Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


787 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

686 gości, 9 anonimowych

Klaudia_Kacprzak, Bing, mrufa8, Google, russian80, mario, Kolorowy, pieczywko, kostom63, rav_id, PePe., drag, tymof, Pietruk, dzas, Sławek77, Macko125, Pescador de caña, wildriver, AJ26, krzk1234, krecik, turik, didiunik, Castpol, wrobi80, nevis, Simon, SzczupakRzeczny, seba666, saitt, Jim Lahey, Acho, Gad1979, Rexxx, tu3s, teki77, Umbra, Myszon, Mulat, Guzu, spayol, Fatso, Sebo85, maciej smochy, Luciano, rafaldslbi, stigibingo, pawelWPR, witeg, Andrzej@45, KoksikKLM, gruzin06, marcothroll, jakub75, Juniorsky, Ostry krokodylec1, triblu, gorrys7, esox34, Zybi81, Dawid1599, zander78, Cez@ry, daczsan, cobrax, miramar69, siatkaz, seba122, pyotreq, Pavko, dario69, Liquid, homax, Bielany, Rafał.N, Michal_, scOOtt, kosio, suszek, skampi, 77robson, Og2, Tomasz1990, Analityk85, Kajtelek2, Wesol, wuran, migdau, PatLove, kirej, Kuba Standera, haja1978, Cru


- - - - -

Czy można wykuć miecz samurajski nad Wisłą?


Rodbuildingowy fusion po polsku.

15 stycznia 2006, Łojewek.
Pięknie. Świat cały w bieli. Łąki, lasy, drzewa oblepione białym puchem. Mróz kreśli swoje wzory na ogrzewanej oddechem szybie Focusa. Nawet samochód dopasował się do scenerii – też jest biały. Maskowanie na full. Czapeczkę wziąłem białą. Nie pomogło na dzisiejsze pstrągi...

Co mnie podkusiło żeby jechać na te wredne rybska. Trzeba było w domu siedzieć i smarować młynki. To wszystko przez Remka. Wyczuł, że ciągnie już wilka do lasu. Środek „martwego” sezonu. I zbajerował.

I jeszcze ten casting. Dwumetrowa tuba PCV z kijem w środku uwiera mnie w głowę. Też sobie wymyślił. Wszystko na casting – bolenie, pstrągi. Gdzie on się do tego nadaje, z tymi swoimi dwoma metrami wzrostu, rękami jak ramiona wiatraka, łapami jak bochny chleba. Metrowe szczupaki wyciągać, to tak. Ale bolenie? Pstrągi? Człapie brzegiem rzeki jak jakiś dobroduszny olbrzym i cieszy sie nie wiadomo z czego. Żeby chociaż ten kij castingowy jakiś lżejszy miał zamiast tej „jerkówki”. Zresztą, co ja mówię. Remek i... nie, to nie może się udać... Wówczas jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo można się pomylić.

 


 

Luty 2006, Łódź-Warszawa
Od Żbika wracamy zadowoleni. Fajnie, że jest przedstawiciel St.Croix w Polsce. Ten sprzęt to jednak klasa. Zwłaszcza blanki. SCV – niektórzy twierdzą, że najlepsze blanki jakie można dostać na półkuli zachodniej. A u nas w Łodzi. Ech, jak to dobrze, że nie muszę żyć w innych czasach... co ja bym wtedy ze sobą zrobił, strach pomyśleć. Czasami niepokoi mnie ten temat: blanki i ja.

Remek chce zrobić machniom. Tym, którzy nie pamiętają czterech pancernych, nie będę tłumaczył. Wziął Elitkę do 20lb, miała być do lżejszego jerkowania. Ale jak przyjechał Megabass Jabberwock z Japonii okazała się dublem, więc trzeba wymienić, zwłaszcza że nieużywana. Tylko na co. Muchówkę jakąś podstawową na szczupaki i coś jeszcze. „Weź sobie jakiś lekki spinning, będziesz miał na te pstrągi” rzucam cokolwiek złośliwie. Bo już wiem jaka będzie reakcja. Że trzeba wziąć blank dobry i castingową wędkę na te pstrągi zrobić. Andrzej Nowik tak mu doradził. No tak, trudno dyskutować z autorytetem Thymallusa w tej dziedzinie. Swoją drogą, chętnie bym go poznał w końcu w realu. Tematów do rozmowy raczej by nie zabrakło. Przykładowo, o blankach możnaby porozmawiać.

 


 

1 maja 2006, nad Bugiem
Dwa bolenie, może w ciągu 15 minut! Mój na oko sześćdziesiątaczek, ale ten Remka już ładny, sporo większy – potem okaże się największą wyjętą do zmierzenia rybą naszego boleniowego zgrupowania. No i złowił na casting jak się odgrażał, zresztą jednego z wielu pięknych boleni w tym sezonie... ale ojcem chrzestnym zestawu i tak zostałem ja! Coś mnie podkusiło żeby rzucić kastmasterem w warkoczyk za obrywem darni... No bo jak tu się oprzeć takiemu zestawowi. Kij Megabassa, multiplikator Shimano z systemem DC. Kiedyś ktoś powiedział o Remku „polski japończyk”,  jako aluzję do fascynacji Remka tak zwanym japan style. Teraz trzymam w ręku kij Megabassa, podziwiam każdy detal i widzę jak wielkim komplementem ten „polski japończyk” może być dla Remka. Bo Remek po prostu miał nosa – Megabass to prawdziwe dzieło sztuki użytkowej. Powiedzieć, że są to wędki fabryczne, byłoby nadużyciem. To kije klasy custom, w których każdy element został zaprojektowany z taką dbałością o estetykę i funkcjonalizm jaką spotkać można chyba tylko w Japonii.

Hmm... w sumie przecież to też zrobili ludzie. A skoro oni potrafią to może... Nie pamiętam, który z nas zadał to pytanie, w czyjej głowie zrodziła się ta myśl równie śmiała co bezczelna: „czy dalibyśmy radę”. Pamiętam, że myśl ta szybko nas zawstydziła i że szybko powróciliśmy na ziemię. Przecież to tak, jakby chcieć wykuć miecz samurajski nad Wisłą.

 


 

Czerwiec 2006, Turawa.
A więc to jest Andrzej Nowik. Inaczej sobie Thymallusa wyobrażałem. Po pierwsze wysoki, można powiedzieć kawał chłopa, głos gruby, jegomość wręcz jowialny. Po prostu zero z tej złośliwej bestii, która czasem wyłazi na forum. No i autentyczne doświadczenie castingowe, którego nic nie zastąpi. „Blank castingowy” – takim pojęciem Andrzej się posługuje. Upłynie jeszcze trochę wody w Wiśle i w Warcie zanim w końcu może zrozumiem co ma na myśli. Tymczasem oglądam kij, o którym wspominał kiedyś Remek. Najlżejszy kij castingowy jaki do tej pory widziałem, na blanku St.Croix SCV, 5S66LF, 8lb. Długościowo – uniwersałek. Taki kompromis pomiędzy celnością rzutu, zasięgiem i tym z czym w jednym kawałku można się jeszcze zmieścić we framudze drzwi. Do łowienia najlżejszymi wabikami, a więc niezbyt mocny. A raczej, tak mocny jak jeszcze się da, aby nie pogorszyć właściwości rzutowych. Nie na większy uciąg czy siłową walkę w miejscu z okazowym osobnikiem, oczywiście. Ugięcie jeszcze spinningowe, ale już castingowe. A więc blank szybki, gdzie zwyczajowy fast złagodzony jest na szczęście pewną finezją, obiecująco krzepnący przy samym dolniku. No i ten kolor, głęboki, jak gdyby lekko opalizujący brąz z delikatnie przebijającym złotym pigmentem, tak z drugiego planu...

 


 

Sztuką jest uzbroić ten blank w taki sposób, aby z tych pierwotnych właściwości jak najmniej uronić. O tym będę mógł porozmawiać z Andrzejem jeszcze nie raz. Poczytać też trzeba będzie. Zaprocentuje prenumerata RodMaker Magazine, Weight versus performance itp. ciekawe artykuły o tym, jak zrobić dobrą wędkę. Czasami tylko przyjdzie  weryfikować je krytycznie. Wszak nie o to chodzi żeby powtarzać bezmyślnie.

Bo, jak nietrudno się domyślić, Remkowe machniom ze Żbikiem doszło do skutku w jedynie słuszny sposób i blank na castingową pstrągówkę został już przysłany.

 


 

Jesień 2006.
No to dzisiaj wszystko się okaże. Róg Grójeckiej i Wawelskiej, widzę już pracownię Fishing Center. Remek się niecierpliwi. Andrzej co jakiś czas wsadza internetową szpilę na priv. A w zasadzie wszystko przeze mnie. Irek powiedział, że będzie resonance grip exclusive japan style by FC, precz z fałszywą skromnością, a ja uwierzyłem. I powróciła ta myśl arogancka, co się zalęgła w głowie w słoneczny majowy dzień nad Bugiem. Żeby wziąć to co najlepsze, z Zachodu i Wschodu, i przekuć to tu, na rogu Grójeckiej i Wawelskiej, w funkcjonalną i piękną całość. Amerykański blank, japońskie przelotki i wzornictwo. Komponenty international. Polski wkład materialny też miał być, a i owszem. Pierścienie ze specjalnego, lekkiego stopu, wykonane  w kraju na specjalne zamówienie Irka. Je właśnie za chwilę obejrzę. Po prostu rodbuildingowy fusion.

 


 

Irek rozkłada ręce. „Fatalnie!”. „Co fatalnie ?!”. „Patrz jak wypolerowali, to się do niczego nie nadaje!”. O co mu chodzi, nic nie widzę. Oglądam pod światło. Faktycznie, jakby drobna ryska. Ledwo widać, ale dla Irka cała partia pierścieni nadaje się do poprawki. Okazuje się, że polerować tradycyjną metodą nie bardzo się te pierścienie da, bo rozgrzewają się dosyć mocno i wtedy łatwo o zarysowanie widoczne po wystygnięciu. Na szczęście są inne metody, które zostaną zastosowane.

 


 

Umawiamy się, że jak pierścienie przyjadą z poprawki i będą już złożone prototypy pierwszych rękojeści, wrócę z aparatem, zrobię trochę fotek i założę nowy wątek w „Kąciku rodbuildera” na forum. Tymczasem, muszę jakoś wytłumaczyć Remkowi, że kijek to będzie miał raczej już na nowy sezon pstrągowy... ale że naprawdę warto poczekać. Lepiej żebym tym razem miał rację.

 


 

Zima 2006 / 2007
W zasadzie poszło gładko. Myślę, że przynajmniej wypada tak powiedzieć. Z grubsza podzieliliśmy się robotą na dwóch: ja spacing, Irek rękojeść.

Koncepcja spacingu zmieniała się kilkukrotnie. Sprawdzałem różne warianty uzbrojenia  w domu na blanku z prowizorycznie osadzonym na taśmie reel seatem.  Oczywiście to co poniżej odmierzone na długość dolnika, jaka miała być docelowo. Remek nawet dał radę rzucać  z takiej prowizorki. Dobrze, że nie wzięła wtedy żadna ryba.

Cały czas w pamięci koncepcja, żeby zbroić jak najlżej. Weight versus performace. Na początek próbowałem ograniczyć liczbę przelotek. Przy blanku o pełnym ugięciu, albo przy blanku delikatnym jak ten właśnie, z którym przyszło się zmierzyć, jest to trudne. Jak większość kompromisów w życiu.  Kiedyś jeden z rozmówców zza oceanu powiedział mi, że daje mało przelotek bo rzuca się z kija cały czas, a rybę holuje tylko czasem. Nie przekonał mnie.

 


 

Wydawało mi się, że przy typie SG da się zejść do 9 sztuk. Na odcinku szczytowym kilka z rzędu w rozmiarze 5,5 do czego szczytowa F 6,0 (jako że SG wyższe niż conceptowe L, do których szczytowa F stworzona). Nie udało się. A przy 10 sztukach SG nie miał już sensu, bo i pierścień nie w typie J, i ramka wyższa-cięższa.

 


 

Wziąłem się zatem za zestaw conceptowy L + LN. Skoro nie udało się zejść w dół z ilością, lekka tytanowa ramka i ograniczenie rozmiarów poszczególnych przelotek nabrały jeszcze większego znaczenia. Koniecznie chciałem zacząć od LN 10. Życie brutalnie zweryfikowało tą ideę. Pojawiła się koncepcja, iż docelowym młynkiem do tego kija może nie być niski profil, ale round Shimano Conquest 51, który ma wodzik osadzony wyżej od niskiego profila. Żeby wyszło bardziej uniwersalnie, trzeba było zatem sięgnąć po standardową, wyższą LN 12. Oczywiście mogłem próbować pozostać przy LN 10, odsuwając ją dalej od wodzika, ale odległości, które uzyskiwałem tak by linka wchodziła w ring pod akceptowalnym kątem, były absurdalnie duże. No i wygięcie blanku bezlitośnie wskazywało, że tak daleko odsunięta stripper guide nie wspiera go tam gdzie trzeba. Przy mocniejszym wygięciu kija linka wycierała blank pomiędzy pierwszą przelotką a multikiem, istniało wręcz ryzyko że może wejść na foregrip.

 


 

Ostatecznie ustalił się zestaw następujących dziesięciu przelotek:

LN12-LN10-L8-L7-L6-L5,5-L5,5-L5,5-L5,5-F5,5. Oczywiście tytan fuji, pierścień SIC. Lekkie, mocne, twarde, sztywne. Do rezonansu i cienkiej plecionki. Swoją gładkością mają wydłużyć rzut. Rozmiary pierścienia i wysokość ramki akurat do średnicy blanku, tak by siła skręcająca na wyżymała go na drugą stronę. Ta jednostopkowa L8 z tego zestawu wydaje mi się najciekawsza. Bezwstydnie podpatrzona u Megabassa. W cięższym kijku dałbym zamiast niej LN7 – odrobinkę niższa, pasowałaby jeszcze lepiej. Ale swoje by ważyła, zwłaszcza z omotką na drugiej stopce.

Spacingu nie podaję. Przemycę tylko jeden smaczek – odległość pomiędzy  przelotką szczytową a następną w kolejności. W standardzie – 8cm, u mnie 9,5cm. Niby tylko 1,5 cm różnicy, ale na szczycie uważam ma to swoje znaczenie. Im bliżej do szczytówki tym przelotki „dynamicznie ważą” więcej. Im bliżej dolnika, tym na więcej można sobie pozwolić.

Układ przelotek przy wygiętym kiju zachowuje naturalne kąty pomiędzy linką a przelotkami. Linka, zgodnie z zasadami static deflection test układa się równolegle do wygiętego blanku. Przelotki nie wymuszają innej niż naturalna krzywizny ugięcia blanku – to by było niebezpieczne.

 


 

Przy większych kątach wyjścia linki ze szczytówki wygiętego blanku, linka nie dotyka do powierzchni blanku. To ważne, bo docelową linką ma być zasadniczo cienka plecionka. Przy ostrym kącie i silnym obciążeniu problemu tego nie udało się wyeliminować całkowicie, klasyka konwencjonalnie zbrojonego lekkiego casta niestety. Na szczęście nie występuje on  tam gdzie byłby najgorszy – czyli w najgrubszej części blanku, bliżej dolnika. Prosta logiczna zasada - tam gdzie największe obciążenia, wsparcie musi też być większe.

 


 

Rękojeść na życzenie Remka w całości została wykonana bez zastosowania grama korka. Tylko wysokiej jakości hypalon, nawet nie wiem skąd go Irek ściągał. Proporcje dopasowane do wielkości dłoni Użytkownika, tak by umożliwić w razie potrzeby komfortowe operowanie jedną ręką, co w tak lekkim kiju jest jednym z istotnych wymogów. Szczegóły konstrukcji tuby rezonansowej pozostają tajemnicą Irka. Tuż za uchwytem multiplikatora został zastosowany tzw. dodatkowy rezonator. Dlaczego? Rezonans jak dla mnie faworyzuje raczej kije spinningowe, ze względu na większą powierzchnię dłoni, która przylega bezpośrednio do rękojeści. Biorąc pod uwagę spinningową technikę prowadzenia przynęty, również drgania w większym stopniu przenoszone są na blank. W castingu, gdzie zasadniczo mamy do czynienia z tzw. palmingiem (konia z rzędem temu kto wymyśli zgrabną polską nazwę) dłoń przylega raczej do panela bocznego multiplikatora, na który przenoszona jest przez linkę większość drgań, a do samej rękojeści dłoń przylega w niewielu miejscach, raz pod za przeproszeniem cynglem, a dwa – tam gdzie zastosowano dodatkowy rezonator.

 


 

Oczywiście design rękojeści znowu zapożyczony z kraju kwitnącej wiśni. Zwłaszcza rozwiązanie foergripu, nie stałego lecz nakręcanego, wykończonego bajeranckim metalowym winding-checkiem. Naturalnie pod kolor tytanowych przelotek, jak i reszta metalowych elementów gripu. Była koncepcja, żeby uchwyt multiplikatora od przodu zaślepić metalową tuleją, która będzie wystawała spod winding-checka. Ale uznaliśmy z Irkiem, że metalowa tuleja w tak lekkim kiju mogłaby stanowić niepotrzebne obciążenie i wytłumienie rezonansu, powstała również mała obawa przed przesztywnieniem. Zatem skonczyło się kompromisowo, malutkim srebrnym W-C zaślepiającym reel-seat oraz nicią w kolorze srebrny metallic, rozświetlającą optycznie wnętrze foregripu. A ile dyskusji było, ile tej srebrnej lametki ma być i gdzie się ma ona kończyć... Trzeba zaznaczyć, iż jej funkcja jest nie tylko estetyczna zresztą. Oplot wraz z lakierem chronią właściwą powierzchnię blanku przed zarysowaniem ze strony winding-checka wykańczającego od frontu foregrip. Tak na wszelki wypadek, bo szpara pomiędzy W-C a blankiem została zostawiona jak się należy.

 


 

Zaczepu na hak żeśmy, po japońsku, nie zaplanowali.

 


 

Oczywiście odrębna historia to uchwyt multiplikatora, exposed-blank z pazurem, w pięknym kolorze idealnie uzupełniającym kolor blanku. Taki uchwyt trudno jest zakupić, ot tak, po prostu. Ale co to byłby za japan style bez bajeranckiego, wypasionego, lśniącego uchwytu. W Fishing Center co prawda mają kiedyś być i takie, ale kiedy dokładnie – nie wiadomo. A ponieważ nie chcieliśmy przeciągać terminu oddania wędki, zadanie zdobycia odpowiedniego, wieńczącego całość uchwytu spoczęło na mnie. Cóż mogę powiedzieć, mam chyba szczęście do ludzi. Kolejny raz ktoś życzliwy stanął na mojej drodze. Kolega, kolegi, z polecenia – i dało radę – „załatwić”. Prawie jak za czasów minionego systemu.

 


 

Po wklejeniu rękojeści na blank, na specjalnych twardych, sprężystych i lekkich arborach, przyszedł czas na ostateczną korektę spacingu, której dokonałem w pracowni przy cennej pomocy Piotrka Strzeszewskiego.

 


 

Na tym etapie pozostało już „tylko” zrobienie omotek. W cudzysłowie, bo nić i lakier swoje ważą, a niestarannie wykonane mogłby zniweczyć cały efekt zastosowania małych i lekkich przelotek. Miło było patrzeć z boku, jak Irek się stara. Po tym całym czasie, wszystkich perypetiach, rozmowach widać było, że ten projekt stał się też „jego” projektem, że nie jest to po prostu kolejna wędką jakie były, i jakie będą... A może mi się tylko tak wydało?

Więc na początek staranny szlif stopek przelotek, potem nici tyle tylko ile potrzeba. Tu rodzynek, przed L8 poszło kilka nawojów z przodu, tak żeby zabezpieczyć blank przed ewentualnym naciskiem łuku kolankowego tej castingowo wysokiej jak na jedną stopkę przelotki. Oczywiście, wszystkie zakończenia omotek na kiju wyciągane od spodniej strony blanku. Pod lakierem i tak nie będzie widać, ale my swoje wiemy...

A sam lakier. Na dwa razy. Cieniutko. I kij właściwie ustawiany, żeby przypadkiem kropelka nie ściekła przed przelotkę.

Fertig. 

 


 

11 lutego, 2007.
Niedziela. Remek przyjeżdża do mnie do domu po kije testowe dla forumowiczów, no i przede wszystkim po swój kij dla „polskiego japończyka”. Pojadą to Poznania, na potargowe spotkanie jerkbaitowiczów, a potem do Wrocławia, na sesję fotograficzną. Tomek obiecał zrobić zdjęcia do artykułu. Tak po prostu, z czystej sympatii...

 


 

Remek nie widzi jak wypakowuję jego kij z pokrowca. Odwraca się kiedy już prezentuję wędkę w całej okazałości. Bierze do ręki, widać że tak delikatnie, z wyczuciem... Było warto...

 


 

Nie, na zakończenie nie będzie odpowiedzi na tytułowe pytanie. Co najwyżej, każdy może sobie odpowiedzieć sam. Dlaczego? Bo nie jest to opowiadanie o naj-, naj-, naj-, wędce castingowej (ach! och!), ponieważ z pewnością znajdą się lepsze, tylko o tym, co może się stać, co można stworzyć razem, kiedy wspólna pasja połączy grupę ludzi... Żbik, Andrzej, Irek & Piotrek, Tomek, Remek i jeszcze wielu, wielu ludzi dobrej woli nie wymienionych powyżej z nazwiska... Bezcenne.... Za wszystko inne - zapłacicie kartą kredytową.

 

@friko, 2007

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


1 Komentarze

Piękny kij. Nie wiem, czy nie najładniejszy jaki widziałem. Szkoda, że mój ST. Croix już jest prawie gotowy, za dwa-trzy dni będę go miał, bo porozmawiałbym jeszcze z Łukaszem, czy nie mógłby się trochę powzorować na tym. Gratulacje.