Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1536 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1405 gości, 5 anonimowych

Darek_W, mohave, tomchaf11, PiterS, Bing, maqu77, legion, 4kristo, troutmaniacs, skius, Google, Lotharn, POLONIAb, jamapa, Tomek109, Bolesław, Czi, Gold Tinca tinca, OloPe, JurekSte, babakempas, binio1111, triblu, darek3523, Norek, polak9, Wojciech_B, DAKA, koziol1006, JerryM, Cezary.Łoskot, soyerek, hasior, Mawer, popper, 77robson, Sylwek1981, Riverhunter, Piotrk82, zandermafija*SpinnigistaWT, Bolen30, wojciiech, generał1, Facebook, T4ll, Tomek Wielgus, Mariusz54, m.wierzbicki, KrólRyb, kamyk9, gregox, Marcin1991, ObraFM, elpojo, grzesiekp., Ostry krokodylec1, oldziu, gringo, Tomek TJ, cyprys19, miramar69, Maroxx21, pablo__20, ripper201, skampi, adasio, Damian Knieja, Macc, Sebaseba, TomSpin, DzikiBill, majdan, Mik, joni, smużak, XKRZYSIEK100, Apisfisha, ender, Adrian95, MarcinP, Bass-74, Wlodek100, pasazer, grisha, Jakub997, ManieQ, gammbler, Sławek77, drChlubicz, croock, womaly23, IntruZ9, aspius03, jakub.chrobak.3, rower26, Sonary i mapy, Pawel369, 5384, Michał 1982, SPINKAMION, qaya, Maciej1979, Tokarz 2000, Matss87, kondzio 77, Wariacik, Jacek01, Hecht_100, ŁYSY0312, odjutraniepale, Adam K., Durzy, adamo_t, omber3, Krzysztof Jeżyna, russian80, Michał., zander3, Echo, kszysztof, dante, Tomsi, Rodu, BOB, Marcin70, Marek Tański, Acho, dzony63, daniel.


- - - - -

Edge


Co sprawia, że niektórzy wędkarze łowią więcej ryb od innych? Posiadają tajemną przynętę, łowią w super miejscu, a może to szczęście, taki niesprawiedliwy czynnik losowy mający swoje źródło pośród gwiazd?
Nigdy nie wierzyłem w przypadki i nie chciałem się im poddawać. Uważam, że oczywiście można złowić szczęśliwie jedną, wielką wspaniałą rybę, czasem całkowicie przypadkowo.
Ale już powtarzalne wyniki w postaci wielu ryb średnich i dużych w sezonie, a tym bardziej w kilku sezonach pod rząd to kwestia umiejętności – wypadkowej ciężkiej pracy i wrodzonych predyspozycji.
Po dłuższym zastanowieniu jestem zdania, że wędkarski sukces, rozumiany jako łowienie wielu ładnych ryb sezonie, często okazałych jest wprost proporcjonalny do sumy efektywnych czasów łowienia przemnożonych przez współczynniki głodu:

 

Dołączona grafika

 

Przez efektywny czas łowienia rozumiem moment, gdy atrakcyjna dla danych ryb przynęta znajduje się w odpowiednim miejscu w wodzie i jest prezentowana w sposób dla ryb interesujący. To znaczy musimy dobrze wybrać miejsce, czas łowienia, przynętę i jeszcze poprawnie ją poprowadzić. Wszystko musi się tu zgrać. Po uwzględnieniu współczynnika głodu, czyli miary aktywności ryb (powiedzmy nieżerująca głowacica - 1, boleń na tarle uklei - 10) osiągamy całkowity wynik. I tak przez cały sezon. Maksymalizujemy sumę iloczynów.
Na całkowity czas przeznaczony na wędkarskie wyprawy często nie mamy wpływu. Albo inaczej, w dużym stopniu jest od nas niezależny. Pasja jest niezwykle ważna, pozawala nam zachować równowagę, dostarcza radości, satysfakjci, ale nie może, nie powinna powodować zaniedbywania rodziny, czy pracy. Maksymalizacja czasu na wyprawy kosztem na przykład dzieci była by szaleństwem, głupotą. Tego Wam nie życzę.
Co więc możemy zrobić? W ramach dostępnego czasu możemy maksymalizować efektywny czas łowienia: skrócić dojazd, czas na przebranie, przyszykowanie sprzętu, dojście na łowisko. Możemy odłożyć rozmowy z kolegami na potem i być w pełni skupieni na łowieniu, nie oddawać byle jakich rzutów.

 

Dołączona grafika

 

Ja sam zawsze staram się „wyciągnąć” z wolnego czasu ile tylko się da. Między innymi dlatego wybieram szybciej zakładające się wodery połączone z gumowymi butami, czy też bardzo szybko poruszam się po kamienistych rafach. Nie, nie biegnę by pierwszy zająć tajne miejsce. Po prostu chcę łowić 10 minut dłużej. Niby mało, ale na 100 wyjść robi się już sporo dodatkowych godzin. Dodatkowych godzin, które pośrednio przekładają się na dodatkowe ryby.
Ponadto, by lepiej zarządzać czasem jeszcze w domu, ewentualnie w drodze na łowisko, na czerwonych światłach ustawiam sobie kilka budzików. Dzięki nim sprawniej rozdzielam czas pomiędzy miejsca oraz przynęty. Już wcześniej wiem, gdzie, jak długo i na co będę łowił.
Po maksymalizacji czynnika ilościowego pozostaje trudniejsze, czyli czynnik jakościowy. Coś pozornie nieuchwytnego, dzięki czemu wiemy kiedy i gdzie być nad wodą, jaką wybrać strategię, na jaką rybę się nastawić, jak się zachować, ale również co zmienić ze względu na szczególne, nieprzewidywalne warunki, niestandardowe zachowanie ryb, nagłą zmianę pogody, wymuszoną zmianę miejsca zajętego przez innego wędkarza. Tutaj nie ma prostej drogi. Liczą się skumulowane godziny nad wodą z całego naszego wędkarskiego życia. Ale, by nie było tak łatwo, jest to pewna wypadkowa ciężkiej pracy i indywidualnych zdolności, inteligencji. Nie wystarczy tylko nad wodą być. Trzeba ją bacznie obserwować i wyciągać słuszne wnioski. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej, c'est la vie!

 

Dołączona grafika

 

Powyższe zdjęcie to kwintesencja doświadczenia mojego wyspiarskiego przewodnika. Nie ma w nim nawet pixela przypadku. Czterdzieści minut spędzone tylko na tym, by w ciemnościach, z dala od brzegu dobrze postawić łódź z uwzględnieniem pory roku, fazy księżyca, zachmurzenia, godziny, silnego wiatru, pożądanej głębokości, ukształtowania dna…
Na koniec należy pamiętać, że przyda się też podstawa teoretyczna - czytanie, rozmowy oraz obserwacja bardziej doświadczanych wędkarzy. Najfajniej wszystko odrywać samemu, ale gdy do danego miejsca już nie wrócimy efektywniejsze będzie poleganie na doświadczeniu innych. Powodzenia!

 

Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń"




33 Komentarze

Zdjęcie
Rheinangler
26 paź 2020 18:48

Fajnie napisane Piotrze! Nie znam takiego wedkarza, ktory by czegos takiego jak opisales przynajmniej w jakims momencie swojego zycia nie doznal (mysle tu o ograniczeniu czasu na jedynie sluszne hobby ;)

Mysle, ze,- kto bedzie potrafil sie dobrze zoragnizowac nawet na krotkie wypady, ten w momencie gdy bedzie mial duuuuzo czasu, moze doznac wedkarskiej nirwany  ;)

Czego Tobie i tym co mysla przy lowieniu zycze :)  

Wpis bardzo trafny, aczkolwiek niektóre fragmenty przyprawiają o dreszcz. "odłożyć rozmowy z kolegami na potem", nie wiem czy to zależy od kwestii  podejścia do wędkarstwa, aczkolwiek bardziej cenie sobie przystanek na stacji benzynowej po kawę i rozmowę z kompanem wyprawy, i tym samym stratę kilku minut niż 15 rzutów więcej na łowisku ;)  

    • korol lubi to

Fajny artykuł Piotrek!

Nie napisałeś za to nic o maksymalizacji współczynnika głodu, a w tym zakresie też świetnie sobie radzisz, dzieląc całkowity czas łowienia na bardzo wiele krókich wypraw, co pozwala minimalizować czynnik szczęścia - jadąc na ryby na cały weekend raz w miesiącu można przyjąć, że elelement przypadkowości jest bardzo duży: ryby żerują albo nie żerują.

Jeżeli wędkarz jest na rybach np. 5 razy w tygodniu przez cały sezon to w zasadzie niemal na pewno (zgodnie z rozkładem normalnym) trafi na dni bardzo dobrego, jak i bardzo słabego żerowania, więc ogranicza element szczęscia w trafieniu na dobry dzień. A jeżeli dodać do tego jeszcze możliwość "przeciągnięcia" czasu łowienia w dni dobrego żerowania , to podwójnie zwiększa się prawdopodobieństwo sukcesu

Zdjęcie
wilczybilet
28 paź 2020 09:20

Piotrek, patrząc na Twoje wędkarskie sukcesy (zdjęcia ryb), podejście i sporą wiedzę w temacie, można krótko napisać - pełna profeska ;) :good: .

    • korol lubi to

Dziękuję za komentarze :)
Wydaje mi się, że dobra organizacja jest kluczem do sukcesu w wielu dziedzinach.
Tak się składa, że zawsze miałem sporo zajęć. Przykładowo dzienne studia (SGH, nie jakaś Siemiatycka Sorbona) łączyłem ze sportem, imprezami, dorywczą pracą, studiami podyplomowymi, zdobywaniem licencji zawodowych (makler). Ważne było, aby nie marnować czasu. Mogłem uczciwie spędzić 6 godzin w bibliotece, potem 1,5-2 na siłowni/basenie, a wieczorem/w nocy hucznie się bawić (albo grać w brydża). Oczywiście następnego dnia znów byłem w bibliotece.

Fragment z pogadankami pewnie brzmi brutalnie, ale tak to już jest. Jasno oddzielam spotkania towarzyskie, podczas których ryby mogą być fajnym bonusem od wypraw gdy po prostu chcę coś złowić.
Podobnie było z basenem. Od pierwszej do ostatniej minuty robiłem kolejne długości, żadnych pogadanek przy ściance, albo w jacuzzi. Gdy już coś robię, to na 100%.
Żeby nie było, podczas 2 ostatnich spotkań towarzyskich złowiłem 6 boleni, suma 150+ i sandacza 83, także tak też można. Ale przyznam się, że odpowiednio wybrałem terminy :)

Wojtek,
zawsze byłem przekonany, że 5 wyjść 1-2 godzinnych jest lepsze niż jeden cały, aczkolwiek przypadkowy dzień. Tak jak opisałeś - statystyka i rachunek prawdopodobieństwa. Akurat jestem "ścisły" do bólu :). Przy dobrych braniach w miarę możliwości wydłużam łowienie, a na tarle uklei biorę sobie wolne :) Największy pech, jak wypada ono w weekend...
Reszta, to wybór tych godzin oparty na wędkarskim doświadczeniu oraz rodzinno-zawodowej dostępności (przykładowo 9-11.00 na jednym  z bużańskich miejsc brzanowych, 14-16.00 na innym, czy też 2.30-3.30 na wiślanym miejscu boleniowo-sandaczowym).

    • womar lubi to
Zdjęcie
guciolucky
28 paź 2020 14:28
Patrząc z perspektywy obrabiania miejsca, które służy rybom za tzw szybkie żerowisko, powyższe doświadczenia mają jak najbardziej uzasadnienie... Natomiast dokładnie odwrotnie jest kiedy poznajemy nowy akwen i trzeba rozgryźć jego tajemnice lub eksplorować dziką rzekę bez przemiałów i innych, bankowych miejsc. Jeszcze inaczej kiedy trzeba ścigać się z rybami, które intensywnie pływają w plosie pokonując hektary toni a ich liczebności jest znikoma... w takim przypadku można nie złowić nic przez cały sezon jeśli przyjąć za pewnik proponowaną zależność.
    • womar i korol lubią to

Dzika rzeka to luz - mamy burty, przykosy, wyspy, połączenia ze starorzeczami, ostre zakręty, rafki, zwalone drzewa i zastoiska za nimi, w czasie przyboru zalaną roślinność przy brzegu. Moim zdaniem wystarczy wiedza uniwersalna.
Na początek wybieram dość krótkie (i w moim odczuciu "strategiczne") odcinki i obławiam dokładnie przez około 3 godziny. Idealnie, jak jest niżówka i mogę brodzić. Wyznaczam fragment, gdzie "musi" być jakiś drapieżnik. Po kilkunastu wyprawach mam już obraz. Na szczęście na moich ulubionych łowiskach ten etap już za mną  :)

Na wielkim akwenie na pewno nie ma zmiłuj i trzeba swoje wypływać. Zwłaszcza, że nie interesują nas szczupaki z płytkich zatok i górek, tylko ryby przemieszczające bez znaków szczególnych i nie wzdłuż starego koryta itd.
To co mi przychodzi do głowy to oznaczenie wszystkich miejsc z kontaktami, echo, trolling i ciągła komunikacja z innymi łodziami, coś jak przy morskim łowieniu.

Na takim Ebro (wiem to inny typ łowiska) nie pływałem na ślepo przez długie kilometry, tylko systematycznie obławiałem dość krótki fragment - stare koryto, okolice skalistych brzegów zwłaszcza przy zatokach, podwodne skaliste wygrzbiecenia oraz wystające skały. I tak w kółko i w kołko. Ale tam wpadłem w amok i łowiłem 23/24h...

Morał taki, że na każdym łowisku ustalamy indywidualną strategię. Czym lepiej je poznamy, tym strategia będzie skuteczniejsza, ale nigdy pewna :)

    • Guzu i Filip14 lubią to

ciekawa dyskusja, aż miło poczytać :)

    • Night_Walker i korol lubią to
Zdjęcie
karkoszek
29 paź 2020 08:26

Wspaniale! Mam identyczne podejście to organizacji czasu.

Prawie zawsze jestem ograniczony czasem - od momentu odstawienia dziecka do przedszkola do odbioru (pod warunkiem że tematy około-zawodowe mam ogarnięte).
Wyjazd na ryby zaczyna się już w domu, od momentu gdy fizycznie zaczynam się do niego przygotowywać.
Najpierw przebieranie - odzież odpowiednia do pory roku wisi w szafie w jednym miejscu, łącznie z ocieplaczami, kominami czapkami itd.
Potem garaż - zmieniam kapcie na kalosze, wyciągam i montuję dziobówkę i ekrany od echosond chowam do bagażnika.
Ściągam plandekę z łodzi, zakręcam korek, odpinam ładowarkę, zapinam na hak i jazda.
Na miejscu wodowanie to kilka minut - 2 pasy, zakładam ekrany, ściągam podporę silnika. Slipy w większości mam płytkie, co wymusza spychanie łodzi - zazwyczaj jej nie spycham, tylko się rozpędzam i hamuję, a ona sama zjeżdża :)

Dolot na łowisko nie 4 km/h, tylko 50 km/h.

Wędki gotowe, powiązane w bakiście, wystarczy złożyć składy i łowić.
 

Potem ktoś się dziwi w wątku o wodowaniu łodzi "Co ja robię z zaoszczędzonym czasem"... Właśnie to, rzucam!

Zdjęcie
Sleepy Jeezy
29 paź 2020 09:28

Ciekawe opisane, mam podobne przemyślenia jednak nie te same. Lubie porównywać sobie wędkarstwo do pokera- czyli gre umiejętności z elementem losowym :)  uważam że w sukcesie wędkarza przede wszystkim chodzi o spędzony czas nad wodą i doświadczenie jakie w wyniku tego zdobędzie.  Statystyka działa wszędzie i zawsze :)

Nie zgodzę się jedynie z "wspolczynnikiem głodu"- to że ryby żerują nie przekłada się w mojej opinii na sukces wędkarza. Oprócz żerowania ryba musi być prosta do namierzenia i mieć małą dostępność do swojego pokarmu- wtedy jest łatwa do złowienia :)

Co do strategi i planu łowienia pełna zgoda, szkoda że o tym nie piszą wędkarskie media tylko o "nowych przynętach otwierających wodę" natknąłem się na dobrą grafikę z tym:
122500484_2070053096463707_4586982777874

Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 10:31
Kiedy umiesz już łowić ryby, które chcesz łowić, zaczynasz zastanawiać się nad sensem podejmowania kolejnych sztuk...Po jakimś czasie okazuje się, że łowienie nie daje emocji i trzeba zrobić coś więcej. Najczęściej okazuje się, że łowisz w miejscach gdzie ryby są zwyczajnie podatne na złowienie lub łowisz gatunki, które masz już dobrze opanowane. Przychodzi czas na podjęcie wyzwań, czyli złowienie ryb tam gdzie wcześniej nikt ich nie łowił, tam gdzie jest ich mało a warunki nie sprzyjają szybkiemu łowieniu. Łowienie kolejnych ryb, podobne do wyciągania jaj z kurnika, nie nobilituje tak jak choćby kilka złowionych tam gdzie wcześniej nie dawały się złowić...Wymaga to tytanicznej pracy zarówno nad wodą jak i w zaciszu domowej pracowni gdzie trzeba zrobić przynęty pozwalające osiągnąć upragniony cel. Prawdziwy sukces nie przychodzi łatwo i niestety wymaga zarówno czasu jak i poświęceń... W zamian jednak można otrzymać emocje, warte każdej ceny.

Coś w tym jest. Jak pisał mój ulubiony ekonomista - "rozwój przez innowacje". Prawdopodobnie wędkarstwo wielu z nas polega na podejmowaniu kolejnych wyzwań. Na przykład w zeszłym roku wymyśliłem sobie i wprowadziłem w życie nocne łowienie brzan (brodzenie na środku Wisły w silnym nurcie). Dwa lata temu celowo łowiłem bolenie w późnym listopadzie w głębokich leniwych rynnach.

Moje wędkarstwo bardzo długo ewoluowało: najpierw była lekka przepływanka/przystawka w małej rzece, potem płocie na odległościówkę, leszcze na feedera, lekki spinning i masa okoni oraz szczupaków, nocne sandacze i sumy na metody naturalne, karpie i amury (plus leszcze, liny, karasie) na własne kulki proteinowe, sumy na duże żywce. Ostatecznie za najatrakcyjniejszy uznałem lekki rzeczny spinning i duże brzany. Na moich wodach nie ma nic fajniejszego. Lubię też łowić w nocy sumy brodząc po kamieniskach. Z uwagi na wysypowo-losowe występowanie na warszawskiej Wiśle sporą frajdę sprawiają mi większe sandacze. Gdybym mieszkał na południu większość czasu poświęcałbym głowacicy, na północy zaś trociom i łososiom..

 Nie chce mi się łowić okoni i szczupaków. W karpiach i sumach jestem właściwie spełniony. Mam na koncie bardzo fajne okazy i sporo gatunków. No może jeszcze 3 zostały, w szczególności piraiba...Boleni łowie dużo, ale też zwykle nie są głównym celem (po prostu warszawska Wisła w nie obfituje). Tylko czasem na tarle uklei, jesienne rynnowe, ewentualnie nocne. Nie widzę też sensu łowienia ryb w miejscach, gdzie jest ich ewidentnie mało, o ile nie są to na prawdę atrakcyjne okazy. Szkoda życia na szukanie igły.. 

Sporą frajdę sprawiają mi nowe rybki. Dlatego też na dalszy rozwój wybrałem "kierunek morski". Ciężko opisać, jak bardzo jestem wściekły w tym roku - wszystkie plany odłożone. Ale co się odwlecze...

Sleepy Jeezy,
założyłem, że znalezienie ryb mieści się już w "miejscu" jako składniku efektywnego czasu łowienia. Przyjmuję, że jeśli wszystko zrobimy dobrze pozostaje tylko kwestia żerowania/aktywności.
Co do przynęt, wiadomo są lepsze i gorsze, ale moim zdaniem to nie one głównym czynnikiem, po prostu muszą pasować do układanki.

    • Sleepy Jeezy i rav_id lubią to
Zdjęcie
Sleepy Jeezy
29 paź 2020 13:01

Sleepy Jeezy,
założyłem, że znalezienie ryb mieści się już w "miejscu" jako składniku efektywnego czasu łowienia. Przyjmuję, że jeśli wszystko zrobimy dobrze pozostaje tylko kwestia żerowania/aktywności.
Co do przynęt, wiadomo są lepsze i gorsze, ale moim zdaniem to nie one głównym czynnikiem, po prostu muszą pasować do układanki.

Widzę, musiało umknąć mi to "miejsce". W zasadzie mam tak samo jak Ty tylko stawiam znalezienie ryby o wiele wyżej niż jej "aktywność" którą na dobrą sprawę wędkarz nie jest w stanie zweryfikować wędką i widzę w tym pewny problem.

Bo cóż oznacza że ryba "żeruję"czy "jest aktywna"? to że widzisz żerowanie czy też to, że masz sporo brań?
To że masz brania może wynikać z dobrego wstrzelenia się w miejscówkę i rzucasz przynętę pod sam pysk lub swoim łowienie możesz skutecznie prowokować do ataku nieżerujące ryby.

Czy to jak widocznie bije boleń w drobnicę oznacza że łatwo będzie go złowić bo żeruję? Też niekoniecznie.

Niemniej  miło przeczytać że więcej wędkarzy myśli i kombinuje w podobny sposób :)

Co do przynęt to też uważam że to najmniej ważny aspekt wędkarstwa. Nie ma skutecznych przynęt, są jedynie skuteczni wędkarze :)
BTW jest dobry drinking game, odpalasz wedkarskiego youtuba i pijesz za każdym razem gdy usłyszysz:
-"otwiera wode"
-"robi robote"
-"nałowiła jak gnoju"

Trochę to śmieszne ale też trochę smutne. Poziom marketingowej narracji i kitu jaki wciska się wędkarzom jest tragiczny.
 

    • korol i wilczybilet lubią to
Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 13:39
Jeśli chodzi o kity z internetu to zgadzam się w 100%, natomiast całkowicie nie zgadzam się z twierdzeniem, że przynęta jest najmniej ważna. Oczywiście, kolejny wobler pracujący w typie takim a innym nie wnosi kompletnie nic, jednak są przynęty bez których nie jest możliwe skuteczne łowienie ryb w określonych sytuacjach czy miejscach, przynęty te nie są dostępne w handlu i nigdy nie będą. Skuteczne przynęty nigdy nie będą sprzedawały się masowo gdyż zwykle totalnie odbiegają od powszechnie znanych standardów, których 99,999% wędkarzy, szuka podświadomie, kojarząc je z danym gatunkiem ryb na jakie poluje. Dodam tylko, że wcześniejsze, opieram na podstawie nie tylko własnych doświadczeń ale również na wiedzy znanych producentów przynęt, którzy są również świetnymi wędkarzami. Choć potwierdziłem swoją tezę wielokrotniereprezentacyjnie to potwierdza to również cytat "Czy to jak widocznie bije boleń w drobnicę oznacza że łatwo będzie go złowić bo żeruję? Też niekoniecznie." Odpowiedź brzmi tak łatwo o ile masz odpowiednią przynętę. Sam nigdy nie zostawiam podobnej sytuacji samej sobie, tak długo pracuję, aż znajdę rozwiązanie, na początku trwało to latami, obecnie różnie, czasem dzień, weekend...zwykle nie dłużej niż jeden sezon. Każdy wędkarz, uzyskując pewien poziom, nie może być już lepszy czy gorszy od innych, może mieć tylko właśnie odpowiednie przynęty, które dają przewagę i/lub możliwość złowić rybę tam gdzie ona akurat jest a nie tam gdzie to ona "chce".
    • Guzu, Sławek Oppeln Bronikowski, Rheinangler i 2 innych osób lubią to

Zgadzam się i tego marketingu w ogóle nie biorę do głowy :)

Wracając do głodu, jest on ciężki do zdefiniowania, dlatego podałem dwa skrajne przypadki. Rybę której i tak w danej chwili nie złowimy i drugą która straciła ostrożność i bierze na niemal byle co w pierwszym rzucie pomimo tego, że wędkarz sobie stoi (a nie skrada jak zwykle) i rozmawia z kolegą.

Wydaje mi się, że to, czy ma on większe znaczenie od znalezienia ryb zależy od wody. W rybnych wodach, gdzie ryb jest dużo, np. Piaseczno, czy też wspomniane wyżej Ebro większe znaczenie ma właśnie głód.
Ale za to w naszych typowych przełowionych, przetrzebionych, ubogich, albo tam gdzie mocno migrują po zbiorniku zdecydowanie odnalezienie ryb.

Bijący boleń to już coś, bo wiadomo, że jest, no i jest głodny  :) Czyli można go złowić.
Zwykle to kwestia dobrania przynęty i odpowiedniego zachowania się nad wodą. Na przykład na śródrzecznej rafie z szybką wodą sprowadza się do kilku rzutów. Jak dla mnie najtrudniejsze są leszczowe klatki, gdzie przez cały sezon od rana do wieczora przewija się wielu wędkarzy. Dla ułatwienia jadę tam przed świtem, albo na rosnącej wodzie. A jak muszę w dzień, to odchudzony zestaw i niestandardowe przynęty....


 

Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 14:10
Przynęty dzielę na dwie grupy, pierwsza grupa to przynęty imitujące pokarm ryb, druga grupa to przynęty oddziałujące na odruch chwytania... O ile sam, przez zdecydowaną część życia, używałem wabików należących do grupy pierwszej to obecnie nie byłbym w stanie złowić na nie ryb, należących do populacji, którą właśnie eksploatuję. Czas jaki potrzebowałem na zdobycie, potrzebnych mi rozwiązań, wynikał z potrzeby poznania mechanizmów, które wywołują pożądane reakcje u ryb a później na tym jak uzyskać owe cechy w przynęcie, ostatnie było niesłychanie czasochłonne, choć ostatecznie fizycznie błache i łatwe do wykonania.
    • Sławek Oppeln Bronikowski, Rheinangler, malinabar i 3 innych osób lubią to
Zdjęcie
Sleepy Jeezy
29 paź 2020 14:14

Jeśli chodzi o kity z internetu to zgadzam się w 100%, natomiast całkowicie nie zgadzam się z twierdzeniem, że przynęta jest najmniej ważna. ...

...Każdy wędkarz, uzyskując pewien poziom, nie może być już lepszy czy gorszy od innych, może mieć tylko właśnie odpowiednie przynęty, które dają przewagę i/lub możliwość złowić rybę tam gdzie ona akurat jest a nie tam gdzie to ona "chce".

Cóż w takim razie się nie zgadzamy :)
Jestem zdania jak @korol napisał, przynęta to ostatni element układanki. To znaczy, jak określisz ze przynęta musi być prowadzona na X głębokości, z X prędkością ,mieć X wielkość, robić X zamieszanie w wodzie i mieć X kolor- to dalej jest kompletnie obojętne czego użyjesz. Czy rękodzielnik "dopracowywał: woblera przez pół swojego życia czy będzie to prosty odlew z ali.
Nawet jeśli przynęty były "skuteczne" i tak nic ci po niej jak nie wiesz gdzie i kiedy rzucić :)

Narracja "skuteczności przynęty" jest usilnie prowadzona przez zespoły marketingowe producentów, twórców przynęt i wędkarzy, którzy łykają z łatwością tą ściemę bo muszą usprawiedliwić przed sobą samym wydanie hajsów na setki przynęt, które chcieli by mieć. Nie ukrywajmy, sprzęt wędkarski to zabawki dla dużych chłopców :D

Sam mam wiele wypchanych pudeł ale jestem ze sobą zupełnie szczery, kupuje bardziej kolekcjonerko, nie łudzę się że twitchowy megabass za 100 zl złowi więcej ryb niż Siek za 18zl :D

Przynęta może być dobrze dobrana do warunków, wtedy jest "skuteczna" ale jest to zasługa wędkarza a nie przynęty. Z mojej strony to tyle bo temat jest bardzo ciężki do udowodnienia, a mnie nie interesuje przerzucanie się historyjkami i przykładami. Moje zdanie przedstawiłem :) Jak jest naprawdę wiedzą tylko ryby

Zdjęcie
Sleepy Jeezy
29 paź 2020 14:16

Cała reszta i ta otoczka to dla mnie dorabianie niepotrzebnych ideologi i komplikowanie prostych rzeczy. Ryby nie są skomplikowane. Do ich złowienia nie trzeba kosmicznych koncepcji i technologi :D

    • eRKa lubi to

Cała reszta i ta otoczka to dla mnie dorabianie niepotrzebnych ideologi i komplikowanie prostych rzeczy. Ryby nie są skomplikowane. Do ich złowienia nie trzeba kosmicznych koncepcji i technologi :D

Dokładnie tak - można na marchewkę - a no można jak ryby są... Wypatrzony gdzieś tam w dołku w rzece szczupak też w taki sposób dałby się złowić. Wspominane przez Kolegów działania marketingowe - poszły w lud. Teraz każdy szanujący się producent przynęt spędza "setki godzin" na testowaniu. Tylko dlaczego instrukcji obsługi nie dołącza?

 

Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 16:05
Myślę, że aby zrozumieć co chciałem przekazać, trzeba mieć sporą praktykę w łowienia ryb reofilnych, bytujących w naturalnych jeziorach o nielicznej populacji przedstawicieli owej grupy. Starając się poznać ludzi, fascynujących się podobnym, do mojego zainteresowania, tematem nie natknąłem się na ani jednego... Stąd rozumiem i szanuję pogląd kolegi na moje doświadczenia.

Naturalnie, że łowienie ryb jest proste i zawsze było dość plebejską rozrywką. Mimo jednak swej prostoty i zaangażowania dość prostych narzędzi, istnieje wiele rozwiązań, które nadal, podkreślam choć proste, nie zostały wdrożone i nie znalazły się w orężu wędkarzy.

Przynęty o których wspomniałem nie mają związku z kolorami ani większością parametrów, porządnych w popularnych przynętach.

Udowodnienie moich doświadczeń jest proste, jednak z racji tego, że nie zależy mi na tym, nie podejmuję się tego, niemniej, często jest to mimowolnie
obserwowane wśród wędkarzy i ichtiologów łowiących ryby w należącym do UWM-u, jeziorze Kortowskim.
    • Guzu, Sławek Oppeln Bronikowski, malinabar i 3 innych osób lubią to

guciolucky,
tak mocno się wyspecjalizowałeś, że teraz brakuje Ci rozmówców :)
Ciężko mi się odnieść do opisanych warunków, sam łowie w zupełnie innych. Ale temat ciekawy, może kiedyś będziesz miał wolę i czas aby szerzej opisać swoje doświadczenia. Ja na pewno przeczytam z dużą przyjemnością.

Ale na pewno nie zgodzę się co do plebejskiej rozrywki. Wielu możnych tego świata łowi, albo łowiło ryby (bo już nie żyją). I nie mam tu na myśli naszego Naczelnika i Prezydenta..


eRka,
dwóch producentów dołączało instrukcję. Niestety pozostał już tylko jeden.

    • eRKa lubi to
Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 18:16
Rozrywka jest plebejska gdyż dostępna od zawsze dla każdego i nie wymaga talentu czy wrażliwości, w odróżnieniu od choćby; polo, golfa, gry na saksofonie i wielu innych wymagających zdecydowanie większego udziału środków, predyspozycji itd... To, że od zawsze możni lubowali się w plebejskich rozrywkach nie wyłącza ich ze zbioru, takowych, w tej grupie mieści się również ogólnie pojęta somatyczność ;)
    • Mysha i Rheinangler lubią to
Zdjęcie
Maciej1979
29 paź 2020 20:21

Kiedy umiesz już łowić ryby, które chcesz łowić, zaczynasz zastanawiać się nad sensem podejmowania kolejnych sztuk...Po jakimś czasie okazuje się, że łowienie nie daje emocji i trzeba zrobić coś więcej. Najczęściej okazuje się, że łowisz w miejscach gdzie ryby są zwyczajnie podatne na złowienie lub łowisz gatunki, które masz już dobrze opanowane. Przychodzi czas na podjęcie wyzwań, czyli złowienie ryb tam gdzie wcześniej nikt ich nie łowił, tam gdzie jest ich mało a warunki nie sprzyjają szybkiemu łowieniu. Łowienie kolejnych ryb, podobne do wyciągania jaj z kurnika, nie nobilituje tak jak choćby kilka złowionych tam gdzie wcześniej nie dawały się złowić...Wymaga to tytanicznej pracy zarówno nad wodą jak i w zaciszu domowej pracowni gdzie trzeba zrobić przynęty pozwalające osiągnąć upragniony cel. Prawdziwy sukces nie przychodzi łatwo i niestety wymaga zarówno czasu jak i poświęceń... W zamian jednak można otrzymać emocje, warte każdej ceny.

Ten tekst powinien być wyryty w kamiennej tablicy nad wejściem do każdej siedziby PZW.

    • klosskuba lubi to
Zdjęcie
guciolucky
29 paź 2020 20:45
Zwykle mimo, że się staram i chcę "normalnie" rozmawiać ze "zdrowymi czy normalnymi" ludźmi to często wychodzi, że nie jestem rozumiany, co wyraża powyższy post...znam tylko kilka osób, które mnie rozumieją, cóż może taka już dola aspergera...
    • Sławek Oppeln Bronikowski i coma lubią to
Zdjęcie
Maciej1979
29 paź 2020 21:03

Bez urazy,żle mnie odebrałeś,chodziło mi o to że idealnie opisałeś stan naszych wód.Od momentu,,Przychodzi czas na podjęcie wyzwań..."Ale przy okazji dowiedziałem się co to asperger.I znalazłem coś takiego

-mają problemy ze zrozumieniem żartów i znaczeń dosłownych;

 

Pozdrawiam.