Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


601 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

579 gości, 0 anonimowych

Bing, Borowik22, trout master, Google, Komar, Mikolajłodzki, bies, xnt@, gregox, Pavko, Facebook, Cezary.Łoskot, kamyk9, bolomistrz7, tofik, bobesku, majunio, SID, Michal_, hektor7901, SzymonM, The_End, Mundurowy, czarny1, Kort


- - - - -

Wylogowani


Są to słowa niebezpieczne: „jedziemy” bądź „wyruszamy”. Zwiastują rychłe porzucenie wszystkiego co znajome, przytulne i bezpieczne. Gdy wreszcie zabrzmią, musisz zostawić to co dobrze znasz i co nie wzbudza już twoich pytań. Po tych słowach, jesteś zdany na obcych. To jak nad ranem wysunąć nogę z pluszowego „kapcia-króliczka”, który na zeszłe Święta dostałeś od żony i stanąć na zimnej posadzce. Niebezpieczne słowa oznaczają podróż. A może obiecują Ci nawet więcej – wyprawę? Coś co posiada szerszy kontekst i kryje w sobie słodki sekret poznawania. Wyprawa będzie pasować lepiej. W tym słowie jest kolor nieba i radość, o której zapomnieli zmęczeni dorośli, ale którą w uśmiechu zatrzymały ich dzieci. To radość czerpana garściami z samego przebywania w drodze.
Po raz pierwszy głęboko zaciągnęliśmy się dusznym powietrzem Czarnego Lądu. Czerwonym od wirujących drobinek kurzu, afrykańsko-lepkim i nasączonym zapachem zbyt długo leżących na słońcu owoców. Choć pytań było więcej niż odpowiedzi, wyruszyliśmy. Na dziki wschód korzennej wyspy szamanów, przecierać szlak, na zaczarowany Madagaskar.

 

Żmudne, sprzętowe rozterki jeszcze w domu. Będziemy łowić grubo albo wcale nie będziemy łowić. Craft Bait 200 g. Selektywna rzecz.

 

Dołączona grafika

 

Trzeba to tylko jeszcze wszystko jakoś ugnieść-dopchnąć na Okęciu…

 

Dołączona grafika

 

…i po 20 godzinnej podróży wbijamy się wreszcie do dusznej Antananarywy, stolicy Madagaskaru. Porządny hotel i wypoczynek po takiej poniewierce jest zdecydowanie na plus.

 

Dołączona grafika

 

Ale kto bym tam myślał o spaniu, jak tuż obok tętni inny, afrykański świat. Focimy co się da.

 

Dołączona grafika

 

Nie wszyscy jednak 😊. Hedoniści korzystają z bezczelnie ciepłej wody w basenie.

 

Dołączona grafika

 

Krótki spacer przed kolejnym lotem i pierwsze kontakty z Malgaszami.

 

Dołączona grafika

 

Chyba są tak samo ciekawi nas jak my ich. Uśmiechają się, spokojnie oddają swojej codzienności. Nikt nas nie nagabuje, nie chce „one dollar” i nie łypie spode łba. Odwrotnie niż w typowym turystycznym raju z kolorowego katalogu.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Ponownie na lotnisku, tym razem krajowym. Kolejka jak na Gubałówkę i 2 godziny stoimy ściśnięci w ludzkim imadle. Nikt nie mówi po angielsku, tablica lotów też nie działa. Każą na migi czekać. Czekamy.

 

Dołączona grafika

 

Się doczekaliśmy. Pędem na pas startowy bo „mają opóźnienie”. Samolot śmigłowy, to dobrze. Takie najrzadziej spadają.

 

Dołączona grafika

 

1500 km i 3 godziny lotu dalej na północ. Koniec latania, hurra!

 

Dołączona grafika

 

Wysypujemy się przed lotnisko w Diego Suarez, naszym punkcie docelowym. Aparaty w ruch.

 

Dołączona grafika

 

Diego (inna nazwa to Antsirananana) to siódme co do wielkości miasto na Magadaskarze. Mieści się tu baza marynarki wojennej, a zdecydowana większość ludzi klepie straszną biedę.

 

Dołączona grafika

 

Nie polecam zwolennikom nadmorskich kurortów, czyściutkich plaż i łatwej turystyki.

 

Dołączona grafika

 

Nie będą natomiast zawiedzeni autentycznie ciekawi świata. Jest brudno, jest głośno i nie pachnie zbyt wytwornie. Czasami po prostu okrutnie śmierdzi. Można jednak spojrzeć w czarne oczy Afryki z bliskiej odległości. O takich miejscach mówię „tu pachnie życiem”!

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Im bliżej portowego centrum tym lepsza sytuacja miasta i jego mieszkańców. Domy są odmalowane, na ulicach latarnie, a od czasu do czasu klimatyzowany sklep.

 

Dołączona grafika

 

Trzy najbliższe noce spędzimy w niezłym hotelu. Dziwne i niezręczne to strasznie uczucie kiedy przyjechałeś się dobrze bawić na rybach, a obok za hotelowym murem ludzie mogą tylko wyobrażać sobie jak jest w środku. Podróżowanie uczy. Pokory, szacunku i wdzięczności.

 

Dołączona grafika

 

Szybko opuszczamy hotelową enklawę i ruszamy przed siebie, w ulice Antsiranany. Obserwujemy życie, pytamy o zgodę na zdjęcia. Czasami ktoś poprosi nas o cokolwiek, jakiś drobiazg za wykonanie fotografii. Kiedy nie mamy się już czym odwdzięczyć, Malgasze reagują uśmiechem i pokazują, że to nie szkodzi. Posiadać mniej, to tak naprawdę mieć znacznie więcej.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Nazajutrz wyruszamy poza granice miasta aby uszczknąć choć odrobinkę z cudów przyrody zaczarowanej wyspy. Al trzeba tam dotrzeć. Przemieszczanie się po malgaskich drogach jest przygodą samą w sobie.

 

Dołączona grafika

 

Tempo jest raczej spacerowe, ale tak powinno właśnie moim zdaniem być w podróży.

 

Dołączona grafika

 

Oczekując przed kolejnym posterunkiem na kontrolę samochodów, dostrzegamy pierwsze kameleony. Na Madagaskarze występuje wiele endemicznych (właściwych tylko dla tego obszaru) gatunków tych niesamowitych gadów. Ich grecka nazwa – chamailéōn – oznacza dosłownie „lwa na ziemi”. Posiadają kilka wyjątkowych cech – między innymi potrafią zmieniać barwę w zależności od temperatury i rodzaju otoczenia oraz widzieć wszystko w promieniu prawie 180 stopni bez obracania głowy.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Wielkie owoce na ziemi to duriany. Smakują dziwnie, a pachną jeszcze dziwniej. Większość ludzi ich nie toleruje ale znam takich co potrafią opędzlować całego na podwieczorek!

 

Dołączona grafika

 

Są i baobaby! Jak na Madagaskar to mizerne, ale na północy wyspy są dość rzadkie i w ogóle ciężko jakąś sztukę namierzyć.

 

Dołączona grafika

 

Transport na Madagskarze to temat na osobny artykuł. Takich mistrzów w pakowaniu nie widziałem nigdzie indziej poza Indiami. Pan na rowerze przewoził rano wydobyty węgiel do skupu w Diego. Recz w tym, że Diego jest 90 km dalej…

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Zaprawdę, mówię Wam, że nie ma co narzekać na nawierzchnię w Polsce.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Chatka zbita z kilku desek przewiązanych sznurkiem. Obok rynsztok, 2 m od domu. Jednak widać tu szczęście. Dalej narzekasz, że masz w życiu pod górkę?

 

Dołączona grafika

 

Opuszczamy cywilizację. Stromy zjazd do doliny Tsingy.

 

Dołączona grafika

 

Nissan Patrol. Terenowa, mocarna konstrukcja na sztywnej ramie, która nie zmieniła się od prawie 30 lat. Właściwe auto we właściwym miejscu.

 

Dołączona grafika

 

Po drodze przejeżdżamy przez kilka wiosek. Myślę, że ta dziewczynka wyrośnie na przepiękną kobietę.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Gekon zielony (Phelsuma madagascariensis) zwany także madagaskarskim.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Domowe kociołki używane powszechnie na wyspie. Znajdziecie taki w każdej chatce.

 

Dołączona grafika

 

Zasilana słońcem, ale jest! Telewizja dotarła już wszędzie.

 

Dołączona grafika

 

Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Przejazd przez sawannę.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Wąwóz Tsingy. Unikalne, jedyne takie miejsce na świecie, ostrych jak brzytwa wapiennych iglic. Na skutek izolacji, przyroda na Madagskarze jest wyjątkowa.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Jałowe pustkowia nie sprzyjają rolnikom, ale nie ma tu innej opcji aby zapewnić rodzinie przetrwanie.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Moje dzieciaki po zobaczeniu tej fotki spytały „nie mają zmywarki?”. Śmiać się czy płakać?

 

Dołączona grafika

 

W mięsnym.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Północ wyspy porasta spory kawałek prastarej dżungli. Nie mogliśmy tego przegapić!

 

Dołączona grafika

 

Spotkaliśmy tam (dzięki doskonałemu przewodnikowi) jedno z najbardziej wyjątkowych zwierząt jakie zamieszkuje Ziemię. To gekon liścioogonowy (Uroplatus phantasticus) – zwierze, które opanowało sztukę kamuflażu do poziomu „master”. 15 minut wpatrywaliśmy się w pień drzewa, na którym przycupnął (50 cm od naszych oczu) i nie byliśmy w stanie go dostrzec. Na szczęście przewodnik się zlitował…

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

O, tu siedzi na drzewie!

 

Dołączona grafika

 

W dżungli poruszamy się starym szlakiem niewolniczym, którym Francuzi transportowali nieszczęśników na wybrzeże i dalej do Europy.

 

Dołączona grafika

 

Pierwotny las deszczowy otacza ze wszystkich stron.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Zatrzymujemy się na krótki lunch, a z lasu wychodzi nam na spotkanie mangusta kasztanowa (Galidia elegans). Po chwili dołącza do niej druga.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Zwabił je zapach świeżego mango, które wyciągnęliśmy z plecaka.

 

Dołączona grafika

 

Po krótkiej chwili pojawia się więcej żarłoków. Na to czekaliśmy, pełen sukces!

 

Dołączona grafika

 

Lemury przybywają tłumnie i po chwili są wszędzie w około. Te nadrzewne ssaki występują jedynie na Madakagarze i w archipelagu Komorów. Są śliczne, ale niezbyt ślicznie pachną…

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Końcówka w dżungli przynosi jeszcze jedną atrakcje. Przewodnik zniknął w lesie na 20 minut po czym wróci do nas z najmniejszym kameleonem świata – Brookesia micra. Gatunek został odkryty dopiero w 2007 roku. Na zdjęciu dorosły osobnik.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Kończymy cześć turystyczną, jutro wypływamy wreszcie na pierwsze wędkowanie.

 

Dołączona grafika

 

Jednak zostało jeszcze kilka godzin do zachodu słońca, żal nie wykorzystać na zdjęcia.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Bladym świtem meldujemy się w porcie w Diego Suarez. Będziemy przez tydzień opływać wschodnie wybrzeże Madagaskaru i spać na katamaranie, który wypłynął przed nami w nocy. Dogonimy go wieczorem. Na razie wsiadamy do szybkich, wędkarskich łodzi.

 

Dołączona grafika

 

Mamy dwie takie jednostki. Duże, bezpieczne, z fachową załogą i regularnie serwisowane. W takim miejscu to absolutna podstawa. Poważna awaria łodzi na otwartym morzu gdzie nie ma nikogo w promieniu wielu kilometrów, to po prostu zagrożenie życia. Żadne ryby nie są tego warte. Ruszamy! Ostatni moment aby zadzwonić do bliskich. Następne dni będziemy bez kontaktu ze światem – wylogowani ze wszystkiego.

 

Dołączona grafika

 

Dwie godziny po opuszczeniu Antsiranany trafiamy do raju.

 

Dołączona grafika

 

Pierwszy! Nieduży, ale nie łowiłem ich ponad rok i zupełnie zapomniałem że to ryby na sterydach.

 

Dołączona grafika

 

Zrywa się wiatr, ale „super-Adrian” sobie radzi. GT jeszcze nie wiedzą jak bardzo będą miały przechlapane przez następne dni.

 

Dołączona grafika

 

W południe upał robi się niemożebny. Dość.

 

Dołączona grafika

 

Musimy płynąć dalej, gdzieś gdzie wieczorem spotkamy się z bazą-katamaranem. Okazuje się, że to 80 km dalej na południe, a Ocean trochę się rozhulał. Łatwo nie będzie.

 

Dołączona grafika

 

Po czterech godzinach piekła (nie sposób było robić zdjęcia, bo fale miały po trzy metry, a czas zajmowała nam głównie modlitwa) docieramy do spokojniejszej zatoki w pobliże katamaranu. Pierwsza 20-tka melduje się od razu.

 

Dołączona grafika

 

Wszystkie karanksy wracają oczywiście do swojego domu.

 

Dołączona grafika

 

Wielka makrela zażera Adrianowego poppera przy samej łodzi. Mamy fart, że zapięła się z boku. Jej zęby bez zająknięcia radzą sobie z shock leaderem 250 LBS!

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Wpływamy w płyciutką lagunę z kryształową wodą. Pod łodzią tysiące małych, kolorowych rybek. Przewodnik każe czekać i mówić, że na pewno tu przypłyną prędzej czy później bo to ich stołówka. Przypływają szybko. Łowimy kilkanaście karanksów w 2 godziny. Z dwoma naprawdę dużymi przegrywamy walkę bo nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać przed parkowaniem w rafie, jest za płytko. Po mega hardcorowym holu na krótkim dyszlu udaje mi się zapanować nad jedną większą rybą – 33 kg. Adrian i Andrzej przegrywają swoje pojedynki. Mieli na kijach GT większe niż moje.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Poppery na Madagaskarze umierają bardzo młodo.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Pada pytanie czy chcemy płynąć na wieczorną turę przed samym zachodem słońca. Czy chcemy??
Dublet z Adrianem. Obie ryby 20 kg +. Umordowani, ale szczęśliwi!

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Nasza pływająca baza pozwala dotrzeć do miejsc gdzie nie łowi absolutnie nikt.

 

Dołączona grafika

 

Katamaran parkuje na noc w osłoniętych od wiatru zatoczkach, zawsze blisko od rybodajnych miejscówek.

 

Dołączona grafika

 

Wiele spraw składa się na udaną wędkarską eskapadę. Kuchnia jest na pewno jedną z nich. Madagaskar pod tym względem bije inne „tropiki” na głowę. Genialne jedzenie.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Kolejny ranek i serca pełne nadziei przed wypłynięciem!

 

Dołączona grafika

 

Pierwsze porządne GT Marcinka. Chłop dochodzi chwilę do siebie.

 

Dołączona grafika

 

Orion Fraser Pop to mój ulubiony popper. Sprawdził mi się wszędzie i kosztuje połowę tego co japońskie cudeńka.

 

Dołączona grafika

 

Na to łowiliśmy. Dopóki na rybach nie pourywaliśmy 😊

 

Dołączona grafika

 

Od czasu do czasu wędkę do ręki bierze nasz sternik Nico. Nigdy nie spotkałem lepszego fachury od tropikalnego łowienia. Wirtuoz.

 

Dołączona grafika

 

Łowienie GT na poppery to sport ekstremalny, ale łowienie ich w nocy to czysty hardcore. Tego nie da się łatwo opisać. Branie słyszysz, a jak nie jesteś gotowy to po 2 sekundach leżysz jak długi na pokładzie. Te ryby potrafią być bardzo niebezpieczne jak ktoś nie ma doświadczenia (hamulec w kołowrotku jest ustawiony na beton). Spróbowaliśmy jednej nocnej tury i to nam wystarczyło. Adrian pozamiatał, ale grubo połowił każdy.

 

Dołączona grafika

 

42 kg.

 

Dołączona grafika

 

Połowa wyjazdu minęła…ech!

 

Dołączona grafika

 

W poppingu brak przestrzeni na sprzętowe kompromisy.

 

Dołączona grafika

 

Japoński Zenaq pracuje pod 10-kilogramowym smykiem.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Co ja robię tu….

 

Dołączona grafika

 

Cubera, kolejny model poppera za „rozsądną” cenę 45 Euro…

 

Dołączona grafika

 

Takie miejsca lubimy. Tu mieszkają duże ryby. Biorą często, ale rzadko udaje się je wyholować. Przy tej rafie przegrałem z największym GT mojego życia. Pękł przypon 250 LBS.

 

Dołączona grafika

 

Jobfish. Kolacyjny gatunek.

 

Dołączona grafika

 

Im dalej rzucasz, tym zazwyczaj więcej łowisz.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Lunch time. W południe i tak rzadko coś bierze. Rybom chyba też zbyt ciepło.

 

Dołączona grafika

 

Krótkie spotkanie z przepływającymi tuńczykami. Jedyny myk w ich łowieniu to zdążyć rzucić (lub dorzucić) zanim odpłyną. Branie następuje natychmiast.

 

Dołączona grafika

 

Wieczorem głodni spać nie pójdziemy.

 

Dołączona grafika

 

Zmiana na stickbaita przynosi często upragnione branie. Zresztą stickbaitami łowi się siłą rzeczy bo ile można wytrzymać ze 150-gramowym popperem przy tej temperaturze?

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Chyba 4-tego dnia mamy troszkę dość łowienia. Wracamy po kilku godzinach odpocząć nieco od tej tyrki. Jest okazja wybrać się na brzeg do niedaleko położonej wioski, która jest zupełnie odcięta od świata.

 

Dołączona grafika

 

Ale po drodze…😉

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Z wizytą na stałym lądzie…

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

A przed wieczorem chociaż na godzinkę…

 

Dołączona grafika

 

Adrian sprawdza wieczorem naszą załogę. 1 do 0 dla Polski.

 

Dołączona grafika

 

Następny ranek znów przynosi ryby. Mniejsze, ale to nam wcale nie przeszkadza. Chwila wytchnienia od GT.

 

Dołączona grafika

 

Nie ma już ciśnienia na ryby ostatniego dnia. Zalegamy na kilka godzin na katamaranie.

 

Dołączona grafika

 

Po 2 butelkach rumu jest 2 do 0 dla nas.

 

Dołączona grafika

 

Paint it black.

 

Dołączona grafika

 

Tymczasem na drugiej łodzi, z drugiego aparatu. Sylwek, Tomek i Czesio łowią aż miło. Próbują nawet głębokiego jiggingu i łowią kilka gatunków, których nazw już niestety nie pamiętam. Są spotkania z rekinami (udało się wyciągnąć tylko maluchy), żaglicą i mahi-mahi. Wszystkie na korzyść ryb, ale chłopaki wracają w to samo miejsce w styczniu 2019 więc ten się śmieje kto….

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Powrót w kierunku Diego Suarez. Po drodze złowimy jeszcze jakieś ryby, ale to już koniec. Tydzień na wodzie, a minęło jak jeden dzień.

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

W wyprawie wystąpili: Marcin Mamys, Sylwek Jankowiak, Tomek Kubala, Adrian Stachowiak, Czesio Łukasiewicz, Maciek Rogowiecki

 

Zdjęcia: jak wyżej.




26 Komentarze

Zdjęcie
woblery z Bielska
17 gru 2018 22:18

Prawdziwie "piękne widoki"!

Super jest to, że wyprawą wędkarska nie musi być tylko wyjazdem na ryby. Pięknie :)

    • Friko i SID lubią to
Zdjęcie
Krzysiek P
17 gru 2018 22:34

BAJA !!!  Świetne zdjęcia(ciekawe spostrzeżenia) , dziwne zwierzeta no i te karanksy (barrakuda i makrela też niczego sobie!)
Fajnie wypatrzyłeś zimorodka, a to czarno-białe ptaszysko dziwnie przypomina mi..swojską srokę ! 
 

OMG  :o

 

...część turystyczna  - na zdjęciach - chyba nawet ciekawsza od wędkarskiej, nie przypuszczałem że Madagaskar jest aż tak zróżnicowany. Niesamowite kolory, miło nasycić oczy w szary zimowy dzień   

    • platynowłosy, BOB i adamos lubią to
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
18 gru 2018 06:32

Wizyty u ubogich krewnych, też przydają barw wędkarskiemu światu. Barwy mienią się jak pawi ogon.. Same ryby nie dałyby takiego jaskrawego kontrastu.. :)  

Zdjęcie
WojtekCIN
18 gru 2018 07:38

Niesamowita relacja, dziękuję :) 

Pięknie polowione . Będę miał Maciek do Ciebie trochę pytań ale odnośnie Andamanów. Widziałem że raczej nie lowiliście travelami. Craft ma 200g czy 200mm? Jak w gramach to ciężki jak na stick.

Są travele, które się nadają do poppingu - Tenryu lub Carpenter. Ale to wędki po 800 - 1000 Euro...

Wiem widziałem, za drogie, poza tym te tenryu co widziałem miały 270cm, za długie jak dla mnie. Jadę z żoną więc sprzęt razy dwa. Stelle już mam, teraz szukam wedek. Są Daiwy saltist 250 do 150 w travelu, ale jak nie wejdzie w przyszłym roku nic nowego, ciekawego chyba wejdę w Kongery Saltexy.

Te wędki nie nadają się na Andamany. Są zbyt delikatne. Jedziesz z żoną? Na Havelock?

Tak, Havelock z żoną w marcu 2020. Kongery za delikatne?
Może zadzwonię wieczorem na Twój nr że strony Eventuru to pogadamy?

Havelock to jedyne miejsce na Andamanach gdzie możesz zabrać żonę :-). Nie chcę Cię zniechęcać, ale z rybami tam jest mocno średnio. Są rybacy i łowią miejscowi. Andamany mam naprawdę dobrze ogarnięte. Aby na Havelock połowić, musisz mieć kogoś kto wypłynie MINIMUM 60-90 minut stamtąd. Czyli kogoś z dużą i szybką łodzią wyposażoną w 2 silniki (dla bezpieczeństwa). Podaj mi operatora, który Ci to ogarnia. Na Havelock można się grubo wtopić. Chyba, że oczywiście traktujesz wyjazd jako urlop z małżonką, a ryby przy okazji. Wtedy spoko - Havelock to genialne miejsce na to.

Saltex to super wędka na Panamę i tego typu kierunki. Niedroga i daje radę. Ale nie na GT. Ma za miękką szczytówkę do dużych popperów (140 g +) i jest zbyt delikatna. Na Andamanach nie ma szans kupić zadnego kija zastępczego, więc jak szykujesz się na duże GT (a są tam powszechne) to weź inny kij.

    • wujek lubi to

Oczywiście, dzwoń. Jestem pod telefonem do 17.00 dziś tylko, 603 820 940

    • wujek lubi to
Poza tym fajny artykuł, szczególnie spodobały mi się fragmenty porównujące komfort życia miejscowych z naszym. Jak widzę takie obrazy mam podobne przemyślenia że naprawdę nie mamy co narzekać, ale ktoś kto nie podróżuje tego nie zrozumie. Choć też można na to spojrzeć z drugiej strony, ci ludzie w tych warunkach wychowali się od dziecka i często nie wiedzą że życie może wyglądać inaczej. To jak żyją może byc przykre tylko z naszej perspektywy, ale na pewno nie mają lekko.

To nam się wydaje, że im jest ciężko. Dla nich to normalka.

Telewizja jest już w praktycznie wszędzie (co udowadnia także ta relacja), więc mają szansę porównać swoje życie, do życia innych.

Myślicie, że oni się zamartwiają tak, jak większość z nas? Myślicie, że chcieliby się z nami zamienić?

Nic z tych rzeczy.

No, może robotnicy z Haiti otrzymujący 3 $ za zebranie tony trzciny na Dominikanie.

 

Nie musimy ich żałować ani nad nimi się rozczulać, bo wiodą całkiem szczęśliwe życie.

Ci ludzie mają inną mentalność. Na swój użytek nazywam ją "ciepłomorską".

Do szczęścia potrzebują słońca, oceanu, coś do jedzenia, dachu nad głową w czasie monsunów, rumu i zabawy.

To takie wieczne dzieci :)

Oczywiście to pewne uproszczenie, ale sprawdza się na pewno w rejonie Karaibów czy wysp Oceanu Indyjskiego.

 

Relacja świetna, niektóre zdjęcia można wysyłać na konkursy NatGeo.

    • Guzu i Filip14 lubią to

Piękna wyprawa , a widoki jeszcze lepsze .Rybki jakie !!!!

Świetny artykuł, przeczytany (i obejrzany) od deski do deski również przez najmłodszych domowników :-)

Gratuluje wyników.

Super zdjęcia, super artykuł. Jak na razie można tylko pooglądać, ale kto wie co będzie w przyszłości.?

Super zdjęcia, super artykuł. Jak na razie można tylko pooglądać, ale kto wie co będzie w przyszłości.?

 że kiedyś pojechać? Za gorąco  :D  ;)

Super fauna, super flora, ale krasulę też widziałem.

pozdrawiam byniek

 że kiedyś pojechać? Za gorąco  :D  ;)

Za duże ryby i woda za błękitna :)

    • Krzysiek P lubi to
Zdjęcie
venom_666
19 gru 2018 16:33

No dobra, ryby rybami, ale gdzie Skipper, Kowalski, Rico i Szeregowy??

    • BOB i Krzysiek P lubią to

Zupełnie jak na ZZ w Serocku :)

Świetny reportaż - moje gratulacje.

pozd

Dzięki wszystkim za miłe słowa. Jeśli część turystyczna też się Wam podobała, to przy następnej okazji też coś przemycę. Świat jest piękny, ciekawy i tak bardzo różny. Im więcej podróżuję tym bardziej wydaje mi się, że ryby to tylko dopełnienie. Choć jak minie kilka ładnych miesięcy teraz bez wędki w łapie, to może optyka mi się zmieni ;-) 

    • Friko i BOB lubią to