Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1194 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1149 gości, 2 anonimowych

Google, psulek, j1001, Bing, Wojtek Krasnopolski, Gary, Sebaseba, domino, Olsztynteam, killer zander, Japi, Piotr O., woojtek13, Figura_007, 100icki, Rybak98, Mts1991, Pluszszcz, Sebulba, markus383, malinabar, Maciej W., SzczupakRzeczny, czarny1, 5384, Okonek@123, Daron, LissioR, Valo, doktorek, Pavko, Darek_W, nevis, klosiu44, _Junak_, Archanioł, gracek, Akshen, włóczy kij, tykrysek1, morrum, xnt@, Jankaraś, mario70, Elatios


- - - - -

Kamienne Szczupaki..........


Cały wrzesień na wylocie­
W tym roku miałem szczęście spędzić większą część września poza domem, łowiąc ryby w szwedzkich szkierach. Czy było warto spędzić tyle czasu poza domem? Przeczytajcie i oceńcie sami!

„Friendly guide”
Na początku września pojechałem na wyprawę grupową w dobrze znany mi szwedzki rejon, żeby rozgrzać się przed właściwym przewodniczeniem. Miałem nadzieję, że mimo gorącego lata woda w dniu naszego przyjazdu będzie już prawdziwie jesienna – roślinność zacznie powoli opadać, temperatura wody wahać się będzie w przedziale 13 – 15stopni, zaś słońce nie będzie już tak bardzo nam dokuczać. Cóż, nawet nie wiedziałem, jak bardzo się mylę!

Letnie łowienie, 2-3ryby dziennie...
Dokładnie taką informację otrzymaliśmy po przyjeździe na miejsce. Takie słowa zawsze potrafią podciąć skrzydła, nie mniej stwierdziłem, że jak zawsze jest to „dramat trochę na wyrost”. Około 15 byliśmy już z Andrzejem zwarci i gotowi do wypłynięcia. Postanowiłem, że napłyniemy na moje ulubione miejscówki, w których ryby były praktycznie zawsze o tej porze roku. Ustawiliśmy się w okolicy „magicznego mostku” i bardzo szybko przekonaliśmy się, że padający deszcz i zaciągnięte niebo podziałały wyraźnie motywująco na cętkowanych drapieżców. W ciągu 15minut zaliczyłem 8 kontaktów ze szczupakami, z których żaden nie był mniejszy niż 75cm. Właśnie – kontaktów! I na tym się tego dnia kończyło – wszystkie duże ryby jedynie „szturały” pyskiem przynętę, bez entuzjazmu właściwego jesiennym żarłokom.

W ciągu trwającego jedynie cztery godziny wypłynięcia złowiłem jedynie cztery ryby, z których żadna nie przekroczyła 80cm – byłem faktycznie rozczarowany. Pocieszała mnie jedynie ilość kontaktów ze szczupakami. Z kolei mój „podopieczny”, który stawiał pierwsze kroki w jerkowym rzemiośle złowił 2 szczupaki,w tym nieprzyzwoicie grubą 76-tkę.

Dzień konia
Następny dzień przywitał nas porywistym wiatrem, który w znacznym stopniu utrudniał nam pływanie. Ja jednak się nie poddawałem i napłynęliśmy na Zatokę Żeglarza. W krótkim czasie złowiłem tam kilka „sześćdziesiątaków”... Niestety, mimo że łowiłem przeszło 30-centymetrowymi przynętami nie udało mi się przeskoczyć tego standardowego gabarytu. Jako że nie mogliśmy namierzyć dużych ryb, które nas interesowały najbardziej – szybko zmieniliśmy miejsce. Tu znowu czekało mnie rozczarowanie – kilka zwiadowczych rzutów pokazało że raczej nie będziemy mieli na co liczyć w „Lujowej”. Nie mniej konsekwentnie przeczesaliśmy cały obszar rozległej płytkiej zatoki – efekt był arcymizerny – złowiłem 2 ryby, z których żadna nie przekroczyła 70cm. Aż do końca dnia łowiliśmy w oddzielonych od szkieru zatokach, w których woda jest prawie zawsze trącona. Tutaj miałem nadzieje na dobre wyniki właśnie dzięki miernej przejrzystości wody. Pomimo flauty i lampy szczupaki w takich warunkach zdecydowanie lepiej reagują na przynętę niż w prześwietlonej, krystalicznie czystej wodzie. Nie mogę nazwać wyboru miejscówki strzałem w dziesiątkę, nie mniej – wreszcie udało nam się namierzyć te „lepsze” średniaki. Wszystkie łowione przeze mnie ryby były najpewniej „w zmowie gabarytowej”, bowiem długość wszystkich szczupaków wahała się pomiędzy 70 a 75cm.




Dołączona grafika


Wreszcie „moi goście” też odnotowali pierwsze brania. Trzeba powiedzieć, że wykazali się ogromnym hartem ducha, ponieważ nie narzekali pomimo że ja łowiłem ryby przez cały dzień, a oni zanotowali pierwsze skubnięcia dopiero w okolicach godziny 15.

Pod koniec dnia przyszedł czas na podsumowanie – miałem 12 ryb i drugie tyle kontaktów. Andrzej i Paweł zaliczyli po 1 szczupaku, podobnie wyglądała sytuacja w sąsiednich domkach – nikt nie przekroczył 3 ryb. Pocieszająca natomiast była informacja o pierwszej złowionej 80-tce, którą w takich warunkach można już uznać za godną rybę.

Ciąg dalszy niepowodzeń i panaceum
Nie ma sensu opisywać kolejnych dni, nie mniej można powiedzieć, że byliśmy jedyną załogą na wodzie, która miała dosyć powtarzalne wyniki. Za wyjątkiem poniedziałku i niedzieli – codziennie łowiliśmy ryby w przedziale 80-86cm. Do środy miałem dość czasu, by przemyśleć taktykę – coraz bardziej dorastałem do odległej pielgrzymki do sąsiedniego szkieru. Byłem bowiem niemal pewien, że u nas nie ma aktywnych ryb.


Dołączona grafika


Po wtorkowej mizerii (tzn. 5-6 rybach na głowę) okraszonej wieczorną 86-tką, już wiedziałem, że o ile pogoda pozwoli będziemy robić wyłącznie odległe „wojaże”.

Dołączona grafika

Wieczorne 86-centymetrów Pawła


Jak pomyślałem, tak zrobiłem i w środę o godzinie 5 rano skierowaliśmy się w stronę Zatoki Wspomnień. W trakcie drogi mieliśmy okazję obserwować piękny wschód słońca i podnoszące się znad wody kłęby mgły. Nadzieje były duże, zwłaszcza że poprzednie dni nie były dla nas zbyt łaskawe.


Dołączona grafika

Skały u wlotu "Zatoki"


Bardzo szybko okazało się, że ta „wycieczka” była strzałem w dziesiątkę. W ciągu pierwszych godzin mieliśmy na koncie około 15ryb i drugie tyle kontaktów. Słońce prażyło niemiłosiernie, jednak my się nie poddawaliśmy i wciąż męczyliśmy nasze ukochane szczupaki. Jednak tego dnia brały głównie średniej wielkości esoksy, których długość wahała się w przedziale 60-65cm; nie odnotowaliśmy nawet podejrzenia obecności dużej ryby. Około 11 nastąpił przełom – wpłynęliśmy w niewielką zatokę, która na ogół darzyła dobrymi rybami. Tutaj nasza passa się odwróciła – już w pierwszych rzutach widziałem atak sporej ryby na mojego Big Bandita. W drugim rzucie w to samo miejsce sytuacja się powtórzyła. BAM! Czuję mocne uderzenie, tym razem ryba „siedzi”! Krótki siłowy hol, kilka odjazdów i rozpaczliwa próba postawienia świecy przy burcie. Szybko podbieram szczupaka, mierzymy go – miarka wskazuje 86cm. Krótka sesja fotograficzna i ryba wraca z powrotem do wody.

Dołączona grafika


Do końca dnia złowiliśmy kilka ryb o długości nieznacznie przekraczającej 70cm, resztę naszych zdobyczy stanowiły szczupaczki w przedziale 50-65cm. Bilans zamknęliśmy z przeszło 20 rybami na głowę. Jak się okazało w bazie – była to wielokrotność wyników osiąganych w naszych rejonach.

Dołączona grafika


Dołączona grafika


I tak dalej aż do niedzieli
Zrobiliśmy jeden dzień przerwy – zamiast wrócić nazajutrz do „Zatoki Marzeń”, zafundowałem chłopakom objazdówkę i ostre rycie najbliższego sąsiedztwa naszego ośrodka. Mogę powiedzieć, że był to jeden z najgorszych pomysłów, na jakie wpadłem w czasie tego wyjazdu. Doświadczyliśmy wędkarskiej posuchy w najgorszym tego słowa znaczeniu.







Dołączona grafika

Ciężkie chwile rekompensowały nam zapierające dech w piersiach widoki...


Sytuacja była na tyle dramatyczna, że napłynąłem na miejsca, w których ryby pojawiają się jedynie na krótki czas i to w ściśle określonych warunkach. Warunki te nie przypominają przedłużonego lata a raczej późną jesień - nie mniej w takiej sytuacji zawsze warto próbować! W końcu łowią tylko ci, którzy potrafią dać z siebie coś więcej nad wodą.

Dopiero o godzinie 14. odnotowaliśmy pierwsze brania. Bilans nie był porażający – od 3 do 5 ryb na głowę i kilkanaście okoni, których długość przekraczała 30cm. Wyróżnił się Paweł – złowił piękną 86-centymetrową „mamuśkę”! I to w jakim stylu! Obudził się po krótkiej drzemce, oznajmił nam, że właśnie tutaj złowi rybę. Parsknąłem śmiechem, Andrzej mi zawtórował, a Paweł jak gdyby nigdy nic w 3 rzucie wyciąga wcześniej wspomnianą rybę!


Dołączona grafika


W piątek znowu powróciliśmy na „Zatokę Marzeń”.

Dołączona grafika

Poranna "mgiełka", która nas witała w drodze do "Zatoki"...


Po raz kolejny miejsce to obdarzyło nas pięknymi (jak na panujące wówczas warunki) rybami. Tym razem nie mogliśmy tak grymasić jak podczas poprzedniej „wycieczki”. Gabaryty łowionych szczupaków były zdecydowanie lepsze niż to, czego doświadczyliśmy podczas poprzedniego wypadu do „Zatoki Marzeń”. Nie złowiliśmy ani jednego szczupaka mniejszego niż 70cm, ale, ale... Niestety tylko jedna ryba długości 81cm została przeze mnie złowiona, cała reszta nie „wyskoczyła” wiele ponad standardowe 75cm.

Dołączona grafika

Ta "ponadgabarytowa"...


Trzeba powiedzieć, że tego dnia nie mieliśmy czasu, żeby się nudzić. Jeśli mieliśmy już dość szczupaków – łowiliśmy okonie. Nie były to 25-centymetrowe zdechlaki, a prawdziwe garbusy, z których każdy mierzył przeszło 40cm. Takich ryb złowiliśmy tego dnia ponad 30, jeśli zaś chodzi o szczupaki – po raz kolejny przekroczyliśmy 40 sztuk.

Dołączona grafika


W sobotę wypłynęliśmy wcześnie rano; na wodzie przywitał nas porywisty wiatr i fale, których wysokość sięgała przeszło 2 metrów. Taka pogoda niemal dawała gwarancję złowienia „godnych ryb” i tak też się stało. Do około 9 złowiliśmy po kilka ryb w przedziale 75-85cm.

Dołączona grafika


Przy okazji zaliczyliśmy po kilkanaście kontaktów ze szczupakami – ryby były na tyle zaangażowane, że zmasakrowały mojego Pig Shada! Później spłynęliśmy do ośrodka na szybkie śniadanie i Paweł oświadczył, że już dość się nałowił. Nadeszła więc pora na Andrzeja, który cały czas odczuwał wędkarski niedosyt. Miałem utrudnione zadanie, bowiem mogliśmy łowić jedynie na niewielkim obszarze szkieru z powodu silnego wiatru i wysokich fal. Złowiliśmy kilka szczupaków w granicach 70cm (tym razem dla odmiany rządziły jerki!), zaś Andrzej zamknął łowienie taką oto rybą:

Dołączona grafika


W niedzielę nikt nawet nie miał ochoty wypływać. Nie tylko byliśmy zmęczeni, ale chimeryczna aktywność szczupaków dała nam porządnie w kość. Mimo że rzadko kiedy przejmuję się niepowodzeniami, muszę powiedzieć że ten wyjazd dał mi porządnie w kość. Nie tylko ze względu na długie nocne posiedzenia, lecz także (a może zwłaszcza) ze względu na mizerną aktywność szczupaków. Cóż takie właśnie bywają szczupaki, nie tylko w Polsce, czy Szwecji, lecz na całym świecie. Szczęśliwie tydzień po powrocie czekał mnie kolejny wyjazd, tym razem nieco bardziej poważny!

***

Wydawać by się mogło, że to już koniec na ten rok – nic bardziej mylnego! 6 dni po powrocie ponownie pakowałem walizki i przygotowywałem się do wyjazdu do Szwecji. Tym razem pełniłem znacznie bardziej poważną rolę, byłem bowiem przewodnikiem dla zorganizowanej grupy wędkarskiej. Po rozmowie z naszym gospodarzem powiało optymizmem – najświeższe doniesienia znad wody mówiły o sporej ilości ryb, których długość przekroczyła 100cm. Największa z wczesnojesiennych mamusiek mierzyła 116cm!

W całkiem niezłych nastrojach weszliśmy na pokład promu, niecierpliwie wyczekując nadchodzącego poranka. Mieliśmy sporo czasu, by podyskutować przy wieczornym piwie i snuć wędkarskie opowieści, wspominając zarówno wygrane jak i porażki, które odnieśliśmy w trakcie poprzednich wypraw. Płynęliśmy przeszło 11 godzin, jednak nikt z nas praktycznie nie odczuł czasu trwania rejsu. Wydawać by się mogło, że znaleźliśmy się w Karlskronie po raptem 3, może 4 godzinach.

W telegraficznym skrócie
O całym wyjeździe długo mógłbym pisać, racząc wszystkich szczegółami i różnego rodzaju smaczkami – myślę jednak, że ciekawiej będzie ograniczyć się do zdjęć i krótkiego sprawozdania. Pierwszego dnia przywitało nas załamanie pogody – niestety nie zaczęło padać, było wręcz odwrotnie – deszczowe chmury po przeszło tygodniu ustąpiły miejsca słońcu na tle czystego nieba. Z kolei słupki rtęci w termometrach poszybowały znacząco w górę, zatrzymując się na około 20 stopniach w cieniu.

Dołączona grafika

Ten urokliwy zakątek, odkryliśmy za późno. Ryby już "gryzły", więc nie było czasu, żeby się wylegiwać ;-)


W ciągu pierwszych dwóch dni woda dała nam prawdziwą lekcję pokory. Miejscówki, które dotychczas można było nazwać bankówkami, nie darzyły szczupakami zbyt hojnie; zaś flauta i nieznośna „lampa” skutecznie podkopywały nasze morale.

Dołączona grafika


Dość powiedzieć, że w ciągu dwóch pierwszych dni zostało złowionych zaledwie kilka ryb mierzących więcej niż 80cm, spośród których największa miała zaledwie 89cm. Resztę stanowiły szczupaczki w przedziale 60-70cm.

Dołączona grafika

"Kabel", który ożył. A miałem nadzieję na okonia życia...


Dopiero we wtorek dość mocno powiało, a razem z wiatrem i zaciągniętym chmurami niebem optymizm wstąpił w nas na nowo. Tym razem intuicja nas nie zawiodła! Był to pierwszy dzień, kiedy szczupaki zaczęły wreszcie z nami współpracować. Nie było mowy o delikatnym trącaniu pyskiem i przyglądaniu się przynętom, które dotychczas ryby zaprezentowały. Szczupaki z Blekinge pokazały swoje prawdziwe oblicze, które zdążyłem poznać podczas poprzednich wyjazdów. Nie było zbytniego grymaszenia – ważne było jedno: przynęta musiała znaleźć się w zasięgu pyska ryby!Tego dnia nikt niestety nie przekroczył magicznych 100cm, jednak ryby, których długość przekraczała 80cm były łowione często i ich widok nie cieszył nikogo już tak bardzo jak w ciągu pierwszych dwóch dni pobytu. Każdy z nas ostrzył sobie zęby na więcej! (które, nota bene, miało nadejść już wkrótce!)

W środę wiatr wciąż się utrzymywał, czemu towarzyszyły dosyć wysokie fale (około 1,5-2metrowe), jednak miejsce chmur zajęło błękitne, pozbawione jakichkolwiek skaz niebo. Tego dnia szczupaki z Blekinge pokazały pazury! Pomimo trudnych warunków uparcie łowiliśmy w okolicy kamiennych wysp i wysepek – zrezygnowaliśmy z zatok, które nie dość że nieco się nam przejadły, to jeszcze wciąż „nie działały jak powinny”.

Dołączona grafika


Dołączona grafika

Efekty "wietrznej" środy


„Kamienne szczupaki” nie dość, że były niesamowicie grube i silne, to jeszcze cieszyły nasze oczy pięknym, złotawym odcieniem! Takich ryb praktycznie nie spotyka się poza szkierami! Właśnie w środę została złowiona pierwsza nasza metrówka – dała naprawdę nieźle popalić Radkowi! Cały hol był pełen emocji i zwrotów akcji, jednak wszystko skończyło się dokładnie tak jak powinno – krótką sesją zdjęciową i szybkim powrotem mamuśki do wody.

Dołączona grafika


Dołączona grafika

Nieco mniejszy brat Radkowej metrówki


Nie trudno się domyślić, że tego dnia zestawienie otwierała 102-centymetrowa zdobycz Radka, jednak reszta nie mogła grymasić – każdy złowił przynajmniej dwie ryby o długości przekraczającej 80cm i nieprzyzwoitą ilość średniaków, z których najmniejszy mierzył 69cm.

Dołączona grafika


Do końca wyjazdu została złowiona jeszcze jedna metrówka – tym razem było to znacznie bardziej podniosłe wydarzenie; okazało się bowiem że 104-centymetrowy szczupak stał się nową życiówką Michała! Ryba była jeszcze bardziej szalona niż mamuśka Radka! Pomimo naprawdę mocarnego sprzętu, zmagania z rybą trwały przeszło 15minut(!!). Ryba nie miała litości, za każdym razem, gdy tylko zbliżała się do burty, nagle zrywała się w stronę kamiennej wyspy i łanów otaczającej ją roślinności, snując kolejne metry plecionki z multiplikatora.

Dołączona grafika

"Kamienny" PB Michała!


Popis, który dała na długo zostanie w naszej pamięci! Warto wspomnieć, że w trakcie holu 104-ki doszło do niezbyt częstej sytuacji, jaką jest TRYPLET – i to jaki! Jak się finalnie okazało, na łodzi wyholowano wówczas „dwa i pół metra ryby”. Rafi nie był wiele gorszy od Michała – bowiem złowił 91-centymetrowego szczupaka, zaś Jacek zamknął stawkę 60-centymetrowym dyżurniakiem.

Dołączona grafika

W podobnej scenerii chłopaki zmagali się ze 104-ką


Niestety dziewięćdziesiątak Rafiego nie doczekał się sesji fotograficznej, bowiem i on i Jacek byli zbyt zaaferowani holem metrówki. Michał nie był jedynym uczestnikiem wyjazdu, który pobił swoją życiówkę – podobnego wyczynu dokonał również Olo.

Dołączona grafika

„Niestety” jego zdobyczy zabrakło zaledwie 4cm, by przkeroczyć mgiczny próg 100cm.


Dołączona grafika


Nadszedł więc czas na podsumowanie! Poza dwiema metrówkami, złowiliśmy masę ryb w przedziale 80-89cm, kilkakrtonie dublując większość spośród tych długości. Niestety nie wyczerpaliśmy w pełni przedziału 90-99cm, więc miejmy nadzieję, że następnym razem ta sztuka nam się uda!

Dołączona grafika

Kolejny skalny grubas


Dołączona grafika

... gdyby ktoś pytał o okonie...


Kiedy będzie ten następny raz? Najpewniej już w marcu! Oczywiście jesienią też zawitamy w okolice Blekinge – będziemy łowić od września do października!

EMMS, Michał (2015)
  • Zed Zgred lubi to


25 Komentarze

Świetnie się czyta w taki dzień jak dzisiaj .... i zdjęcia i ryby ... ach byle do wiosny :)

Michał... good job!

Naprawdę fajny wyjazd mieliście, następnym razem może mnie też zabierzecie  ;) 

Michał świetny wyjazd i świetnie opisany :)

Michał świetny wyjazd i świetnie opisany :)

 

Seba to Twój debiut z wstawianiem artykułów na j.pl. Wyśmienicie przygotowane! Dziękuję! 

Świetny tekst , pokazuje z jaka pokorą trzeba podchodzić do ryb-nawet w Szwecji.

Świetny tekst , pokazuje z jaka pokorą trzeba podchodzić do ryb-nawet w Szwecji.

Tekst świetny.

Ale z tą pokorą to się nie zgodzę . Z pokorą to podchodzimy do szczupaków na naszych łowiskach.

Tam nawet jak nie biorą to wychodzą i szczypią przynęty. 

Świetnie się czytało. Po raz kolejny potwierdza się kwestia odpowiedniego trafienia w pogodę ale i uporu w szukaniu ryb.

Dzięki za dobre przyjęcie i ciepłe słowa! ;) Może jeszcze do końca roku jakieś krokodyle się zameldują, to kolejny tekst zostanie wysmażony, a jeśli nie - pozostaje czekać do wiosny :D

    • BOB lubi to

Tekst mega - idealnie wpasowuje się w jesienną tęsknotę za szwedzkim wybrzeżem :-)

 

Tekst świetny.

Ale z tą pokorą to się nie zgodzę . Z pokorą to podchodzimy do szczupaków na naszych łowiskach.

Tam nawet jak nie biorą to wychodzą i szczypią przynęty. 

 

wychodzą, szczypią - fakt! ale mimo wszystko nawet w tak rybnych wodach można dostać w tyłek :-)

ja bym powiedział, że do szwedzkich łowisk podchodzę z pokorą, a do polskich....ze zdziwieniem (jak już się coś uwiesi ;-) )

    • Rodu lubi to

Dzięki za dobre przyjęcie i ciepłe słowa! ;) Może jeszcze do końca roku jakieś krokodyle się zameldują, to kolejny tekst zostanie wysmażony, a jeśli nie - pozostaje czekać do wiosny :D

Jak ja nie lubię ! czytać takich tekstów !!! ;)  :)

Od razu sie nakręcam i tak już pozostaje do następnego, tak odległego wyjazdu :P  :D

Dobrze opisałeś "normalność" wszystkich stuprocentowych łowisk. Skutecznie uczą pokory.

Jak jadę do Szwecji z kolegami o małym lub żadnym doświadczeniu w połowach "gwarantowanych" metrówek w tych gwarantowanych łowiskach, zadaję im pytanie: czy wiedzą czym sie różni łowienie w Szwecji i Polsce?

- Otórz niczym. Tylko jak tam nie łowimy ryb, oznacza to , że nie wiemy jak się do nich dobrać choć na pewno są. Natomiast w Polsce nigdy nie wiadomo czy nie pływamy w kłóko w studni  ;)

Michałku, gratuluję życiówki i pozdrawiam.

    • remek lubi to

Fajny wyjazd.....tylko pisząć o pływaniu przy  przeszło 2 metrowych falach to chyba Cie troszke fantazja poniosła :)

Niezupełnie, wiatr 8-9m/s właśnie taki daje efekt na wodzie. a w zasadzie przedział 1,5-2m wysokości

myślę, że trochę zależy też od zbiornika (kształt?), ale mogę sie mylić.

 

ja przez 2 lata na szkierach miałem dni z 11-12 m/s i chyba aż 2 metrów nie było, co nie zmienia faktu, że taki wiatr dla mnie wyklkucza bezpieczne pływanie.

No tak, ale duża cześć obszaru na którym łowili (Blekinge) to właściwie otwarte morze, w przelotach między miejscówkami tak mogło być...

Michał popraw mnie jeśli się mylę...

ja tego absolutnie nie kwestionuję. byłem tylko ciekaw, bo wg moich obserwacji nawet nieco większy wiatr może dawać fale bardzo niebezpieczne, ale mimo wszystko nieco mniejsze.

pewnie zależy to od obszaru, na którym wieje - tego nie wiem.

Koledzy, nie tylko wysokość fali ma znaczenie dla bezpieczeństwa. Nie można zapominać o jej okresie ;)

W skrócie i uproszczeniu - im dłuższy okres fali, tym po większych można pływać oczywiście zakładam że instynkt samozachowawczy i rozsądek na wystarczającym poziomie.

Na przełomie września i października też pływałem łupinką w tym rejonie. Były dni, kiedy opuszczenie zatok i zwiedzanie otwartej wody było.... niemądre. Fala nie była jakoś strasznie wysoka, ale krótka i bujało krypą jak szatan ;)

    • BOB lubi to
Zdjęcie
TomekSudety
02 lis 2015 13:22

Panie komu się chce teraz to skrobać.... ;)    

Piękne zdjęcia, gratulacje.

Koledzy, nie tylko wysokość fali ma znaczenie dla bezpieczeństwa. Nie można zapominać o jej okresie ;)

W skrócie i uproszczeniu - im dłuższy okres fali, tym po większych można pływać oczywiście zakładam że instynkt samozachowawczy i rozsądek na wystarczającym poziomie.

Na przełomie września i października też pływałem łupinką w tym rejonie. Były dni, kiedy opuszczenie zatok i zwiedzanie otwartej wody było.... niemądre. Fala nie była jakoś strasznie wysoka, ale krótka i bujało krypą jak szatan ;)

Panowie, wróćmy do szczupaów bo rozwodzenie się nad długimi okresami ... fal może faktycznie wkurzać i psuć zabawę ;)

    • DanekM lubi to

Też lubię jak okresy są regularne i przewidywalne ;)

 

Natomiast łowienie w Szwecji, kiedy to ryby odprowadzają i nie zagryzają bywa... kontuzjogenne ;)

Zdjęcie
raffallo1
06 lis 2015 14:14

Witam. Mam pytanie co to za firma jerka (imitacja szczupaka jak się nie myle) na 3 zdjęciu "Wieczorne 86 cm Pawła? z Góry dzięki i pozdro

Witam. Mam pytanie co to za firma jerka (imitacja szczupaka jak się nie myle) na 3 zdjęciu "Wieczorne 86 cm Pawła? z Góry dzięki i pozdro

Pewnie Buster Jerk od Strike Pro

 

Update: czyli "prawie" trafiłem... zatem to BB :)

To chyba  jest Big bandit czyli 19cm,kolor Hot-pike oczywiście  ;)

Tak, to jest Big Bandit Hot Pike. Jeszcze wkradł się chochlik z podpisem, bo wieczorna ryba Pawła to właśnie zdjęcie o "2 oczka" niżej :)

Zdjęcie
raffallo1
07 lis 2015 20:02
Dzięki