Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1435 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1316 gości, 8 anonimowych

Dedo, Zack, Google, MarcinP, Kwach, DiddoR, Bing, Lukas 24, MIGOTKA, _Junak_, DzikiBill, Geciowy, RomanP, jasku10, Friko, Kingfish, kornetes, POLONIAb, starydrwal, sinus, Tomasz1990, Abu1978, niko333, Mariusz1990, Robert22, tom_mich_, Michał 1982, KRZYCHU SZ-EK, Sylwek1981, maciekg, mietek1982, Waldek, SPINKAMION, DarekM, Tokarz 2000, Jacek01, Kunagunda, sslonio, Muflonsone, as1111, Feliks, Macc, macieknikos, WedkarzIncognito, hasior, Archanioł, Roberto, Henrikes, Maciej1979, pano112, BGM, przemofight, polak9, lutek4444, TOFIX99, Piotr O., rózgaś, Pat92, markir, remek1, MaxMakary, Pescador de caña, Tomek.M, SzczupakRzeczny, Woblery hand-made G.K., Facebook, 1filipson86, Sbaig, kaziu1976, tomspinn, dante, TeDDyBoY, GroPerch, Miru, wujek, mmgg, szekspir, uszkin, rychu1961, jerrys, czarny1, Seba 37, KLANAD, Ardoro, darsio, PerchMaster, wilczybilet, carlus75, radeks, Jano, skampi, Pluszszcz, karpiu08, Abs142, arto83, ro6son, BartiX_77, Trill, Tomsi, Artek, ObraFM, grzegorzpo91, darkon, PiterS, tankista34, trissot, cinn, siarq, teetee, jabadaonbis, Trociowy, hi tower, Dziad Wodny, PaPaDaNcE


- - - - -

Syrsan 2009


W latach 50-tych po syberyjskiej prerii szedł bóbr. I wpadł do wody. I bobera zjadł szczupak. Szkoda, że jeden z uczestników operacji Syrsan 2009 nie podzielił się tymi informacjami na promie, kiedy już wracaliśmy do Polski. Losy wyprawy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Przecież ten bober, to na pewno taki nieco inny popper… Tak, było wesoło. Podobno jednej łódce zdarzało się z impetem wpływać w trzciny. Sternik obławiał kancik, ten na dziobie zamienił się na kilka minut w czaplę. Presja wyniku? Niechciana przynęta, oddawana koledze okazywała się niezwykle łowna. Szybki remont kołowrotka na łódce? Żaden problem, gorzej ze smarowaniem – masło? Kanapki bez masła. No to może olej z sardynek? Lepszy ten z silnikowego bagnetu. Zdarzyło się nawet, że ktoś chciał stanąć na początku tęczy…




Początek tęczy, niestety ulotny i bez złotego garnka.



Druga wyprawa po skandynawskie szczupaki trwała standardowy, więc nieco dłuższy, wędkarski tydzień. Pomysł pojawił się w ubiegłym roku, kilka miesięcy po szkierowym debiucie. Nie zastanawiałem się zbyt długo. Bardzo miłe wspomnienia nie dawały dużego pola do manewru. No i „doświadczenie” przecież skazywało mnie na sukces. Metrówka murowana i to nie z przypadku, a tak coraz częściej myślę o ubiegłorocznym szczupaku, a wypracowana w oparciu o wskazówki i obserwację dużo lepszych wędkarzy.



Łów na głębokim blacie

Wyjazd na szkiery, to wyprawa po wielkiego szczupaka i tylko tak powinna być traktowana. Żadne inne ryby nie powinny nas interesować.





Piękne szczupaki złowione przez Daniela i trzech Tomków






Obławianie blatów małą wirówką da efekty. Ryby będzie można liczyć w dziesiątkach. Ale rzadko będą powalających rozmiarów, chyba, że jest się szczęściarzem (jak ja w 2008 roku). Oczywiście nie oznacza, że dużych ryb nie ma na płyciznach. Konkretną odpowiedź na pytanie gdzie są metrówki znaliśmy jednak już po pierwszych dwóch dniach łowienia - blat, cztery metry wody. Łowienie w takim miejscu jest pozbawione wielkiej finezji, choć później okażę się, że to nie jest do końca prawidłowa opinia. Trzeba też nastawić się na rzadkie brania. Jedno na kilka godzin. Trudno więc to zaakceptować. Trzeba mieć sporo samozaparcia, wiary i wyobraźni. Łowić w „studni”, zamknąć oczy i wyobrazić sobie wielkiego szczupaka. To był mój największy błąd wyprawy. Może stało się tak dlatego, że na łódce byłem z kolegą, dla którego była to pierwsza taka wyprawa częstsze łowienie szczupaków było dla niego bardziej ekscytujące niż długie oczekiwanie na jedno puknięcie. W jego zachowaniu widziałem siebie sprzed roku. A może to szukanie prostego wytłumaczenia własnej nieudolności? Łącznie (dwa domki) złowiliśmy ponad 200 szczupaków, mój największy miał 82 cm, trafił się też jeden ładny okoń (38 cm) i zahaczony za ogon ogromny lin (jeśli ktoś lubi łowić te ryby, to szkiery są dla niego wymarzonym łowiskiem).



Widoki zapierały dech w piersi, liczą się nie tylko ryby.





W piątek (ostatni dzień łowienia) udało mi się namówić Sebastiana (Dziubek) do solidnego łowienia na Boden (tak został nazwana miejscówka przez jej odkrywców – ekipy m.in. Rognisa, Gromita, Remka z 2007 roku). Zaczęło się dobrze. Rano na płytszej wodzie (tak, mnie też chyba ciągnęło na taką wodę) uwiesił się szczupaczek około 40 cm. Później (po jednej zmianie miejsca na rozległy… płytki blat) Sebastian łowi szczupaka 90 cm.



Nasz największy szczupak z Boden (choć nie jestem pewien czy to właściwe zdjęcie).



To jedna z największych ryb Sebastiana i najmniejsza z wielu złowionych w tym miejscu. Konsekwencja i nastawienie na konkretną rybę dało jednak efekt. Dzień później, wcześnie rano, Tomi złowił tam szczupaka 106 cm. Szczęściarz? Raczej nie. Kiedy my spaliśmy, dał sobie szansę złowienia takiej ryby. Wybrał najlepsze łowisko tego wyjazdu i najlepszą przynętę.




Największa ryba wyjazdu, choć komentarz do tego zdjęcia jest zbędny




Pomyślał i chwilę później skakał z radości. Tak padła największa ryba wyjazdu. Łącznie na dwa zamieszkiwane przez nas domki (dwanaście osóB) padło 9 metrowych ryb, z tego 7 na kilkumetrowym blacie.



Pullbaita gratulujemy

Najlepszą przynętą na Boden była duża guma, a tytuł MVP wyjazdy zdecydowanie należy się Danielowi (hlehle). To łowca 5 metrowych ryb (z – przypominam – 9 ryb). Rok wcześniej, łowiąc w 16 osób, także padło 5 metrowych ryb. Daniel farciarz? W tym kontekście, to chyba obraźliwe określenie. To nie mógł być przypadek. Na łódce Danielowi towarzyszył Tomek (Tommek). Złowił jedną metrową rybę. Pechowiec? Trudno znaleźć odpowiedź dlaczego się tak stało. Prawdopodobnie zadecydowały szczegóły – inne prowadzenie przynęty, łowienie na innej głębokości. Nie potrafię znaleźć innego wytłumaczenia. To dobry temat do przedyskutowania na forum.
Doświadczenia na naszej łódki pokazały też jak ważny jest dobór właściwej przynęty. Zielony Shaker Sebastiana robił furorę. Szczupaki uwielbiały go tak bardzo, że niemal odgryzły mu ogonek (wówczas też była skuteczna). Pech chciał, że przez nieuwagę guma wypadła z pudełka do wody (porządek na łódce to podstawa), a zielone kopyto Relaksa nie było w stanie zastąpić cudownej przynęty. Warto więc mieć w pudełku kilka (dwa?) egzemplarze konkretnej przynęty (w przypadku gum nie jest to trudne zadanie).
Mógłbym cały dzień bawić się sliderem. Doskonała przynęta, choć w tym roku przebojem okazał się pullbait produkcji Bigbait (czyli naszego forumowego Sławka).



Zakupione już w drodze do Gdyni pullbait Bigbait złowiły piękne szczupaki.




Przy jej uzbrojeniu popełniłem błąd – za duże kotwice spowodowały, że nie pracowała tak jak powinna. Nie wiedziałem, że to tak ważne. „Naprawioną” przynętą można było się dowolnie bawić przez dłuższe, szybsze, wolniejsze, krótsze podciągnięcia. Pullbait na stałe zagościł już w moim pudełku. Przy okazji tej przynęty znalazłem uzasadnienie dla przedstawionej wyżej teorii, że o sukcesie decydują szczegóły, np. inne prowadzenie przynęty.
Inne przynęty, które muszą pojawić się w szkierowym pudełku, to obrotówki. Lekkie, które można prowadzić nawet w trzcinach, ale nie muszą być duże. Przyda się wahadłówka, a podstawową przynętą – to już chyba szkierowa klasyka, a dodatkowo cieszy, że polska przynęta zdobyła tak duże uznanie zagranicznych wędkarzy – wydają się kopyta Relax, oczywiście 6 calowe, choć zasadzając się na metrówki chyba lepiej założyć te większe. Do tego zapas kotwic, dobry sprzęt do wyczepiania kotwic… Ostrzegam przed kiepskimi kółkami łącznikowi. Z litości nie podam nazwy producenta kółek, które przy wytrzymałości 35 kg wyprostował 70-centymetrowy szczupak.



Korki tu, drogi tam

Wróciłem opalony i zmęczony. Pogoda nie rozpieszczała. Deszcz, słońce, wiatr, deszcz, wiatr, słońce, deszcz... Nigdy nie widziałem jednego dnia tylu tęcz. Taki tygodniowy szczupakowi wyjazd to ciężka praca (jak dla osoby, która spędza czas głównie przez biurkiem). Trudno wrócić wypoczętym, kiedy łowienie rozpoczyna się o 8 rano (tak, wiem, że na wodzie powinniśmy być wcześniej), a kończy o godzinie prawie 22. Później jedno, dwa piwa, kolacja (zdecydowanie polecam gotowanie kolacji każdego dnia przez jedną osobę z przygotowanych wcześniej półproduktów).



Uśmiechnięty domek, pozdrowienia dla wszystkich!




Mieszkaliśmy na wyspie, do dyspozycji mieliśmy kilka porządnych łódek. Przy ich wyborze polecam zawsze tę najszybszą. Czas płynięcia pomiędzy miejscówkami trzeba zredukować do minimum. Na łódce sprawdzają się puszki (np. z rybami), konieczny jest dobry termos, apteczka. Ubranie? Kombinezon pływający i dobre buty. Koniecznie nieprzemakalne. Przy pływaniu szczególną ostrożność trzeba zwrócić na kamienie. O uszkodzenie śruby łatwo, a to niepotrzebne koszty.



Łodziami najpierw się pływa, a później trzeba je posprzątać.





W Szwecji polecam jazdę zgodną z przepisami (właściwa organizacja ruchu, brak przystanków pozwala na wykręcenie niezłej średnie), a w Polsce wyjazd z dużym zapasem czasu, szczególnie, że wyjeżdżamy w piątek, kiedy korki są ogromne!



Smak łososia

Żegnają się z gospodarzem ośrodka nad Sysran powiedziałem do zobaczenia za rok. Chyba zbyt wcześnie. Przyszłoroczny wyjazd wędkarski poświęcę raczej innej rybie, a metrowego szczupaka spróbuję złowić w Polsce. Jest to możliwe. Z tegorocznego wyjazdu pozostanie mi uczucie wędkarskiego niedosytu i radości z krótkiego obcowania z wędkarzami, z którymi pojechałbym na każdą wyprawę.



Jedyny okoń wyprawy, ryba całkiem przypadkowa.




Mam nadzieję, że relacja pomoże wędkarzom na podobnym poziomie co ja w wspinaczce na szkierowe szczyty. A teraz pozwólcie, że przegryzę bułeczkę z doskonałym wędzonym łososiem. Oczywiście prosto z Syrsan.



Mgor, 2009


Fot. Mgor, Tommek, hlehle, Tomi78, Tomek

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum






0 Komentarze