Octavia, rosyjskie myśliwce i spory szczupak,
Czerwiec za nami, tak więc parę zdań o tegorocznych połowach u gościnnych Vikingów.Tym razem polecieliśmy w trójkę, a dzięki Piotrowi i jego operatywności śniadanie zjedliśmy w Poznaniu, a obiad już w Laponii.Cessna w ciągu 4 godzin pokonała dystans ok.1300 km.
Lot przebiegał spokojnie do czasu gdy nasi piloci przeprowadzili ożywioną dyskusję z obsługą naziemną i poinformowali nas, że właśnie zmieniliśmy kierunek i wysokość przelotu. Nieplanowane manewry miały związek z prowokacją rosyjskiego myśliwca i przepędzeniem go przez dwie szwedzkie maszyny.Zdarzenie ponoć nierzadkie, a wszystko odbyło się w odległości ok.5 km od nas.Średnie odczucie szczerze mówiąc, po minach widziałem, że nie tylko po mojej głowie błąkały się niewesołe myśli .
Po szczęśliwym lądowaniu, przed lotniskiem oczekiwaliśmy na obiecanego SUV'a, który okazał się ...Octavią kombi.Nasz wynajęty samochód miał ponoć wypadek i stąd nieoczekiwana podmianka.Megabajty naszych bagaży stopniowo niknęły w skodzie.Samochód zaskoczył nas pozytywnie pojemnością i przebiegiem( 17 km).Cichy diesel,fest ciąg,po kilku godzinach jazdy cmokalismy nad nią wszyscy .
Wyprawa w trójkę urozmaiciła pobyt,najczęściej jeden z nas polował na rzece, a dwóch ćwiczyło regaty.
Wszystko decyzje podejmowano w demokratycznej atmosferze.
Samotna wyprawa Grzesia zaowocowała 117 cm szczupakiem, lokatorem dużej pstrągowej rzeki.Wahadłówka, Fenwick 2,7 m,stałoszpulowiec, plecionka.
Co ciekawe inny kolacyjny szczupak zabrany z pstrągowej rzeki miał w żołądku pstrąga, co potwierdza moje wieloletnie obserwacje iż jeśli szczupak może to wybiera szlachetne pokarmy.
Mnie trafił się kolorowy okoń oświetlony nisko schodzącym nad horyzontem słońcem
Parę słów o przynętach - w pysku okonia obrotówka R.Taszarka typu Lusox, doskonale sprawowały się gumki Berkleya z główką o wadze 7 lub 10 gramów i dość ciężka wahadłówka Jaxon.
Gumki wolno tonąc na zółtej plecionce, brane zarówno przez okonie jak i szczupaki, szczególnie gdy woda była bardzo spokojna, gdy plecionka była chwilami spławikiem...opad ma swe ciekawe, zbliżone do muszkowania aspekty.Wiem, wiem ryzykowne, ale obstaję...
Muszkowaliśmy z powodzeniem łowiąc lipienie, jednak żaden nie zasłużył na uwidocznienie.Tu z-axis jak zwykle potwierdził swą wszechstronność.Podobnie jak w Polsce maszerując wzdłuż brzegu rzeki zamieniałem trawelowego spina na muchówkę i na odwrót.Bardzo cenię tę możliwość zweryfikowania tych metod w tym samym czasie i łowisku.Wniosek o dużej skuteczności obrotówki w połowie dużych lipieni nadal aktualny,radocha związana z muszkowaniem jednak nieoceniona.
Castingowo-spinningowy zestaw - mały cardinal na pstrągi i do leciutkich przynęt,a cała reszta to już multi.
Odwiedziliśmy jezioro w którym parę lat temu złowiliśmy kilka wspaniałych oringów( w tym 81 i 75 cm) i chyba wędkarski amok trochę nas otumanił.Wiatr był bardzo silny, pogoda zmienna, duże nagle pojawiające się fale, temperatura ok.10 st.( w nocy minus 2), jak to w połowie czerwca .
"Nic to" jak mawiał mały rycerz i ...wypływamy.Dość duży elektryczny silnik, wiosła, akwen niewielki, a jednak wpadliśmy w niezłe tarapaty.Otóż po dopłynięcia do najdalszego kąta jeziora nawalił elektryk co zaskutkowało natychmiastowym rzuceniem łódki na kamienisty brzeg.
Na suchym lądzie stwierdziliśmy, że nie mamy zasięgu gsm, nie możemy płynąć tylko na wiosłach, dzwignia silnika straciła kontakt z potencjometrem, trzeba naprawić silnik. Udało nam się uspokoić atmosferę jedząc szybki posiłek popijając go gorącą herbatą, organizując warsztat i gromadząc posiadane narzędzia. Poszło...rozmontowaliśmy silnik fiksując tymczasowo dzwignię w pozycji maximum.Gdy po godzinie odbijalismy od brzegu fale były już tak duże, że musiałem wspomagać pracę motorka lekkim wiosłowaniem. Jeśli mój kręgosłup miał się sprawdzić to to się stało właśnie wtedy...
Po powrocie zrobiliśmy kilka zdjęć opuszczonej wioski dawnych gospodarzy, wskoczyliśmy do trucka i w drogę.Nie w głowie było nam dalsze wędkowanie, widmo nocowania na dziko skierowało nas pilnie do chatki.
Dzięki sympatycznej rozmowie z miejscowym wędkarskim guru Larsem zajrzeliśmy z Piotrem nad zupełnie nowe dla nas jezioro.Magnesem były palie, ponoć w głębokim akwenie gatunek dominujący.
Po rozmowie telefonicznej i ustaleniu warunków połowu pojechaliśmy nad nowe jezioro zabierając zgodnie z sugestią gospodarza wyłącznie wędziska spinningowe.Głębokość do 25m, brak szczupaków, saibling jako główny mieszkaniec...zapowiadało się nieźle. Opłaciliśmy licencje, obejrzelismy odpowiednie fotografie, posłuchaliśmy o lokalizacji naszych łodzi, otrzymaliśmy kluczyki i ...6 km w drogę.Trafiliśmy bez pudła, zlokalizowaliśmy łódki, choć ze zdziwieniem zauważyliśmy ,że ich kolory jakby trochę inne od deklarowanych, ale cóż tam faceci o kolorach mogą wiedzieć.Dobraliśmy się do czerwonej poleconej nam łodzi, która spoczywała do góry dnem ( ? ) na brzegu i przymocowana była łancuchem z kłódką do której... tak tak...nie pasował nasz kluczyk. Drugi z kluczyków nie uwolnił także drugiej łódki, a zasięgu telefonicznego jak zwykle w takich sytuacjach brakowało.O solidności Vikingów padło kilka ciężkich słów, uwolniliśmy czerwoną łódkę nie była bowiem mocno przymocowana i po chwili już płynęlismy napędzani naprawionym w poprzedni wieczór elektrykiem.Jezioro okazało się większe niż sądziliśmy , po godzinie dopłynęliśmy do przewężenia, brań nijakich nie zanotowawszy.Konsternacja rosła z minuty na minutę, ale widok który ukazał się za pięknym cyplem zamienił wkurzenie w śmiech.
Otóż na brzegu jeziora ukazała się piękna przygotowana dla nas "wypasiona" czerwona łódka, a obok niej, druga równie szykowna i zgodnie z deklaracją zielona.
Cóż, nastąpił chwilowy zabór mienia, płynęliśmy bowiem ewidentnie zajumaną łodzią .Nie przesiadaliśmy się jednak licząc na spolegliwość ewentualnego właściciela.
Jezioro położone na wysokości ponad 400m n.p.m. z zimną klarowną wodą i naprawdę bez szczupaków. Nadal jednak, a minęły już 3 godziny wyprawy nic nam nie szarpnęło.Postanowilismy coś przekąsić jednak pierwsze nagłe branie zupełnie zmieniło ten plan.Piotr przez chwilę holował jakąś rybę, która zeszła z dużego meppsa.Ponowił rzut i ...wyholował pierwszą palię. Zupełnie nagle ryby zaczęły żerować, oczkując i zbierając niewielkie siadające na powierzchni jeziora jętki. A my o zgrozo bez muchówek...Jednak obrotówki okazały się bardzo skuteczne i w ciągu 2 godzin żerowania złowiliśmy 8 ryb o długości od ok.42 do ok.45 cm. Wspaniała zabawa, nowe łowisko, pełna realizacja Vikingowych obietnic. A za rok...
Czas wyprawy "Laponia 2015 "minął i nadszedł jej ostatni dzień.Już poprzedniego wieczora pojawiło się słońce, ociepliło się znacznie i zrobiło się tak jak być powinno.Pojechałem umyć łódź, zabrać wiosła, pożegnać się z jeziorem. Jakże inny widok mnie tam zastał , jak bardzo chciało się pozostać.
A jeszcze 2 dni temu o takiej pogodzie mogliśmy tylko pomarzyć
Jak zwykle po wyprawie ta sama konstatacja-pogoda może być kiepska, towarzystwo nie!
Piotr, Grzegorz i moja skromna osoba (od lewej )
Żegnał nas wyłącznie piesek właściciela, koneser polskich kabanosów.Do zobaczenia, daj Boże za rok.
- remek, Friko, mario i 21 innych osób lubią to
Perfect! Dzisiaj już tylko zdjęcia, jutro sobie doczytam na przytomnie. Fajny aparacik na 2 zdjęciu, też takim robię swoje obrazki