Kategorie Wszystkie →
Szukaj w artykułach
Reklama
Ostatnie na blogu
-
Omlet ok..
Sławek Oppeln Bronikowski - 20 lis 2024 22:30
-
Koniec... i wędkarskie życie po nim
Guzu - 29 paź 2024 12:00
-
sztuka łowienia
Sławek Oppeln Bronikowski - 07 paź 2024 20:22
-
i tak dalej
Sławek Oppeln Bronikowski - 17 wrz 2024 20:04
-
Nudy
Sławek Oppeln Bronikowski - 05 sie 2024 10:00
Ostatnie komentarze
-
Najlepsze wędzisko muchowe-subiektywny ranking użytkowników
tzienkiewicz - wczoraj, 15:36
-
jerkówka ATC MU 606 vs.....???
BOB - wczoraj, 13:34
-
Znaczki i odznaki ryb łososiowatych
S. Cios - 22 lis 2024 16:29
-
Nasze muchy
Adrian Tałocha - 22 lis 2024 15:56
-
Łowienie białorybu na spinning
wilczybilet - 22 lis 2024 08:40
-
Aliexpress - sprzęt muchowy, materiały, narzędzia
Richi55 - 21 lis 2024 09:25
Tagi
- ogłoszenie
- wędki
- przelotki
- inne
- kołowrotki
- konkurs
- wodery
- śpiochy
- rodbuilding
- kołowrotek
- video
- dolnik
- catch and release
- pracownia
- motorowodne
- fly fishing
- naprawa
- catch&release
- odzież
- spacing
- blank
- phenix
- uchwyt
- spinning
- artykuł
- #pstragi
- szczupak
- rękojeść
- woblery
- serwis
- okoń
- pstrąg
- step-by-step
- sandacz
- tech
- autorski
- miasto
- street fishing
- c&r
- autorski-rb
- tech-rb
- #refleksje
- fuji
- buty do brodzenia
- mhx
- kleń
- glass
- przynęty
- tuning
- blanki
1088 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)
Google, Bing, Mc.D, Zenitch, tomkosto, kacperek993, Aries, aspius03
W jasną, islandzką noc.
Cztery godziny lotu z Warszawy i w miarę świeży docierasz na Islandię – wyspę lodowców i wulkanów, targaną wiecznym wiatrem (Islandczycy znają 20 słów określający zamieć), poprzecinaną wodospadami, gejzerami i plażami z piaskiem ciemnym jak zimowy las.
Do krainy pięknej i nie podobnej do żadnego innego miejsca, przesyconej pocztówkowymi landszaftami, których pozazdrościć mógłby Monet. Jedna karta pamięci w lustrzance tu na pewno nie wystarczy. W tym księżycowym zakątku naszej planety miałem przywilej być kilka razy, oczywiście na rybach.
Ostatnie dwa razy organizowałem pobyt w miejsce dość nietypowe nawet jak na islandzkie standardy - jezioro Tingvallenvatn. Pod tą prostą do wymówienia nazwą ukrywa się szczególne dla mnie łowisko, które cierpliwych podróżników może obdarzyć pstrągami w rozmiarach o jakich w Polsce balibyśmy się na trzeźwo wspomnieć w towarzystwie... Potoki o wadze 4-5 kg? Na muchę? I to suchą? Tak. Łowimy tam takie. Po rozpracowaniu miejsc i tras ich wędrówek nie jest to wcale trudne. Największy jakiego złowiłem w maju 2015 roku miał 14 kg i mierzył równo 100 cm.
Nie wierzycie?
Islandzki interior z okien samolotu…dodam, iż jest środek maja.
Bliżej wybrzeża śniegi ustępują, ale krajobraz jest surowy. I niesamowity zarazem.
Krótka wizyta w Reykjaviku – obowiązkowa. W takiej stolicy chciałbym pomieszkać. Cisza, spokój, niska zabudowa. Miło i kolorowo. A do tego znalazłem tu najlepszą tajską restaurację na świecie.
Z tym przyjeżdża się na Tingvallenvatn. Na duże streamery łowimy 90% wszystkich pstrągów. Muchy wykonane w Polsce na podstawie islandzkich wzorów.
Sprzęt wędkarski jak wszystko zresztą nie jest tam tani. Jedna przeciętna muszka to minimum 20 PLN…
A tak mieszkamy. Domki choć małe, to nowe i przytulne. W dole leży nasze jezioro.
Wiosna na Islandii to 4 pory roku jednego dnia. Słońce i leciutki polar, a 20 minut później śnieg pada poziomo. Po to aby po chwili znów stopnieć .
Wpierw trzeba dojechać do wody. W wypożyczalni dostaliśmy pseudo terenówkę. Wiedziałem, że tak to się skończy. 2 h w plecy, zassało na amen.
Dobrze mieć przyjaciół rozsianych po całym świecie. Sytuacja opanowana, znów możemy się poruszać. Auto wymienimy na inne przy pierwszej możliwej okazji.
Wspominałem już o pogodzie? Woda w jeziorze ma w maju 3-4 C. Wyciąga z człowieka ciepło na maksa. Po godzince bez brań, trzeba zrobić przerwę.
Takie dni też się zdarzają. Ale dość rzadko. Za dużo sobie nie obiecujcie .
Najczęściej wypogadza się wieczorami co idealnie pokrywa się z najlepszą porą żerowania pstrągów.
Łowi się wtedy komfortowo i po znalezieniu miejsca gdzie nie trzeba brodzić jest nawet ciepło!
Niestety sytuacja potrafi zmienić się dość szybko…
Tego popołudnia wiatr wiał prosto w twarz i osiągał 70 km/h. Pozostało robienie zdjęć.
Kiedy pogoda przez dłuższy czas jest nieznośna to jedziemy sobie na mniejsze jezioro niedaleko. Kabanów tam nie połowi, ale takich 50 cm jest sporo.
Żółte jak kanarek.
Uspokaja się. Pierwsze rzuty na Tingvallenvatn.
O…jest pstrążek! Na suchą muszkę w rozmiarze 12. Hol na malutkim haczyku i cienkim przyponie 0,25 mm zajął mi około 15 minut.
72 cm grubego zwierza z Islandii.
Zanim skończyliśmy sesję z moją rybą Andrzej zacina kolejną. Chodzą stadami. Czasami jest ich kilka, czasami kilkaset!
Kubuś nas goni.
Ale łowi same maluchy ;-). To najskromniejszy pstrąg naszej wyprawy. W Polsce byłby chyba medalowy…
Następne dni przynoszą słońce i lepszą pogodę. O dziwo ryby biorą nam czasami nawet w środku dnia, co jest rzadkością na tym łowisku. Jeśli podejdzie stado, to jest spora szansa na dublet.
Dziś jest dzień Kuby. Dobrał streamera i goli jednego za drugim.
Pstrągi z Tingvallenvatn trą się co 2 lata. To ewenement i jeden z powodów dla którego osiągają takie rozmiary. Porównajcie tę rybę ze zdjęciem powyżej. Ta sztuka Pawła odbyła tarło zeszłej jesieni.
Łowimy często na zmianę aby zmaksymalizować szansę i nie deptać sobie łowiska. Zresztą na wielu najlepszych sektorach jeziora można wędkować jednocześnie w maks. 2-4 osoby
Średniaczek Michała, który w tym roku po raz pierwszy dołączył do naszej islandzkiej grupy.
I śliczna rybka Grzesia, także islandzkiego nowicjusza.
Nie musze pisać, że wszystkie pstrągi wypuszczamy…
62 cm z rzeki, którą odwiedziliśmy na 1 dzień aby odpocząć od jeziora. Dzienna licencja to 150 Euro, ale uwierzcie że to atrakcyjna oferta jak na Islandię (na najlepszych rzekach łososiowych licencja może przekraczać 1000 Euro!) Rzeka jest kryształowa, łowisz na 6 km odcinku (maks. 6 osó i pełna arktycznej palii i grubego potokowca.
Wędkarska wyprawa nie polega tylko na naparzaniu w wodę. Trzeba smakować życie, pić dobre wino, a potem wspominać dobre momenty.
Wieczorem wyskakujemy na tajną miejscówkę, o której wiedzą bardzo nieliczni. Każdej nocy podchodzą tam grube ryby, ale nigdy nie wiadomo kiedy dokładnie to będzie. Najczęściej pojawiają się tam na 20-30 minut i odpływają. Ten wziął tuż po 22.00 na wielgaśnego białego streamera.
Na łowisko zajeżdżamy zazwyczaj koło 17.00.
Ale przecież nie będziemy tak od razu gnać na wodę…mamy czas.
Argentyńska wołowina nad brzegiem islandzkiego jeziora. Lubię to.
Robson – towarzysz nie jednej wyprawy. Koneser życia .
Zanim rozejdziemy się po łowisku…
Jedna z najładniejszych ryb jakie w życiu złowiłem. Jak płynne srebro. 65 cm długi, ale 41 cm szeroki w obwodzie. Branie tuż przed zmrokiem, już dobrze po 23.00.
Za chwilę drze się Robson. 5 dni chodził bez ryby mając potworny niefart. Ale ostatni wieczór jak zwykle przynosi upragnioną zdobycz. Żeby tylko teraz nie wywalić się na tych cholernych kamieniach!
Tak wygląda morska muchówka Winstona w klasie 8 w czasie pracy nad Tingvallenvatn.
Jest. Robert cieszy się jak dziecko. I o to chodzi na dobrej wyprawie!
Wymiarowy… ;-)
Na końcowy akord do pieca daje Eric. 80 cm i 7 kg. Już prawie po ciemku.
W spokojne dni pstrągi robią się bardzo ostrożne i czasami streamera nie chcą. Wtedy przychodzi czas na małą, mokrą muszkę w rozmiarze 10-16. Branie są delikatne, jak na przełowionej, lipieniowej rzece. Ale potem na wędce rozpętuje się piekło.
Życiowy pstrąg Piotrka, którego miałem wielką przyjemność mu nieco „wygajdować”. Zassał „black gnata” na haczyku 12 .
Piękny moment.
W następnym rzucie siada następny, ale skromny.
Magiczne 20 minut – branie jest w każdym rzucie i wszyscy łowimy swoje ryby. Takie jest właśnie to jezioro – chodzisz 2 dni bez brania, a potem nagle trafiasz w miejsce i czas…
Kolosów tego wieczora nie ma, ale to nie istotne. Ważne, że wędkarze zadowoleni!
Słońce zachodzi koło 22.00. Teraz właśnie zaczyna się najlepszy czas na jeziorze. Jak będziemy mieć szczęście to podejdą pod same nogi.
Bach! W końcu się doczekałem, ale przedtem 5 h nawet bez muśnięcia.
Panorama Tingvallenvatn. Te klify to jedna z najlepszych miejscówek na jeziorze. Woda jest tam głęboka i pstrągi kursują wzdłuż tego uskoku.
Czasami zmiana muchy przynosi wymarzoną chwilę. Łupnął w pierwszym rzucie na żółtego streamera. Na poprzednie muchy nie chciały nawet popatrzeć.
Krótki, ale gruby. Takie lubię.
Piotrek z ciężko wypracowaną i zasłużoną rybą. Czasami na jedno branie trzeba czekać kilka dni.
W drodze na kolejny „pool”.
To małe jeziorko, właściwie sadzawka połączona wąskim kanałkiem z Tingvallenvatn. Nie dałbyś za nią 5-ciu złotych.
Trudno uwierzyć, że mieszkają tam takie ryby. Na muchówce nr 5 prawie wyciągnął mnie w woderów.
Wieczorną sesję poświęcamy znów na duże jezioro.
Na razie kompletnie nic, ale cierpliwości nam nie brakuje.
Ha! Tadzio odszedł sobie 100 m dalej i proszę!
Znowu średniak, ale walczy jak szalony.
Szczęśliwy Tadzio .
Ech, przyjrzeć się temu cudowi natury jeszcze chwilkę!
A dziś nie wieje prawie nic. Nie wiadomo czy się tym cieszyć czy smucić.
Popołudnie przynosi wspaniałe ryby. Trafiamy olbrzymie stado pstrągów, które podchodzą na odległość rzutu. Warunki pogodowe są idealne.
Na zmianę z Robsonem…
Chłop łowi 6 pstrągów w jeden wieczór, a najmniejszy ma 5 kg!
Odkuł się za poprzednie dni solidnie.
Spotkany wędkarz z Reykjaviku też sobie jakoś radzi…
Nie nadążam z aparatem. Robson, zmiłuj się!
Parę minut po północy na niewielkiego streamera. Na szczęście na świeżo przewiązałem nowy przypon 0,33 mm po poprzedniej rybie. Walka była ciężka, trwała równo 33 minuty i podbieraliśmy rybę 4 razy. Równo 100 cm i 14 kg. Gdyby to był srebrniak, to myślę, że bym go nie wyjął w ogóle. Nawet nie wiedziałem, że pstrągi mogą dorastać do takich rozmiarów .
Ostatni dzień kończymy na czarnej plaży. Jedno z lepszych miejsc na jeziorze.
Niewielki ale za to na suchą! Liczy się podwójnie.
Oszukał się na brązowego chrusta.
Najlepszy kompan na ryby – Adaś. Przeszliśmy razem wiele kilometrów nad niejedną rzeką. Jego pstrąg ma ponad 70 cm tylko Adam to wielkie chłopisko i dlatego ryba wydaje się mniejsza .
Chwilkę po zacięciu. Nie pisałem wcześniej, że te pstrągi bez trudu wybierają 60-80 m backingu….są jak lokomotywa!
I Jackowy na pożegnanie. Na następne spotkanie z Thingvallenvatn przyjdzie czekać następny rok. Może ktoś z Was wybierze się z nami?
Maciek Rogowiecki, www.wyprawynaryby.pl
- remek, Friko, mario i 20 innych osób lubią to
13 Komentarze
Niesamowite. Inaczej nie potrafię tego określić ... bo w życiu nie złowiłem pstrąga
A to nie jest przypadkiem te łowisko w Islandii gdzie trzeba zapłacić 1000$ za dzień łowienia?
ehh też bym pojechał... kupić sprzęt i licencje... może w 2 lata bym odłożył, ale przekonać żonę to chyba najtrudniejsze... No ale pomarzyć można
Nie
Ale generalnie chlopaki prezentuja ryby z dwoch miejscowek ktore sa prywatne i jest dodatkowa licencja, ale nie 1000$
Licencja na park narodowy gdzies kolo 40 euro i jak dobrze trafisz to tez polowisz.
Odpowiednio wcześnie planowany taki wyjazd można ogarnąć w kwocie 2500-3000zł od osoby
Licencje gdzie łowimy i skąd widzicie ryby na zdjęciach kosztują pomiędzy 80 a 150 euro/osoba/dzień. Cały wyjazd bez przelotu (z fajnym lokum blisko wody, opieką naszego człowieka, który trybi o co tam chodzi i autem 4x4) da się ogarnąć za 1300 - 1400 Euro. Jak na Islandię to dość tanio :-).
Brawo!
Może trochę o długości wędzisk, linkach, prowadzeniu streamera?
Sprzęt nie jest skomplikowany. Szybki kij 9-10" w klasie 7. Do tego w miarę porządny kołowrotek, który pomieści 150 m backingu 30 LBS. Linka pływająca oraz intermediate bedą wystarczające na 90% przypadków. Ja staram się używać przezroczystych bo woda w Thingvallenvatn ma 10 m przezroczystości....
Piękne sztuki dla takich momentów chce się być wędkarzem !
Gratuluję pieknych ryb . Pogody najlepszej to nie mają ale ryby to wynagradzają pewnie w 100% .
Świetny reportaż .Pozdrawiam.
Takie jezioro to ,,nasze marzenia".
Piękna przygoda .