Rok temu odbyłem wycieczkę trollingową po wodach słodkich Hiszpanii.
Relacje z tej wyprawy pozwoliłem sobie zamieścić na blogu :
http://jerkbait.pl/b...berii-rok-2016/
Mam nadzieję, że chociaż niektórzy dali radę przeczytać tamtą relację. Na wstępie ostrzegam. Tegoroczna wyprawa trwała 10 dni zamiast 7. Było żmudniej, więcej pływania …i na koniec więcej ryb.
Wyjazd ten, jak mecz hokeja, można podzielić na trzy tercje.
1.
Rozpoznanie walką.
Szykowałem nas na ten wyjazd wiedząc, że będzie inaczej. Wody dużo mniej . Wyjątkowa jest susza tego roku. Zatem mniej wody, ile to jest mniej wody ? No tyle, że patrząc w pionie to 7 metrów niżej było lustro wody w porównaniu z rokiem poprzednim. Większość miejsc dających najlepsze wyniki szlag trafił. Dużo zbiornika było wciąż do odkrycia. Zatem ruszyliśmy od początku dziarsko. Sprawdzać, węszyć. Dniówka trwała 13 godzin, 13 godzin trollingu. Żadnych przynęt spinningowych. Stawiamy wszystko na jedną kartę, a może wiemy w co gramy ? A może trochę ponosi mnie (nas) pewność siebie.
Pierwsze dni przynoszą pierwsze ryby. Łapiemy na starych miejscach kilka sensownych szczupaków (90 plus i po jednym większym) i jasno widać, że brzany to trzeba będzie znaleźć. Albo brzany znajdą nas...
Wszystko to odbywa się w duchu spokojnie upływającego czasu. Ów komfort dają nam te dodatkowe dni. Jest średnio z rybami, ale z prędkością 5 kmh poznaję kolejne partie zbiornika, zapamiętuję miejsca. Sprawdzam je w różnych porach dniach. Odbywa się rozpoznanie walką.
2.
Front.
W Hiszpanii mówią na to zjawisko „temporal”. Trwa kilka dni i przynosi zmianę pogody … a potem idzie dalej. I tak to wyglądało. Deszcz, wiatr, fale, dziwne zjawiska (fale zmieniające kierunek co kwadrans) i kupę innych atrakcji mieliśmy w kolejnych 4 dniach . Ale ryb nie mieliśmy. Podwodne stworzenia ewidentnie wrzuciły na przeczekanie. Tata zaliczył dzień na zero. Łapaliśmy przypadkowe szczupaczki, dobraliśmy się do pierwszych brzan. Ale było ciężko. Z komfortowego materaca dodatkowych dni szybko schodziło powietrze. Duże ryby nie pojawiały się i zaczynało się pojawiać w głowach pytanie : a jeśli to co robimy, to nie jest to co robić powinniśmy ?
Ale w poprzednich latach o tej porze roku to działało, a poza tym nie mieliśmy za wiele alternatyw w zakresie aktywności wędkarskich na wodzie. A poza tym z upływem lat wiedza i doświadczenie rosną, a nie maleją. Teraz to może zabrzmi jak przechwałka, ale nie straciłem nadziei. Wiedziałem, że do końca będę pływał jak opętany i trollingował jak nagłębiej mogę...
W dzień, w którym miało przyjść przełamanie powiedziałem rano do Taty : „ to będzie jak na sumach, będziemy pływać do skutku, albo do końca wyjazdu. Nie będzie wiadomo czy dużego szczupaka złapiemy pierwszego, drugiego czy trzeciego dnia. Czy w ogóle go złapiemy. Ale tak będziemy postępować…”
3.
Zbiory.
Pusta gadka z powyższego paragrafu zbiegła się w czasie z końcem frontu. Pogoda zaczęła się stabilizować. Brzany już były znalezione. Szczupaki w zasadzie też. Aczkolwiek może nie byliśmy jeszcze wtedy tego świadomi. No w każdym razie czarna robota była zrobiona. Sprzętowo / przynętowo itd to byliśmy odrobieni już w poprzednich latach. To nawet nie komentuje. Ten rok jasno pokazał – limity, cele, wyniki, sukcesy a nawet rekordy – to jest w głowie. Robić swoje, ciągle analizując okoliczności. Pływać jak nieczłowiek – bez cienia wątpliwości, mimo że się nie łowi. Po prostu wariactwo… Ale w końcu wyniki przyszły.
Zaczęło się kilka godzin po tamtej przemowie. Czysty przypadek. Moje 121.
Wieczorem, na namierzonych już brzanach. Największa brzana wyjazdu . Moja. Kilka innych grubych.
Dzień kończymy z poczuciem, że chyba się „ruszyły”. Osobiście, poczucie, że czuje temat, miałem już poprzedniego dnia.
Może dlatego ta przemowa w ogóle się odbyła. Bo jednak aż taki coach motywator to ja nie jestem …
No w każdym razie mamy dwa dni. Jest na łodzi już jeden bardzo duży szczupak z dnia poprzedniego. Ja czuję, że mamy jeszcze dwa dni. Gramy swoje !
Następnego dnia rano pierwszy przejazd w trollingu otwieram metrówką . Ale najlepsze dopiero nadchodzi. Godzinę później Tata łowi życiowego (jak dotąd) szczupaka. 120 cm.
Perch 14 sdr jest zjedzony. Wystaje czubek steru. Dosłownie. Operacja odbywa się przez pocięcie kotwic i wyjęcie ich w kawałkach.
Nagle wszystko się układa w całość. Ryby przestają być przypadkowe. Wszystkie poprzednie dni się wydają super krótkie. A my łowimy !
Są brzany, kolejne szczupaki. Mniej lub bardziej normalne.
Dzień uznajemy, za najlepszy z dotychczasowych. Spływamy, a Tata mówi : „ A to były dopiero półfinały…”.
No skoro tak, to przed nami ostatni dzień.
Ostatni z 10. Mamy za sobą 9 dni pływania, po 12 godzin efektywnego trollingu. Trochę ponad przeszło 100 godzin ciągania przynęt za łódką.
Zaczyna się, jak codzień, jeszcze o szarówce. Są pierwsze ryby. Wiele rzeczy już się dzieje automatycznie. Przynęty same się wypuszczają jakoś szybciej, woblery zatapiają się jakoś same równocześnie. To jest ta faza. Kiedy po prostu się łowi.
Po godzinie mam lekkie branie i hol ciężkiej ryby. Kwadratowe 118.
W ciągu następnej godziny łowię kilka bojowych brzan 70 plus. Wszystko jest na miejscu. Ryby biorą. Zaliczamy pierwsze dublety – równoczesne brania na oba trollingowe zestawy. Dzieje się dobrze, a my łowimy dalej. Do obiadu mamy ilościowo więcej ryb niż poprzedniego, najlepszego dnia.
Po obiedzie gramy dalej swoje. Kolejne branie. Zacinam. To jest duży szczupak. Drugie 118. Dublet zaliczam. 236 jednego dnia w dwóch równych kawałkach. Wystarczy.
Składam wędkę. Ostatnie kilka kwadransów po prostu powożę Tatę w trollingu…
Taki to był wyjazd. Dłuższy niż dotychczasowe. W warunkach innych niż dotychczasowe. Mam poczucie, ze stanęliśmy na wysokości zadania.
Oczywiście najważniejsze jest, że Tata ma życiowego szczupaka 120 cm. Ja ze swojej strony połapałem ryb. Obaj jesteśmy zadowoleni.
To była udana wyprawa .
Mam taką wędkę, do trollingu właśnie. Na tej wyprawie była podstawowa już od 3 dnia.
Tak się nazywa, jak tytuł tej piosenki poniżej \m/
- Friko, tpe, mario i 35 innych osób lubią to
No i co tu jeszcze można dodać? Jak ktoś umi to nie sztuka.. Gratulacje Łowco! Zazdraszczam pozytywnie i życzliwie