Kategorie Wszystkie →
Szukaj w artykułach
Reklama
Ostatnie na blogu
-
Omlet ok..
Sławek Oppeln Bronikowski - wczoraj, 22:30
-
Koniec... i wędkarskie życie po nim
Guzu - 29 paź 2024 12:00
-
sztuka łowienia
Sławek Oppeln Bronikowski - 07 paź 2024 20:22
-
i tak dalej
Sławek Oppeln Bronikowski - 17 wrz 2024 20:04
-
Nudy
Sławek Oppeln Bronikowski - 05 sie 2024 10:00
Ostatnie komentarze
-
Łowienie białorybu na spinning
Friko - dziś, 22:17
-
Nasze muchy
Pasta - dziś, 19:20
-
Aliexpress - sprzęt muchowy, materiały, narzędzia
Richi55 - dziś, 09:25
-
BIG GAME - popping, jiging
wujek - wczoraj, 13:16
-
Casty Sakura
S.N. - wczoraj, 11:44
Tagi
- ogłoszenie
- wędki
- przelotki
- inne
- kołowrotki
- konkurs
- wodery
- śpiochy
- rodbuilding
- kołowrotek
- video
- dolnik
- catch and release
- pracownia
- fly fishing
- naprawa
- catch&release
- odzież
- spacing
- motorowodne
- blank
- phenix
- uchwyt
- spinning
- artykuł
- #pstragi
- szczupak
- rękojeść
- woblery
- serwis
- okoń
- pstrąg
- step-by-step
- sandacz
- tech
- autorski
- miasto
- street fishing
- c&r
- autorski-rb
- tech-rb
- #refleksje
- fuji
- buty do brodzenia
- mhx
- kleń
- glass
- przynęty
- tuning
- blanki
1050 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)
Bing, marr25, krez, Loqovy, ŁukaszK, karbusd, Google, MatB, iroo, Tomasz K, IntruZ9, Łuki34, jerzy6, cyprys19, ms80, Wydra7, hose4ras, majunio, Silver_Fox, Kamil_Olsztyn, giniu666, mav3rick, tibhar, Darek_W, highvoltage, hobby, Kosa, Mruva16, tofik, SID, godzio90, Monsheutos, KrólRyb, Lukasieka, robbertzam, gorrys7, Pluszszcz, dante, roberto_s, Wojciech_P, Sławek.Sobolewski, bartolomeo213, Kingfisher, Piastun, MarcinZ, mike, RadekRadek, Dziadek 1972, Pasta, ksywa, sslonio, Mundurowy, Trout71, Houdini
Kolumbia Brytyjska, 2014
O mały włos, a wyjazd mógł się dla nas nieprzyjemnie zakończyć tuż po wylądowaniu w Vancouver. Nadgorliwa pani celniczka zarządała dokumentu potwierdzającego, że żona wyraziła zgodę na wyjazd dziecka do Kanady. Myślałem, że robi sobie ze mnie jaja, ale jej śmiertelnie poważna mina zdawała się temu przeczyć. Trochę to trwało zanim przekonałem kobietę, że nie planuję porwać Maksymiliana i za dwa tygodnie grzecznie wrócimy do domu. Wkrótce doleciał do nas Papa Broda i już razem ruszyliśmy odkrywać łowiska Kolumbii Brytyjskiej.
Vedder River – za, a nawet przeciw!
Chilliwack, zwane zamiennie Vedder, to lewobrzeżny dopływ Fraser, największej rzeki w B.C. Dostęp do łowiska jest bardzo dobry. W zasadzie na całym odcinku udostępnionym dla wędkarzy można wszędzie dojechać, a wzdłuż rzeki są doskonałe szlaki dla pieszych i kilka campingów. Zapewne dlatego tłok na rzece jest nieprzeciętny. Nasze pierwsze podejście okazało się niewypałem. Ryb było bardzo dużo, ale niski stan rzeki spowodował, że zgrupowały się w najgłębszych dziurach, które z kolei szczelnie obstawiali wędkarze. Nie po to dymaliśmy taki kawał, żeby przepychać się do rzeki. Okolica oferowała też inne atrakcje, a za największą uznaliśmy lokalne winnice i ich produkty, co było dla nas niemałym zaskoczeniem. Jakością wcale nie odstawały od kalifornijskich kuzynów.
Symbol Kanady
Rzekę odwiedziliśmy ponownie przed odlotem. W międzyczasie porządnie popadało, woda poszła w górę i łowisko momentalnie nabrało na atrakcyjności. Kingi gdzieś wyniosły się, ale napłynęły kety. Chyba najbrzydsze z łososi pacyficznych jednak walecznością nadrabiały za wygląd. Indianie karmią swoje psy ketami ze względu na brak walorów kulinarnych i stąd też pochodzi potoczna nazwa - dog salmon. Ilość spławiających się ryb zrobiła duże wrażenie na Maksie, który postawił sobie za punkt honoru złapać choć jedną. Zadanie przyszło zrealizować z wielkim trudem. Do południa młody adept sztuki wędkarskiej miał na koncie cztery zerwane łososie, drugie tyle brań, tuzin straconych much na zaczepach i ręce po kolana.
Dziadek musiał pomagać pod koniec
“Masz dość ?” spytałem podczas przerwy z cichą nadzieją, że dziecko się zniechęci i dostanę wolne popołudnie. “Nie!” i wszystko jasne. Zawiązałem kolejną muchę pod spławikiem (mało elegancka metoda, ale dla ośmiolatka to jedyna opcja żeby zaprezentować muchę przy samym dnie czego wymagała specyfika łowiska) i do dzieła. Po południu tylko jedno branie, ale może to i dobrze, bo przy pierwszym odjeździe ryba mało mi chłopaka z woderów nie wyciągnęła. “Teraz masz już dość, synku?” “Jeszcze parę rzutów i możemy wracać na kolację”…
87cm
Dlaczego za, a nawet przeciw? Za, bo ładna rzeka, łatwy dostęp, dużo ryby i można się wyszaleć. Przeciw, bo tłok, a ja cenię sobie spokój. Ale jesli spytcie o zdanie mojego syna, to usłyszycie tylko na temat ilości ryb.
Pożegnalna sieja
Fraser, Harrison, Thompson i cała resztaNasza droga na północ w rejony dorzecza Skeeny wiodła zygzakiem, bo chcieliśmy chociaż rzucić okiem na łowiska znane z filmów lub magazynów wędkarskich. Akurat w tym czasie znajoma ekipa z UK łapała z przewodnikiem na Harrison. Zatrzęsienie kety, codziennie mieli po kilkadziesiąt holi, ale bez jednostki pływającej dla muszkarzy temat nie do ogarnięcia, bo choć rzeka niezbyt głęboka, to szeroka na 200-300m i trzeba znaleźć odpowiednie miejsce z nurtem. Woda ciekawa, ale ani senior ani junior nie wyrazili ochoty dygać 3km w górę rzeki do potencjalnej miejscówki. Sam widok rzeki i spławiających się w oddali łososi był wystarczający, aby zaspokoić wędkarską ciekawość.
Panorama Harrison
Przystań wędkarska
Na Fraser z kolei płynęła mętna woda i szansa na łososie na muchę była bliska zeru, o czym zresztą moi znajomi się przekonali ratując dzień jesiotrami, z których rzeka słynie. Papa Broda się uparł, że za żadne skarby świata na padlinę łapać nie zamierza. Taki z niego orthodox, stalki na muchę albo nic!
Dobry posiłek to podstawa
Ostatnią rzeką nad którą dłużej zabawiliśmy bez wędkowania, to Thompson. Kiedyś jedno z najlepszych steelheadowych łowisk. Dziś już jest tylko cieniem własnej legendy. Jednak stalogłowi koneserzy potrafią dniami chodzić za jedną rybą i jak już weźmie to podobno jazda jest niesłychana. Rzeka była niezwykle urokliwa i kusiła, lecz podjęliśmy wspólną decyzję, aby ograniczyć czas na turystykę i przeć mocno na północ w dorzecze Skeeny, bo tam niehybnie steelheady już na nas czekały.
Thompson
Nie wiem dlaczego B.C. zawsze kojarzyła mi się z nieprzebytymi lasami i wodą płynącą lub stojącą na każdym kroku. Jak się okazało telewizja kłamie. Po odbiciu na północ od Thompson krajobraz stracił na atrakcyjności. Wyżynny teren pokryty szaro-burą trawą, która wskazywała, że deszcz nie jest tu częstym gościem. Od czasu do czasu napotykane zielone oazy, sztucznie utrzymywane przez intensywne nawadnianie gleby, mocno kontrastowały z otoczeniem.
Droga na północ
Zielona oaza
Po noclegu i przepysznym sushi w Prince George obraliśmy kierunek na północny-zachód. Krajobraz powoli zmienił się do tego znanego z tv, a w Houston (nie mylić z Houston, Texas), po obowiązkowym zdjęciu z najdłuższą muchówką świata, przekroczyliśmy górny Bulkley.
Wędeczka
Bulkley RiverSmithers jest drugim co do wielkości miasteczkiem z dorzecza Skeeny, położonym w zakolu Bulkley. Zimą, baza narciarska, a przez resztę roku baza wędkarsko-turystyczna. W centrum sporo sklepów i barów, supermarket, monopolowy (bardzo dobrze zresztą zaopatrzony), no i najwazniejszy dla nas punkt, czyli sklep wędkarski Oscar. Mają ze sprzętu wszystko i na bierząco można dowiedzieć się gdzie warto jechać i na co łapać. Dobra informacja okazała się dla nas kilkukrotnie bezcenna.
Tablica informacyjna
Jutro my tam połowimy
Sama rzeka Bulkley, największy dopływ Skeeny, jest łowiskiem ze stosunkowo łatwym dostępem. Przy pomocy Google i odrobinie wysiłku wszędzie można dotrzeć. Oczywiście należy liczyć się z konkurencją w postaci innych wędkarzy, ale nikt sobie na głowę nie wchodzi. Pełna kultura, nie tu to za zakrętem znajdzie się wolna miejscówka.
“Miejski” odcinek Bulkley
Podobno w deszczu słabo biorą
Wrzesień na Bulkley jest terminem bezpiecznym, bo jeszcze są łososie, steelheadów przybywa, a pogoda łaskawa. Natomiast na październik przypada szczyt ciągu steelheada i jedynym czynnikiem, który może ale nie musi skomplikować plany jest deszcz. W naszym przypadku spełnił się najczarniejszy scenariusz. Na początku było mokro, a poźniej bardzo mokro, co miało swoje odzwierciedlenie w poziomach wód.
Hol
Do rodzinnego albumu
Udane dni przeplatały się z bezwzględnym zerem. Nie ukrywam, w takich momentach rączka świerzbiła żeby sięgnać po spinning, szczególnie gdy wędkarz w trampkach z przeciwnego brzegu w kwadrans wyjał dwie stalki w podmętniałej wodzie. W towarzystwie taty jednak nie wypadało inaczej niż na dwureczną i muchy jego produkcji. W drodze szczególnego wyjątku Maks dostał zezwolenie na plastikową kulkę imitujacą ikrę, metodę bardzo skuteczną nie tylko na Alasce.
Anorektyczne sieje z Bulkley chętnie i często łykały kulki
Morice RiverWysoka i metna woda zmuszała nas do szukania miejscówek coraz wyżej, aż dotarliśmy do Morice, głównego dopływu Bulkley. Łódka jest olbrzymim atutem na tej rzece ze względu na trudny teren wzdłuż brzegów. Ścieżek jest niewiele i często przyszło nam przedzierać się przez gęste krzaczory, aby dojść do łowiska. Nie było więc łatwo, ale na szczęście kilka ryb odpłaciło za nasz trud.
Papa Broda na muchę
Maks na kulkę
Najprzyjemniejsze momenty wyjazdu były związane z sukcesami najmłodszego uczestnika. Po heroicznej walce Maksio musiał skapitulować gdy steelhead zaparkował za kamieniem. Przejąłem wędkę i wskoczyłem do wody z nadzieją na uwolnienie ryby. Udało się, ale tylko częściowo, bo pstrąg natychmiast wystrzelił w powietrze na krótkiej żyłce i zanim zdążyłem zareagować było po zabawie. Złość, gorycz i rozczarowanie w oczach dziecka nie są miłym widokiem. Zachęciłem go standardowym ”nic się nie stało, gramy dalej, w nastepnym rzucie może wziąć kolejny…” choć sam do końca w to nie wierzyłem, bo steelheady to przecież nie płotki. Jakież zdziwienie mnie ogarnęło, gdy po pierwszym rzucie Maks wykrzyczał “Jeeest!”. Tym razem wszystko zagrało jak trzeba do końca i Papa Broda podebrał wnukowi ślicznego jak stokrotka steelheada.
Stalogłowy Maksa
Na kolacje krewetki, a na deser krab królewski
Morice najdłużej pozostała czysta i zanim rzeka uległa całkowitemu zamuleniu udało nam się skusić do brania dwie stalki z czego moja, pod 90cm, nosem już dotknęła nadbrzeżnych kamieni. Niestety brak zdecydowania wędkarza, który zaproponował pomoc w podebraniu zakończył hol porażką. Nie pierwszą i pewnie nie ostatnią, bo taka jest natura stalogłowych. Walczą niewiarygodnie i do samego końca trzeba zachować czujność. Pewnie dlatego też mają rzesze wiernych wielbicieli, którzy poza steelheadami nie uznają innych ryb.
Początek końca
Koniec
Babine River – ostatnia rzeka ratunkuW widłach Skeeny i Bulkley położone jest indiańskie miasteczko Hazelton, w którym to znajduje się również muzeum poświęcone pierwszej nacji. I tu mała uwaga, za nazwanie indian indianami można dostać strzałę między łopatki i stracić skalp. “First nation” lub “natives”, jak mnie grzecznie poinstruowano, są bardzo wrażliwi na tym punkcie. Wizyta w wiosce indiańskiej była żelaznym punktem programu naszej wycieczki na północ, ale trochę rozczarowała. Kilka totemów i baraków z malowidłami na ścianach. Nawet nikt się nie pofatygował, żeby nas skasować po piątaku. Miejscowi dostają dotacje od państwa i pracują tylko wtedy kiedy naprawdę muszą.
Muzeum w Hazelton
Totemy
Z Hazelton jest wszędzie blisko. Poza Bulkley i Skeeną jest rzut beretem na Kispiox i dwa rzuty beretem (terenowym) na Babine, ale naszą ciężarówką doturlaliśmy się po wertepach w godzinę trzydzieści i… pocałowaliśmy klamkę. Ostatnia rzeka ratunku była tak samo brudna i niełowna jak pozostałe łowiska w okolicy. Zaraza.
Babine, czyli kawa z mlekiem
Hotel zero-gwiazdkowy
Odwrót na południe i przeprosiny z Vedder okazały się jedyną i słuszną opcją, o czym już wcześniej wspomniałem. Wyjazd był inny niż wszystkie do tej pory. Bardziej turystyczny i z tempem dopasowanym do młodego. W ciagu trzynastu dni nabiliśmy na liczniku prawie trzy i pół tysiąca kilometrów, zobaczyliśmy na własne oczy to, co do tej pory nakręcało naszą wyobraźnię. Pomimo trudnych warunków zrealizowaliśmy marzenia i zakosztowaliśmy steelheadów na dwuręczne muchówki i bez owijania w bawełnę powiem wprost, że chcemy więcej.
Aby do października
Autor: Lukomat, 2014- remek, robert67, Kuba Standera i 16 innych osób lubią to
22 Komentarze
Luko - uwielbiam Twoje relacje z wypadów za ocean.
Fajny klimat, 3 pokolenia na jednej wyprawie.
Foto świetne.
Ach, przypomniały mi się własne podróże w te strony. Znajome miejsca na fotkach :-). Miło się czytało.
Fajnie się czytało, dzięki!
Waćpan czary przywiózł zza wielkiej wody...
Dziękuję za podzielenie się nimi.
Ciesze sie, ze doceniacie moje wypociny.
Tak Darku, powoli na poludnie zmierzamy. Floryda jest na liscie zyczen, ale chlopcy musza dorosnac do tarponow. Pisze chlopcy, bo w tym roku do zespolu dodajemy najmlodszego. Bilety do Kolumbii juz kupione teraz pozostaje czekac i cwiczyc na lososiach. Nie to samo co steelheady, ale przynajmniej sa
Fajnie się czyta, fajnie ogląda. Tylko ten "hegemon brodaty" co nie pozwala spiningiem pomachać
Rewelacja! Tylko pozazdrościć
fajowa relacja Luko. Daj cynę jesienią może bedzie dane sie spotkac gdzieś w BC :-)
Podobało się
Miodzio Ja też z rozrzewnieniem wspominam wyprawy na Fraser, Harrison, Chilliwack i Thompson River . . .
Dzieki.
@peresada, bedziemy od 8 do 23 pazdziernika, tym razem lecimy do Terrace.
@Muskie, co lowiles na Thompson, lososie czy staloglowe?
I tak mieliscie farta, bo udalo Wam sie wbic tuz przed sama meteo katastrofa. Ja Telkwy innej niz na tej Twojej focie nie widzialem. Generalnie bez sensu lowienie w blocie. Przypadkowe ryby...Zycie.
Próbowałem stalogłowe. Byliśmy tam w maju, raczej kiepski okres. Wtedy głównie łowiłem jesiotry na Fraser, największe miały 220 i 225 cm. Koło Thompson przejeżdżaliśmy w drodze do malowniczej Bella Cula i oczywiście musiałem się zatrzymać. Ale to było w 2005 roku, wtedy jeszcze było sporo rybek
To fakt, moglo byc duzo, duzo gorzej, ale takie uroki wedkowania. W tym roku bedzie lepiej. Musi byc!!!
Gajd i lodka na Bulkley. Nigdy wiecej lazenia po brzegu jak debil. A zwlaszcza jak warunki slabe i trzeba punktowo lowic ( wiedziec gdzie sie ryba ustawia na jakiej wodzie), zeby cos zlowic w ogole. Za dlugo trzeba w samolocie siedziec zeby pozniej improwizowac. Stary sie robie, nie chce mi sie juz. To co widzialem na tej rzece teraz, to byl dramat- wszedzie, na kazdej miejscowce czlowiek. Slupia w styczniu 15 lat temu, jak jeszcze byla ryba...Wszycy z calego dorzecza chyba zwalili sie na 30 km tej rzeki...Jesli przy lepszych warunkach jest podobna presja, to nigdy wiecej Bulkley...
Podczas naszego pobytu nie bylo tlumow. Bez wiekszego wysilku znajdowalismy wode (byla jeszcze wtedy czytelna), a ryby staly praktycznie na kazdym zakrecie. Mozliwe, ze pozniej jak na Skeenie i Kispiox plynelo bloto, to towarzystwo z calej okolicy sie zjechalo, ale na szczescie tego nie doswiadczylismy.
Fajna wyprawa! I fajna relacja z wyprawy! Pozdrawiam.
Absolutnie genialny reportaż i urzekające zdjęcia! Taka wyprawa byłaby spełnieniem moich marzeń... Cóż, może kiedyś! Tymczasem miło poczytać i pooglądać.Pozdrawiam.
Piękna sprawa. Relacja zajefajna. Dzieciak to się ma klawo