, a po drugie w wariancie mobilnym nie jest problemem podładować akumulator przed następnym wyjazdem. Na najwyższych biegach/obrotach maxi i tak nie działa- a używamy ich do przelotów pomiędzy miejscówkami najczęściej
Jedyną korzyścią jaką widzę w silnikach z maxi ,to możliwość płynnej regulacji obrotów- prędkości. To się przydaje i w trollu , i w kompensacji wiatru znoszącego z miejscówki.
Daj panie Boże, by kolejne generacje Osapianów miały i płynną regulację od 0 RPM, i sprawnie działający maxymizer. Moje doświadczenia z miernikami DC na wodzie i silnikiem od MC pokazują, że jest to raczej hybryda pomiędzy silnikiem przełącznikowym a takim z "prawdziwym" maxymizerem: prądy zwiększają się skokowo, a do regulacji istnieje tak naprawdę niewielki zakres prądowy w okolicach kolejnych przeskoków tego "maxymizera". Gdyby był on prawdziwy, to regulacja RPM byłaby realnie powiązana z pracą manetki i startowałby od 0RPM i 0 A poboru.
No chyba, że mam trefny egzemplarz po przejściach i nie znam się na tym, co tu klepię.
Z drugiej strony CCC i nie nie wiem, czy mam prawo wymagać tego samego od sprzętów różniących się ceną o ponad tysiąc złotych. Osapian nie jest złym silnikiem, ale skoro reklamowany jest przez dealera jako superhiper wydajność,kable, testy warsztatowe, jakość, to chyba mamy prawo trgo wymagać?
Użytkownik Maciej_K edytował ten post 28 lipiec 2019 - 13:37