Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


802 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

790 gości, 1 anonimowych

Google, Bing, grzesiekbc, Fatso, cezcez7, Facebook, bullet81, tomassi, stefango321, MatB, Bujo, Mts1991, tomaszek11, Mariusz1990


* * * * *

Maciek Jagiełło - wędkarz niezwykły - wywiad


 

Chciałbym przedstawić Wam znakomitego wędkarza, mojego wspaniałego kolegę Macieja Jagiełło. Maciek jest jednym z najlepszych spinningistów w Polsce, miłym i bardzo wesołym człowiekiem. Jego pasją od młodzieńczych lat jest wędkarstwo. Maciek to wszechstronny spinningista, poszukiwacz i łowca wielu gatunków ryb, które żyją na naszym kontynencie. Łowi zarówno piękne wiślane ryby, jak i inne wspaniałe drapieżniki żyjące w wielu krajach Europy.

Maciek jako jeden z prekursorów polskiego nowoczesnego wędkarstwa, zapoczątkował erę nocnego spinningu. Nocne wyprawy oraz łowione nocą drapieżniki to jest to, co Maciek polubił najbardziej.

Jest on także jednym z pierwszych polskich wędkarzy, którzy łowili na hiszpańskiej rzece Rio Ebro, a jego sławna wyprawa na włoską rzekę Pad w poszukiwaniu wielkich sumów otworzyła oczy wędkarzom na tamtejsze wspaniałe łowiska. W wolnych chwilach Maciek ugania się za rybami i w każdym miesiącu kalendarzowym potrafi łowić różne gatunki ryb. W ostatnim czasie przykłada głównie uwagę do poszukiwań dużych, rekordowych szczupaków. Poświęca temu najwięcej swojego wędkarskiego czasu. Maciek posiada swój skromny zakład szewski, w którym odwiedzają go klienci oraz jego liczni znajomi. I właśnie tam spotkaliśmy się aby przeprowadzić ten wywiad.

Zapraszam do lektury rozmowy, którą przeprowadziłem z tym wspaniałym spinningistą.

 


 

Maciek, zacznijmy od podstawowych pytań. Od kiedy spinningujesz i dlaczego właśnie ta metoda wciągnęła cię najbardziej?

Doskonale pamiętam pierwsze ryby złowione na spinning. Były to dwa szczupaki. Pierwszy miał około kilograma i wydawał mi się duży, a drugi ważył 2,5 kilograma i wtedy wydawał mi się gigantyczny. Był to rok bodajże 1979, a więc miałem 9 lat i moje fascynacje takim wyborem są chyba zrozumiałe wszystkim. Od tamtej pory spinningowałem mniej lub więcej, co jakiś czas, by pod koniec lat osiemdziesiątych niemal całkowicie oddać się tej metodzie. Można powiedzieć, że przeszedłem wszystkie etapy fascynacji tą metodą i jestem jej wierny do dziś.

Pierwsze ryby, szczupaki złowione pod okiem ojca na dość toporny sprzęt (wędziska Germiny, kołowrotki Rexa, błystki polspinngu gnomy i algi) dawały dużą satysfakcję i zadowolenie. Jednak szybko zainteresowałem się subtelniejszym wędkowaniem. Poszukiwania sprzętu dały efekt w postaci delikatniejszych, jak na tamte czasy, zestawów z żyłką 0,20 mm i obrotówkami 0,1 (super wiry), na które łowiłem okonie, klenie i jazie. Koniec lat 80 tych to fascynacja ołowiankami i łowieniem boleni. Następnie poznałem woblery i tu dopiero zaczęła się prawdziwa eksplozja gatunków ryb, które zacząłem łowić i powstała możliwość nabrania nowych doświadczeń. Lata 90te to kolejne doświadczenia, tym razem z gumowymi przynętami. Rozpoczął się także okres ciężkiego spinningu sumowego. W między czasie były pstrągi i trocie. Tak kręci się do dziś. Jedynie łowienie na paprochy zawsze mnie odrzucało. Po prostu nie lubię tej metody, zresztą nie przyjmuję do swojej świadomości przełowionych wód (a chyba po to została wymyślona ta metoda, aby wyskubywać niedobitki ryb).

 


 

Czy masz jakiegoś swojego mistrza wędkarskiego? Kogo według ciebie warto naśladować i kto jest twoim ulubionym towarzyszem wypraw?

W moim wędkarstwie mistrzów jest wielu i jednocześnie nie ma żadnego. Samo spinningowanie jest rzemiosłem, którego można się nauczyć. Lecz by skutecznie łowić ryby trzeba mieć wewnętrzną „żyłkę”. To coś posiada niewielu wędkarzy.

Moim mistrzem jest każdy wędkarz, który świadomie wypuszcza złowione przez siebie ryby. Wiem, że jeżeli potrafi odmówić sobie kawałek rybiego mięsa to po prostu kocha wędkarstwo, a nie rybie filety. Jest to ważniejsze od wędkarskiego stażu. To coś trzeba mieć w sobie. Zawsze powtarzam, że wędkowanie to nie zdobywanie rybiego mięsa. Oczywiście sam lubię zjeść kawałek smacznej ryby, jednak wędkarstwo to przede wszystkim pasja.

Na wyprawy wędkarskie wybieram się głównie z moimi przyjaciółmi i to jest priorytet. Na rybach ma być po prostu fajnie i przyjemnie.

 


 

Maciek, jesteś warszawiakiem i pewnie najczęściej łowisz na Wiśle, ale czy jest to twoje ulubione łowisko w Polsce? Gdzie lubisz jeździć na ryby?

Głównie łowię ryby na Wiśle i nie tylko tej środkowej. Ostatnio bywam na Wiśle poniżej Krakowa. Są tam wspaniałe łowiska, a ryb także jest jeszcze sporo. Jednak coraz bardziej drażnią mnie tam masowo rozgrywane zawody spinningowe, na których morduje się dziesiątki kilogramów ryb w imię miejscowych pobudek! Uważam, że jeżeli wędkarze chcą się ścigać między sobą, niech to robią, ale przy okazji niech nie zabijają zwierząt. Zawody powinny rozgrywać się na żywej rybie.

Bywam także na jeziorach mazurskich, jednak staje się to coraz rzadsze ze względu na postępujący brak ryb.

 


 

Wiem, że dość często wędkujesz za granicą? Co cię tam gna?

Brak dobrych łowisk w kraju popycha mnie do wyjazdów zagranicznych. Zwiedziłem sporą część Skandynawii, gdzie świetnie się wędkuje. Mnogość ryb, cisza i spokój, to lubię najbardziej.

 

Bywasz na rybach także za wschodnią granicą. Jak widzisz tamtejsze łowiska? Czy miałeś na wschodzie jakieś nieprzyjemnie przygody?

Często jeździłem na ryby za wschodnią granicę. Z rybami bywało różnie, od totalnej euforii do kompletnego rozczarowania. Jednak za każdym razem przeżycia poza wędkarskie były niesamowite. Niestety groźna przygoda przytrafiła mi się podczas łowienia sandaczy na Białorusi. Wyprawa skończyła się pod lufami kałasznikowów i trzema dobami odsiadki. Było bardzo dużo strachu, jednak na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

 


 

Nasze hobby polega na łowieniu ryb i to najchętniej dużych ryb. Proszę „pochwal” się swoimi życiowymi zdobyczami.

Nie za bardzo lubię rybią wyliczankę, ponieważ złowiłem naprawdę wiele dużych ryb, które w większości przypadków wypuściłem. Nie wszystkie udało mi się dokładnie zmierzyć, a zważenie przeze mnie ryby to naprawdę rzadkość.

Największy szczupak, jakiego udało mi się złowić miał 114 centymetrów (przyp. red. Maciek złowił dwa szczupaki tej samej wielkości). Dużych szczupaków, takich do 110 centymetrów złowiłem naprawdę dużo, zwłaszcza przez ostatnie trzy sezony, które spędziłem po części w Skandynawii. Duży udział w moich szczupakowych sukcesach miał Piotrek Piskorski, a także jego przynęty, szczególnie Slider.

 


 

Naprawdę duże sandacze łowiłem pod koniec lat 90tych. Najdłuższy, jakiego zmierzyłem miał 98 centymetrów, ale takich w granicach 90-97 cm łowiłem, co najmniej kilka w sezonie. Oczywiście największe sandały pochodziły z Wisły. Teraz to już niestety historia.

Mój największy sum to okaz około 70cio kilogramowy, którego złowiłem na Rio Ebro w Hiszpanii. Na naszej Wiśle zaliczyłem suma pięćdziesięciokilogramowego. Sumów złowiłem już kilkaset, lecz te największe, które miałem na kiju nie dały się wyholować.

 


 

Bolenie łowię powyżej 80 centymetrów, największe oczywiście na Wiśle. Kiedyś jak nie było okresu ochronnego na ten gatunek, pamiętam jak w lutym łowiłem piękne (niestety tarłowe) ponad pięciokilogramowe rapy.

Z innych gatunków złowiłem między innymi, 82 centymetrową brzanę, jazia 62 cm, troć wędrowną ponad 90 centymetrów oraz pstrąga potokowego 57 cm.

 

Słyszeliśmy o twoim życiowym ponad 70cio centymetrowym kleniu. Czy możesz powiedzieć czy złowiłeś go na spinning?

Jedną z ciekawostek mojego wędkarskiego życia jest właśnie ten kleń, który miał 78 centymetrów. Złowiłem go z gruntu na żywca (kiełbia). Ważył on 3,7 kilograma. Niestety skończył w kuchni ośrodka wczasowego w Zakroczymiu. Jednak nie był to największy kleń, jakiego widziałem. W tamtych czasach widziałem jak wędkarze z Nowego Dworu złowili na Algę 2 sztuki grubo powyżej 80ciu centymetrów.

 

Wiem, że bardzo lubisz łowić rzeczne sumy, czy możesz przybliżyć nam jak oraz na jakie przynęty i na jaki sprzęt je łowisz?

Od kilkunastu lat łowię sumy z premedytacją. Wcześniej był to raczej przyłów, który dawał się wyholować na delikatnym sprzęcie. Do połowu tych ryb używam głównie woblerów. Czasem łowię na gumy, jednak tylko wtedy, kiedy łowisko narzuca zastosowanie takiej przynęty. Woblery są skuteczne zarówno nocą jak i za dnia. Można nimi łowić w wodzie czystej i mętnej, ponieważ wytwarzają bardzo silną falę hydroakustyczną, a to znacząco wabi sumy. Najczęściej używam pękatych, baryłkowatych egzemplarzy, czasem dodatkowo z grzechotką. W zależności od metody i głębokości łowiska stosuję woblera z krótkim lub długim sterem. Myślę, że przy połowach sumów, kolor przynęty nie jest aż tak ważny jak się kiedyś uważało. Łowiłem nocne sumy na zupełnie ciemne, jak i bardzo jasne woblery. Sumowy wobler powinien być pękaty, najlepiej pływający i nie za duży (6-12 cm), oczywiście o agresywnej akcji. Trzeba pamiętać, aby solidnie uzbroić sumowe woblery, by nie zawiodły w akcji.

 


 

Do łowienia sumów używam mocnych kijów spinningowych długości 2,7-3 metry. Kije są paraboliczne o środkowej akcji i masie wyrzutu do około 120 gramów. Taka mocna wędka w połączeniu z grubą plecionką nadaje się do długiego holu bardzo ciężkiej ryby. Na sumy, czasem używam plecionkę o średnicy aż 0,50 mm. Stosuję ją, gdy warunki w łowisku są trudne i trzeba oddawać krótkie rzuty w miejsca gdzie jest mnóstwo zaczepów. Często zabezpieczam plecionkę mocnym stalowym przyponem, którego wytrzymałość zawsze wcześniej sprawdzam w warunkach domowych.

 


 


 

Gdzie najchętniej łowisz swoje sumy?

Sumy łowię najchętniej nocą na rzece, oczywiście na spinning. Jednak za granicami naszego kraju najczęściej trollinguję za dnia, stosując głęboko schodzące woblery (najczęściej Rapala, Rebel).

 


 

Osobiście bardzo lubię łowić sandacze. Czy możesz powiedzieć coś o swoich podchodach tej wspaniałej ryby?

Uwielbiałem łowić sandacze 10 lat temu, a nawet wcześniej. Była to naprawdę trudna i wymagająca ryba. Pomimo dużej ilości sandacza, praktycznie we wszystkich wodach nie łatwo było łowić je regularnie. Robiłem w tamtych czasach wiele różnych doświadczeń, aby dobrać się im do skóry. Stąd między innymi wziął się także nocny spinning oraz przekonanie, że sandacza można złowić praktycznie na wszystkie przynęty, łącznie z obrotówkami.

Dziś łowienie sandaczy nie jest takie trudne, a rzekłbym nawet, że dość proste. Kiedy nastała era gum, na wielu wodach w naszym kraju, ryba ta została prawie doszczętnie przetrzebiona. W teraźniejszych czasach chętnie łowię sandacze za granicami naszego kraju, gdzie nie ma „hord” kolegów po kiju i uznania metody jigowej jako jedynie słusznej.

 

Ostatnio, podczas naszych wspólnych rozmów coraz częściej opowiadasz o szczupakach. Widać, że łowienie tej ryby wciągnęło cię bardzo. Jak idą ci połowy zębatych w naszej Wiśle i jak je łowisz?

Szczupak to dla mnie temat rzeka. Uwielbiam go łowić we wszystkich warunkach. Łowienie szczupaków kręci mnie nawet w naszych mocno przełowionych wodach. Jesienią zeszłego roku (2005) złowiłem na naszej zubożałej Wiśle sporo ładnych zębatych. Trafiły się nawet ponad 90taki. Oczywiście nie są to największe okazy, ale na tak zniszczonej rzece, nawet 60tak w tej chwili to spora ryba. Od lat wszystkie większe szczupaki wypuszczam, a z Wisły nawet te, które mogą nie rokować nadziei na przeżycie.

W rzekach łowię szczupaki przede wszystkim na gumy i są to głównie czarno-białe kopyta. Na przedzimiu używam także seledynowych.

 


 

Gdzie łowisz swoje największe zębacze? Jaką wtedy preferujesz technikę łowienia?

Największe, okazowe szczupaki poławiam oczywiście w Szwecji. Tam głównie stosuję technikę jerkową. W ogóle Skandynawia to dla mnie wielki poligon wędkarski.

 


 

W zeszłym roku miałeś wspaniałe wyniki podczas poszukiwań szczupaków w Szwecji. Opowiedz nam o swoich zeszłorocznych podbojach. Jak podczas tych wypraw sprawdziły się przynęty jerkowe?

W roku ubiegłym byłem u naszych zamorskich sąsiadów aż cztery razy. Kwiecień to jezioro Malaren, lipiec także Malaren, natomiast w październiku odwiedziłem Kalskronę, gdzie uważam, że już trudno się dobrze wyłowić. W listopadzie łowiłem na szkierach w okolicach Nynashamn.

Ze wszystkich wyjazdów zeszłego roku, najwięcej zębatych złowiłem na Malaren i były to duże sztuki, wszystkie zbliżone do siebie długością 80-95 centymetrów. Nie złowiłem wtedy ani jednej sztuki powyżej jednego metra. Jednak ilość była obłędna, jaka dokładnie nie wiem, gdyż nie liczę złowionych ryb od dawna. Podczas tego wyjazdu dwa dni pływałem bez brań. Natomiast kolejne pięć dni dało wspaniałe efekty. Ryby zgromadziły się w kilku różnych zatokach. Cała trudność polegała jak zwykle na znalezieniu tych właściwych zatok. W dobrych miejscach najlepsze rezultaty miałem na jerki.

Lipiec na tym samym jeziorze był trudny, jednak udało mi się złowić dwa ponad metrowe szczupaki. Ryby były bardzo rozproszone i stały na śród jeziornych wypłaceniach w bardzo grubym zielsku. W tym przypadku ważna była pora dnia, najlepiej środek dnia i koniecznie musiał być wiatr. Przynętą nr 1 był jerk Slider. W tych warunkach łowiłem troszkę inaczej na tego jerka. Łowiłem nim po zdjęciu środkowej kotwicy i przygięciu grotów w tylnej. Ryby brały naprawdę bardzo agresywnie. Niestety bardzo nagrzana woda nie sprzyjała przeżywaniu wypuszczonych szczupaków.

 


 

Październik to Karlskrona, za którą od dawna nie przepadam. Mimo to łowiliśmy tam szczupaki powyżej metra. Największy miał chyba 108 cm. Tu także sprawdziły się jerki.

Pod koniec listopada miałem przyjemność odwiedzić mojego przyjaciela Grzesia Wysokiego w Nynashamn. Tutaj łowiliśmy na szkierach. Na tej wyprawie złowiliśmy najwięcej szczupaków ponad metrowych. Tutaj jerki nie były już takie dobre. Zimna woda powodowała to, że ryby wychodziły wolniej do przynęt. Łowiłem głownie na duże gumy. Mimo słabego żerowania ryb złowiłem swojego szczupaka sezonu 110 cm. Do życiówki niestety zabrakło parę cm, ale to i tak wspaniałe przeżycia. Na szkierach złowiliśmy sporo szczupaków w granicach 105 centymetrów, kilka takich sztuk. Jak na moje szwedzkie wyprawy to rewelacja. Nim złowiłem swojego pierwszego metrowego szczupaka w Szwecji, byłem tam aż 6 czy 7 razy! Oczywiście dopisywały ryby, ale zawsze brakowało tych kilku centymetrów do tej magicznej granicy. Passę przełamałem dopiero na Alandach, gdzie jednego dnia złowiłem ryby 108 i 114 centymetrów, a także miałem dwie podobnej wielkości tuż przy łodzi. Wtedy łowiłem na duże 35 centymetrowe rippery. Ze swoich obserwacji uważam, że Alandy są jednym z najlepszych miejsc na szczupaki. Ale nie należy się łudzić. Także tam można złowić sporo ryb, jednak nie łowiąc żadnego większego szczupaka. Mogę powiedzieć, że na skandynawskich łowiskach trzeba bardzo dużo pływać i cały czas szukać ryb. Zresztą tam jest gdzie.

 


 


 

Czy podczas swoich wędkarskich wojaży stosujesz jakieś zestawy castingowe?

Łowiłem na kilka zestawów castingowych, na dość lekkie, a także ciężkie. Jednak jest to sprzęt, który nie za bardzo mnie pociąga. Zdecydowanie wolę spinning i przy nim pozostanę. Nawet jerkując stosuję odpowiednie kije spinningowe.

 

Często zmieniasz miejsca, w których wędkujesz. Jak skutecznie pozyskujesz informację o łowiskach? Co pomaga ci w rozpracowaniu łowiska?

Informacje o łowisku zbieram najczęściej od napotkanych wędkarzy. Tak najszybciej można dowiedzieć się wielu cennych rzeczy o danym łowisku. O zagranicznych łowiskach dowiedziałem się ze starej zachodniej prasy wędkarskiej. Tak trafiłem na Rio Ebro i tak „odkryłem” Pad dla polskich wędkarzy. Jestem na etapie rozpoznawania zagranicznego łowiska, gdzie łowi się ponad 90cio centymetrowe bolenie.

 


 


 

Przed pojechaniem na jezioro ważne są mapy i plany batymetryczne, które niestety nie zawsze są osiągalne. Na rozpoznanie nowych, a szczególnie dużych wód niezbędna staje się echosonda. Chociażby prosta, aby można było bezpiecznie i w miarę szybko pływać. Ja posiadam rachityczny model, ale jest niezawodny i to jest ważne. Z praktyki wiem, że na wyjazdach zdarzają się awarie elektroniki. Takie sprawy też trzeba przewidzieć.

 

Jeżeli na jedną z wypraw miałbyś zabrać tylko jedno wędzisko i jedną przynętę to, co byś wybrał?

He he, dobre pytanie. Jedną wędkę zabrałbym tylko na Białoruś i to też tylko ze względów bezpieczeństwa. Im gorszy sprzęt tym na szczęście jesteśmy mniejszym kąskiem dla miejscowych, którzy chętnie zrobiliby nam krzywdę. Jest taka zasada, że im więcej ryb w łowisku, tym mniej potrzeba sprzętu do ich złowienia. To sprawdza się na wszystkich wodach, łącznie z naszymi krajowymi.

 


 


 

Na koniec należy wspomnieć, że Maciek jest zagorzałym zwolennikiem metody złów i wypuść. W imieniu wszystkich forumowiczów, czytelników oraz redaktorów portalu jerkbait.pl chciałbym ci bardzo serdecznie podziękować za miłą i ciekawą rozmowę.

 

Sebastian „rognis_oko” Kalkowski

 

p.s. jeszcze nie raz będzie okazja do kontaktu z Maćkiem na naszym portalu.

 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


0 Komentarze