Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1161 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1121 gości, 1 anonimowych

Bing, 12345, fish28, Tadziu.W, Zybi81, Hermano, Google, Analityk85, T4ll, Faer, kaczor, hasior, Maciej W., omen32, Maroxx21, 0507, Damian Knieja, dawidzcm, kolo807, sjurek4, nox66, Pafik, Soldier82, Kierat, Tokarz 2000, Mariusz B., Zack, skampi, Woblery hand-made G.K., rafalsky, star, krez, Gadget, Piotrk82, Piterson, Kadet, marcin186, dnk, Pawel369, adriano, ODYSEUSZ


* * * * *

Noen - test łowiska


Przygotowania

Kiedy Leszek Ściborski z „Zewu Przygody” zaproponował redakcji jerkbait.pl przetestowanie jednego z jezior znajdującego się z ofercie biura, moje pierwsze pytanie brzmiało „czy możemy tam dotrzeć samolotem”? Wyprawy do Szwecji, od lat trwale wpisane w kalendarz wielu polskich wędkarzy, kojarzą się przede wszystkim w wyprawami promowymi. A to niestety oznacza dobre kilkadziesiąt godzin spędzone bynajmniej nie na łowieniu ryb, ale na mniej lub bardziej komfortowej podróży. Tymczasem lotniska w południowej i środkowej Szwecji oddalone są przeciętnie o ok 1.5 godziny lotu z centralnej Polski…



Ku mojej radości Leszek powiedział że nie ma problemu, może zaoferować transport na miejscu z lotniska w Goeteborgu leżącego niewiele ponad 2h jazdy samochodem od jeziora Noen. To oznaczało dla nas, że na wodzie będziemy kilka godzin po wylocie z Warszawy (po drodze musieliśmy zrobić przystanek na zakupy spożywcze w którymś z miejscowych hipermarketów typu ICA / Copp Consum ). Decyzja zapadła, z dużym wyprzedzeniem kupiliśmy 4 bilety lotnicze WizzAir z terminem wylotu/powrotu w trzecim tygodniu maja i zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu.



Dla mnie nie była to na szczęście pierwsza wyprawa „lotnicza” do Szwecji. Bakcylem tego rodzaju podróży zaraził mnie i niezbędne know-how przekazał jakiś czas temu forumowy kolega @yglo. Można powiedzieć, że podstawowym wyposażeniem do tego typu podróży są dwa elementy: duża torba (najlepiej tzw. hokejowa, długości ok. 100cm) oraz wędki typu travel (optymalnie długości ok 7’0” w trzech kawałkach). Taki zestaw nie tylko znaczenie obniża koszty podróży (brak konieczności wykupowania bagażu dodatkowego tzw. sportowego) ale również znacznie zmniejsza ryzyko uszkodzenia lub zagubienia sprzętu wędkarskiego. Do jednej dużej torby hokejowej bez problemu spakujemy bowiem trzy wędki zabezpieczone (obowiązkowo) sztywną tubą. Dodajmy do tego 2-3 kołowrotki, trochę gum, woblerów i parę blaszek i mamy sprzęt wystarczający na tydzień lub dwa łowienia. Lekkie kalosze, coś od deszczu i trochę ubrań też się do takiej torby zmieści (sama torba waży ok 4 kg wiec spokojnie można w nią spakować od 20 do 25 kg bagażu w zależności od limitu dopuszczonego przez przewoźnika). Przy tych gabarytach i wadze, warto przy tym wybrać model w wysuwaną rączką do transportu.





Dołączona grafika

Lecimy

Czy po takich misternych przygotowaniach coś mogło pójść nie tak ? Oczywiście…. Chciałoby się powiedzieć „złe dobrego początki”. Dobre humory na warszawskim Okęciu szybko nam prysły kiedy okazało się że samolot będzie miał opóźnienie. Najpierw miało ono wynosić 2 godziny ale finalnie okazało się że w Goeteborgu wylądowaliśmy 6 godzin później. To bardzo trudna sytuacja, kiedy na lotnisku w Szwecji czekał na nas zamówiony transport…. na szczęście z pomocą przyszedł Leszek z Zewu – byliśmy cały czas w kontakcie telefonicznym więc Leszek wiedział o naszej trudnej sytuacji i udało mu się zorganizować transport zastępczy który odebrał nas 6 godzin później z lotniska w Goeteborgu. Niestety tak znaczne opóźnienie oznaczało, że tego dnia o łowieniu mogliśmy już zapomnieć, zwłaszcza że po drodze musieliśmy się jeszcze zatrzymać na zakupy spożywcze z hipermarkecie. Była to również okazja do spotkania forumowego kolegi Andrzeja, na stałe mieszkającego w Goeteborgu. Myślę że morał z tej historii jest tylko taki, że przy wszystkich zaletach podróżowania samolotem trzeba po prostu uwzględniać w planowaniu i liczyć się z opóźnieniami lotów, zwłaszcza wybierając tzw. tanich przewoźników.



Na miejscu – zakwaterowanie, łodzie

Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, akurat żeby się rozpakować i rozejrzeć. Biuro Zew Przygody ma nad jeziorem Noen dwa domki, jeden większy, położony bliżej środkowej części jeziora a drugi mniejszy, położony nieco dalej na południe. Oba usytuowane są w bezpośredniej bliskości jeziora, od 100 metrów od linii wody. Dokładne usytuowanie naszego domku zaznaczyłem na podanym linku google.maps: http://goo.gl/N2H6O9





Dołączona grafika


Dołączona grafika

Domek w którym mieszkaliśmy był typowym szwedzkim domkiem jakie można spotkać nad jeziorami czy szkierami w Skandynawii, czystym i bardzo komfortowo wyposażonym dla 4 osób. To co go wyróżniało to starannie zagospodarowane i malownicze otoczenie, nie zabrakło nawet pary kucyków – myślę, że w to miejsce można przyjechać nie tylko z kolegami na ryby ale również z rodziną (zwłaszcza z dziećmi) na wypoczynek.




Dołączona grafika

Nie mogliśmy narzekać również na łódki które były do naszej dyspozycji, pływaliśmy na nich komfortowo i bezpiecznie, pominąwszy przygodę jaka nam się przydarzyła pierwszego dnia (okazało się, że przy jednej z łódek przez pomyłkę została zainstalowana niewłaściwa linia paliwowa co na szczęście Leszek szybko naprawił przywożąc właściwą linię paliwową). 6-konne silniki przy łódkach okazały się właściwym kompromisem – pozwalały dotrzeć w każdy zakątek jeziora a jednocześnie ograniczały zużycie paliwa.




Dołączona grafika

Poznajemy jezioro

Kilka słów o samym jeziorze. Noen jest niedużym zbiornikiem wodny o cech ach jeziora rynnowego (ok. 10km długości, od kilkuset do ok. 1.5 km szerokości). Dla lepszej orientacji załączam mapę batymetryczną:





Dołączona grafika

Jak widać północny oraz południowy kraniec jeziora zajmują dwie nieco płytsze zatoki, które wraz z kilkoma mniejszymi blatami i zatokami w części środkowej stanowią naturalne łowiska do łowienia z ręki. Jezioro w zasadzie nie ma górek podwodnych, poza jedną (bardzo ciekawą) strukturą w północnej części zaznaczonej na tym fragmencie mapy:




Dołączona grafika

Jest jednak kilka małych wysepek oraz cypli które pełnią zbliżoną rolę i których stoki można wygodnie obławiać, zwłaszcza pod kątem jesiennego okonia. Tegoroczny maj nie był jednak zbyt dobrym okresem na pasiaki i przez cały pobyt złowiliśmy dosłownie jednego okonia, zresztą przypadkowo przyłowionego na slidera:




Dołączona grafika


Dołączona grafika

Odnajdą się też na Noen z pewnością miłośnicy trollingu. Jezioro oferuje kilka mniejszych lub większych plos, tradycyjnie ciekawe będą również wyjścia i wejścia z zatok na główną czaszę jeziora. Warto zaznaczyć iż ciekawe łowisko i dobry „kant” trollingowy znajduję się dosłownie naprzeciwko miejsca zakwaterowania, więc przy odrobinie szczęścia nie trzeba pływać daleko żeby spotkała nas przygoda z porządną rybą.




Dołączona grafika

Łowimy

Kto był w tym roku w Szwecji ten wie że sezon trafił się dosyć szczególny. Wiosny… w zasadzie nie było, była za to niezwykle lekka i bezśnieżna zima która mamy wrażenie nieco rozregulowała zegary biologiczne mieszkańców tamtejszych wód. Planowanie wypraw z dużym wyprzedzeniem zawsze niesie za sobą ryzyko trafienie na średnią pogodę. My założyliśmy że jedziemy w „bezpiecznym” okresie czyli trzecim tygodniu maja, patrząc z perspektywy czasu, pewnie nieco łatwiej o efekty byłoby na samym początku maja – taki rok.





Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


wczesnym latem życie tętniło nie tylko pod wodą

Tymczasem, poza pierwszym dniem kiedy trochę się zachmurzyło i popadało, przyszło nam łowić w prawdziwie letnich warunkach. Kremy z filtrem, przeciwsłoneczne okulary, kapelusze, buffy – robiliśmy co w naszej mocy żeby uniknąć poparzenia. Czysta i prześwietlona woda zostawiała niewielki wybór – w godzinach porannych i wieczornych łowiliśmy z ręki na płytszych łowiskach a w ciągu dnia szukaliśmy szczęścia na głębszej wodzie w trollingu. Przy czym na płytszej wodzie ryby łowiliśmy, a na głębszej zasadniczo oglądaliśmy je tylko na echosondzie (pomijając kilka wyjątków). W sytuacji pomagała trochę poranna mgła, która utrzymywała się czasem do godziny 11 i ograniczała prześwietlenie wody.




Dołączona grafika


Dołączona grafika

poranne mgły ...


Dołączona grafika

... i popołudniowe słońce


Dołączona grafika

Celem wyprawy były głownie szczupaki, chociaż okoni szukaliśmy w typowych okoniowych miejscach takich jak zwalone do wody drzewa, skalne ściany, okolice wysepek – to jednak wybitnie nie chciały współpracować poza jednym wspomnianym już desperatem. Sandacza na Noen podobno nie ma (chociaż jest na sąsiednim jeziorze).




Dołączona grafika

nad Noen swój udany debiut miał nasz firmowy jerk

Szczupaki natomiast brały i można się było wyłowić, zwłaszcza łowiąc z ręki w miejscach z roślinnością podwodną. Mam wrażenie że do największych kabanów na Noen nie udało nam się dobrać, ale metrówka i kilka dziewięćdziesiąt przypadły nam w udziale, co biorąc pod uwagę liczne mniejsze „sportowe” szczupaki każde wyjazd uznać za udany pod względem wędkarskim. Kilka ryb z wyjazdu prezentujemy na fotkach poniżej:




Dołączona grafika


Dołączona grafika

...ryby oczywiście wracały do wody – może kiedyś złowimy je ponownie?


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika

Podsumowanie

Powrót do domu minął nam bezproblemowo – pomijając akumulator to echosondy zarekwirowany Piotrkowi z bagażu podręcznego na lotnisku w Goeteborgu. Akumulatorki włożone do bagażu głównego nie wzbudziły natomiast niczyich podejrzeń i już po ok 1,5 godziny byliśmy w Warszawie – wypoczęci jak po mało którym pobycie wędkarskim w Szwecji. Taki ekspresowy powrót to niewątpliwie mocna strona wycieczki lotniczej i ukoronowanie prawdziwego wędkarskiego urlopu.



Noen zrobiło na nas dobre wrażenie. Jest to woda przyjazna, ciekawa i bezpieczna. Nie jest szczególnie wymagająca technicznie ani trudna do rozszyfrowania. Sprzęt pływający będący do dyspozycji pozwala w ciągu jednego dnia spenetrować całe jezioro, wzdłuż i wszerz. W takiej sytuacji zlokalizowanie ryb i dobranie metody połowu jest tylko kwestią czasu. Trzeba by było trafić naprawdę na ekstremalną pogodę żeby zostać na tej wodzie wyeliminowanym z łowienia. Jeżeli chodzi o obsadę drapieżnika, to chociaż żeby się wypowiedzieć nt okoni na Noen musielibyśmy tam zajrzeć jesienią, widzieliśmy tam kilka okoniowych bankówek które czekały na swój czas… natomiast ze szczupakiem jest nieźle, co potwierdzają zarówno nasze wyniki jak i odczyty z echosondy.





Dołączona grafika


Dołączona grafika

zwrócenie rybie wolności do przyjemność porównywalna z jej złowieniem

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ta nieduża w sumie woda nie zostanie wyeksploatowana przez „mięsiarzy” bo jest to naprawdę przyjemne miejsce, które warto odwiedzić z wędką i spędzić zasłużony wędkarski urlop. Czego i Państwu życzę.



@friko, 2014


8 Komentarze

Fajny wpis! Zwłaszcza kiedy patrzy się za okno :)
    • Friko, @slider@ i ezehiel lubią to
Zdjęcie
Piotrek Milupa
23 gru 2014 14:22

Ech... miło sobie przypomnieć.

Taką pogodę jak dziś też mieliśmy, choć temperatura była znacznie wyższa ;)

 

Był to mój pierwszy wyjazd zagraniczny na ryby i lepiej nie mogłem trafić, wszystko idealnie zorganizowane, pełne wsparcie ze strony p.Leszka jak i pomoc ze strony kolegów sprawiła że czułem się pewnie i bezpiecznie.

Tak, szybkosc i wygoda, duzo, duzo nizsze koszty takiego na ryby podrozowania jest bezsprzeczna. Teraz dobieram sie do drugiej czesci, czyli do szwedzkich koleji SJ, kazde lotnisko nawet tanich linii ma szybkie polaczenie autobusowe z dworcem kolejowym... Samolot, samodzielnosc, SJ... Na mojej pierwszej planowanej tasie pol Szwecji mozna zjechac po torach za 300 sek.. A juz wiem ze ichniejsze koleje punktualne sa jak nasze przed wojna :)
    • Friko i Piotrek Milupa lubią to

... ichniejsze koleje punktualne, ale tutejsze linie lotnicze niekoniecznie .... myślę ze planując własny transport o jakim piszesz, warto mieć rozkład komunikacyjny na kilka godzin naprzód ( my mieliśmy 6 godzin opóźnienia lotu !)

 

 

Mimo wszystko, jeśli tylko sie da, to wolę leciec samolotem. Zwłaszcza powrót samolotem z ryb do domu - jest po prostu bezcenny. Powiedziałbym że daje + 50 % bonus do wypoczynku na takim wyjeździe :)

    • Piotrek Milupa i ezehiel lubią to
Mam na mysli bardziej to, ze nie trzeba sie czuc zwiazanym z jeziorami wokol lotniska, jak pamietasz Pawle wyszlismy z terminalu wprost na autobus i dalej szwedzkim tempem tur tur tur na ryby... albo odwrotnie z ryb w autobus, ktory konczyl trase pod terminalem :)
A z opoznieniem tak duzym trafiles szostke, ja jej nie trafilem przez 20 lat takiego podrozowania na ryby i obym takiej nie trafil...

cukier szkodzi pamiętajcie przed świętami :P

Melchior Wankowicz :)

Jerzy Łużyc :ph34r:

    • Arcturus lubi to