Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1151 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1114 gości, 3 anonimowych

Bing, Fatality, talon, psulek, włóczy kij, Sebaseba, Google, DumFish, j1001, ozzy321, Abs142, fisherman1560, Mateusz95s, zzziomix, Pozer, c00per, bartolomeo213, Figura_007, ms80, Wojtek Krasnopolski, qaya, domino, Olsztynteam, Piotr O., Gary, killer zander, Japi, woojtek13, 100icki, Rybak98, Mts1991, Pluszszcz, Sebulba, markus383, malinabar, Maciej W.


- - - - -

Kolumbia Brytyjska 2015


No i kolejna wizyta w Kanadzie za nami. Kolumbia Brytyjska 2015 przechodzi do historii rodzinnej jako pierwszy wyjazd, w którym udział wzięła przedstawicielka płci pięknej. Nie znajdziecie mojej Stokrotki na zdjęciach, gdyż albo znajdowała się po przeciwnej stronie soczewki albo akurat padało. Stokrotka nie lubi deszczu, a że padało prawie codziennie, to musieliśmy sobie radzić bez niej. Zresztą ja do zdjęć ostatnio też nie mam szczęścia, załapałem się na dwa.

Dołączona grafika

Las deszczowy strefy umiarkowanej.

Dołączona grafika

Samotne drzewo nad brzegiem Lakelse Lake.

Dołączona grafika

Kitimat – bez szans.

A skoro już jesteśmy przy temacie deszczu. Podobno zeszły rok był wyjątkowo mokry i mieliśmy pecha. Okazuje się, że może być jednak jeszcze mokrzej i bardziej pechowo. Od początku sierpnia z nie spokojem czytałem raporty o deszczowej pogodzie i brudnych rzekach. W dniu naszego przylotu, zachodnie wybrzeże Ameryki Pόłnocnej uderzył huragan. W dorzecze Skeeny wiatry nie dotarły, ale za to załatwiły nas opady.


Dołączona grafika

Dolina Skeeny.

Dołączona grafika

Nasza kwatera.

Dołączona grafika

Widoki z tarasu.

Pomyślałem sobie, że koniec świata to to nie jest jak skreślimy kilka dni zanim rzeki się wyczyszczą. Tylko, że dalej lało i dopiero po tygodniu okoliczne dopływy wrόciły do stanu pozwalającego łapać na muchę. Skeeną płynęło jednak błoto przez dwa tygodnie i nawet nie mieliśmy okazji na niej połowic.

Dołączona grafika

Błoto.

Dołączona grafika

Sporo kanadyjskich win przetestowaliśmy. Tych dwόch akurat nie polecam. Najlepsze z całego wyjazdu to zdecydowanie Black Sage.

Co nie znaczy, że pierwszy tydzień poszedł na straty. Żona miała konie do dyspozycji, my rozbijaliśmy się na quadach, zwiedzanie okolicy, gotowanie pyszności (steki z łosia), wina... Wędkarsko zostaliśmy zmuszeni do dłuższych wyjazdόw w poszukiwaniu czystej wody. Niekiedy po 200km w jedną stronę, a raz poniosła mnie fantazja i pognaliśmy 300km na pόłnoc, 5 godzin mieszania czystej (!!!) wody i powrόt na kwaterę. Były pudła, ale też i strzały w dziesiątkę. Sporo zobaczyliśmy, a nowe wody to nowe doświadczenia.

Dołączona grafika

Zastygła lawa powoli porastająca tajgą w Parku Nisga'a.

Dołączona grafika

Nareszcie czysta woda.

Dołączona grafika

Papa Broda i jego ulubiony zestaw – Sage Z-Axis 13'4" #8 z intermedialnym skagitem.

Najlepszym strzałem w dziesiątkę bez jedynki z przodu (i tu muszę zacytować powtarzane hasło powyborcze wielu partii "przegraliśmy, ale tak naprawdę zwyciężyliśmy"), z ktόrego teraz zrywamy boki ze smiechu, to rodzinna wycieczka gόrską szutrόwką. Pόłltorej godziny trzęsiawki i ostatni mostek na strumyku, od ktόrego dzieliły nas już tylko ze trzy kilosy od łowiska, okazał się nieprzejezdny. Drzewo zwalone w poprzek i tabliczka z informacją "Droga zamknięta". Mόj doskonały pomysł pieszej wycieczki ze wszystkimi tobołami i dzieciakami na dokładkę został odrzucony miażdżącą większością. Czarę goryczy przelał alternatywny dojazd, ktόry zaprowadził nas co prawda w pobliże rzeki, ale tu znowu zaszła potrzeba wspinaczki. Mapy i zdjęcia satelitarne swoje, a przyroda i drogowcy swoje. Tak więc zostałem zmuszony do odwrotu z podkulonym ogonem.

Dołączona grafika

Droga do nikąd.

Dołączona grafika

Kolumbia Brytyjska jest naprawdę piękna.

Dołączona grafika

Wyrąb lasu.

Ze mnie już się pośmialiśmy, pora na Papę Brodę. Trafił się strzał w dziesiątkę, tym razem z jedynką z przodu. Rzeka średnio czysta i z łososiami. Nie ma stalogłowych, ktόre były naszym głόwnym celem, ale nie będziemy kręcić nosem na coho. Tym bardziej, że okazały się całkiem godnym przeciwnikiem i zmazały słabe wrażenia po alaskańskich coho, ktόre miały w sobie tyle waleczności co spasiony kot-kastrat. Chłopcy łowili na korbę, senior na muchę, a ja asystowałem, rozplątywałem zestawy, zmieniałem przynęty, fociłem, czyli tradycyjnie pełniłem obowiązki opiekuna sekcji młodzikόw.

Dołączona grafika

Coho na korbę.

Dołączona grafika

Coho na muchę.

Dołączona grafika

Przyujściowy odcinek Skeeny

Podczas przerwy na posiłek, tata na sępa wyskoczył zrobić parę rzutόw i w ostatnim wbił sobie hak w przedramię. Hak bardzo ostry, bo dopiero co zmieniony, i wbrew przepisom, z zadziorem – w gapiostwie tata zapomniał go usunąć. Ponieważ hak zadomowił się w tkance głęboko i zatrzymał dopiero na kości, nie było innej opcji jak wizyta w szpitalu. Pakowanie, godzina jazdy, czekanie w kolejce, rejestracja, procedury, opłata... Tak, opłata, bo raz, że dokument potwierdzający ubezpieczenie został na kwaterze, a dwa, ze ubezpieczenie z Europy i tak ich nie interesuje. Trzeba bulić, a ubezpieczalnia zwόrci kasę po powrocie do domu. Standardowa opłata za usługi wszelkie (grypa, biegunka, złamania, zawał serca...) to jedyne 970 dolarόw kanadyjskich. Skalpel, ekstrakcja i dwa szwy. Wielkie mi halo. Aha, i zastrzyk przeciwko tężcowi, za darmo! Będzie miał teraz Papa Broda natręctwo sprawdzania hakόw, jak ta małpka z dowcipu, co połknęła kulę bilardową, a potem wszystko przed konsumpcją przymierzała do odbytu...


Dołączona grafika

Materiał na muchy.

Dołączona grafika

Też materiał na muchy.

Dołączona grafika

A z tego dałoby radę coś ukręcić?

Z żony nie wypada publicznie drwić, ale dzieci mi wybaczą. Wielu atrakcji dostarczyły nasze Żbiki. Nie było wyjazdu, bez przygody. Delikatne moczenie, to w zasadzie na porządku dziennym. Maksio podszedł jednak do tematu ambitnie. Zdążyłem przygotować mu wędkę i od razu pognał za dziadkiem nad rzekę. Wziąłem się za drugi zestaw, gdy usłyszałem komunikat od żony:

- Twoje dziecko właśnie się skąpało!

- Jakim cudem, przecież dopiero, co zszedł do dziadka? Mocno?

- Po szyję...

Dołączona grafika

Most na Kitimat

Dołączona grafika

Maksio w ubraniu zapasowym

Dołączona grafika

Jeszcze tylko 150 rzutόw Benia i moja kolej.

Dołączona grafika

Steelhead na kulkę.

Benio nie chciał pozostać w tyle i dwa dni pόźniej rozerwał nowiuśkie krokodylowe spodniobuty wdrapując się na drzewo (no bo do tego przecież służą wędkarskie gumiaki), po czym zapakował się do wody z wiadomym skutkiem. Ale żeby nie było niejasności, chłopcy sporo łowili (bywały dni, że ja nie miałem nawet okazji rozłożyć swojej wędki!), a wszystko za sprawą niezawodnej metody. Mam trochę wątpliwości, czy to był dobry pomysł, żeby ich zapoznać z "czarną magią" łowienia na kulkę pod spławikiem.


Dołączona grafika

Urokliwy zakręt na środkowym odcinku Copper

Dołączona grafika

Stalogłowy na jedynie słuszną metodę

Dołączona grafika

Speyowanie pod tęczą

Maks przekonał się w zeszłym roku, jak skutecznie można kusić na kulki stalogłowe, sieje i palie, i nie chciał nawet spojżeć na muchόwkę. W tym roku było nie inaczej. Wszystko, co w wodzie pływało, żerowało na ikrze łososi, ktόre właśnie miały tarło lub wstępowały do rzek w celu jego odbycia.


Dołączona grafika

Bulltrout z niepozornej Kitwangi. Tego dnia Maks wypunktowal nas na kulki.

Dołączona grafika

Sieja.

Dołączona grafika

Steelhead.

Dobraliśmy się rόwnież do steelheadόw, ale muszę przyznać, że wystawiły nas na prόbę cierpliwości. O trudnej pogodzie, już wspomniałem. Dodam jeszcze, że tegoroczny ciąg stalogłowych był dużo słabszy niż zazwyczaj. Napracowaliśmy się na każdą rybę, ale satysfakcja była olbrzymia. Nie poszliśmy na łatwiznę w postaci korby i blachy i do końca pozostaliśmy wierni dwuręcznym muchόwkom.


Dołączona grafika

W takich miejscach aż chce się łowić.

Dołączona grafika

Morski tęczak z Bulkley.

Dołączona grafika

Duża woda, długie rzuty, waleczne ryby na muchę – tak wygląda idealne wędkowanie taty.

Wedle wszelkich zapowiedzi 2016 ma być rekordowy pod względem wielkości ciągu morskich tęczakόw na Skeenie, więc wstępnie jest plan na kolejną wyprawę. Oby tylko październikowa pogoda nas znowu nie załatwiła, ale z nią nie ma negocjacji. Wrzesień może być pod tym względem bezpieczniejszy, jednak też bez gwarancji, co udowodnił ten rok.


Dołączona grafika

Niezawodna mucha.

Dołączona grafika

Papa Broda w akcji.

Dołączona grafika

Ostatnia i zarazem największa ryba wyjazdu złowiona w dosłownie ostatnim rzucie. Uwielbiam takie zwroty akcji.

Dołączona grafika

Jeszcze jeden rzut okiem przez obiektyw i wypuszczamy (w całym dorzeczy Skeeny obowiazuje C&R na steelheady).

Na miesiąc przed wyjazdem, brytyjskie linie lotnicze sprawiły nam prezent w postaci zmiany godziny wyloty z Terrace, co spowodowało ośmiogodzinną przerwę w podrόży w Vancouver. Początkowo wściekłem się okropecznie i już chciałem zmieniać przewoźnika (cały misterny plan z niską ceną biletόw ległby w gruzach), ale zdecydowaliśmy wykorzystać ten czas na zwiedzenie centrum miasta i mini-zakupy żony w ramach rekompensaty za cierpliwość i spolegliwość.


Dołączona grafika

Pόłnocna Kolumbia Brytyjska = gόry, lasy, rzeki, jeziora.

Dołączona grafika

Vancouver od strony wody.

Dołączona grafika

Cantrum Vancouver = szkło, stal, beton.

W ciągu jednego dnia podrόżowaliśmy samochodem, samolotem, kolejką i promem. Miasto, jak to miasto. Głośno i tłoczno. Za to ceny w babskich sklepach robiły wrażenie i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Serce stanęło mi w gardle, jak żona oglądała torebki od Gucciego, Pakorobala, i innych homosiowych typkόw, z metkami od tysiaka dolcόw w gόrę. Na szczęście Stokrotka wykazała niebywały rozsądek w zakupach, dzięki czemu nie wrόciłem do domu jako bankrut.


Dołączona grafika

Całkowicie nie moje klimaty.

Dołączona grafika

Obowiązkowe pocztόwki z życzeniami dla dziakόw i pradziadkόw.

Jaki był ten wyjazd? To zależy kogo spytacie. Żona powie, że ultra wędkarski, ja powiem bardzo rodzinny, a prawda pewnie leży gdzieś po środku. Najważniejsze, że dzieci zadowolone i proszą o więcej!

Łukasz Materek @Lukomat


18 Komentarze

Zastanawia mnie tylko jedno co się tak uparłeś na tą hamerykę ?jest tyle fajnych miejsc na świecie.Ot tak z czystej ciekawości .

Co do wyjazdu ja bym się do takiego nigdy nie posunął bo wiem że tak naprawdę nikt nie będzie do końca zadowolony ja nie połowię żona się zanudzi a dzieciaki to różnie .Ja robię to inaczej czyli wyprawy tylko samotnie ,wyjazdy z synkiem tylko na sumy bo jest to do ogarnięcia ,a wakacyjny wyjazd z rodziną bez wędki .

Ale podziwiam za inicjatywę .

    • Guzu lubi to

fajowa relacja :-)

Luko podaruj sobie odrobinkę luksusu i przyleć na tydzien na wiosne  :-)

poganiamy stalki razem :-)

    • platynowłosy lubi to
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
21 gru 2015 06:12

Jeśli wędkarstwo może i potrafi nieść ze sobą  koszty, to te rodzinne są jak najbardziej zasadne. A nawet bezcenne..  :)

@ tomi78, jest wiele powodow dlaczego Ameryka Polnocna: latwy dolot (najczesciej cala podroz trwa 16-18h), przyjazny klimat (nie lubie sie pocic), cywilizacja (nie musze kombinowac z lapowkami, zeby lowic w zajebistych rzekach; nie musze korzystac z watpliwej jakosci transportu, zeby dotrzec do celu; dostep do sluzby zdrowia), anglojezyczny kraj (wszedzie i z kazdym sie dogadam), jest bezpiecznie (poza niedzwiedziami nie ma innego zagrozenia typu choroby tropikalne, robactwo, kalasznikowy) i wreszcie ryby ktorych w Europie nie doswiadcze.

Dlaczego z cala rodzina? Bo dla mnie jedna ryba zlapana wspolnie z dziecmi przynosi wiecej radosci niz dziesiec samemu. Zabieram ich na ryby od urodzenia i wiedza jak sie zachowac nad woda. Poza tym to mogla byc jedyna okazja, zeby pokazac im i zonie Kolumbie Brytyjska, bo akurat wszyscy mieli w tym czasie wolne - nie wiem gdzie bedziemy mieszkac za rok i czy bedzie mnie stac na taki wyjazd.

 

@ peresada, nawet nie wiesz jak bardzo bym chcial, ale w kwietniu swiadkuje na weselu w Polsce.

 

@ Slawek, dokladnie, bezcenne.

Swietny material, zdjecia tez bardzo ladne :)

Jeśli wędkarstwo może i potrafi nieść ze sobą  koszty, to te rodzinne są jak najbardziej zasadne. A nawet bezcenne..  :)

Nie musisz mnie uświadamiać jako średnio inteligentny potrafię to zrozumieć .I proszę o nie komentowanie moich wpisów ja Pana też nie będę komentował .
Luko  ja to wszystko  rozumiem tylko czy aby na pewno żona była zadowolona ? bo tu najczęściej jest zgrzyt .Jeżeli tak to jest gites i oby jak najwięcej takich wyjazdów.

Nie zmuszalem zony, miala wolny wybor. Zdecydowala sie dolaczyc, majac swiadomosc, ze jedziemy tam rodzinnie, ale w celach wedkarskich - ryby od poniedzialku do soboty, a w niedziele odpoczynek jak Pan Bog przykazal :) Wybierajac kwatere kierowalem sie dostepnoscia atrakcji dla zony. Miala konie i nie marudzila na brak zajec. Takze obylo sie bez dramatow rodzinnych.

Pojutrze kolejny wyjazd rodzinny, wedki juz spakowane :D 

    • Friko, Guzu i ezehiel lubią to
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
22 gru 2015 06:04

No tak.. :) Bo tak do końca nie wiadomo, czy wspaniała przyroda, ryby i łowieckich doznań format są tylko dodatkiem do naszego szczęścia rodzinnego.. czy tylko prostą konsekwencją i poszerzoną kontynuacją..

    • Friko i lukomat lubią to

@ tomi78, jest wiele powodow dlaczego Ameryka Polnocna: latwy dolot (najczesciej cala podroz trwa 16-18h), przyjazny klimat (nie lubie sie pocic), cywilizacja (nie musze kombinowac z lapowkami, zeby lowic w zajebistych rzekach; nie musze korzystac z watpliwej jakosci transportu, zeby dotrzec do celu; dostep do sluzby zdrowia), anglojezyczny kraj (wszedzie i z kazdym sie dogadam), jest bezpiecznie (poza niedzwiedziami nie ma innego zagrozenia typu choroby tropikalne, robactwo, kalasznikowy) i wreszcie ryby ktorych w Europie nie doswiadcze.

Dlaczego z cala rodzina? Bo dla mnie jedna ryba zlapana wspolnie z dziecmi przynosi wiecej radosci niz dziesiec samemu. Zabieram ich na ryby od urodzenia i wiedza jak sie zachowac nad woda. Poza tym to mogla byc jedyna okazja, zeby pokazac im i zonie Kolumbie Brytyjska, bo akurat wszyscy mieli w tym czasie wolne - nie wiem gdzie bedziemy mieszkac za rok i czy bedzie mnie stac na taki wyjazd.

 

@ peresada, nawet nie wiesz jak bardzo bym chcial, ale w kwietniu swiadkuje na weselu w Polsce.

 

@ Slawek, dokladnie, bezcenne.

 

 

ah te świadkowanie :)

tak czy inaczej jak przylecisz na jesieni i tak sie pojawię.

w przyszlym roku zabookowalem sobie 2 tygodnie w bc u żony.

jeden w kwietniu, jeden w październiku :)

czyli do zobaczycha :)

    • lukomat lubi to

Pięknie ! :)

Super, fajnie że mogliście wszyscy tam pojechać. 

    • Friko lubi to
Zdjęcie
M@rczysko
22 gru 2015 17:13

Bardzo fajna wyprawa, no może z wyjątkiem wizyty w szpitalu. Piękne widoki na dobrych zdjęciach. Ilość tekstu w sam raz. Na dokładkę zadowolona rodzina. SUPER !!!

Dzięki za kolejną relację. Lepszego czasu na publikacje nie mogłeś wybrać. Właśnie leżę i zdycham z gorączką 39, relacja daje mi cheć do walki z paskudną chorobą. Moja żona powiedziała, że nawet na ryby mogłaby tam pojechać, oboje lubimy takie klimaty, córka też by się z chęcią poszlajała w takich miejscach. Super relacja dzięki lukomat.
    • Friko i lukomat lubią to
Zdjęcie
Frogerset
23 gru 2015 17:18
Wspaniała przygoda...widoki zapierają dech...i ten widok z tarasu.
Gratulacje i ukłony za fotorelację.
Wesołych Świąt.
Zdjęcie
Paweł Bugajski
23 gru 2015 20:29

Podoba się! :)

    • ezehiel lubi to

Kurcze kolor wody w tej czystej rzece niesamowity... ryby też piękne, czyste, bez defektów... cholera, człowiek czyta coś takiego i zaczyna kombinować ;)  

 

Dzięki @lukomat za piekny prezent pod choinkę w postaci tego artykułu :)

    • ezehiel lubi to
Zdjęcie
GoLoManoLo
01 lut 2016 22:30
Dobry tekst okraszony jeszcze lepszymi zdjęciami brawo !
    • lukomat lubi to

Rodzina, wspaniała okolica i do tego jeszcze ryby bezcenne... Pogratulować.

    • lukomat lubi to