Sezon zaczęty - sezon skończony. 2021.
#refleksje
Poprzedni mój wpis traktował o wiosennej inauguracji sezonu .
Sezonu, który miał przebiegać pod znakiem boleni.
Sytuacja pandemiczna, zobowiązania zawodowe, plany, a przede wszystkim stan umysłu, wszystkie te elementy układanki pasowały do trwania w "srebrnym amoku".
Kolejny wyjazd w poszukiwaniu srebrnych rybek miał miejsce, gdy dni wydają się nie mieć końca. Końcówka czerwca. Nie jest to najlepszy moment na poszukiwanie boleni, ale pandemiczne widmo skłaniało do wyjazdów ... gdy się da. I póki się da.
Było sporo przygód. Jak to na dużej rzece czasem bywa. Spotkaliśmy wiele interesujących zwierząt żyjących pod wodą. Ale z boleniami było po prostu krucho.
No ale duża rzeka, najbardziej inspirujące i nieodgadnione ze znanych mi łowisk. Przedostatniego dnia na tamtym wyjeździe, gdy od rana była kompletna studnia. Doszedłem do wniosku, że zdecydowanie zmienię sposób prowadzenia boleniowej przynęty. Czyli, jak to bywa w życiu wędkarza, taki nieokreślony znak / sygnał.
Dwa przeprowadzenia przynęty potem, zdecydowane branie. Ale nie takie boleniowe, raczej takie PACH. Takie jakby pseudosumowe capnięcie. Idący powoli w wachlarzu wobler napłynął na rant wypłycenia za warkoczem. I nastąpiło branie. Walka bardzo nietypowa. Ryba poszła pod prąd. Nagle wszystko stanęło, a potem dość siłowo doprowadziłem dziwny kształt do podbieraka.
To mój nowy rekord osobisty w węgorzu europejskim (Anguilla anguilla). Drugi w życiu egzemplarz złapany na sztuczną przynętę. Traktuje tą metrową rybę jako docelowy rekord w tym gatunku...dopóki nie dostanę większego prezentu od Rzeki.
Kolejny wyjazd w poszukiwaniu boleni odbył się w sierpniu. Znów okres mocno nieoptymalny...ale rzeka tym razem zafundowała nam łowienie na przyborze.
Podczas kilku dni pływania rzeka przybrała niemalże 70 cm. I parę takich właśnie ryb po 70 cm udało się wypracować. To chyba najbardziej adekwatne określenie tego, jak wyglądały sierpniowe próby łowienia boleni.
Niemniej jednak po tym wyjeździe, być może złudnie, być może nie, poczułem, że przekroczyłem pewien poziom feelingu, pewnego poczucia tego co i jak robić, by to miało sens...
O ile wyjazd czerwcowy obfitował w spotkania nieplanowane i podwodne niespodzianki, o tyle sierpniowa boleniowa monokultura była tylko okazjonalnie przełamana jakimś tam okonkiem czy szczupakiem. W takim wędkarstwie jakie cenie, takie łowy "zgodnie z planem" cenię sobie bardziej. Bo też dzięki takim wypracowanym rybom czuję postęp, poznaję łowiska i wchodzę głębiej w wędkarskie zagadnienia.
A potem, a potem nastąpiła "ZDRADA". Zdrada boleni. Dzięki szczepieniom i certyfikatom udało się zaplanować i zrealizować wyjazd na nieodwiedzane dwa lata pstrążki. Także wędkowanie w Hiszpanii się odbyło !
Pierwszy dzień rozpoznania walką przyniósł dość charakterystyczne branie w muszysko własnej produkcji. Branie na tyle charakterystyczne, że pomimo długiej przerwy, od razu było wiadomo KTO ZACZ.
Radość i emocje. Bo to jednak długa przerwa w takim wędkowaniu. Okazało się, że całe to know how, jak i gdzie pojechać i jak chodzić, gdzie wchodzić, jak stawać, jak podawać, jak prowadzić, jak holować - zostało w głowie. Było jakby odłożone do szuflady i zamknięte. I czekało na moment, gdy ta szuflada zostanie otwarta. Nie łowiłem na tym wyjeździe tak "maszynowo" i tak metodycznie i skutecznie jak mi się zdarzało, gdy regularnie szukałem pstrągów w pirenejskich ciekach. Szczególnie w sezonach 2018 i 2019... Ale znów je łowiłem. W 2021. Po takiej przerwie.
Świadomie, intensywnie, nienerwowo, ale z poczuciem upływającego czasu i danej szansy. Szans kilka dostałem. I nawet jeden prezent.
Podczas przechodzenia przez płytki kamienisty garb natknąłem się na takie znalezisko. Miła niespodzianka i od tamtej chwili talizman w kieszeni kamizelki.
Każdy kolejny dzień na pstrągowych rewirach skutkował, coraz szerszym otwarciem tej szuflady z know how. Jakby pewne mechanizmy, które czas zatrzymał, znów ruszyły. To sprawiło, że ostatni dzień był dniem spotkań z docelowymi rybami. Mieszkańcami wód płynących, na których poszukiwanie i poznawanie poświęciłem od 2013 roku najwięcej czasu.
Ten poniższy pstrąg wyszedł zza jednego z pięciu dużych kamieni rozrzuconych na kilkudziesięciu metrach rzeki w miejscu z równym nurtem. Jego kamień to akurat był ten, pod drugim brzegiem. Ale tego typu zwierzęta, gdy wchodzą w interakcje z wędkującym swoją obecność zaznaczają tak wyraźnie, że nie ma wątpliwości, chwili namysłu czy jakiś tam niejasności. Brązowa kłoda wypływa zza drzewa, zjada napływającą z nurtem muchę. Zaczyna się hol spod drugiego brzegu. Wtedy już nie decydują szczegóły czy jakieś tam opanowanie emocji. Raczej rozgrywa się to wszystko na pograniczu świadomości. Decydują odruchy, bezrefleksyjne gesty i chyba doświadczenie.
Po kilkudziesięciu sekundach intensywnego gięcia 14 funtowego STC ryba jest pod moim brzegiem, podstawą bowiem jest nie dopuścić by ryba zeszła w dół . Wtedy szansę na happy end spadają do kilku %, gdy łowi się na pojedynczy hak bez zadziora.
Kilka prób podebrania i Pan Sergiusz ląduje w mocno wytężonym podbieraku.
68 cm wskazał pomiar tego brązowego Drapieżcy.
Szybka fotka i ryba wróciła do swojego środowiska.
A potem trzeba było już wracać. Tak zgodnie z prawdą to dzień później, ale po tej rybie czułem, że na tym turnusie, na tym wyjeździe, moje tańce się skończyły. Wróciłem zadowolony, szczęśliwy i chyba też uspokojony. Dwa lata bez tych spacerów z wędką, tych wyjść ryb i brań i holi.... to był długi rozbrat.
Sezon jednak zapowiedziany był jako boleniowy. Także ostatni epizod nie mógł odbyć się w Pirenejach. Bo tam boleni nie spotkałem jeszcze.
W 2019 roku zdarzyło mi się pojechać na 1 dzień wędkowania w poszukiwaniu jesiennych srebrnych ryb.
O tym tu pisałem :
http://jerkbait.pl/b...karskiego-2019/
W 2021 miała miejsce znów taka jednodniowa eskapada. Niewędkujący nie znajdują jakiegokolwiek uzasadnienia by pojechać ponad 500 km w jedną stronę po to, by na łodzi spędzić, de facto, mniej czasu niż w samochodzie...
Teraz, w przeciwieństwie do tego wyjazdu z 2019, byłem po kilku tygodniach prób boleniowych w tym sezonie. Także od początku czułem się dobrze. Po prostu był jakiś taki feeling, takie podskórne nieuzasadnione poczucie, że "JEST SUPER".
Potrwało to może 10 minut. Kolejny rzut i dość ospałe branie. Takie nie bardzo boleniowe. O tempo za wolne. Hol z tych, gdy ryba rośnie wraz z upływającym czasem.
Po podebraniu miałem okazję przytulić takie zwierzątko.
Rekord osobisty to nie był. Chyba, że w kategorii ryby złapanej na pierwszej obławianej danego dnia miejscówce ...
A parę godzin potem druga ryba. Zdecydowanie inne branie. Zdecydowanie inna sylwetka... a miarka pokazała tyle samo.
Jesienne dni szybko dobiegają do mety. A koniec tego dnia oznaczał równocześnie koniec mojego sezonu wędkarskiego w roku 2021.
W porównaniu z 2020, z tym pandemicznym, to był to sezon. Nie jakiś wybitny. Raczej kręcenie się po znanych wodach. Na wyprawy i nowe wyzwania mam nadzieję, że przyjdzie czas w 2022. O ile inna światowa awantura nie pokrzyżuje planów.
W mijającym sezonie trafiłem nawet nowy PB. W węgorzu ! Taki tam prezent od rzeki... A inna rzeka, w innym kraju dała mi delfinka. Chyba mam prawo czuć się obdarowany i dowartościowany ?
Z perspektywy tego sezonu jako wartościowe i dobre oceniam te wyjazdy w poszukiwaniu boleni w "złym" terminie. Te szukania boleni, gdy po prostu bardzo trudno jest znaleźć docelowe ryby. Te wyjazdy to były takie próby rozwiązywania wędkarskich zagadek, wgryzania się w łowisko. To potem, kiedyś, nie zawsze wiadomo kiedy, procentuje. Czy to był już ten %, który dostałem na dniu zamknięcia sezonu ? Jako niepoprawny optymista, chciałbym wierzyć, że nie. Że jeszcze w temacie boleni będzie mi dane przytulic do siebie grubsze, większe, cięższe ryby.
Może już w 22? a może 23 ? A może nigdy ?
Najbardziej banalny i najbardziej uniwersalny wniosek z upływającego sezonu jest taki, że te docelowe, wypracowane Ryby łowi się w głowie. A dopiero potem nawiązuję z nimi kontakt na łowisku.
Muzyczny akcencik nie może być inny, niż utwór, który dla mnie niepodważalnie jest piosenką roku 2021 :
- Friko, tpe, mario i 26 innych osób lubią to