Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


985 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

947 gości, 2 anonimowych

Marecki1983, Facebook, immortal, Bing, michal85, Google, Darek_W, Sarniok, Krzysiu, Darek K, lax, ASAPfishing, Piotrek K, dino9, michcio, lukgor, Likho, remek1, helikon, cyprys19, hose4ras, WSW, stigibingo, Sweter, pawelHERP, roberto_s, awid, DAN666, Tomek TJ, cezar, PePe., Mateos_74, _PABLO_, Kuballa44, vito42, bohors, jacek.hetflaisz, Ciastek, radziu25


- - - - -

Ani diabeł, ani głębina, czyli małym pontonem na dużą wodę - część II


Metoda biblijna, czyli szukajcie, a znajdziecie – gdzie żerują ryby?

 


W poprzednim rozdziale skoncentrowałem się na opisaniu ogólnych kryteriów wyboru łowiska, którymi można się kierować przy planowaniu wyprawy na nieznane jezioro. Wśród istotnych czynników wymieniłem: wielkość akwenu, postrzeganą przez pryzmat pory roku i naszych możliwości, podatność na przyduchy, potencjalną presję, topografię i batymetrię, skład gatunkowy ryb zamieszkujących jezioro, a wreszcie potwierdzone informacje na temat wyników osiąganych przez innych wędkarzy – o ile są one dostępne. Trafiony wybór jeziora to nie wszystko; nawet jeżeli teoretyczne rozpracowanie łowienia mamy już za sobą – przed nami jest właściwe, praktyczne rozpoznanie jeziora.



Żadna teoria nie zastąpi praktyki. Bo nawet dostęp do mapy batymetrycznej akwenu nie zwolni nas do szczegółowego, żmudnego i długotrwałego rozpracowania łowiska, zajrzenia do wewnątrz jeziora. Najskuteczniejszą metodą rozpoznania jest trolling; nie może się z nim równać ani łowienie w dryfie, jako mało ukierunkowane i mało efektywne, ani szybkie opłynięcie zbiornika, jako mało dokładne. Ten ostatni sposób na nieznanej wodzie może być z resztą bardzo ryzykowny. Oczywiście sama obserwacja struktury dna nie wystarczy – trzeba jeszcze wiedzieć, co oznacza dla wędkarza dana konfiguracja dna, na jakie miejsca zwrócić szczególną uwagę. Czego zatem szukać i jak znaleźć szczupaki?

 



* * *

 


Zanim przejdę do opisu szczupaczych żerowisk, muszę rozwinąć dwa pojęcia, które są kluczowe dla skutecznego łowienia zębatych drapieżników. Są nimi termoklina i oksyklina. Ale o tym za chwilę. W dużych, głębokich zbiornikach woda w lecie ma układ warstwowy. Trzy poziomo ustawione warstwy (przypowierzchniowa, przejściowa i przydenna) różnią się temperaturą oraz nasyceniem tlenem. Mówimy wtedy o stratyfikacji wody w jeziorze. Jezioro o warstwowym układzie wody nazywamy jeziorem stratyfikowanym. Podkreślam, że ten układ jest charakterystyczny dla ciepłej pory roku. W strefie umiarkowanej intensywne mieszanie się wody następuje dwa razy do roku przed i po zimie – jest to tak zwana dimiksja: wiosenna i jesienna. Wtedy woda w jeziorze dimiktycznym może mieć zbliżoną temperaturę bez względu na głębokość. Na przeciwnym biegunie znajdują się tzw. jeziora polimiktyczne, gdzie – ze względu na niewielką głębokość – woda miesza się nieustannie i warstwowy układ wody nie występuje. W takich jeziorach ryba może stać wszędzie i nigdzie zarazem. Ponieważ temperatura wody i jej nasycenie tlenem jest zbliżone w różnych częściach zbiornika i na różnych głębokościach, kierowanie się tymi wielkościami przy poszukiwaniu ryb nie ma większego sensu.



Woda aż po horyzont: gdzie szukać ryb?



Jak zatem wykorzystać teorię dimiktycznych jezior stratyfikowanych przy identyfikacji najbardziej atrakcyjnych wędkarsko miejscówek? Należy pamiętać o dwóch istotnych cechach ryb: są one stworzeniami zmiennocieplnymi i oddychają tlenem rozpuszczonym w wodzie. Każdy gatunek posiada preferowany, optymalny zakres temperatur bytowania i żerowania. W dodatku ryby na ogół źle znoszą gwałtowne zmiany temperatury otoczenia. Dla szczupaka optimum termiczne mieści się pomiędzy 10 a 15 st. Celsjusza (za W. Strzeleckim). W odpowiedzi na pytanie, gdzie szukać ryb, pomoże nam definicja termokliny: jest to strefa, w której następuje gwałtowny spadek temperatury wody. Jeżeli w ogóle występuje, to znajduje się ona w wyżej wymienionej warstwie przejściowej, podobnie jak oksyklina, która jest przestrzenią gwałtownej zmiany warunków nasycenia wody tlenem. Warstwa przypowierzchniowa na skutek falowania jest zasobna w tlen i relatywnie ciepła. Warstwa przydenna jest gorzej nasycona tlenem, a w skrajnych przypadkach – beztlenowa. Woda w tej warstwie ma temperaturę zbliżoną do 4 st. Celsjusza, przy której osiąga największy ciężar właściwy – dlatego zalega przy dnie.



Szczupak z głębokiej wody złowiony na 4 metrach na FMAG18



Z powyższej charakterystyki warstw wody wynika, że optymalna głębokość bytowania znajduje się powyżej termokliny – w wodzie relatywnie ciepłej i natlenionej. Żaden szczupak przy zdrowych zmysłach nie będzie w okresie letnim żerował poniżej termokliny – w zimnej i niedotlenionej wodzie. Co ważne – termoklinę łatwo znaleźć: jest widoczna na monitorze echosondy, jako pas szumów w toni. Coś jak warstwa nagrzanego powietrza nad jezdnią. Tak właśnie sonar pokazuje strefę mieszania się wody o dużej różnicy temperatur. Według źródeł naukowych w Polskich jeziorach termoklina występuje najczęściej na głębokości zbliżonej do 10 metrów. W czasie naszego ostatniego czerwcowego wyjazdu w różnych częściach jeziora występowała (według wskazań echa) pomiędzy 10 a 8 metrem. W związku z tym łowienie na głębokich blatach i plosach na woblery typu SDR, czy głębokie prowadzenie downriggera było pozbawione sensu. W praktyce okazało się, że najskuteczniejsze były przynęty schodzące na 4-5 metrów, nawet na kilkunastometrowej wodzie. Szczupaki stały prawdopodobnie tylko trochę głębiej niż wynosiła głębokość, na jakiej prowadziliśmy przynęty. Brania w ciągu dnia następowały najczęściej nad dnem wyniesionym na około 7 metrów. Wyglądało to tak, jak gdyby szczupaki „nie lubiły” mieć pod sobą termokliny. Przypadek?



Pamiętajmy, że powyższe zasady nie dotyczą jesiennych połowów. Jesienią w miarę mieszania się wody (miksji), związanego z ochładzaniem się warstwy przypowierzchniowej, termoklina zanika. W związku z tym szczupaki mogą żerować zarówno płytko, jak i bardzo głęboko: znacznie głębiej niż w ciepłych porach roku. Zależy to od unikalnych warunków panujących na łowisku w danym okresie, a nawet dniu, w tym od położenia zimowisk i tras wędrówek ryb stanowiących pokarm drapieżników.



Dzienny szczupak z blatu




Typowe klasyczne miejscówki na dużego szczupaka – blaty, łąki podwodne, plosa – opisał Pitt w „Jeziorze Czterech Kantonów (…)”. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do lektury. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie dorzucił swoich 3 groszy. Pominę łąki podwodne, gdyż mam za małe doświadczenie w łowieniu w takich miejscach. Plosa, typowe miejsce przebywania ogromnych, toniowych szczupaków, zawsze były i chyba na zawsze pozostaną dla mnie nierozwiązywalną zagadką. Wielkie ryby pojawiają się w nich i znikają jak duchy. W najlepszych godzinach żerują płytko, czasem kilka metrów od powierzchni. Brania następują najczęściej w godzinach porannych, lecz równie dobrze może to być piąta rano, jak i okolice dziesiątej. Kolejną bankową porą jest późne popołudnie lub wieczór. Nie znaczy to jednak, że nie mamy szansy na metrową rybę o dwunastej w południe. Takie przypadki zdarzają się zbyt często, żeby nie brać ich pod uwagę. Jak znaleźć „krokodyle” na plosie? Pół biedy, jeżeli jest ono niewielkie: wtedy stosunkowo łatwo można opłynąć je wszerz i wzdłuż. Jeżeli ma powierzchnię kilkuset hektarów, naprawdę trudno jednoznacznie odpowiedzieć, gdzie szukać w nim ryby. Szczęśliwe napłynięcie jest wtedy w dużej mierze kwestią przypadku; większość odnotowanych przez nas brań „plosiaków” miała miejsce przy braku ławic drobnicy na ekranie sonaru. Przy wytyczaniu trollingowych tras trzymałbym się jednak przede wszystkim granicy plosa oraz obszarów, gdzie coś ciekawego dzieje się na dnie jeziora. Nawet jeżeli głazowiska, blaty lub górki położone są bardzo głęboko, na głębokości kilkunastu i więcej metrów, to warto zapisać ich położenie i regularnie je obławiać.



Kolejny amator żerowania na blacie – tym razem złowiony późnym wieczorem



Blaty są bez porównania bardziej czytelną miejscówką. Te o głębokości poniżej 4-5 metrów są dla mnie mało atrakcyjne w ciągu dnia, a zdecydowanie godne uwagi rano i wieczorem. Szczególnie, jeżeli blat jest płaski i jednolity. Jeżeli jednak ma on formą podwodnego głazowiska, co sprzyja bytowaniu drobnicy – np. okoni, to koniecznie trzeba go obłowić, niezależnie od godziny. Pośród głazów mogą czaić się naprawdę duże ryby. Najbardziej jednak lubię blaty o głębokości pomiędzy 9 a 5 metrów, nawet mało urozmaicone. Przebywają na nich szczupaki każdej wielkości, praktycznie o każdej porze dnia. Z moich doświadczeń wynika, że jeżeli blat jest mały lub jest płaskim wierzchołkiem podwodnej górki, praktycznie każdy jego obszar może być dobry. Jeżeli jest rozległy na co najmniej kilka hektarów, wtedy za najlepsze uważam miejsca, gdzie coś ciekawego dzieje się z głębokością: wypłycenia, pojedyncze duże głazy, krawędzie blatu i głębokiej wody. Centralna część rozległego blatu, szczególnie płaska, jest mniej interesująca. Nie różnicuję blatów ze względu na położenie; uważam za atrakcyjne blaty śródjeziorne i te leżące w pobliżu brzegu, pod warunkiem, że są wystarczająco głębokie. Oczywiście te drugie są łatwiejsze do odnalezienia.



Kolejnymi typami potencjalnie dobrych miejsc są okolice wysp, szczególnie przedłużenia odchodzących od nich podwodnych wygrzbieceń, podwodne przedłużenia półwyspów oraz długie brzegowe i wyspowe burty. Wszystkie te – w gruncie rzeczy podobne – miejsca mają jedną cechę wspólną: są bardzo czytelne, bo położone w pobliżu wynurzonych formacji geologicznych. Jednak nie wszystkie są jednakowo atrakcyjne. Tu również decyduje głębokość, ale również konfiguracja i otoczenie miejscówki. Na przykład na podwodne garby odchodzące od wysp i półwyspów napływam głównie pod kątem prostym. Brania następują najczęściej, kiedy przynęta wypływa z głębokiej wody na płytką, kiedy wyspa/półwysep jest mniej więcej na trawersie. Z reguły błędem jest napływanie zbyt blisko brzegu, po płytkiej wodzie, szczególnie w ciągu dnia przy pełnym słońcu. Jeżeli jednak nie mamy brania od razu, warto jest próbować zlokalizować rybę w kilku kolejnych napłynięciach. Burty obławiam wzdłużnie – ciężko jest napłynąć na nie inaczej. Moje doświadczenie podpowiada mi, że zbyt strome burty nie przynoszą ładnych ryb – wolę te o umiarkowanym spadku. Gwałtownie urywające się ściany skalne uważam za najgorszy typ burty, zasiedlany tylko przez najmniejsze ryby. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć; może ma to związek z tym, że takie miejsca nie są zbyt chętnie odwiedzane przez drobnicę, a może po prostu wnioskuję na podstawie zbyt małej próby.



Nocny połów z podwodnej górki



Śródjeziorna górka to właściwie typ wypiętrzonego blatu w skali mikro: bardziej lub mniej płaskiego. Jest to jednak miejscówka tyleż trudna do znalezienia, co atrakcyjna i z pewnością zasługuję na odrębny opis. Z definicji sąsiaduje ona z głębszą wodą. Jeżeli woda jest dość głęboka, to potencjalnie górka może być chętnie odwiedzana przez duże szczupaki. Jeżeli szczyt górki znajduje się od 1 do 3-4 metrów pod powierzchnią wody to duże ryby będą na niej żerować głównie na granicy dnia i nocy. Nawet niezbyt rozległa miejscówka może wtedy gościć naprawdę liczną rzeszę pięknych „krokodyli”, które – mimo wrodzonego terytorializmu – polują zgodnie bok w bok. Podnóże górki może być jednak dobre nawet w okresie dużego prześwietlenia wody. Głębokie 7-8 metrowe garby mogą być świetnym łowiskiem niezależnie od pory dnia. W ich przypadku obławianie podstawy może być latem pozbawione sensu, ponieważ prawdopodobnie będzie się ona znajdować poniżej termokliny. Śródjeziorne łowiska tego typu warto obłowić dokładnie z każdej strony, także z ręki. Trudno przewidzieć, w której części może nastąpić branie i czy będzie ono miało miejsce, kiedy przynęta przepływa z głębokiej wody na płytką, czy z płytkiej na głęboką – choć statystycznie częściej odnotowywałem brania w tym pierwszym przypadku. Z mojego doświadczenia wynika także, że lepszą jest strona górki sąsiadującą z głębszą wodą. Natomiast literatura fachowa tematu (o ile mnie pamięć mnie nie zawodzi) faworyzuje stronę górki o łagodniejszym spadku. Jak widać, ile opisów w temacie podwodnych górek, tyle opinii, co zdaje się tylko potwierdzać, że obok tej miejscówki nie należy przepływać obojętnie.




Nocą łowimy płytko: obserwacja sonaru i skupienie to podstawa



Bardzo ciekawym typem łowiska, takim „zlepieńcem” powyższych, z którego opisem nie zetknąłem się do tej pory w żadnych opracowaniach, jest przejście, inaczej mówiąc: wąskie gardło. To trudna do znalezienia formacja dna, ale jeżeli tylko spełnia ona kilka ważnych kryteriów jest miejscówką, na której można złowić rybę z zamkniętymi oczami. Szczupaki okupują ją masowo, a ich zagęszczenie może być naprawdę zdumiewające. Jej atrakcyjność jest ściśle związana z istnieniem ciągów komunikacyjnych białej ryby: z ostoi do żerowisk, z plosa do płytkich zatok, z jednej części jeziora do drugiej… Aby lepiej scharakteryzować wąskie gardło opiszę trzy z typów miejscówek, które znalazłem do tej pory:


  • wąskie wejście do rozległej zatoki – na wlocie znajdowało się kilka wysp, które od zewnętrznej strony sąsiadowały z głównym plosem; większość poszczególnych wysp była oddzielonych płytką wodą; tylko jedno przejście do zatoki było głębokie, a dno, które pomiędzy wyspami znajdowało się na około 10 metrach, za nimi wynosiło się na zaledwie 5; ryby brały zarówno na burtach wysp, jak i na wyniesieniu dna,

  • rynna pomiędzy dwiema częściami zbiornika – w obu basenach występowało ploso o głębokości około 20 metrów; łączyła je rynna o szerokości ok. 150 metrów, mniej więcej o połowę płytsza niż plosa; brania następowały przy burcie rynny (płytszej, o łagodniejszym spadku) i na jej wylocie, a konkretnie na wyniesieniach dna w kierunku płytszej części większego basenu,

  • głębokie wcięcie pomiędzy dwoma blatami – pierwszy blat był w zasadzie przedłużeniem niewielkiego półwyspu, a kończył się skalistą wysepką; był płytki na 3-4 metry; drugi, bardzo rozległy sięgał aż do przeciwległego brzegu jeziora; miejscami był jeszcze płytszy (2 metry), były na nim zlokalizowane kamieniska i wyspy; pomiędzy nimi znajdował się wąski na kilkadziesiąt metrów kanał głębokiej wody; zdarzało się, że moment brania w trollingu w tym przejściu byłem w stanie określić z dokładnością do kilku- kilkunastu sekund.



Wszystkie wymienione miejsca, zarówno płytkie, jak i głębsze muszą posiadać jedną wspólną cechę. Aby regularnie gościły w nich duże ryby (a mówię o sztukach o długości minimum 90 centymetrów) muszą sąsiadować z głęboką, co najmniej dziesięciometrową wodą, a jeszcze lepiej – leżeć w sąsiedztwie głównego plosa. Ploso, które – choć często pozornie wydaje się puste – tętni życiem, jest sercem jeziora i stanowi o jego potencjale.



Głęboka woda jest warunkiem koniecznym, ale – jak widać – nie wystarczającym



Na końcu tego rozdziału, dla wszystkich, którzy dotrwali, zamieszczę mały tip – jako nagrodę za odporność na moja pisaninę. Na śmierć o nim zapomniałem i fakt, że się tu pojawił zawdzięczacie Krzyśkowi, który przypomniał mi o nim w trakcie czwartej korekty tekstu. Otóż doświadczenia tegorocznej wyprawy nauczyły nas, że pod żadnym pozorem nie należy lekceważyć partii jeziora oznaczonych pojedynczymi bojkami. Jak wiadomo Szwedzi bardzo chętnie łowią okonie. Swoje najlepsze miejscówki często oznaczają właśnie w ten sposób. Być może z braku GPS-u, a może ze względów praktycznych, bo do takiej bojki lekko, łatwo i przyjemnie można przywiązać łódkę. Jeżeli bojki stoją w strefie śródjeziornej, to prawie na pewno będą oznaczeniem okoniowej górki. A jak wiadomo okoniowe górki mogą być znakomitym łowiskiem ładnych szczupaków. To właśnie na takiej miejscówce złowiliśmy z Krzysiem dwie spośród siedmiu metrowych ryb, a do tego kilka sztuk 90 plus i wiele mniejszych. To wszystko w jeden wieczór. Gdybyśmy wcześniej zwrócili uwagę na tą bojkę, być może statystyka złowień byłaby zupełnie inna. Traf chciał, że zrobiliśmy to dopiero przedostatniego dnia. Ale uważajcie: jeżeli zazdrosny Szwed podpatrzy, że zbyt natarczywie obławiacie jego miejscówkę, z pewnością przypłynie i zatopi bojkę pod wodę. Lepiej zawczasu wbijcie namiar w GPS.

 


* * *

 


Mam nadzieję, że po lekturze drugiej części artykułu czytelnicy – szczególnie mniej doświadczeni, do których kierowana jest niniejsza seria – mają w miarę klarowny obraz tego, jak wyglądają typowe szczupacze stanowiska w jeziorze oraz gdzie i kiedy możemy się spodziewać brań. Ta wiedza bardzo ułatwia łowienie – także w trollingu, że o łowieniu z ręki nie wspomnę – i podnosi efektywność. W kolejnym rozdziale opowiem o tym jak wygląda rozpracowanie łowiska od strony operacyjnej: od czego zaczynam, jak dostosowuję się do warunków panujących na łowisku, jak wykorzystuję zróżnicowanie brań w ciągu doby i cykli żerowych i co mi pomaga wytrwać w realizacji planu.



cdn…



Tekst: krzysiek
Zdjęcia: Harry King, krzysiek


Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum



<script type="text/javascript">
</script>
<script type="text/javascript"
src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
</script>

 


  • sucks_one lubi to


0 Komentarze