Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1215 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1143 gości, 2 anonimowych

Sławek Oppeln Bronikowski, sslonio, Bing, roberto_s, MatB, Mundurowy, hose4ras, Google, Trout71, RadekRadek, Silver_Fox, Houdini, MarcinZ, Łuki34, tibhar, cyprys19, kanu, witek70, Darek P, M a r a s, ender, DAMIR, wojciech1919, rower26, kszysztof, ŁukaszK, Hudzik, Roipakaz, 5384, Okonek@123, Michał 1982, gorrys7, ozzy321, Krab, Jano, marek64, morrum, gacupisz, chlyt, ms80, gringo, martek, Pickerel, Morisss, matt_gda, winek, pjuro, TomaszSz, qaya, golsyl, jerrys, martynski, oland, Marek_86, MaciekH, KLANAD, Piotrk82, duży, mav3rick, TeDDyBoY, darek3523, Embe, Sady, darek63, kedar, SzczupakRzeczny, Karpiu95, angulia, asp, scOOtt, Abs142, bieniu08


- - - - -

Wyprawa na małe ryby......


W minione wakacje po raz pierwszy zabrałem 7-letnią córkę na prawdziwą wędkarską wyprawę do Szwecji. Nie było z nami ukochanej mamy ani młodszego rodzeństwa. Pojechał za to drugi odważny tata z nieco starszym od Poli bratankiem. Przez tydzień mieszkaliśmy na szkierowej wyspie i łowiliśmy ryby. Jedliśmy niezdrowe konserwy na przemian z chipsami i chodziliśmy nieprzyzwoicie późno spać, czasami bez umycia zębów. Uczyliśmy dzieciaki rozpalać ognisko, rozpoznawać gwiazdozbiory na niebie i obierać ziemniaki na obiad. Nie złowiliśmy nic konkretnego uwagi. Ba, w ogóle mało co złowiliśmy jak na szwedzkie możliwości. Ważne jednak, że rozpoczęliśmy z bratem żmudny i niewdzięczny proces wychowywania sobie osobistych i najlepszych kompanów na ryby – własnych dzieci.

Mniej więcej w tym samym czasie na podobny pomysł wpadł kolega z biura, Tomek i także zaryzykował (znacznie bardziej niż ja, bo pojechał nawet z żoną!) rodzinny wypad do Skandynawii z nastawieniem na ryby. W artykule znajdziecie mix zdjęć z tych dwóch wyjazdów.

Dołączona grafika

Pierwsze szczupaki w życiu ze starszym bratem – bezcenne!


Trudne dobrego początki
Łowieniem starałem się zainteresować córkę od kiedy potrafiła wskazać kolorową rybkę w dziecięcej czytance. Jak odrosła od ziemi na wysokość stołu, zacząłem zabierać ją do swojego wędkarskiego schowka w piwnicy gdy trzeba było pakować się na kolejną wyprawę. Po chwili dąsania pomagała mi wtedy układać przynęty w pudełkach albo potrafiła kompletnie poplątać nową plecionkę na szpuli jak tylko spuściłem ją z oka. Pamiętam, że chodząc na spacery do Łazienek najwięcej czasu spędzaliśmy karmiąc chlebem parkowe karpie, a w warszawskim zoo starałem jak najdłużej przebywać w sąsiedztwie wszelkiej maści akwariów. Podsuwałem podstępnie nieświadomemu dzieciakowi wędkarskie książki Szymańskiego i Kolendowicza albo filmy o wiadomej tematyce. Zdarzyło mi się też raz czy dwa przekupić brzdąca cukierkiem za pomoc przy nawijaniu nowej muchowej linki….





Dołączona grafika

5-letnia Pola zaczyna przygodę ze spławikiem.


Te wszystkie nikczemne i perfidne z mojej strony zabiegi przynosiły jednak średni i krótkotrwały efekt. W oczach mojej pierworodnej nie widziałem zachwytu nad oślizłymi i pokrytymi łuską stworzeniami, który podzielał jej tatuś. Ryby i wędkarstwo ponosiły sromotną porażkę z klockami lego (skądinąd bardzo w rozwoju dziecka pożytecznymi), puzzlami i co najgorsze, bajkami w telewizji. Stojąc więc przed realnym i przerażającym scenariuszem nie-łowiącego-ryb potomka, zrozumiałem, iż popełniam trywialny i jakże dziś oczywisty w swej istocie błąd. Zamiast po prostu zabrać Polę na ryby i zacząć po kolei jak Pan Bóg przykazał, to ja próbowałem pokazać jej od razu wędkarstwo dla niej zupełnie abstrakcyjne, zbyt skomplikowane. Takie z rekordowymi okazami i żywcem przeniesione z relacji wędkarskich globtroterów. Zgubiła mnie rutyna, pewność siebie i lata własnych podróży po całym świecie z wędką w ręku. Myślę, że nie da się w dziecku rozbudzić odrobinki sympatii ani nawet krzty zainteresowania łowieniem pokazując wędkarstwo w teorii i na facebookowych zdjęciach – na dłuższą metę będzie to dla malucha nudne jak flaki z olejem.

Zdecydowałem się więc szybko zabrać 5-letnią wówczas Polę na pierwsze zajęcia praktyczne. Postawiłem na tradycyjną i dobrze sprawdzoną kolejność, którą i ja przechodziłem – wpierw spławiczek na pomoście w trzcinkach, a jak się małej spodoba, to z czasem spróbujemy bardziej poważnych łowów. I tak oto w pewien długi czerwcowy weekend zawitaliśmy we dwójkę nad rodzime jezioro Łańskie. Mam sentyment do tego miejsca bo jako nastoletni chłopak łowiłem tam całkiem niebrzydkie ryby. Okazało się, że solidny drewniany pomost w Rybakach przetrwał próbę czasu i po 20 latach znów montowałem na nim 4-metrowy bacik z gramowym zestawem na końcu. Tym razem jednak już nie sam, ale z własną córką przy boku, która małymi rączkami mieszała właśnie zanętę w kubełku świetnie się przy tym bawiąc. Rozrabianie płatków, kukurydzy i wielu innych specyfików dostępnych w osiedlowym spożywczaku trwało dobre 45 minut. Dziecko brudne, ale jak brudne to szczęśliwe. Nadszedł czas na skonstruowanie płociowej wędki. Wybór spławika, a właściwie koloru jego antenki, potem zakładanie na żyłkę maleńkich śrucin i wiązanie przyponu z haczykiem. Zabawa z tymi prostymi czynnościami trwała co najmniej pół godziny, a Pola przeszczęśliwa próbuje zrobić wszystko samemu. Złości się kiedy jej nie wychodzi, ale nie odpuszcza i po raz dziesiąty usiłuje przewlec pajęczą żyłkę przez malutkie oczko spławika. Mnie natomiast rozpiera duma i radość jakbym złowił co najmniej 50-kilogramowego tarpona. Oto bowiem moja własna, osobista córka jest ze mną na rybach i najwyraźniej jej się to podoba! Nadchodzi moment łowienia, którego boję się oczywiście najbardziej. Wspólnymi siłami lokujemy zestaw dosłownie parę metrów od pomostu w miejsce gdzie przedtem wyrzuciliśmy z Polką co najmniej kilka kilogramów zanęty. Zresztą parę dni później usłyszę od córki, ze rzucanie tymi smakowitymi kulami do wody to jej się z ryb najbardziej podobało…

Obfite nęcenie to był dobry pomysł ponieważ brania są od razu. Pola w pół godziny zalicza uklejkę, krąpika, płotkę, parę okonków, a nawet mikroskopijną krasnopiórkę. Każdą rybkę ogląda z uwagą, ale nie chce jej dotknąć. Na haczyk sama zakłada ziarenko kukurydzy, ale do białego robaka nie może za nic się przekonać. Łowimy drobiazg jeszcze z godzinę po czym ku mojemu zdziwieniu w zanętę wchodzą większe płocie i „podleszczaki” po 30 cm. Jestem po prostu w siódmym niebie, bo nie spodziewałem się tych rozmiarów białorybu w środku dnia na zatłoczonym mazurskim pomoście. Ale fart, myślę sobie nie mogąc się doczekać, aż Pola sama poczuje na swojej wędeczce siłę nieco większej ryby. No i mam co chciałem. Spławik znika pod wodą, a młoda w tempo podnosi bacik do góry. Szklak ładnie się wygina i widać, że na końcu wisi coś większego. Pola jednak zamiast piszczeć z podniecenia to zaczyna histerycznie płakać i drze się jak opętana. Co jest kurde? Jakiś szerszeń ją użądlił czy jak? Nic nie kumam, ale przejmuję od córki szybko wędkę i wrzucam do siatki pół kilogramowego leszczyka. Po dłuższej chwili udaje mi się uspokoić szkraba i próbuję zorientować się w czym jest problem.

„Nie chcesz już łowić ryb?” -pytam.

„Nie!!!” –krzyczy na mnie dziecko.

„Ale dlaczego, co się stało,przecież bardzo dobrze Ci idzie!?”

„ Chcę łowić tylko małe, a dużych nie. Chcę do mamy!!!”

Tak w skrócie wyglądało nasze pierwsze wędkowanie. Polka nie dała się już za nic namówić na łowienie tego dnia, a ja nie chciałem jej bardziej naciskać. Wypuściliśmy z siatki wszystko co złowiliśmy i zabraliśmy się do domu. Do wieczora nie chciała ze mną w ogóle gadać o żadnych rybach. Ale kiedy opowiadałem jej tradycyjnie bajkę na dobranoc zdobyłem się na odwagę i zapytałem czy pojedzie jeszcze ze mną nad wodę. Usłyszałem niewyraźne „może pojadę” obrażonej księżniczki i w tym momencie byłem najszczęśliwszym tatą na świecie.

Dołączona grafika

Lepienie zanętowych kul…to dzieci lubią najbardziej!


Dołączona grafika

Efekt porządnego nęcenia.


Dołączona grafika

Po dwóch godzinach córka ma dość i chce już tylko do mamy….


Bez napinki
Przez kolejne kilka miesięcy powtórzyliśmy takie spławikowe sesje jeszcze kilka razy. Z różnym skutkiem. Jeśli ryby brały to młoda potrafiła na pomoście wytrzymać nawet ze trzy godziny. Jak nie chciały współpracować, to współpracy odmawiała i Pola. Godzinka bez brań – to była absolutnie graniczna wartość, po której córka wpadała na jakiś genialny pomysł grania w piłkę (ping-ponga, badmintona, w karty lub scrabble), rozpalenia ogniska albo znalezienia jak największej ilości ślimaków w maksymalnie 15 minut.

Cieszyłem się jednak jak głupi z tych małych sukcesów i w następne wakacje postanowiłem pójść za ciosem. No i zgadaliśmy się z bratem, iż zorganizujemy naszym dzieciakom wakacyjną,pełnowymiarową wyprawę na ryby. I to na najprawdziwsze drapieżniki ze spinningiem w ręku, a nie na jakieś mazurskie stynki. Wybór padł na szczupaki,Szwecję i sierpień. Dlaczego szczupaki i Szwecja? Po pierwsze dlatego, że szczupaków tam bardzo dużo i nawet w najbardziej beznadzieje warunki zawsze coś się wydłubie. Argument nie do przecenienia, biorąc pod uwagę moją 7-letnią córkę i jej wrodzony brak cierpliwości. Po drugie kaczodziobe nie są zbyt trudne do złowienia i nie trzeba być „mistrzem świata” aby zaliczyć lepszą rybę. No i wreszcie dlatego, że Szwecja jest piękna, dziecio-bezpieczna i niemal bezludna w porównaniu z Polską. A i pogoda w sierpniu potrafi być często lepsza niż u nas. Może nie jest tak ciepło, ale statystycznie mniej deszczowo.

Dumni z tego genialnego planu przekazaliśmy wspaniałe wieści pociechom oraz małżonkom. Z obu stron entuzjazm był raczej umiarkowany, ale koniec końców klamka zapadła – zabieraliśmy dzieciarnię na szczupaki do Szwecji i nie było od tego odwrotu. Mój bratanek Matuesz cieszył się na okoliczność wyjazdu najbardziej. Kilka miesięcy przedtem łowiąc z tatą na podwarszawskim stawie podczepił przypadkiem „za kapotę” 2-kilogramowego sazana i od tego momentu ten cały spinning strasznie mu się spodobał….

Przygotowania do wyprawy rozpoczęliśmy rzecz jasna od kompletowania potrzebnego sprzętu. Zabrałem więc Polę do dobrze jej już znanego schowka w piwnicy i dałem jej…zupełnie wolną rękę. Wybór potrzebnego ekwipunku dokonany przez młodą był co najmniej interesujący. Szczupaki córka postanowiła łowić na króciutką, sandaczową „pałę” Berkleya o akcji kija od szczotki. Spodobało jej się srebrno-czerwone wykończenie kija i już. W sumie wybór nie taki zły, bo wędka była przynajmniej lekka. Z kołowrotkiem poszło o niebo lepiej, bo wypatrzyła na półce nie zawodnego Twin-powera, na którego notabene sam planowałem łowić. W zestawie znalazły się jeszcze spławiki i haczyki (gdyby jednak szczupaki wolały brać na ulubioną kukurydzę), stary i bardzo malutki podbierak z czerwoną rączką,którego nie widziałem ze 20 lat oraz dokładnie dziewięć przynęt. Stwierdziła,że więcej nie potrzebuje i, że szczupaki będzie łowić właśnie na to. Ja nie byłem aż takim optymistą ponieważ poza Salmo Sliderem, wahadłówką Algą i dwoma ripperami, wybór Poli padł między innymi na dorszowy pilker, jedną sztuczną muchy (pstrągową) i wielkiego tropikalnego poppera na GT (karanks żółtopłetwy),dodatkowo we wściekłym, różowym kolorze. Wszystko jednak grzecznie spakowałem to torby godząc się w milczeniu na te niestandardowe propozycje. Myślę, że dopiero wtedy pojąłem na czym polega cała tajemnica i jak zaszczepić w dziecku sympatię do wędkowania. Musi mieć po prostu z tego frajdę. To wszystko czego potrzeba 7-latce!

Pierwszego sierpnia wyruszyliśmy we czwórkę z Warszawy. Po drodze obowiązkowa wizyta w wędkarskim co by dokupić ostatnie przypony, trochę główek i…z 10 kg zanęty jeśli jednak spinning okazałby się dla młodzieży zbyt forsowny. Wieczorem byliśmy w Gdyni na promie Steny i już wtedy wiedzieliśmy z bratem, że ta skandynawska eskapada to był w dechę pomysł. Dzieci były prze szczęśliwe bo prom widziały po raz pierwszy w życiu.Jak nakręcone latały po całym pokładzie i do zapadnięcie zmroku nie było mowy aby wróciły do kabiny. Wszystko było dla nich nowe – latające nad pokładem mewy, portowe nabrzeża czy inne statki widoczne na redzie. Dla nas, dorosłych,to rzeczy oczywiste. Dla nich to cały świat nowych tajemnic, które czekają aby je odkryć!



Dołączona grafika

Pakowanie przed pierwszą szczupakową wyprawą…wybór padł na tropikalne poppery


Na Syrsan (nasze miejsce docelowe w Szwecji) spędziliśmy siedem wspaniałych dni, z czego w pełni przełowiliśmy prawie pięć. Zaliczyliśmy tylko jedną poranną, spławikową sesję, a tak pływaliśmy po całych szkierach w poszukiwaniu szczupaków i okoni. Generalnie ryby nie brały za tęgo bo woda była jak zupa. Kilka razy w ciągu dnia uaktywniały się jednak bardzo mocno i wtedy w pół godzinki łowiliśmy nawet kilkanaście szczupaków. Nie było żadnych kolosów (większość 50-75 cm), ale jak już się zapewne z tej opowieści zorientowaliście, to nie o żadne rekordy nam na tej wyprawie chodziło. Z Poli i Mateusza byliśmy z bratem naprawdę dumni.Codziennie wytrzymywali grzecznie na łodzi 8-10 godzin i naprawdę próbowali te ryby łowić. Oczywiście zupełnie po swojemu, czyli rzucając w sam środek trzcin najeżonym kotwicami jerkiem albo zupełnie odwrotnie na totalną głębię, gdzie nie pływało nic poza meduzami. Własnoręcznie, czyli tak od początku do końca każde z nich złowiło po 5 szczupaków. Mam tu na myśli ich własny wybór przynęty, rzut, odpowiednie prowadzenie i wyholowanie ryby do łodzi. Wydawać by się mogło, że to niewiele, ale pamiętajcie, że dzieciaki nie miały do tej pory żadnego pojęcia o łowieniu i przed wyjazdem nie potrafiły rzucić na 10 metrów i odróżnić szczupaka od okonia. Oczywiście ilość czasu spędzonego na łodzi niebyła równoznaczna z czasem poświęconym przez łobuzów na łowienie. Najpierw każde z nich musiało się „wypływać” łodzią, a więc szusowaliśmy po zatoce od brzegu do brzegu, tylko tak dla frajdy. Do tego dochodziły przerwy na rozwiązywanie krzyżówek i czytanie książek (dzieciaki zabierały na łódkę cały potrzebny do tego ekwipunek) oraz codzienna, obowiązkowa przerwa na ognisko i wspólne gotowanie. A kiedy pędraki miały dość wody, łodzi i rzucania, to po prostu odpuszczaliśmy i jechaliśmy na grzyby albo wycieczkę do nieodległego parku łosi. Ten tydzień to był naprawdę magiczny czas dla naszej czwórki i wiem z całą pewnością, iż taką wyprawę powtórzymy już w następne wakacje.

A czy Pola i Mateusz pokochają wędkarstwo i wsiąkną w ten temat na poważnie? Nie mam bladego pojęcia. Na pewno mocno bym chciał, bo to wspaniałe hobby uczące pokory i wrażliwości na piękno natury. Ale jeśli się nie „zaszczepią”, to wiecie co? Nie będę z tego powodu wcale płakał i uszczęśliwiał ich na siłę. Niech sami wybiorą swoją drogę….

P.S Przepraszam Was za nie najlepszą jakość zdjęć, ale z wyjazdu uratowały się tylko fotki robione komórką. Pozostałe były na karcie, którą niestety zalałem wodą na kolejnym wyjeździe…



Dołączona grafika

Na promie – dzieci zachwycone!


Dołączona grafika

Już w Szwecji nad Zatoką Syrsan.


Dołączona grafika

Zaczynamy pomostowo.


Dołączona grafika

Po czym przesiadamy się na łódkę. Dla młodych już samo pływanie jest mega atrakcją.


Dołączona grafika

No i bęc! Pierwszy, własnoręcznie złowiony szczupak. Maluszek, ale pamiętajcie, że dla dzieciaków kompletnie bez znaczenia!


Dołączona grafika

Łowimy 3-4 godzinki i robimy dłuższą przerwę. To dla maluchów ważne.


Dołączona grafika

Mieliśmy w sierpniu świetną pogodę. Na ryby aż niestety za dobrą.


Dołączona grafika

Od czasu do czasu znajdujemy okonie. Przyznaję, że kilka pasiaków zabraliśmy na kolację…


Dołączona grafika

Córka dumna ze szczupaka, a Tata jeszcze bardziej dumny z córki.


Dołączona grafika

Jest następny. Dzieciak ledwo daje sobie radę z moją dłuższą wędką.


Dołączona grafika

Największa ryba Polci. Szacuneczek!


Dołączona grafika

Tylko przynęt trochę dziecku żal


Dołączona grafika

Co trzeci dzień łowienie odpuszczamy i jeździmy po okolicy na różne wycieczki.


Dołączona grafika

Park łosi w Virrum – rewelacja i koniecznie trzeba zobaczyć.


Dołączona grafika

W parku jest obecnie 9 łodzi i wszystkie są zupełnie oswojone.


Dołączona grafika

Łosie podobają się dzieciakom znacznie bardziej niż szczupaki…


Dołączona grafika

Odwiedziliśmy także zoo Kolmarden. Wspaniałe i bardzo polecam.


Dołączona grafika

Jak Szwecja to i grzyby oczywiście!


Dołączona grafika

Godzinka chodzenia po lesie i kolacja już jest.


Dołączona grafika

Mateusz za starami naszej jednostki. Nie mógł się zdecydować czy woli łowić czy powozić.


Dołączona grafika

A ja nie brały to brzdące znajdowały sobie inne zajęcie. Polecam zabrać im na łódź krzyżówki albo kolorowanki.


Dołączona grafika

Młody odważył się nawet na kąpiel, choć woda miała tylko 18 C. Brrr!


Dołączona grafika

Powrót na wyspę po udanej dniówce.


Dołączona grafika

Lunch time na szkierowej wyspie.


Dołączona grafika

Ciekawe, że na rybach dzieci nie grymaszą i jedzą dosłownie wszystko. Tutaj ziemniaczki z patelni.


Dołączona grafika

Wspólnymi siłami posiłek robi się raz-dwa!


Dołączona grafika

Dublet z bratankiem.


Dołączona grafika

Franek, syn Tomka stawia pierwsze kroki nad Storsjon.


Dołączona grafika

I żona Tomka też.


Dołączona grafika

Inaczej skończyć się nie mogło….


Maciej Rogowiecki (@rogu), 2015


37 Komentarze

Zdjęcie
HighRider
14 lis 2015 21:33
Rogu - Wielki Szacun ! Ja swoim synom niestety nie "sprzedałem " pasji wedkarskiej i chyba masz rację - zaczynalem od zbyt wysokich diapazonow - karpiowania i ciężkiego spiningu...

I ja wiem ile frajdy może przynieść wędkowanie z ukochanym dzieciakiem, przekazywanie mu wiedzy i zasad , którymi powinien kierować się w tej na początku zabawie a potem może hobby na całe życie.

W tym roku radość mojej siedmioletniej wnuczki, która nigdy nie chciała spływać z łowiska była moją największą radochą i sukcesem wędkarskim ... bezcenne

Zdjęcie
Piotrek Milupa
14 lis 2015 21:58

Świetny artykuł, moja córa nie dała się wciągnąć w łowienie ale sporo w tym mojej winy ( zabierałem na bezrybie ).

Teraz mam plan wciągnąć 6-letniego syna, kupiłem mu ostatnio na Łukowskiej spinning 1,65 m, do tego Daiwa Laguna i taki prezent dostanie pod choinkę ;)

Maciek nawet nie wiesz jak byłem zadowolony z tego że mogłem jako pierwszy przeczytać i umieścić ten artykuł. Mam jedenasto letnia córkę która od 2 lat zarażam wędkarstwem. Wygrała nawet jakieś tam zawody, cieszę się że sprawia jej to przyjemność. I mam nadzieję że zarazi się tym na dobre i nie stanie się kolejnym dzieckiem "netu". Super Artykuł

Wysłane z mojego SM-G928F przy użyciu Tapatalka

"W parku jest obecnie 9 łodzi i wszystkie są zupełnie oswojone." ... to już wędkarskie zboczenie! :D

Zazdroszczę takiego wyjazdu z dzieciakami :)  Dzięki za ten wpis - super się czytało.

Świetny artykuł, moja córa nie dała się wciągnąć w łowienie ale sporo w tym mojej winy ( zabierałem na bezrybie ).

Teraz mam plan wciągnąć 6-letniego syna, kupiłem mu ostatnio na Łukowskiej spinning 1,65 m, do tego Daiwa Laguna i taki prezent dostanie pod choinkę ;)

Miejmy nadzieję, że Twój chłopak nie czyta tego wątku ... bo i prezent i wiara w Mikołaja były by spalone :ph34r:  :D

    • Piotrek Milupa i Sebo lubią to
Zdjęcie
Piotrek Milupa
14 lis 2015 22:20

Miejmy nadzieję, że Twój chłopak nie czyta tego wątku ... bo i prezent i wiara w Mikołaja były by spalone :ph34r:  :D

 

Na szczęście czytać się dopiero uczy ;)

    • Sebo i BOB lubią to
Robert w tych czasach dzieci niestety już nawet te 6 letnie przestają wierzyć w mikołaja. Technologia je pochłania i nasza w tym rola aby je "ratować " od tego.

Wysłane z mojego SM-G928F przy użyciu Tapatalka
    • Piotrek Milupa lubi to
Zdjęcie
Piotrek Milupa
14 lis 2015 22:34
Moje są chowane w starym stylu ale my tu pitu, pitu, a odbiegamy od tematu.
Biorąc przykład z Maćka chyba młodemu postawię moje pudełka i niech wybierze swój zestaw przynęt choć wstępnie muszę zrobić selekcję, młody ma manię wielkości i ostatnio wyjął mi z pudła Jaxonowskiego Szczupaka 30 cm ;)

Jak również w tych czasach wiele dzieci potrafi już czytać, prowadzić samochód i robić skręty...na całe szczęście nie wszystkie :D

I trzeba to piastować bo dzieci powinny być dziećmi przez całe dzieciństwo ... aż do starości :P  :D

    • Piotrek Milupa, Szymon82 i Sebalos lubią to
Zdjęcie
kefaspirit
15 lis 2015 00:08

'W parku jest obecnie 9 łodzi i wszystkie są zupełnie oswojone.' :-)

Oj tata widać tylko ryby i łodzie w głowie- u mnie podobnie ;-) Od mojej 11 letniej Nadziejki to musze czasami opędzać się przed wypadem bo zawsze chętna.... tylko jak już jesteśmy nad wodą częściej interesują ją inne sprawy niż nudne rzucanie i zwijanie....

Zdjęcie
Pisarz.......ewski Piotr
15 lis 2015 00:35

Często mam poczucie ,że zaniedbuję swoje dzieci , poświęcając za dużo wolnego czasu na wędkarstwo :( .Ten artykuł pokazuje , że można pogodzić jedno z drugim :) , i może to być dobrze i miło spędzony czas . Dziękuję , będzie to dla mnie inspiracją.

    • BOB i Prus lubią to

Maćku, wspaniały artykuł. Właśnie planuję rozpocząć drogę zaszczepienia wędkarstwa w swoim synku. Artykuł ukazał się w idealnym momencie, będę miał trochę czasu aby przemyśleć jak to mojego szkraba podejść i zaszczepić w nim wędkarstwo, a właściwie wrażliwość na przyrodę. Czytając Twój artykuł aż mi się łezka w oku zakręciła. Miałem wrażenie, że to są moje refleksje a nie Twoje. Bardzo dziękuję i przepraszam za swoją wylewność.

    • Sebo, BOB i Prus lubią to

Maćku,jakby nikt Ci tego nie powiedział :rolleyes: , musisz byc Dobrym Człowiekiem :)

Maćku,

już trochę ochłonąłem :-). Może Tobie wydawać się, że nic nadzwyczajnego nie napisałeś, ot relacja z pobytu z dzieckiem. Dla mnie ten tekst jest pełen optymizmu, ciepła, pasji i przekazywaniu jej swoim najbliższym, cierpliwości oraz przezwyciężania swoich egoizmów. Tego czego nam brakuje w dzisiejszym zaganianym świecie. Masz taką lekkość przekazywania swoich myśli poprzez tekst. Dzieci rosną a chwile szybko przemijają. Zatrzymaj ten tekst i podaruj córce jak będzie dorosła i wchodziła w rolę rodzica.

Z niecierpliwością czekam na relację z przyszłorocznego wypadu.

Tylko dlaczego tak długo mam czekać. Może zrób wypad na jesienne drapieżniki, na łowienie spod lodu, choćby na godzinkę i napisz o tym.

Odkładałem takie chwile ze swoim synkiem myśląc, że jest jeszcze za mały. Wiosną biorę się ostro do roboty, a raczej do zabawy. 

Pięknie napisane.

Ja ostatnio po 5 latach znowu wziąłem swoją 9 letnią Nadię na ryby.Wzięliśmy lekki okoniowi spinning i radość jej była wielka kiedy widziała,jak małe okonki podgryzają ogonek  jej twistera.Jednak, jak wyciągałem jakiegoś z wody to trochę się bała :)

Gdy do mnie przyjeżdża to zawsze pyta czy kupiłem jakieś nowe rybki i potrafi długie chwile oglądać te gumowe stwory.

Chciałbym ją zabierać częściej widząc ile ma z tego radości ale niestety życie sprawiło,że nie mieszkamy razem...

W czwartek urodził mi się syn :)  i już oczami wyobrażni widzę,jak to Nadia będzie mu w przyszłości pokazywać wędkarskie myki.

Czymże życie było by bez radości dziecka.

Zdjęcie
Rheinangler
15 lis 2015 11:58

Super Maciek,- trzeba próbować, choć nie zawsze wychodzi  :( mój starszy syn oprócz momentu dumy ze złowienia prawie na zamówienie okonia z którym cyknąłem mu fotę do artykułu przeżył jeszcze tylko raz fascynację "wędkarską" jak latał po szkole z gazetą z własnym zdjęciem  :lol:  :lol:  :lol:  :lol: i na tym się skończyło,- szkoda.

teraz to już stary byk i raczej interesują go inne brania :rolleyes:

Za to młodszy 6 lat złowił na gumę w tym roku dwa sandacze i coś mi się wydaje, że będzie kontynuacja ;)

Zdjęcie
Karol Krause
15 lis 2015 12:27

Piękny artykuł Macku  ;)

Moim zdaniem nie ma nic piękniejszego jak podzielić się i zaszczepić pasje do wędkarstwa , oraz przebywania na łonie natury Naszym pociechom  :)  :)  :)

Jeszcze ciekawszych doznań przynosi Nam przyglądanie się z boku jak dzieciaki powoli i świadomie ewoluują , stając się świadomym i pełnoprawnym wędkarzem...

Przerabiałem to z własnym synem od najmłodszych jego lat , z początku towarzyszył mi w kilku wyprawach z wypiekami na twarzy.

Potem przyszedł okres lekkiego zniechęcenia , fascynacji innymi sprawami itp...

Jednak w wieku około 12 lat , wędkowanie pochłonęło go już całkowicie , czasami było to mocno męczące ale ..... miało to też pewne plusy. 

Wspólne przebywanie w dwójkę na rybach dawało mi też pewną możliwość ''zapakowania'' do głowy młodego człowieka pewnego bagażu wiedzy , zachowań jak i zagrożeń jakie niesie codzienne życie.

Teraz wiem że w pewien sposób miałem wpływ na to jakim jest człowiekiem i wiem co jemu przekazałem...

Jeśli macie koledzy potomstwo to wiedzcie jedno ... nie ważne czy uda się Wam zaszczepić młodego człowieczka bakcylem wędkarski , to na pewno wspólnie spędzony czas da Wam mnóstwo satysfakcji i pozwoli Wam ukształtować młodą istotę , nie koniecznie wędkarsko...

 

Karol.

Dowodem na to jak dobry i potrzebny był artykuł Maćka są te wszystkie nasze teksty, pełne optymizmu i pozytywnych, osobistych emocji.

Gratulacje jeszcze raz. 

    • Friko i Sebo lubią to

Rewelacyjny artykuł, czegoś takiego tutaj brakowało. Dzielenie pasji z naszymi dzieciakami to najwspanialsza rzecz jaka może spotkać rodzica. Osobiście mam 4 letniego syna i już próbuje go tym zainteresować. Jak na razie bawi się świetnie, nawet dzisiejsza pogoda go nie zniechęciła. Maćku, wielki szacunek za ten artykuł.

Cześć. Dziękujemy z Polą wszystkim za jakże miłe słowa. Pozwolę sobie napisać coś jeszcze po następnej wyprawie. Na razie idzie zima i córka do ryb jest na "nie", ale jak powiedziałem, że może znów pojedziemy  do Szwecji w wakacje, to (wstępnie) się zgodziła ;-)

@rogu nie zapomnijcie o polskich łowiskach, zdaje sobie sprawę, że wyjazd do Szwecji to dodatkowe atrakcję ale nasz kraj tez ma swoje uroki 

 

dzięki za wspaniałą relacje, czekam na kolejne

Od dnia kiedy zostałem ojcem bardzo lubię czytać takie artykuły :).

 

W tym roku udało mi się namówić moją rodzinę na wyjazd do Szwecji. Pogoda podczas 2 tygodniowego wyjazdu w lipcu zdecydowanie nie dopisała i z 14 dni pobytu chyba tylko 5 było bez deszczu, ale pomimo tego świetnie się bawiliśmy (choć chyba moja żona najmniej :) ). Na ryby pływałem tylko rano i wieczorem, a w ciągu dnia spędzałem czas z rodzinką. Poza czasem dość odległymi wycieczkami spędzaliśmy czas przy jeziorze i nad szkierem.

Już przed wyjazdem uznałem, że mój jeszcze wtedy 4 letni syn nie był na tyle duży aby własnoręcznie spinningować więc zaplanowałem dla niego spławik i lekkiego federka.

Tuż przy pomoście na spławiczek i lekką 3 metrową uklejówkę łowił płocie, wzdręgi, uklejki i najważniejsze....cierniczki :) Z czasem jednak nie chciał już łowić bardzo przyzwoitych płoci kręcących się w zasięgu rzutu tylko podkładał białego robaczka ciernikom pod pyszczki tuż pod pomostem i pomimo moich próśb maby łowił tam gdzie wrzucił "rybkom karmę" mówił..."Tato ja chcę po swojemu...tylko te cierniczki" :) . No i łowił je dziesiątkami co kilka minut chwytając za federa i wyciągając duże płocie i krąpie, których wielkość zdecydowanie przekraczała naszą krajową normę. 

Po tych 2 tygodniach ustaliliśmy wspólnie, że za rok wrócim do Szwecji i może już jako pięciolatek spróbuje spinnigu na co bardzo liczy bo miał okazję widzieć jaka to frajda.

Uważam, że warto próbować (tak jak napisał Maciek) metodą małych kroczków i jeżeli sami nie łowimy już na spławiko-gruntówki to dać dziecku szanse posmakowania wędkarstwa w takiej dość pierwotnej formie w jakiej zwykle my zaczynaliśmy.

 

 

 

 

 

    • Prus lubi to
Zdjęcie
Kowalinho
16 lis 2015 11:13

Ja także próbuję zarazić moją córę (5 lat) wędkarstwem.

Jest tylko jeden problem......córka nie popiera C&R.....wszytkie ryby chce zabrać do domu i się nimi opiekować :):) :)

 

 

Artykuł extra.....tak trzymać.

    • BOB i Fishnen lubią to

Ja także próbuję zarazić moją córę (5 lat) wędkarstwem.

Jest tylko jeden problem......córka nie popiera C&R.....wszytkie ryby chce zabrać do domu i się nimi opiekować :):) :)

 

 

Artykuł extra.....tak trzymać.

To jest nawet lepsze niż C&R  :lol: .